Rozdział 18
Lily POV:
- Ty się najlepiej na tym znasz! Przynajmniej lepiej ode mnie! - fuknęłam do Pottera - a ja nie chcę, aby ta wycieczka była taka nudna...
- Skoro tak chcesz.. musisz być gotowa na dwudziestą - uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek.
- Potter! - syknęłam wycierając się.
- Wiem, też cię kocham - wyszedł z pokoju. Prychnęłam i usiadłam na łóżku. Właśnie załatwiłam sobie imprezę. Sama nie wiem co się ze mną dzieje, okej? Chcę po prostu, aby ta wycieczka byłą tak samo piękna jak na początku. Evans nie jest od zamartwiania się. Nie będę cały czas siedzieć przygnębiona, zwłaszcza, że taka wycieczka zdarza się raz na sto lat. Ruszyłam więc do pokoju. Gdy tylko przekroczyłam próg dopadłam do walizki, skąd wyjęłam granatową, z czerwonymi akcentami sukienkę. Sięgała mi do połowy ud i była naprawdę ładna. Od pasa w górę przylegająca, a w dół lekko rozkloszowana. Była na ramiączka, a dekolt nie był wyzywający. Uroku dodawały jej dwa wcięcia po bokach talli, przez które widać było brzuch. Dostałam tę sukienkę na zeszłoroczne urodziny i miałam ją ubrać na meczu, ale wtedy chyba jednak założę coś wygodniejszego. Wzięłam też ręcznik i majtki na zmianę, a następnie poszłam do łazienki w celu umycia się. Szybko się uwinęłam, a następnie położyłam zmęczona na łóżku. Sprawdziłam godzinę, jeszcze piętnaście minut. W sumie chciałabym wrócić do Hogwartu. Tu miało być super, a nie robimy tu nic, oprócz jedzenia. Jeszcze dwa dni i wracamy, więc to mnie pociesza.
Godzinę później
Czuję się, jakbym była po trzech szklankach ognistej whisky. Mam słabą głowę. Z resztą co ja gadam, Potter idzie w moją stronę. Nie wiem czemu, ale miałam straszną ochotę go pocałować. Zakręciło mi się w głowie i wpadłam mu w ramiona.
- Czy zawsze musisz mnie ratować? - wydyszałam. Chłopak uśmiechnął się huncwocko i pomógł wstać na równe nogi. Czuć było od niego alkohol, co sugeruje, że też jest pijany.
- Zawsze lecisz mi w ramiona - szepnął tuż nad moim uchem i przeszły mnie ciarki.
- Potter.. - jęknęłam - pomóż mi..
- Coś się stało? - spytał patrząc na mnie swoimi orzechowymi oczami, przez co prawie się rozpłynęłam. Co się tu dzieje...
- Muszę.. - zaczęłam - muszę iść do pokoju - wysapałam. Głośna muzyka rozsadzała mi głowę. Huncwot pokiwał głową i zaczął iść ze mną w ramionach. Był taki ciepły, a mi było tak zimno... W jednej chwili zapragnęłam czegoś dziwnego. Gdy w końcu otworzył drzwi i weszliśmy do cichego pomieszczenia odetchnęłam z ulgą.
- I co teraz? - spytał patrząc na mnie.
- Em.. pójdę spać? - wydukałam. Potter spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko.
- Pójdziemy - poprawił mnie, na co prychnęłam i podeszłam do łóżka, a on za mną. Położyłam się i odwróciłam w jego stronę. W pokoju było ciemno, więc mało widziałam, ale na tyle dobrze, żeby dostrzec jak przegryza dolną wargę.
- Nawet o tym nie myśl - jęknęłam wiedząc, do czego zmierza.
- Ale o czym? - przybliżył się do mnie i wlazł pod kołdrę. Zamknęłam oczy i dotknęłam jego twarzy. Nie wiem czemu, ale już dawno chciałam to zrobić. Spojrzałam na niego, leżał nieruchomo wpatrując się we mnie. Nasze twarze były coraz bliżej i bliżej. Czułam już jego ciepły oddech. W jednej chwili złączył nas pocałunek. Dalej nic nie pamiętam.
Obudziłam się i rozejrzałam dookoła. Chyba mam jakieś zwidy, albo właśnie jestem w dormitorium! Zerwałam się z łóżka i obudziłam dziewczyny.
- Powiedz, że to nie jest sen! - krzyknęłam łapiąc się za głowę - dlaczego ja tu jestem!?
- Lily, wszystko ok? - zmarszczyła brwi Ann - zaraz przecież jedziesz na wycieczkę.
- JA JUŻ TAM BYŁAM!
- Co? - zerwała się Dorcas - pewnie ci się przyśniło - machnęła ręką.
- Oby! - pisnęłam - bo jeśli to był sen to totalny koszmar! To było takie realistyczne!
- A co ci się śniło? - spytała Ann, Dorcas padła znów na łóżko.
- Prawie zostałam zgwałcona - wybałuszyły na mnie oczy.
- Na brodę Merlina!
- Całe szczęście, że to tylko koszmar.
- A ja miałam fajny sen. Właśnie otwierałam czekoladę - posmutniała Dor.
- Która godzina?! - spytałam skacząc ze szczęścia - już nie pozwolę nikomu zniszczyć mi dnia!
- Szósta trzydzieści - mruknęła Ann.
- Już nie pamiętam kiedy zbiórka - machnęłam ręką - idę się ogarnąć! Kocham was! - wparowałam do łazienki. Tak się cieszę, że to wszystko był sen. Ręce mi się trzęsą z wrażenia. Dlaczego śniło mi się coś takiego? To w sumie wytłumaczalne - raczej nie jechalibyśmy autokarami, skoro mamy do dyspozycji wiele czarodziejskich i szybszych metod. Ten cały sen był tak realistyczny - czułam ból, chłód i dotyk. Jakoś się to nazywało w mugolskim świecie... chyba "świadomy sen". Ten sen wyjaśnia dlaczego miałam problemy z czytaniem, bo kiedy siedziałam pod drzewem nie mogłam przeczytać ani jednego zdania. Już się bałam, że mam problemy ze wzrokiem. W śnie nie można czytać, po prostu mózg nie jest w stanie złożyć niczego w całość. Po porannej toalecie wróciłam do pokoju i zastałam w nim Ann patrzącą przez okno. Spojrzała na mnie ze smutnym wyrazem twarzy i oparła czoło o szybę. Zadziwił mnie ten widok, więc podeszłam do niej.
- Ann, wszystko okej? - spytałam.
- Tak, Lily - odparła - baw się dobrze. - nie byłam przekonana tymi słowami, więc ją przytuliłam, aby dodać otuchy. Nigdy nie byłam dobra w pocieszaniu.
- Wiem, że coś nie gra - szepnęłam - cokolwiek to jest pamiętaj, że cię kocham. Tak samo Dorcas, więc nie smuć się, złość piękności szkodzi - pogłaskałam ją po plecach.
- Tak, pamiętam - wydusiła, ale wiedziałam, że to jej nie pomogło.
- Jak wrócę wszystko mi powiesz, dobrze? - spytałam.
- Okej, baw się dobrze - miała wilgotne oczy i widać było, że jeszcze chwila i zaleje się łzami. Byłam w roztezce, bo jednocześnie chciałam jechać, ale z drugiej strony nie chciałam jej zostawiać. Jej smutny humor wpłynął na mój i teraz już nie byłam przekonana czego chcę. Ann często bywała przygaszona, jakby nad czymś myślała. Raz było dobrze, a za chwilę zamykała się w sobie. Potrafiła w jednej chwili być rozgadaną nastolatką, a potem najsmutniejszym człowiekiem na ziemi - idź już, będę tęsknić - pogoniła mnie
- Trzymaj się - spojrzałam na nią i wyszłam. Trafiłam do pokoju wspólnego. Było tu całkiem przytulnie, zważywszy na to, że w kominku wesoło palił się ogień, a wokół niego było kilka drobnych ozdób świątecznych. Ktoś najwyraźniej kocha święta. Uśmiechnęłam się sama do siebie i zeszłam po schodach, używając zaklęcia lewitacji na moim bagażu, aby nie musieć go znosić. Świąteczna atmosfera zdawała się panować w całym pokoju wspólnym. Uśmiechnęłam się pod nosem i poprawiłam kołnierzyk. Wymazałam wspomnienia koszmaru i powolnym krokiem zmierzałam w stronę dziury pod portretem Grubej Damy.
Poczułam czyjąś rękę na ramieniu i o mało nie dostałam zawału.
- Potter - syknęłam.
- Też się cieszę, że cię widzę - odparł entuzjastycznie. Czy on kiedykolwiek jest poważny? Chyba tylko w moich snach. Czuję się dziwnie, mimo, że wiem, że to był tylko sen. Spałam w nim z Potterem, który wyjątkowo nie był dupkiem. Całe szczęście, że to był tylko sen. Głupi koszmar, który minął. Ruszyliśmy korytarzem w akompaniamencie gwizdania Jamesa. Czułam się jakoś... Inaczej? Zawsze przy nim czułam się zażenowana, a teraz nawet nie przeszkadza mi jego oddech. Co więcej, cieszę się, że tu jest. Co się z tobą dzieje, Evans? To chyba jakiś szok poranny, albo coś takiego, wiem jedynie, że to, co teraz czuję nie ma najmniejszego znaczenia. Nie może mieć, prawda?
- Jak się spało? - spytał przerywając moje rozmyślania.
- Dobrze - prychnęłam odruchowo. Zawsze jestem dla niego wredna, ale w sumie nie wiem dlaczego. To chyba z przyzwyczajenia - a tobie? - spytałam zaskakując samą siebie. Chciałam podtrzymać rozmowę, a może po prostu coś się we mnie zmieniło? Potter wydawał się być równie zaskoczony jak ja.
- Em.. Też - odpowiedział - śniłaś mi się... - uśmiechnął się huncwocko.
- Oszczędź mi szczegółów, proszę - Przewróciłam oczami.
- Jak wolisz, to był całkiem fajny sen - przeczesał palcami włosy. Prychnęłam pod nosem poprawiając bluzkę. Już dotarliśmy do wielkiej sali. Potter otworzył drzwi i przepuścił mnie pierwszą. Jeszcze nikogo tu nie ma, co mnie trochę zdziwiło
- Która godzina? - zmarszyłam brwi zwracając się do Pottera.
- Za dziesięć siódma - Potter wydawał się być czymś rozbawiony.
- Co? - wkurzyłam się.
- Co się z tobą dzieje, Evans? - złapał się za brzuch, za co zarobił kuksańca.
- Co cię tak bawi?!
- Zbiórka jest na dworze, o siódmej dziesięć - miał w oczach wesołe ogniki.
- Nie wierzę, że zapomniałam! - uderzyłam się w czoło płaską dłonią.
- Teraz mamy dwadzieścia minut - uśmiechnął się huncwocko, przeczesując włosy.
- Rób sobie co chcesz, ale nie ze mną - burknęłam - pójdę wysłać list do rodziców, pewnie są ciekawi co u mnie.
- Wiesz, że poczta jest od ósmej? - znów się ze mnie zaśmiał.
- Dobra, poddaję się! - burknęłam powstrzymując śmiech.
- Nie masz wyjścia. Co chcesz robić?
- Pójdę do dormitorium i poczekam - odparłam zwycięsko, kierując się w stronę drzwi, ale w ich stronę ruszył strumień żółtego światła. Potter rzucił na nie jakieś zaklęcie - oszalałeś? Odczaruj je! - widząc, że nie zamierza tego zrobić, wyciągnęłam swoją różdżkę.
- Expelliarmus! - usłyszałam, a moja różdżka wyleciała w powietrze, lądując prosto w ręce tego idioty. Jak ja mogłam być taka głupia?
- Jaja sobie robisz? - syknęłam - oddawaj!
- Weź ją sobie - uśmiechnął się. Jeśli wcześniej myślałam, że jego oddech mi nie przeszkadza, teraz jest zupełnie na odwrót!
- Potter, będziesz tego gorzko żałował - warknęłam podchodząc do niego z wyciągniętą ręką. Gdy już prawie miałam swoją własność, chłopak przyciągnął mnie do siebie, zamykając w szczelnym uścisku. Uniósł mój podbródek, przez co patrzyłam mu prosto w oczy. Nie wiedziałam co zrobić, czułam się sparaliżowana. Moje ciało przestało mnie słuchać. Był ode mnie wyższy o głowę, czułam zapach jego perfum. W tamtej chwili byłam gotowa zrobił coś, czego potem bym żałowała. Nachylił się nade mną z uśmiechem na ustach.
- Nie wiesz co zrobić? - spytał szeptem. Zacisnęłam zęby i spróbowałam się uwolnić, ale szczerze tego nie chciałam. On tylko zwiększył uścisk. Staliśmy tak jakieś pięć minut, patrząc sobie w oczy. Chłopak odczarował drzwi, ale nie wypuścił mnie z objęć.
- Wypuść mnie - głos mi się załamał.
- Przecież tego nie chcesz - odparł zbliżając twarz do mojej. Miał rację, ale nie mogłam mu tego pokazać, bo on by to wykorzystał.
- Chcę - nie brzmiałam zbyt przekonująco. Chłopak uniósł brwi.
- Nie - musnął moje usta swoimi, sprawiając, że poczułam prąd w całym ciele. Pocałował mnie delikatnie, jakby chcąc sprawdzić, czy nie ucieknę. Ledwo powstrzymałam się od oddania pocałunku. Mam dosyć tej słabości. Wbiłam mu paznokcie w plecy.
- Wypuść mnie - wychrypiałam ze zbolałą miną. To nie może mi się podobać, to niewłaściwe, Evans nie może nic czuć do Pottera. Tylko nienawiść. Ale jak zapanować nad uczuciami, skoro one nie chcą współpracować? Chłopak zdawał się nie zwracać uwagi na to, że sprawiam mu ból i zaczął obdarowywać moją twarz ciepłymi pocałunkami. Miałam ochotę się rozpłakać. Słyszałam jak głośno bije mi serce. Czułam każdy pocałunek w całym ciele, to uczucie mnie pochłaniało, zrobiło mi się gorąco. Otworzyłam oczy, bo zdałam sobie sprawę, że je zamknęłam. Spojrzałam na wielki zegar naścienny i odepchałam z całej siły Pottera, zabierając przy tym swoją różdżkę.
- Zaraz się spóźnimy - po tych słowach wybiegłam z Wielkiej Sali, zostawiając Pottera samego. Pozwoliłam łzą płynąć. Ukrywanie tego będzie najtrudniejszym, co mnie czeka.
***
A więc jest rozdział, mam nadzieję, że się spodobał.
Do następnego! ❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro