Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zagubiony demon

*Yiś*

Ocknąłem się,czując chłód powietrza.Rozejrzałem się wokół.Leżałem na Kolanach Yasuo,a ten pochrapywał sobie,oparty o ścianę.Wyglądał tak uroczo i niewinne...
Obok kot upominał się o swoje racje żywności,waląc łapką w moją głowę.Pewnie to mnie obudziło...

-No już,już.-Podrapałem kotkę za uchem.-Zaraz dostaniesz coś smacznego.

Wstałem i nasypałem kotu wczorajsze resztki.Jedzone były z ogromną ochotą.

W chacie unosił się nieprzyjemny chłód...

Spojrzałem na uciekające z moich ust powietrze.

-Zbliża się zima...-Mruknąłem sam do siebie.

Przypomniała mi się jedna istotna rzecz.Demon mówił,że ma wannę...
Poranna kąpiel to bardzo dobry pomysł...

Wszedłem do łazienki,zabierając ze sobą świeżą bieliznę,spodnie,koszulę.Wanna była inna niż ta,do której dotychczas przywykłem.Zbudowana z przyjemnego i lśniącego budulca,którego nazwy pewnie nie znałem.Miała też głębsze dno i była szersza niż te,które poznałem.

Spodziewałem się jakiegoś kurka z wodą ale go tu nie było...Jak można kąpać się bez wody...Po chwili zauważyłem rządek czegoś co przypominało węgle.
Może wezmę wodę ze zlewu i podpalę kamyki?Może tak to działa?
Podpaliłem węgielki i poszedłem po wiaderko z wodą.Czekał na mnie szok.W wannie była już woda...

Dolałem trochę tej zimnej wody i zgasiłem kamyki,żeby nie była za gorąca...Ciekawe rozwiązanie...
Zdjąłem ubrania i zanurzyłem się w wodzie.Gapiłem się na półkę z dokładnie poukładanymi kosmetykami.Wszystkie były w ładnych ciosanych drewnianych pudełeczkach.

-Chyba się nie obrazi jak odrobinkę pożyczę...-Mruknąłem,sięgając po szampon i żel.Pachniały świeżymi roślinami,więc musi je robić sobie sam.Przyznam,że są naprawdę przyjemne...
Nagle usłyszałem drzwi i złapałem oczy demona.Pisnąłem,otulając się ramionami.

-Trochę prywatności!Biorę kąpiel!-Ofuknąłem go zdrowo.

-Tylko Cię szukałem...-Yasuo otarł oko,a potem zaczął obwąchiwać powietrze.

-Czy ty używałeś mojego szamponu!?-Zmierzył mnie wymownie,a ja poczułem że czerwienią mi się policzki.

-Skusił mnie zapachem...

-Nie tykaj mojego szamponu,jasne?-Wziął się pod boki.-Jak znajdę czas to mogę zrobić jakiś dla Ciebie.

-Przepraszam...-Speszyłem się lekko.-A teraz wynocha,bo chcę wyjść z wanny...

Demon spojrzał na swoje paznokcie.

-Słyszysz co mówię!?-Wziąłem się pod boki.

-Twoje nagie ciało mnie nie podnieca.-Rzucił tylko.-Fajny pieprzyk,wiesz gdzie.

-No to wypierdalaj zboczeńcu!-Rzuciłem w niego jednym z kamyków,a ten nagle zmienił się w wodę i go ochlapał.
Demon zmierzył mnie,a potem wyszedł cicho.

Natychmiast wylazłem z wanny i doprowadziłem się do porządku.Teraz trzeba coś zjeść...

-Yaaaaas...Co jemy?-Rozejrzałem się i zobaczyłem demona głaszczącego kota.Chyba bardzo mocno się zakumplowali...

-Nie wiem...Możemy Ciebie,prawda kiciu?-Rzucił czule do kota.Traktował go trochę jak dziecko...

-Bez takich żartów...-Zmierzyłem go chłodno.-Poważnie pytam.

-Nie wiem,chcesz kotleta?

-Chyba uraczę się chlebem...

-A ja zjem mięcho.-Znów podrapał kota za uchem.

-Zimno tutaj...-Odparłem,pocierając ramiona...

-Już niedługo.Rozpaliłem.

Tak,kominek zaczął wesoło płonąć.

Wyjrzałem za okno i mnie zamurowało.

-Śnieg!Sypie Śniegiem!

-Zaczyna się zima...-Demon zaczął,wyciągając dorodny kawał słoniny i krojąc go w plasterki.

-Ale Brzask jest na zewnątrz!Będzie mu zimno!-Rozgorączkowałem się.-O!Wynajmę mu boks w stajni we wsi!

-I masz zamiar tam pójść?-Demon spojrzał na mnie.-W takich ubraniach?

-Nie mam innych...

-Poczekaj.-Odłożył nóż,umył ręce i podszedł do szafy,wyciągając długi skórzany płaszcz z futrem.-Weź to.Będzie Ci ciepło.

Złapałem za ubranie i pokiwałem dziękująco głową.Płaszcz był trochę za duży ale bardzo ciepły...

-Zaraz wrócę...

-Mam nadzieję.

*Yas*

Ten palant nie wraca od trzech godzin...

Kurwa,jak nic coś się stało...

zerwałem się,patrząc na prawie nietknięte jedzenie.Nie mogę jeść z jego powodu...

Głupi dureń...W coś pewnie się wpakował...

Zostawiłem kota w domu,ubrałem coś na siebie,bo ziemia pokryła się już lekką warstewką śniegu.

Szedłem powoli,czując Jak stopy chrzęszczą mi w śniegu,a z nieba spada coś w rodzaju lekkiej śnieżycy.Wioska zupełnie nie wyglądała na podejrzaną...
Ludzie powoli szykowali się do zimy.Śnieżyca narastała,aż zaczęło być to uciążliwe...

Nagle dostrzegłem postać stojącą w oddali i szarpiącą się za nogę.To ten idiota...

-Yi!Do cholery!-Zmierzyłem go,a on szarpał się ze zmęczeniem,walcząc ze śnieżycą która wyraźnie go oślepiała.

-Moja noga utknęła!-Pisnął,szarpiąc się dalej ale teraz upadł w śnieg.

-Poczekaj.-Odkopałem śnieg.-Skuta lodem.-Roztrzaskałem szponami lód i wyjąłem jego nogę.Yi znowu upadł na śnieg.

-Chodźmy już spowrotem...-Odparł,patrząc na mnie.Był cały oblepiony śniegiem.

-Nie możemy.Zasypie nas.-Rzuciłem,osłaniając go przed śnieżycą.

-A tutaj to niby nie!?-Spojrzał na mnie spanikowany.

-Możemy iść przeczekać do karczmy.-Zaproponowałem,biorąc Yi w ramiona i lecąc do karczmy.Śnieg intensywnie mnie oślepiał ale dotarłem.
W karczmie ludzie mierzyli nas z zaskoczeniem.Głownie mnie ale nikt nie odezwał się słowem...
Ale cóż.Trzeba to przeczekać...

************************************

-Coś ty taki ponury?-Zmierzyłem Yi,gdy udało nam dotrzeć do chaty.
Nie odpowiadał,więc złapałem go w pasie i zmusiłem by padł na łóżko.Zacząłem go delikatnie łaskotać.

-O nie!-Piszczał ze śmiechu,prosząc abym przestał.W pewnym momencie go posłuchałem.Nastała niezręczna cisza.Patrzyliśmy na siebie w milczeniu.Poczułem dotyk na swojej piersi i przerzuciłem wzrok na Yi.Oddychał szybko,osłaniając czoło ręką.Nadal trzymał się mojej piersi.
Wyglądał uroczo...

-Tak,tutaj mam serce.Jak ludzie.-Rzuciłem żartem,a Yi zatrzepotał rzęsami i przejechał dłonią po tym samym miejscu.Wyglądał jakby chciał coś powiedzieć ale się wahał.

-Cooo jest mały?-Uśmiechnąłem się do niego,a on obrócił głowę na bok,zmieniając pole widzenia.

-Powiesz mi?-Zbliżyłem twarz do jego twarzy i z łatwością słyszałem każdy oddech.

Odsłonił lekko swoje ramiona,odsuwając koszulę.Na jednym wciąż była rana po ugryzieniu...

Otworzył lekko usta,a ja patrzyłem na niego,opierając głowę przy jego szyi.

-Pozbaw mnie dziewictwa...-Szepnął,a ja z zaskoczeniem odsunąłem się i uniosłem brew.

-Czy ja się przesłyszałem?Wszystko z Tobą w porządku?

Yi spojrzał na mnie,odsłaniając jeszcze większą część ramienia.

-Wiem,że chcesz więc wykorzystaj okazję.-Szepnął.-Chcę mieć to już za sobą...A wydaje mi się...Że jesteś do tego odpowiednią osobą,z którą nie będę żałować...

Na moment złapałem go za rękę...

-Naprawdę tego chcesz?

Chwycił mnie za włosy i zmusił do niekontrolowanego pocałunku z zaskoczenia.To chyba była odpowiedź...
Starałem się oddać pocałunek,który trwał dopóki Yi nie zaczął się dusić...Dałem mu odetchnąć,łapiąc jego nadgarstki w dłonie.Uśmiechnąłem się lekko do niego.Miał czerwone policzki.

-Całuj...-Poprosił.

Półmrok sprawiał,że klimat był dziwny ale przyjemny...

Znów zniżyłem się nad twarzą Yi,a on dotknął lekko mojego złamanego rogu.Zdobyłem się na odważniejszy pocałunek i pozwoliłem by nasze języki się spletły.Prowadziłem ,delikatnie muskając jego niepewny język,żeby go nie wystraszyć.Zacząłem zwiększać tempo i nacisk,aż w końcu przerwaliśmy zostawiając między sobą delikatną warstewkę śliny.

-Pierwszy raz się tak całujesz?-Spojrzałem na Yi z uśmiechem,a on zarumienił się mocno.Wróciłem do pocałunków,teraz ostrożnie wpychając mi język do gardła.Palce jego lewej ręki zaczęły drżeć.Złapałem je w swoje dłonie i delikatnie muskałem szponem.
Prowadziłem nasze języki aby stykały się w namiętnym pocałunku.W końcu dałem Yi odetchnąć.Patrzył na mnie z coraz czerwieńszymi policzkami.Uniosłem lekko jego głowę do góry i przyłożyłem nos do szyi chłopaka.Yi drgnął,kładąc dłoń na moich plechach.Wyglądał na wystraszonego ale i zaskoczonego.

-Założę się,że nikt tak Ci jeszcze nie robił.-Mruknąłem,delikatnie całując jego szyję.

-N-nie...-Jęknął.

Czułem jak drży,czułem jego liczne emocje.

Zacząłem robić drobną malinkę i rzuciłem okiem na Yi.Wpatrywał się w okno z lekko przymrużonymi oczami.

-Boli...-Szepnął.

Przestałem,kończąc na trzech malinkach i przejechałem palcem,aż do solniczki w jego obojczyku.To był ten typ obojczyków,które lubię...
Spojrzałem na Yi i zacząłem zlizywać ostatki krwi z rany na ramieniu,żeby oczyścić to miejsce.Potem zsunąłem koszulę z jego ramion,że teraz sięgała mu do pasa.Znów wróciłem do obojczyka,dając mu lekkie ale zdecydowane pocałunki.Ten chłopak ma skórę jak papier...Po nacisku ust zostawały zaczerwienienia,które znikały po jakimś czasie.

-Buzi...-Yi szepnął i lekko otworzył usta,a ja znów splotłem nasze języki w tańcu,odpinając i zdejmując koszulę do końca.

-Miałeś kiedyś orgazm?-Zmierzyłem go,znów zostawiając między nami wąski pasek śliny.

Yi Speszył się i osłonił ramionami.

-N-Nie...-Jęknął.

-Trzeba to zmienić.-Zaśmiałem się,znów kładąc nos na jego skórze.Pachniała moimi kosmetykami.

Yi patrzył na mnie z zaczerwienioną twarzą,znów kładąc rękę na czole.

Znów przysunąłem głowę,do jego twarzy,a on dotknął ostrożnie palcem mojej wargi,jakby bał się że mu wpierdolę.
Zniżyłem się trochę,muskając ustami jego klatkę piersiową.

-Jesteś płaski jak deska.-Zaśmiałem się,a on przewrócił oczami.-Oj dobra,bez focha.-Poczochrałem jego włosy i musnąłem jego sutek,w charakterze niespodzianki.
Yi prawie kopnął mnie w kluczowe miejsce ale raczej była to kwestia odruchu zaskoczenia,bo zaczerwienił się jeszcze bardziej.
Obcałowywałem delikatnie jego brzuch,schodząc coraz niżej i niżej.
Spojrzałem na niego,a on na moment podniósł się do góry.

-Co się stało?-Zmierzyłem go,unosząc brew do góry.

Yi znowu zrobił się czerwony.

-Chcę dać Ci coś od siebie...-Szepnął cicho.

Złapał mnie za twarz i ponownie przyciągnął do pocałunku.Był delilatny i roztrzęsiony.

Zaczął się znikać,ocierając o moje ciało.

-Ufasz mi?-Spojrzał na mnie,a ja pokiwałem głową.

Zniżył się jeszcze bardziej.Chciał sprawić mi przyjemność ale nie wiedział jak się za to zabrać...

Ostrożnie chwycił moją męskość w dłonie,patrząc mi w oczy.

Zaczął delikatnie muskać ją palcami,niepewnie patrząc na moją reakcję...Dotknąłem jego policzka,dając do zrozumienia że wszystko jest okej.
Wrócił do tego dotyku palcami,nasilając go i sprawiając że zacząłem sapać...
Yi spojrzał na mnie,po chwili uśmiechnął się słabo i zamienił dłonie na usta.Robił to niepewnie ale z każdą chwilą stawał się coraz odważniejszy.

-Całkiem dobrze Ci to idzie.-Zmierzyłem go,sapiąc cicho,a Yi zamrugał kilkukrotnie i starał się coraz bardziej,aż w końcu poczułem lekkie dziabnięcie i instynktownie zacisnąłem szpony na jego plecach.

-Przepraszam...-Speszył się nagle,a ja pokiwałem głową..

-W porządku.To tylko instynkt.-Złapałem go za ramiona i ponownie popchnąłem na łóżko.-Ale chyba musimy się zamienić.-Uśmiechnąłem się lekko.

-Proszę,bądź delikatny...-Yi zmierzył mnie,patrząc speszony w moje oczy.

-Mhm...-Pokiwałem głowa i zacząłem ostrożnie podwijać jego spodnie szponem.
Wodziłem powoli szponami po delikatnych włoskach na podbrzuszu,a Yi pojękiwał co jakiś czas.

-Zrób to i mnie nie torturuj...-Zażądał,a ja zdjąłem z niego ubrania i spojrzałem na jego nagą niewinną sylwetkę.-Słyszysz...

-Najpierw to Cię trzeba będzie rozciągnąć.-Odparłem,dotykając dłonią jego męskości i od razu zniżając się jeszcze odrobinkę.

Yi ponownie zrobił się czerwony i uległy.

-Może trochę zaboleć.-Ostrzegłem go.-Wiesz...Jesteś w cholerę ciasny,a ja mam długie szpony...

Pokiwał rozumnie głową,a ja zacząłem go rozciągać,delikatnie tylko jednym palcem.Yi jęczał cicho,patrząc na mnie i trzymając się kurczowo poduszki.Starałem się go jakoś nie uszkodzić i być w miarę delikatnym.Yi  tulił się do poduszki,patrząc na mnie,a ja przerwałem i uśmiechnąłem się do niego lekko.
Złapałem go za ramiona,a on zamrugał kilkukrotnie i wtulił się we mnie,pozwalając bym w niego wszedł.Jęczał coraz głośniej,wbijając swoje krótkie paznokcie w moje plecy,tak że musiałem je siłą odrywać.Wchodziłem w niego coraz intensywniej.Piszczał cicho i chyba mu się podobało.
Oparłem go o łóżko,dotykając ustami jego szyi.Trwaliśmy tak przez dłuższą chwilę,aż poczułem że jest coś między nami.Doszedł tak szybko.
Spojrzał na mnie i natychmiast zrobił się czerwony.

-P-przepraszam...-Spojrzał na mnie speszony,a ja pokiwałem głową i dokończyłem,kładąc się obok.

Yi spojrzał na mnie ale po chwili wtulił się bez słowa.Trochę tego nie lubię ale cóż...Pozwoliłem mu zasnąć obok...

************************************
Ocknąłem się pierwszy,bo słońce raziło mnie w oczy.Spojrzałem na tego głupka i ledwo powstrzymałem śmiech.
Spał z tyłkiem na wierzchu.To była zabawna poza.

Nakryłem tego głupka kocem i ubrałem coś na siebie.Trzeba nazbierać drewna i znaleźć coś fajnego do jedzenia.Chyba nie wpadnie w szał Jak go zostawię...A może...

-Yi,wychodzę.-Obudziłem go i spojrzałem na jego zaspaną twarz.-Idę po drewno.Zaraz wrócę.

Pokiwał głową i wrócił do snu,a ja spokojnie wyszedłem z domu.

Śnieg stopniał w większości ale pogoda nadal była chłodna i nieprzyjemna...

Las wydawał się inny niż zazwyczaj.

W pewnym momencie dostrzegłem postać w oddali ale zignorowałem ją,zajmując się swoimi sprawami.Długo to nie trwało,bo byłem zmuszony złapać lecącą w moją stronę strzałę.Postaci najwidoczniej nie podobała się moja obecność.

Była to dość młoda kobieta o ciemnych brązowych włosach.W oddali nie dostrzegałem za wiele,tymbardziej że stała odwrócona do tyłu.

Spróbowałem podejść ale fala strzał poleciała w moim kierunku.Sprawnie je ominąłem,stając twarzą w twarz i nagle mnie zamurowało i sprawiło,że upadłem obok.Ta twarz...Jest tak dziwnie znajoma,a jednocześnie nie...
Upadek mnie skołował,a ta dziewczyna nadal chciała do mnie strzelać.

-To nic Ci nie da.-Złapałem kolejną strzałę,wycelowaną w moje oko i zerwałem kołczan z jej pleców,chowając go za siebie.Niby została bez broni...

Niby...

Przyłożyła mi łukiem tak,że zaświeciły mi się gwiazdki przed oczami...

*Perspektywa trzecioosobowa*

Kobieta dowlekła swoją zdobycz do czegoś co wydawało się być wioską.Demon,ogłuszony ciągnął się po ziemi.Gdyby był przytomny,dostałby zawału widząc co dzieje się z jego włosami...
Kobieta zaciągnęła owego demona do wielkiego namiotu ze skóry.

-Wyrocznio!

-A kogo ty tam wleczesz!?-Starsza kobieta obróciła się i spojrzała na młodszą z zaskoczeniem.

-Szlajał się po lesie i mnie obserwował.-Młodsza spojrzała na nieprzytomnego demona,leżącego na dywanie.

-Arisu...-Starsza zmierzyła towarzyszkę.-Nie możesz atakować wszystkich napotkanych...

-Ale to demon.-Arisu spojrzała na wyrocznię.-Mógł mnie przecież zaatakować!Właściwie to zrobił...Tylko z jakiegoś powodu się zawahał.-Młodsza znów spojrzała na demona.Ten zdawał się nie wybudzać i nie mieć na to zamiaru.Dopiero teraz spostrzegła,że jedna ze strzał trafiła,bo jego ramię krwawiło.

-Nie wszystkie demony są złe.-Starsza kobieta dotknęła czoła nieprzytomnego.-Zwłaszcza ten nie stanowi dla Ciebie zagrożenia.Łączy was więź o jakiej nie miałaś pojęcia.

Młodsza kobieta skrzyżowała ramiona,dając znak by wyrocznia kontynuowała.

-Łączą was naprawdę bliskie więzy krwi,dziecko.Bliższych nie da się osiągnąć...

-Czyli?-Arisu zmierzyła starszą kobietę z lekkim zaskoczeniem.

-Cóż,ogłuszyłaś łukiem własnego ojca...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro