Półmrok Paleniska
*Yiś*
Zabrałem ze sobą Yasuo,zanim jeszcze się obudził,uprzednio żegnając się z siostrą.Droga była dość wyboista i śpiący demon podskakiwał na końskim grzbiecie.Musiał być wykończony,skoro to go nie obudziło.Pogoda nie zapowiadała się dobrze.Zachmurzone niebo,nieprzyjemny chłodny wiatr.Wywlokłem się z Yasuo w ramionach do pustej chaty.Ciekawe dlaczego nikt nie próbował jej ukraść...
Położyłem demona do łóżka i usiadłem obok na krześle,gapiąc się na porzucony zestaw do szachów.Leżał idealnie na stole...Odłożyłem go na miejsce i po chwili miałem towarzystwo.
-Dzień dobry Yasuo.-Odparłem,patrząc jak demon podnosi się z łóżka i mryzia dywan,leżący pod łóżkiem.-To pewnie poprawi Ci humor.Przywiozłem Cię do Twojej chaty.
Yasuo mruknął tylko i przetarł oko.
-Rzeczywiście mnie to cieszy ale jestem teraz kurewsko głodny...-Wstał,zbliżając się do półki komody.-I muszę w końcu zdjąć te przeklęte spodnie.-Zaczął grzebać w komodzie i po chwili wyjął coś o przyjemnym białym kolorze.-Zaczekaj moment.-Zniknął w innym pomieszczeniu.
Właściwie też byłem głodny.Nie zdążyłem zabrać odrobiny jedzenia z pałacu...
Po chwili demon wrócił,rzucając mi w dłonie spodnie,które mu pożyczyłem.Miał na sobie teraz coś w rodzaju szarawarów z wycięciami na biodrach.Jak dla mnie zbyt krzykliwe.Nosił też te swoje zwyczajowe ozdoby...
-Tobie przydadzą się bardziej.-Odparł.
Miał rację.Dodatkowa para spodni to zawsze coś.
-Tooo...Co zjemy na śniadanie?-Spytałem cicho.
-Och...Właśnie.Jeszcze coś dla Ciebie.-Yasuo podrapał się po brodzie.-Mogę coś dla nas upichcić.-Wzruszył ramionami,a potem kichnął kilkukrotnie.
-Wszystko w porządku?-Wskazałem na niego palcem.Kichał serią godną dobrego strzelca z kołczanem pełnym strzał.
-Przepraszam.-Otarł nos.-Trochę się tu zakurzyło,kiedy dom stał pusty a ja mam wielką alergię na kurz...
-Ooo...-Ożywił się.-Mogę Ci pomóc tu posprzątać.
Demon kichnął i stracił garnek z półki ale zręcznie złapał go w dłonie.Poleciałem do roboty,by mu trochę ulżyć,słysząc co jakiś czas kichanie.
Śmiesznie kicha...
Robiłem się przy okazji coraz bardziej głodny.Nakarmiłem też Brzaska.Pewnie był równie głodny jak ja.
Wróciłem do chaty.Yasuo kichał trochę mniej,a w powietrzu unosił się zapach jedzenia.Aż zaburczał mi brzuch.
-Mmm...-Mruknąłem,a demon obrócił głowę,trzymając w ręce patelnię.
-Tak,ja też jestem głodny.
-Cooo gotujesz?-Zmierzyłem skupionego demona.
-Jajecznica chyba bedzie okej.-Odparł,wygaszając ogień w palenisku i kręcąc się przy blacie.
-Brzmi smacznie.
Po chwili posiłek był gotowy i można było zacząć go jeść.
-I-ile tak przeleżałem...Wiesz...-Demon nagle spojrzał na mnie,biorąc pierwszy kęs.
-Hmmm...Coś koło czterech dni ale nie liczyłem.Brakuje mi snu i nie mam ochoty na rozliczenia.-Odparłem,widząc jak twarz demona markotnieje.
-To ty postawiłeś mnie na nogi...-Zmierzył mnie.-Sam wyglądasz jak gówno w przerębli...
-Oj,kilka dni bez snu.-Machnąłem ręką,jedząc z zapałem.-Czuję się świetnie.
Demon spuścił głowę i zapadła niezręczna cisza.Wyczułem bez słów,że było to coś w rodzaju podziękowań.
-O,zaczęło padać.Lepiej zamknę okno.-Odparłem,by przerwać jakoś tę ciszę.
Zjedliśmy śniadanie i czułem się teraz o niebo lepiej.
Nagle usłyszałem jakiś stukot na zewnątrz.
-Ktoś drapie się do drzwi...
Podszedłem,a demon uniósł wzrok i zrobił to samo co ja.
-Odsuń się trochę.-Polecił,otwierając drzwi.
Przed nimi siedział przemoczony kot o białej sierści i czarnej kreseczce na nosku.
-Ojejku!Kotek!-Ożywiłem się,a demon uniósł lekko brew.-Jaki śliczny!
Kot nagle zaczął się ocierać o nogę Yasuo.Ten zmierzył kota zaskoczonym spojrzeniem,a po chwili przykucnął i patrzyli na siebie.Myślałem,że zaczną się obwąchiwać...
Yasuo uśmiechnął się lekko i pogłaskał kota po głowie.
-Yaaasuoooo...Możemy go zatrzymać?Patrz jaki on chudy!Na pewno jest bezpański!-Spojrzałem na demona szczenięcym spojrzeniem.
-No nie wiem...-Uniósł brew.
-Proszęęę...Zawsze chciałem mieć kotka.-Złożyłem ręce jak do modlitwy i zacząłem skakać wokół demona jak powalony.-O,patrz.Jego nosek przypomina Twój.Wyglądacie jakbyście oboje mieli bliznę!Noooo...On Cię lubi!
-Dobra ale ty po nim sprzątasz.-Rzucił tylko,a kot łasił się do jego nóg,ocierając o nie ogonem.
-Oooo!-Pisnąłem jak małe dziecko i złapałem demona,przytulając go do siebie.-Dziękuję!Dziękuję!
-Dobra.-Odsunął mnie od siebie.-Koniec tych czułości.
-Jak go nazwiemy?-Spojrzałem na Yasuo.
-Nie wiem.Może tak jak ty.Lord książęcy dupek.-Uśmiechnął się lekko,a ja kopnąłem go w nogę,przewracając oczami.
-Serio pytam...
-Nie wiem...-Demon wzruszył ramionami.
-O,może Puszek?
-To kotka.-Yasuo zmierzył mnie,a ja zamrugałem kilkukrotnie.-Puszek to pedalskie imię.Wymyśl coś lepszego,bo nazwę ją Barabaszem.
-Hmmm...Hmmmm...O!Migotka!
Kot miauknął cicho.
-Może być.
-Dajmy jej coś do jedzenia.-Uśmiechnąłem się lekko.
Yasuo wypuścił kota na podłogę.
-Zaraz poszukam dla niej czegoś do jedzenia.-Rozejrzał się po półce.-Koty przecież jedzą mięso.
Kotka podbiegła do Yasuo i czekała na jakiś smaczny kąsek.Demon rzucił kotu kawałek surowego mięsa.Wyglądali razem uroczo.
-Trzeba ją będzie wykąpać.-Zaczął.
-Chcesz ją zabrać nad jezioro w taką pogodę.-Uniosłem brew.
-Och.Mam wannę w łazience.Chciałem Cię trochę podręczyć.Poza tym...Miło było popatrzeć na kobiece ciała.Przyznaj,że też zalukałeś...
Miałem wrażenie,że drży mi powieka.
-Tyyy...Zboczony...
-Było,minęło.-Uśmiechnął się lekko.-Kąpiel na dworze jest zdrowsza.
Kot miauknął cicho,a ja podrapałem go za uszkiem.Ciekawe jak będzie wyglądało życie z kotkiem...
************************************
Postanowiłem,że przejdę się do lasu po pewne zioło.Demon zajmował się naszą nową towarzyszką.
Chyba się zakumplowali.
Pogoda nadal była kiepska i lał deszcz ale to nic.Jakoś mi to nie przeszkadzało i nie było aż tak uciążliwe...Po prostu potrzebowałem spaceru...
Deszcz był delikatny.Coś Jak mżawka ale o większym natężeniu.
Potem pogoda się popsuła.Ale tak wracać do domu z pustymi rękoma...
Kontynuowałem poszukiwania,nie przejmując się rosnąca ulewą.
-O chyba mam.-Mruknąłem sam do siebie i nagle usłyszałem dziwny świst.
Może jakaś wiewiórka?Albo ptak?
Obejrzałem się,widząc strzałę lecącą prosto w moje czoło i zupełnie zapomniałem jak używać nóg...To strach...
Spodziewałem się bolesnego trafienia albo natychmiastowej śmierci ale szczęk metalu sprawił,że podniosłem wzrok i upadając na ziemię zobaczyłem doskonale znaną mi postać.
-Y-Yasuo?-Szepnąłem,przyciskając ręce do piersi,a ciało do skały.
Zmierzył mnie tylko.Pewnie kontrolnie.Po chwili pojawił się drugi demon...Podobny do Yasuo.Znów będą walczyć...Czemu prawie wszystkie demony są takie agresywne...Znam jeden wyjątek...Walczy niedaleko.Chcę jakoś pomóc ale tylko zaszkodzę.Pył unosi się wszędzie,a serce wali mi jak szalone...Deszcz spływa mi po włosach.Demony walczą,drapią się,kąsają.Stal przecina się do jakiś czas...Przymknąłem oczy i po chwili usłyszałem ryk pełen bólu.Potem następny.Zbliżali się do mojej skały.Jednak nie udało im się dotrzeć.Wrogi demon szykował się do zaatakowania mnie ale Yasuo przeszarżował,uderzając go rogami,tak że poturbowali się razem i tamten drugi nagle uciekł,brocząc obficie krwią.Dopiero teraz zauważyłem co się naprawdę stało...
Jeden z rogów Yasuo był teraz o połowę krótszy,siejąc pustkę załamaną wyrwą.Yasuo był niespokojny,więc bałem się podejść.Czekałem aż wróci do siebie ale nagle wydał okrzyk bólu i zaczął uderzać głową w drzewo...No tak...Wspominał,że demonie robi są bardzo wrazliwe.
-Yasuo!-Podniosłem się,patrząc na niego.-Przestań i spójrz na mnie!
Nie reagował...Wpadł w coś w rodzaju szału?
Podjąłem się innych ale może skuteczniejszych środków.Wskoczyłem mu na plecy,łapiąc za mniejsze,całe rogi i starałem się ze wszystkich sił odciągnąć go od drzewa.
-Uspokój się!Bo będzie tylko gorzej!
Nadal próbował...Był silniejszy i musiałem coraz mocniej go szarpać.W pewnym momencie stracił równowagę i oboje upadliśmy na ziemię.Spojrzałem na demona,który leżał bez słowa i oddychał niewymiarowo.Usiadłem obok i on również zaczął się podnosić.
-Pomogę Ci z tym...-Zetknęliśmy się czołami,oboje dysząc ze zmeczenia.Miał też rozdrapany i zabłocony policzek,z którego sączyła się krew.-Tylko się uspokój.Opatrzę ten róg...
-Co ty wiesz o rogach!?-Burknął.
-Ciiii...Spokojnie.-Zacząłem delikatnie wycierać krwawiący policzek połem kurtki.-Niewiele wiem.Ale z Twoją pomocą dowiem się więcej.
Westchnął tylko i pozwolił zaprowadzić się do chaty.
************************************
Udało mi się go jakoś uspokoić...
-To jak mam Ci pomóc.Może bym to skleił,tylko nie mamy drugiej połówki...Gdzie jest?
-W brzuchu tego skurwysyna...-Yasuo burknął,siedząc na podłodze.Nawet kot wyczuwał jego aurę i nie podchodził zbyt blisko.
Zamrugałem kilkukrotnie.
-Zostaw ten cholerny róg.Kiedyś odrośnie.-Zmierzył mnie beznamiętnie.Musiało bardzo go boleć,skoro wcześniej wpadł w taki szał...
Musi być jakiś sposób by mu pomóc.
O,mam.Może podziała...
Zostawiłem na moment demona samego i wcieliłem w życie swój plan.Nawet nie ożywił się,tylko po prostu tak siedział.
-To może pomóc.-Machnąłem przed nim ugniecioną papką z ziół,a on przekrzywił głowę i wyszczerzył kły.
-Nie dotykaj moich rogów.
-Uspokój się.-Zmierzyłem go.-Nie możesz mi chociaż raz zaufać.
Zmierzył mnie ale po chwili zniżył głowę i pozwolił mi się dotknąć.Nasmarowałem delikatnie róg i zasłoniłem go bandażem,żeby papka się nie starła.Yasuo znów się uspokoił i miałem wrażenie,że zaraz uśnie.
Ognisko przyjemnie grzało.
-Może zrobimy sobie herbaty?-Zaproponowałem ochoczo.
-Jak chcesz.-Odparł,siadając po turecku na dywanie obok kominka.
Zrobiłem nam po herbacie i wróciłem do pokoju.
Kot i demon rozłożyli się pod kominkiem,jakby nigdy nic.
Yasuo zaczął pić swoją herbatę,gapiąc się na mnie aż moja wyleciała mi z rąk.
-Oooojejjj!Przepraszam!-Natychmiast się podniosłem by zetrzeć plamę i poczułem że nasze ręce się stykają.Demon chciał zrobić to samo.
Mój wzrok przeniósł się na niego i gapiliśmy się w siebie jak debile w lustro.Miałem wrażenie,że czerwienią mi się policzki...
-Nic się nie stało...
Chciałem się podnieść i posprzątać ale nadal trzymał mnie za rękę,więc usiadłem bez słowa.
-Wiesz co.-Zmierzył mnie,a ja zamrugałem sobie tylko.Myślałem,że zacznie się drzeć żebym ciszej mrugał...-Nie wiem czemu ale czuję w tym miejscu dziwne uczucie,gdy z Tobą rozmawiam.-Dotknął szponem klatki piersiowej.
-To może masz zawał.-Zaśmiałem się cicho,patrząc na chwilę na płonący ogień.
Po chwili demon przyłożył czoło do mojego i patrzyliśmy na siebie w ciszy.Nadal trzymał mnie za rękę,a ja rozmyślałem nad przytulaniem go albo skokiem w ogień...
Nagle poczułem pocałunek na swoich ustach i zamarłem,na moment tracąc dech ale nagle sam z siebie zacząłem go oddawać.To takie dziwne...
Pocałunek nie trwał długo,bo zabrakło mi tchu i demon odpuścił,żebym mógł go zaczerpnąć.
Mimowolnie padłem w jego objęcia,zasłaniając twarz rękawem swetra.
-Tak bardzo chce mi się spać...-Wymruczałem,kuląc się w jego ramionach.
Zaśmiał się cicho i poczułem jak dotyka delikatnie moich włosów.
Odpływam...Odpływam jak nic...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro