Wspomnienia,pałace i odkupienie
*Yi*
Przebudziłem się bardzo wcześnie.Słońce dopiero co wschodziło.Głównie obudził mnie głośny,niewymiarowy oddech demona.Był trochę blady i pot lekko naznaczył się na jego czole...Wyglądał...tak...ludzko...
Opatrunek oplatał jego pierś.
Rana nie przeciekała.Dotknąłem lekko tego miejsca i poczułem jak demon otwiera oczy i dotyka dłonią mojej głowy,jakby chciał wyrwać mi czaszkę.
-Co ty robisz?-Mruknął,a ja poczułem że drżę.Oby się nie zezłościł...
-Przepraszam...-Odparłem speszony i odsunąłem pospiesznie dłoń.
-Nie lubię być dotykany we śnie.-Burknął,wstając z łóżka.
Wolałem jeszcze trochę poleżeć w łóżku ale nie chcę wykorzystywać dobroci demona.Szybko wstałem i zacząłem rozglądać się za koszulą.
-Gdzie moja koszula?-Wskazałem na krzesło,gdzie wczoraj ją wieszałem.
-Była ubabrana krwią,więc uprałem i suszy się przed domem.
-To co ja teraz na siebie włożę!?-Spojrzałem na swoją nagą pierś.
-A ty co cycki masz,że musisz się zakrywać.Poczekaj.
-A moja druga koszula...
-Ją też uprałem.-Zmierzył mnie,a ja czułem się zażenowany,tym że stojąc obok siebie widzę jak bardzo drobny jestem.Niech ten cholerny demoniczny sześciopak z nogami się obróci.
-D-dziękuję za pranie...-Odparłem speszony.
-Luuz.-Demon zmierzył mnie,podchodząc do półki.-Załatwiłem Ci trochę warzyw.Wszystkie szlachetne dupy to takie deski?
-Nie musisz się pysznić swoim sześciopakiem.-Prychąłem.
-Wiesz jak to jest.Motywacja.Jak z tymi babami co się obżerają ciastkami,żeby mieć większe cycki.
Uśmiechnąłem się lekko.To mnie rozbawiło.
-Odmiana słodka czy gorzka?-Wskazałem na jedno z warzyw.
-Skąd mam wiedzieć?-Wzruszył ramionami.-Demony jedzą to co złapią.Nie ma tu miejsca na wybrzydzanie.Lepiej się tego naucz...
Zmierzyłem go,lekko się krzywiąc.Jak może porównywać mnie do demona?Westchnąłem tylko i zacząłem powoli jeść warzywa z chlebem.
-A jednak jesz.-Demon zmierzył mnie z rozbawieniem.
-Skoro nie mam innego wyboru...-Ugryzłem kawałek kromki i przełknąłem ją.-Trochę mi tęskno do wyszukanych potraw.
-To nie są powody do rozpaczy.-Mruknął tylko.Był jakiś dziwnie melancholijny...Trochę walał się bez celu po pokoju,zatrzymywał wzrok w oddali.
-Coś się stało?-Spojrzałem na niego,a pajda chleba nagle wyleciała mi z ręki.Pewnie wyglądałem komicznie...
-Miałem sen o czymś,co już dawno przeminęło...-Odparł lakonicznie,gapiąc się w kredens.Może było tam coś,co wprawiało go w taki nastrój...
-Możesz się ze mną tym podzielić jeśli chcesz...
-Nie sądzę,żeby to Cię obchodziło.-Łypnął na mnie okiem i zrozumiałem, że to drażliwy temat.Nie mam pojęcia.Może jakaś dawna miłość...Ciekawość tak mnie dręczy...-Muszę wyjść i zebrać kilka rzeczy.Ostatnia nawałnica rozpierdoliła dach i po deszczach zaczyna kapać z niego woda.
Dopiero teraz zauważyłem kilka wiader,porozsuwanych po pokoju.
-Może Ci jakoś pomogę?-Spojrzałem na niego szeroko otwartymi oczami.
-Co książę może wiedzieć o naprawie dachu?-Uśmiechnął się litościwie.
-W sumie racja.Nic o tym nie wiem...
-Jak tak bardzo chcesz mi pomóc,to możesz pozamiatać.Baw się dobrze.-Wyszedł,zostawiając mnie samego.Zjadłem do końca i podszedłem do kredensu,w który tak tęsknie zaglądał.
Moją uwagę zwróciła mała stara ramka ze zbitą szybą.Zdjęcie jakiejś kobiety.Stare,na brzegach trochę wyniszczone.Wyjąłem ostrożnie ramkę,aby się przyjrzeć.To z pewnością była ludzka kobieta.
Kim mogła być?
Ukochaną?Przyjaciółką?Może córką?
Powinienem spytać czy ma dzieci...
Ale wtedy...Nie mieszkałby sam...
Odłożyłem zdjęcie na miejsce i rozejrzałem się.Faktycznie przydało by się tu pozamiatać...
A i tak nie mam nic do roboty...
Wybrałbym się na spacer ale okolica...
W sumie.Teraz mam miecz.Kiedyś mówił,że będzie wiedział kiedy mam kłopoty...
Pogoda była idealna na wycieczkę.Brzask patrzył na mnie,czekając aż go dosiądę ale ja tylko pokiwałem głową i poszedłem ścieżką przed siebie.Wolałem poruszać się w pobliżu wioski.Koszula była jeszcze trochę mokrawa ale to nic.Pomagała w taki upalny dzień.
Gapiłem się z oddali jak mieszkańcy wioski zajmują się swoimi pracami.Miałem wrażenie,że są tacy...wolni...
Nabrała mnie ochota na grę w szachy...
Ciekawe czy demon potrafi w nie grać...
Postanowiłem usiąść na łące i trochę się polenić.Wybrałem wolny od trawy kamień i usiadłem na nim wygodnie,patrząc w niebo.Na konarze wisiało coś interesującego.To chyba lutnia.Kto zostawia lutnię na drzewie?Muszę ją zdjąć.
Wspiąłem się jakoś na drzewo i próbowałem sięgnąć po instrument.Była stara i schowana w wydrążownym zagłebieniu.Tylko ten konar jest taki cieniutki.Oby nic się nie stało...
Złapałem lutnię i nagle poczułem,że gałąź się łamie i spadam w dół.Ogarnął mnie strach.Na dole było jezioro...
Woda zaczęła mnie oplatać,a ja zacząłem jak głupi krzyczeć pod wodą,bo spodziewałem się tego topielca na dnie.Miałem wrażenie,że słyszę jego głos i czuję jak zaprasza mnie do siebie.Moje płuca wypełniły się wodą,a ja próbowałem ze wszystkich sił nie stracić przytomności.Mimo to,nadal trzymałem lutnię w dłoni.
Krótki moment nicości zmienił się w słoneczne niebo i lekki chłód wiatru.Zacząłem kasłać,wypluwając trochę wody i spostrzegłem nad sobą kobiecą twarz.
-O!Całe szczęście!-Kobieta uradowana machnęła rękami i ręcznik który ją oplatał,odsłonił jedną z jej piersi.Naprawdę nie chciałem takiego widoku.-Wszystko w porządku?
-Chyba tak...-Speszyłem się,czując że trzymam w dłoni tę cholerną lutnię.
-Miałeś szczęście,że Cię zauważyłam.-Odparła spokojnie.-Inaczej leżałbyś na dnie.
-Nie umiem pływać.-Jeszcze bardziej się Speszyłem.-p-przepraszam za kłopot.
-W sumie,nie często zdarza mi się ratować takich ładnych chłopców...-Kobieta spojrzała na mnie jakimś rozmarzonym wzrokiem,a ja odskoczyłem speszony i schowałem lutnię do torby.
-M-Muszę Juz iść!-Rzuciłem.Pewnie miałem czerwone policzki.-Miłego dnia!-Zacząłem powoli odchodzić i potknąłem się o kamień ale nie upadłem.Kobieta uśmiechnęła się lekko.Moje kroki się uspokoiły,kiedy nagle poczułem że z czymś się zderzam.
-Aj!-Pisnąłem,upadając na ziemię i spojrzałem w górę.-Y-Yasuo?
Patrzył na mnie gniewnie,biorąc się pod boki.
-A gdyby coś Cię zaatakowało!?-Zmierzył mnie chłodno.
-Przecież koło wioski jest raczej bezpiecznie...
-Raczej,to chuj wchodzi do pizdy jak się postarasz.-Prychnął.-Jesteś głupi.Nie myśl,że za każdym razem będę ratował Ci dupsko...
-A czy ostatnio mi tego nie obiecałeś?-Zmierzyłem go,urażony jego językiem.
-Nie pyskuj,bo Cię zabiję.-Zmierzył mnie lodowatym spojrzeniem.-Idziemy.
-To dlaczego mnie nie zabijesz?-Mruknąłem cicho.
-Jak mnie zdenerwujesz na tyle,to może to zrobię.-Poszedłem za nim w ciszy.Coś dzisiaj jest z nim na rzeczy.Tylko co?
-O co Ci dziś chodzi?-Spojrzałem na niego,a on trzymając deski tylko wzruszył ramionami.
-Nie rozumiem o co Ci chodzi...
-Czy to ma związek z tym zdjęciem?-Wskazałem na kredens,a on nagle do mnie się obrócił.
-Kto Ci pozwolił grzebać w moich osobistych rzeczach!?-Przejechał szponem po ścianie.
-Po prostu chciałem się dowiedzieć,dlaczego tak dziwnie się zachowujesz!
Znów wbił szpony w ścianę i pewnie się powstrzymywał by nie wbić ich we mnie.
-Nie będę się spowiadał przed takim gówniarzem jak ty!-Ryknął,a ja drgnąłem stojąc w milczeniu.Pierwszy raz widzę go w gniewie.
-Kim była?-Rzuciłem tylko,czując lekki strach.
-Nie powinno Cię to obchodzić.-Burknął tylko.-Wiesz o miłości tyle co o pierdoleniu,nie będę się łudził.
-Po prostu boisz się otworzyć.-Zmierzyłem go.-Zgrywasz twardziela i zachowujesz się jak głupek...
Nagle usiadł na ziemi i zwiesił głowę.Jest rozstrojony emocjonalnie.
-Jeżeli chcesz otwierać moje stare rany,to ja mogę otworzyć Twoją klatkę piersiową i sprawdzić jak bije Ci serduszko.-Warknął,a ja podszedłem bliżej.
-Nieudana miłość?-Przekrzywiłem głowę,a demon łypnął na mnie ślepiami.Uspokoił się trochę.
-Nieudany to ty jesteś.-Prychnął.-Co sugerujesz?-Zmierzył mnie chłodno.-Że nie potrafię się związać z ludzką kobietą?!
-Więc czemu nie jest tu teraz z Tobą?
-To może ja Cię zabiję,wywale Twojej rodzince Twoje zwłoki i spytam czemu Ciebie nie ma z nimi...
-Mogłeś mówić,że nie żyje.-Rzuciłem cicho.Nie odpowiedział.
-A...Jak umarła...
Yasuo znów łypnął na mnie okiem.
-Wykrwawiła się.Dzida w aorcie.-Wbił szpony w podłogę.-A ja nie mogłem nic zrobić...-Nagle uśmiechnął się smutno.-Wspominałeś kiedyś o dziedzicu,prawda?
Zrobiłem wielkie oczy.
-To demony mogą się krzyżować z ludźmi...
-A co myślałeś?-Mruknął.-Ale nie często się to zdarza.Moja matka prawie przeze mnie straciła życie...
Gapiłem się na niego jak ślimak na liście sałaty.
-Zabawne...-Rzucił.-Cała moja rodzina jest już martwa.Gdybym chciał do nich wrócić to mogę jedynie iść do piachu...
Chciałem coś zrobić ale tylko upadłem,a Yasuo nagle zbliżył się do mnie.
-Co masz w torbie?
-Znalazłem jakąś lutnię i...
-Pokaż.-Zażądał ożywiony,a ja podałem mu torbę.Gapił się w tę lutnię dłuższy moment,gładząc ją od spodu aż nagle obrócił się i trzasnął drzwiami,zamykając się w sąsiednim pokoju.
-Chcę wejść!-Odparłem.
-Spierdalaj,bo urwę Ci głowę!Nie żartuję!-Ryknął groźnie.
Pewnie chciał pobyć sam na sam i potrzebuje spokoju.Ale co go tak poruszyło.To zwykła stara lutnia...
Nie chciałem znów złościć demona.Pomyślałem,że sprawdzę czy ma w domu jakiś zestaw do gry w szachy.Samemu też można grać...
Mimo to trochę martwiłem się o tego głupka...
Po chwili usłyszałem ciche i smutne brzdąkanie instrumentu.To jeszcze nie pora,by znowu go dręczyć.
Jednak w pewnym momencie to stało się nieznośne...To sprawiało,że ja czułem jakiś dziwny smutek...
Nagle drzwi otworzyły się,a ja drgnąłem czując na sobie wzrok.Trochę źle wygląda to,że grzebię mu w szafkach.
-Jaaaa tylko szukałem zestawu do szachów...-Odparłem cichutko.
Demon patrzył na mnie jakimś dziwnym wzrokiem,aż wstałem i podszedłem do niego.Teraz spojrzał w podłogę.Był zagubiony.
-To ja idę naprawić ten dach...-Rzucił cicho,a ja pokiwałem głową.Miał się obrócić ale nagle poczułem pocałunek na swoich ustach.Drgnąłem...Dlaczego to robi!?Dlaczego na cholerę mnie całuje!?Zadziałałem instynktownie i strzeliłem go ręką w policzek,aż upadł na ziemię i otrzepał się.
-Co ty sobie wyobrażasz!?-Krzyknąłem oburzony,patrząc jak zaskoczony demon dotyka policzka.-Jak ty się zachowujesz!?Pewnie próbujesz mnie wykorzystać!
Obróciłem się na pięcie,zamykając w pomieszczeniu obok.Teraz nie wiedziałem zupełnie jak reagować i o czym myśleć.Może powiniem go zostawić,kiedy mnie o to prosił...
Usłyszałem kroki.Odchodził.Tak po prostu sobie poszedł,żadnego "przepraszam,nie wiem co mu odjebało"...Zupełnie nic.
Dostrzegłem teraz zestaw do szachów,stojący na półce.Uśmiechnąłem się smutno.Opuściła mnie ochota na grę.Po prostu rzuciłem się na łóżko jak martwy.
*Yas*
Chciałem ogarnąć ten dach ale nastrój sprawił,że chyba udam się do starego kumpla na coś w rodzaju...Babskich pogaduch...O ile można to tak nazwać.
Zalazłem na miejsce.Tłum był dość duży ale miałem na te wszystkie ścierwa kompletnie wyjebane.Pewnie połowa pójdzie się pierdolić na górę...
-Siema Zedziu.-Spojrzałem na szybko uwijającego się gościa za ladą.Nie,on nigdy się nie zmieni.
-Oooo!A kogo my tu mamy?!-Uśmiechnął się lekko,wytarł ręce w szmatkę i podał mi rękę.-To co?Drina pewnie chcesz,co nie?
-Czemu nie...Chyba mi się przyda.-westchnąłem.
-Słyszę smutek w Twoim głosie.-Uśmiechnął się miotając kieliszkiem w palcach.-I pijesz babskie drinki.
-To kurwa zrób mi mocnego.Takiego,żeby mi pikawa stanęła.-Obrzuciłem go urażonym spojrzeniem.
-Gadaj co się stało?-Nadal lekko się uśmiechnął ale tylko do innych ludzi,w końcu pracuje.
-Chyba mi się w głowie popierdoliło.-Walnąłem łbem w stół.
-Co znowu?Zgubiłeś grzebień czy co?
-A tam,chodzę dzisiaj zastanawiając się czy się na czymś nie zawiesić,lizałem się z facetem...
-Znowu masz ten swój okres...-Zed westchnął dając mi napój.-To powinno pomóc.
-Czekaj.Kurwa kasy nie wziąłem...-Popukałem się w głowę.
-Wyglądasz jak gówno,więc na koszt firmy.-Puścił mi oczko.-Dobra pij,chcę zobaczyć jak się chichrasz.
Zedzik zajął się klientami,a ja smutno spijałem trunek,gapiąc się w okno.Pewnie wyglądałem komicznie.Pajac tęsknie patrzący w nicość...
Łyknąłem resztkę alkoholu,po raz kolejny napierdalając głową w stół.
-Ty chyba serio masz doła.-Zmierzył mniei poklepał po plecach.-Dobra,postawię Ci dziś kilka drinków.Mam urodziny za niedługo więc wiesz...
Miałem ochotę dalej napierdalać głową w ladę ale tylko zasmucony gapiłem się w jakąś ładną kobitkę.
Zed uwijał się z zamówieniami,co jakiś czas robiąc coś dla mnie.
-Chcesz się ujebać jak świnia?
-Ta.-Mruknąłem gapiąc się w wypolerowaną ladę.Czemu tak mało mu płacą?Wszystko tu robi.
Czułem się teraz jak rzucona kobieta.
Dlaczego tak jest...Do kurwy nędzy...
-Patrzcie jaka panienka zajęła nam miejsca,panowie.-Grupka jakichś upośledzeńców szław naszą stronę.Może gdybym miał lepszy humor,to bym im wpierdolił ale nie.
Mruknąłem do Zeda,że wychodzę zanim coś z tego wyjdzie,a on pokiwał głową ze zrozumiem.Powoli wyszedłem z baru.
Nagle poczułem stanowcze szarpnięcie za włosy.
Zmierzyłem tych gości lekko unosząc brew i poprawiając włosy.
-Chłopcy,naprawdę nie mam nastroju na wpierdol,niedawno dostałem w ryj więc nie chcecie żebym wyżalił swoje bóle na was.
Zaczęli się śmiać.Nie mam pojęcia z czego.Trochę zaczęły puszczać mi nerwy.Ten stojący najbliżej chciał mi wpierdolić ale zdążyłem złapać go za łeb i pierdolnąć nim o ścianę.Reszta zmierzyła mnie z zaskoczeniem,a ja tylko obróciłem się.
-Odpuśćmy sobie,Panowie.-Rzuciłem tylko.-To niedojrzałe.-Zacząłem odchodzić.Chyba żaden nie zareagował,a ja poszedłem spokojnie w las.W pewnym momencie alkohol chciał mnie wykończyć,bo czułem że nieźle miesza mi we łbie.Trochę zaczynałem się zataczać.Jednak Zed robi mocne driny.
Wzrok mi nawalał.Czułem się jakbym miał oczy człowieka i widział tylko ciemność.A noc była dość jasna...
Szłem po prostu przed siebie...
Co jakiś czas trochę podśpiewywałem,trochę się zataczałem,no jak to po piciu...
Nagle poczułem,że coś tarasuje mi drogę i powoli gdzieś prowadzi.Nie mam pojęcia dokąd ani po co...
Jasny pokoik o kamiennych ścianach,na których powieszono niebieskie gobeliny.
Jakiś facet w zbroi patrzył mi w oczy,a ja błędnie rozglądałem się.To ludzie.Na pewno...
-Co tu robisz?-Jego głos był zimny i chłodny...Mi zaś było gorąco i wesoło.
-Piękna pannnaaa,włosy złoteeeeee...Na stajennychhhh ma ochotęęę....-Pioseneczki cisnęły mi się na usta,widząc zmieszane twarze strażników czy czegoś.-Za stodołłą,na kolanieeeee,komuś zaraz kurwa stanieeeee....Panna nogi sweee rozkładaaaaa...tararara tararara...Kurwa zara się zrzygam,serio.
Znowu jakieś głosy zaczęły bełkotać,a ja poczułem że jestem podnoszony do góry.Gdzieś mnie nieśli,przy wyjściu wzięło mnie na bełtanie i zarzygałem komuś buty ale to nic...Chyba gorzej nie będzie...
*Yi*
Obudziłem się,wtulony w poduszkę.Było dziwnie cicho.Czy nie powiniem mieć towarzystwa?Może mnie unika?
Przeciągnąłem się,drapiąc się po brzuchu i wstając z łóżka.
-Yasuo?-Rzuciłem,łażąc po domu.Cisza.Dachu też nie naprawił,więc gdzie może być?
Może polazł na spacer?
Cóż...
Wybrałem się do wioski po jakieś śniadanie.Po drodze słuchałem kobiet,wymieniających ploteczki i takie tam.
-A słyszała Pani,że wczoraj w nocy gwardia pojmała jakiegoś demona?-Te słowa przykuły moją uwagę,zacząłem się gapić na jakieś dwie kobiety.-Coś młodzieniec potrzebuje?-Zwróciła się do mnie,a ja lekko speszony pokręciłem głową.
-N-nie.Ja tylko się zagapiłem troszkę...-Szybko poszedłem dalej,kupić trochę chleba.
Złapali demona?Może to ten głupi...
Skoro od rana go tu nie ma...
Powinienem sprawdzić ale to dopiero wieczorem.Teraz będzie za duża sensacja...
*Yas*
W chuj bolała mnie głowa.Przykuli mnie do ściany i ręce miałem już sztywne do tego stopnia,że nie czułem bólu.Nagle usłyszałem jakieś zawodzenie i tylko przewróciłem oczami.Kto tak kurwa wyje.
Zbliżono się do mojej celi i po chwili kogoś tam wrzucili,żartując jakimiś niesmacznymi żartami.Spojrzałem na mojego współwieźnia i nagle mnie zamurowało.
-Co ty tu robisz?!-Syknąłem na tego pajaca,który otrzepywał się i spojrzał na mnie.
-Próbowałem Cię znaleźć.-Uśmiechnął się smutno.-I znalazłem.
-Ale musiałeś aż ze mną do jednej celi włazić?
-Uznali mnie za szpiega wojennego...
-Dlaczego?-Uśmiechnąłem się lekko z zaskoczeniem.
-Zaglądałem w okna,stojąc na pudłach...
-Jesteś debilem.-Zaśmiałem się.
-A ty,co tu robisz?-Zmierzył mnie oskarżycielsko.
-A chuj wie.Wczoraj chciałem zapić trochę smutki w kielichu i samo wyszło...
-No fakt,trochę cuchniesz alkoholem...Ciekawe kiedy stąd wyjdziemy.
-Zapewne nigdy.-Westchnąłem.-Ciesz się,że nie jesteś skuty...
Yi nagle położył się na ziemi.
-Trochę mi słabo.Muszę się zdrzemnąć...
Nie mam pojęcia jak tu usnął ale ja nie mogę tego zrobić...
************************************
Zaraz odpadną mi uszy...
Z całego jazgotu i wycia Yi udało mi się wychwycić kroki.
-Niech mnie ktoś wypuści!Nic złego nie zrobiłem!I chcę siku!-Beczał,kuląc się przy kratach.
-Możesz sięk kurwa zamknąć!?Próbuję się zdrzemnąć!-Ofuknąłem go,a on nadal beczał.Kroki zbliżały się.Jakaś kobieta.Wytwornie ubrana.
-To gdzie ten demon?-Jej głos przeciął powietrze,a ja rozejrzałem się.-Chcę go zobaczyć.
Strażnik westchnął i kroki zbliżały się do nas.Yi wył trochę ciszej.
-Idź sobie,dyszysz mi w kark.-Pogoniła strażnika i rozejrzała się,Yi beczał cicho,dygocząc a ja westchnąłem.
-I co ja muszę znosić...-Mruknąłem.
-A ten co tu robi z Tobą w jednej celi,Panie Demonie?-Dziewczyna zmierzyła mnie.
-Noooo...Wszyscy robią ze mnie przerażającą bestię...uuuu...zabójca...psychopata...aaaa...-Mruknąłem urażony.Byłem już zmęczony brakiem snu i zawodzeniem Yi.
Kobieta na chwilę gapiła się w Yi,a potem w jego nogę.Dziwne.Może chce mu ją uciąć?Albo mu ją wsadzić do ryja,jak zacznie beczeć.Nastała cisza,a ja ruszałem sobie okowami łańcuchów dla zabawy.
-Ooooh!To mój braciszek!-Krzyknęła,gapiąc się w tego pajaca a Yi otarł napucnięte oczy.-Co ty tu robisz z tym demonem?
-Przyszedłem po niego ale mi nie wyszło...-Uspokoił się trochę i próbował wstać.
-Poczekaj.Wyciągnę Cię z tąd.-Rzuciła pospiesznie.
-Jego też.-Yi wskazał na mnie.-Nic Ci nie zrobi.
-Yi mnie pobije...-Dodałem z rozczulającym usmieszkiem.
-Tylko pytam,doszły mnie słuchy że zabił czterech strażników...
-A jakby Ciebie paniusiu chciał ktoś związać jak wieprza,to też byś się nie broniła?-Zmierzyłem ją wymownie.
-Dobra,idę po klucze i wyjdziemy innymi drzwiami.-Oznajmiła i po chwili Yi zdjął mnie ze ściany.
-Uuuh...Mówię wam,nie chcecie tyle wisieć co ja teraz.-Rozprostowałem ręce i palce dłoni,czując bolesne mrowienie.Spojrzałem na Yi i jego siostrę.-Całkiem podobni jesteście.-Rzuciłem,przypatrując się im.No,nie licząc tego że siostra ma zgrabne,rozkwitające cycuszki,a Yi to płaska deska.Czemu ja się tak gapię dziewczetom na cycki...Kurwa...
-Gdzieś ty był?-Siostra zmierzyła Yi wymownie.-Rodzice myślą,że nie żyjesz.Wiesz jacy są smutni.-Yi speszył się i spojrzał na mnie.
-Trochę się zgubiłem.Ten pajac uratował mi życie.
-To czemu nie wrócisz do domu?-Zmierzyła mnie wymownie.
-To w sumie cena za uratowanie życia...-Zmierzył mnie,a ja udawałem że gapię się w inną stronę.-Poza tym...-Zniżył głos do szeptu.Głupek myśli,że mam ludzki słuch.-Jest taki samotny...
-Ej,macie jakąś wodę to się umyje.-Rzuciłem,siadając sobie na posadzce jakby nigdy nic.
-Racja.Powinieneś się wykąpać.-Yi odparł i wysłał siostrę po jakaś wodę,cokolwiek.
*Yi*
-On może nam pomóc.-Yana rzuciła nagle,a ja zmierzyłem ją,podnosząc brew do góry.
-Co masz na myśli?
-Kuzynka.-Spojrzała na mnie,a ja przekrzywiłem głowę.-Ludzie gadają,że jest opętana.Coraz gorzej z nią.Jeżeli faktycznie jest opętana,to może demon nam w tym pomoże.
Poza tym mam jeszcze jeden biznes do niego.
-Można spróbować.-Westchnąłem.-Ale nie zrobisz mu krzywdy?
-Za kogo ty mnie masz?-Mruknęła,wzruszając ramionami.-Poza tym.Nawet nie zdążyłabym mu uciec.
Po chwili Yas wyszedł z łazienki.Wyglądał o wiele lepiej,ale najwyraźniej nie podobały mu się ubrania,które mu pożyczyłem.
-To jest za małe.-Mruknął,niezadowolony.
-W końcu się jakoś ubrałeś.-Zachichotałem.
-Te kurewskie portki mnie uciskają!-Zmierzył mnie.-Jak się przewrócę,to zmiażdżą mi jajka!
-Oj nie marudź.-Przewróciłem oczami.-Możesz się przysłużyć.
-Znasz się na opętaniach?-Moja siostra zmierzyła Yasuo,a on wzruszył ramionami.
-To zależy.Co mam Cię opętać?Śliczne kobiety przyjemnie się opętuje.
-Nie w tym rzecz.-Przewróciłem oczami.
-Możesz zajrzeć do naszej kuzynki i sprawdzić czy coś jej nie opętało.
-No mogę.-Wzruszył ramionami.
-No to za mną.Ty Yi lepiej sobie odpocznij.-Yana wzięła demona za ramię i wyszła.Może ma rację,może drzemka?
*Yas*
-Skąd podejrzenie,że jest opętana?-Zmierzyłem dziewczynę,a ona wzruszyła ramionami.
-Jej zachowanie...Nie wiem,może to zwykła choroba psychiczna.Teraz się przygotuj.Może Cię zaatakować,bo jesteś nieznajomy.
Weszliśmy do pomieszczenia.Dziewczyna,siedząca w koszuli nocnej.Faktycznie było z nią coś nie tak.
-Wyczuwam jakaś dziwną aurę.-Mruknąłem,chowając i wysyłając szpony.Dziewczyna na łóżku nagle się podniosła.
-I co?-Siostra Yi gapiła się na mnie,jak w wyrocznię.Praktycznie gadały do mnie trzy osoby.
-Opętaniec jak nic.Lepiej się odsuń.-Zmierzyłem ją i odeszła za drzwi,wyglądając z nich.-Ej koleżanko.Wyłaź.Nie wolno opętywać dziewczynek.-Zacząłem wyzywająco,żeby wyszła z ciała.Jakoś jej się nie spieszyła,bo przemawiała do mnie z ciała opętanej.
-Mmm...Co za przystojniaczek.-Głosy mieszały się.-Może chcesz porobić coś Ciekawego.Sprawię,że to ciałko rozłoży dla Ciebie nóżki.
-Nie kręcą mnie stosunki z kobietami,które dopiero poznałem.
-Co za niedostępność...-Zaśmiała się cicho.
-Idę tam po Ciebie.-Mruknąłem zdenerwowany.
-A,zapraszam zapraszam.-Demonica zaśmiała się głosem opętanej dziewczyny.
-Żebyś nie beczała...-Rzuciłem do demonicy,przyjmując zaproszenie.Udało mi się jakoś wyciągnąć ją z ciała i przeturlaliśmy się pod ścianę.
A więc walka...
Kotłowaliśmy się chwilę ale oponentka chujowo walczyła i błagając o litość,uciekła z płaczem.
-Będę musiał posegregować jej w głowie.-Rzuciłem,wskazując na dziewczynę i po chwili skończyłem swoją robotę.Dziewczyna otrzepała się cicho,szepcząc że nie wie co się stało.Siostra Yi wyszła do mnie i nagle do pomieszczenia wparowało kilku strażników...
*Yana*
Gwardziści wparowali jak z bicza strzelił,a ja zupełnie nie wiedziałam z jakiej racji.Sytuacja potoczyła się szybko.Nie zdążyłam zareagować.Demon dostał którąś ze strzałek.
-Co wy wyprawiacie!?-Zabiłam gwardzistów wzrokiem,patrząc jak demon zatacza się.Chwyciłam go za ramię Ale dalej chwiał się niepewnie.
-Aaaaaleeee...mi słabo...-Mruknął,a ja chciałam go chwycić ale stoczył się na podłogę,tracąc przytomność.Strzałka tkwiła w jego ramieniu.To tą chemiczna,o działaniu zwiotczającym.
-Dostaliśmy Informację,że księżniczka sama wchodzi do pokoju Inferii.
-Wy idioci!On mi pomagał!Do cholery!-Wyjęłam strzałkę,patrząc na dawkę.-Czy wy jestescie poważni!?Taką ilością można powalić niedźwiedzia!To może go zabić!
Strażnicy gapili się na mnie w zaskoczeniu.Bardzo rzadko wybucham gniewem.
-Idzcie już,bo wylądujecie w koszarach.
Spojrzałam na demona.Leżał półprzytomny,zupełnie nieświadom tego co wokół się dzieje.Oddychał spazmatycznie,a mięśnie co jakiś czas mu drżały.Wyglądał trochę jak kot w ostatnim stadium padaczki.Zdecydowanie ta dawka na niego wpłynęła...
-Yi!-Rzuciłam,pukając w ścianę i próbując podnieść demona.Usłyszałam kroki i mój brat zrobił minę wyłowionego karpia.
-Co się stało?!-Wbiegł do pomieszczenia.Inferia już zdążyła omdleć z przerażenia.Nic jej nie będzie.
-Dostał strzałką zwiotczającą od straży.Dawkę takiej wielkości.
-Ojej!Przecież tego używa się na polowaniach!
-I w tym problem.-Zaczęłam.-Ta dawka może go zabić.
Yi zbladł nagle,a ja znowu przejęłam stery.
-Położymy go u Ciebie,a ja zaraz wezmę się za jakiś biologiczny reagent,który zmniejszy działanie strzałki.
-Dobrze mieć siostrę znającą się na medycynie.-Yi westchnął,pomagając mi z tym demonem.
-Chyba sobie z nim poradzisz...
Pokiwał głową.
-Dobra,to biorę się do pracy.
To będzie ciężka robota...
*Yi*
Gapiłem się na Yasuo i zrobiło mi się trochę smutno.Zupełnie nie wiem co mu jest.Nagle do pokoju wparowała Yana,a ja drgnąłem lekko.
Szła z jakąś strzykawką.
-Hmmm.Chyba najlepszym miejscem będzie dziąsło.Szybciej dojdzie do krwiobiegu.
Gapiłem się na to,co robi Yana.
-Jakie ma ząbki.Miałby coś przeciwko,gdybym kilka wyrwała do badań?
-Um...Nawet o tym nie myśl...-Pokiwałem przecząco głową,a ona westchnęła.
-Zobaczymy czy się przyjmie i mu pomoże.Mów jakby się coś działo.Idę uspokoić kuzynkę...
-Rozumiem.-Westchnąłem.-Zajmę się nim.
-Ty głupku...-Spojrzałem na demona i zdjąłem mu z rzęs paproch.-Chyba nie masz zamiaru umrzeć,prawda?-Zrobiło mi się trochę smutno,widząc jego bladą twarz i niespokojny oddech.Wziąłem koc z kołdrą,okrywając go delikatnie.Włosy błąkały mu się po twarzy,więc zdjąłem je.-Ty tylko znowu chciałeś pomóc.-Położyłem się obok,kładąc głowę na jego piersi.
Cicho bijące serce mnie usypia...
Przynajmniej teraz mnie nie odepchnie...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro