Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Powrót do domu

*Yiś*

Dziś Naserva i Yas ciągle gadali o ucieczce z areny.W sumie,ja miałem o wiele więcej pesymistyczniejsze myśli.Jak dadzą radę uciec,skoro ja ledwie mogę chodzić...W tym momencie jestem dla nich balastem..

Nagle oboje pojawili się w pokoju,jak za wezwaniem.Już mieli jakiś plan wypisany na twarzach.Ciekawe co do cholery zamierzali...

-Rozmawiałem z tymi na górze.-Naserva rzucił,patrząc na demona.-Wypuszczą nas ale za "wielkie widowisko"...

Uniosłem brwi ze szczerym zaskoczeniem.

-Czego od nas chcą?

-Hydry na talerzu...

-Kto normalny będzie walczył z Hydrą!?-Serce zabiło mi mocniej.

-Normalny,powiadasz?-Demon zmierzył mnie,a mi zakręciło się w głowie.

-Nie możesz tego zrobić!-Pisnąłem.-To głupie!To jak...porywanie się z motyką na słońce!

-Nie mam zamiaru żyć w niewoli.A skoro jest szansa,to należy ją wykorzystać...

Chciało mi się beczeć ale cholernie mocno się powstrzymywałem.

-Powinniśmy Cię jakoś przygotować.-Naserva zarządził,patrząc na demona.Wszystko działo się tak szybko.-Nie pójdziesz tak.Potrzebna nam zbroja.

-Fuuu...

-Nie marudź.Wkładasz zbroję i już.-Zniknęli w pokoju,bo pewnie chcieli mi oszczędzić awantury.Nastała grobowa cisza.Co to za chory plan...
Ułożyłem się na poduszce i starałem zasnąć,powstrzymując łzy.

Wybudziłem się niespokojnie,gdy usłyszałem oddech i skrzęt metalu w pomieszczeniu.

Yas...Wyglądał tak inaczej...Naserva wpakował go w lekką zbroję i oszczędził hełmu,bo demon pewnie się zapierał.

-Yi...-Zauważył,że nie śpię i podszedł do łóżka.

-Obiecaj,że wrócisz...-Spojrzałem na twarz Yasa i z moich oczu natychmiast popłynęły łzy.

-Postaram się.-Uśmiechnął się słabo.-A wiesz,że jestem zawzięty.

Złapałem go za ramię,a łzy spadły na pościel.

-Błagam,uważaj na siebie!

-Spokojnie.-Pocałował mnie w czoło na pożegnanie.-I tak Cię dopadnę...

Wyszedł,a ja zacząłem cicho płakać,jakbym właśnie go opłakiwał...

************************************

-Ale ja muszę tam być!-Pisnąłem do Naservy,który nie chciał się zgodzić bym poszedł z nim na lożę,oglądać walki...
Długo się zapierał ale ostatecznie pozwolił mi to oglądać.
Moje zmartwienie mieszało się jednocześnie z ciekawością...

Na arenie pojawił się demon,zakuty w zbroję.Wyglądał obco...
Oczekiwał czujnie na wypuszczenie bestii.Moje serce wylatywało z piersi.Tymczasem demon stał niewzruszony,jakby wcale nie bał się tego co zaraz nadejdzie...
Z głębi dało się słyszeć ryk i już wiedziałem,że to sygnał rozpoczęcia pojedynku.
Gdy zobaczyłem tą abominacj3,to prawie zakręciło mi się w głowie.I on ma z tym walczyć?To niesprawiedliwe...
Hydra zaryczała,a ja drgnąłem z przerażeniem...Demon ryknął w odzewie i ruszył do ataku.Sprawnie mu to szło i po chwili odciął pierwszy łeb potwora.Całkiem nieźle.Po chwili pojawiły się dwa następne.

-Nie ucinaj tych łbów!-Naserva krzyknął na demona ale ten go nie słyszał.Nadal obrał strategię cięcia istoty.Jego ramię lekko krwawiło,a on sam dyszał szybko.Krążył wokół bestii,tnąc szybkim ruchem kolejne rany.Hydra była bardzo silna...Miałem wrażenie,że tracę zdolność oddychania.Po chwili demon wskoczył na jeden z łbów bestii.Szarpali się dość długo.Jakim cudem on ma ją pokonać!?Na jej głowie wygląda jak ziarno!

Demon wciąż ciął mieczem,aż po chwili Hydra strąciła go w dół.

Nie,nie,nie...To nie tak...To nie ma tak być...

Wzleciał do góry,wraz z podrzutem...Prosto do paszczy Hydry...Niech stanie się jakiś cud!

-Yasuo!-Pisnąłem,czując zbierające się w oczach łzy.-Yasuo...Zrób coś!Zaskocz mnie tym razem!-Zacząłem łkać ale nastała grobowa cisza...
Naserva wpatrywał się w opadający kurz.

-Uczcijmy go minutą ciszy...-Spojrzał na mnie,a ja pokiwałem głową,ocierając zapłakane oczy.Trwaliśmy tak przez moment.Znowu zebrało mi się na łkanie...Mój demon...Tak po prostu pożarty...Gdzie jego wola walki...

Nagle cisza została przerwana ścięgniem metalu z nieznajomego źródła.Hydra zaryczała...Jakoś tak dziwnie...Uniosłem zapłakany wzrok.Moje łzy polały się ze szczęścia...
Hydra została rozcięta od środka.Demon stał przy jej ciele w swej drugiej formie,cały umazany wnętrznościami bestii...
Uspokoił się nieco i wrócił do normalnej formy,a Naserva ruszył w jego stronę.Ja próbowałem mu dorównać lecz byłem jeszcze zbyt osłabiony.

-Yaaaaaas!-Ruszyłem jakoś w ich stronę.-Wiesz,jak się o Ciebie martwiłem!?

Demon zatoczył się i odsunął na bok.Naserva na szczęście go złapał,bo był teraz półprzytomny...

*Yas*

Ocknąłem się w pomieszczeniu...Yi siedział obok w fotelu i patrzył na mnie.Moje ramię było staranie opatrzone.Średnio pamiętam ostatnie wydarzenia...

-Co się stało?-Jęknąłem,zwijając się w kłębek.Bolała mnie głowa i ramię,plus czułem niewyobrażalne zmęczenie po walce.

-Straciłeś przytomność.-Naserva odparł,a ja westchnąłem i oparłem głowę o poduszkę.

-Udało Ci się.-Yi uśmiechnął się słabo.-Będziemy mogli stąd wyjść...

-Offf...Muszę chwilę odpocząć i będę jak nowy.-Przymknąłem oczy i poczułem koc na ciele.Yi...

-A ty?Trzepiesz się z zimna.

-Tobie przyda się bardziej.-Uśmiechnął się.-Masz problemy z zasypianiem w obcych miejscach,a ten koc pachnie znajomo...

Przymknąłem oczy i posiliłem się na uśmiech.Widziałem się już na statku do Ionii.

************************************

Rześkie powietrze portu,sprawiało że miałem ochotę tańczyć.Myśl o domu i powrocie napawała mnie dziwną radością...
Yi wyglądał lepiej niż kilka dni temu.Miał jeszcze lekkie problemy z plecami.

-Widzisz...W końcu wrócimy do domu.-Uśmiechnąłem się do niego,by jakoś wyładować swoją radość.

Uśmiechął się słabo.Może to dlatego,że boi się morza...

-Spokojnie.Nie bój się.Morze Cię nie dosięgnie.

-Oby.-Złapał mnie za ramię.

Płyneliśmy tak przez kilka dni.W końcu Yi poczuł się gorzej i reszte dni spędzał w kajucie.W końcu wrócimy do Ionii.To go odżywi...

************************************
Statek w końcu dobił do portu.Poczułem Ioniańskie powietrze i od razu chciałem pobiec co sił w stronę lasu.Yi ostrożnie wyszedł z kajuty,chwiejnie schodząc po schodkach.Naserva i ja byliśmy o wiele bardziej energiczni.

-Jesteśmy już w domu,stary.-Odparłem do Zeda,który był równie zadowolony z tego faktu co ja.W końcu dotarliśmy na znajome tereny.

-Jak z Yi?-Spojrzałem na Naservę,a ten pokiwał głową.

-Zmiana klimatu trochę na niego wpłynęła ale mu przejdzie.

-Tato,kim są Twoi nowi koledzy?-Znajomy głos rozległ się obok i poczułem jak ktoś mnie obejmuje.
Rzuciłem spojrzenie na Yi,który uśmiechał się słodko.
Odwzajemniłem gest córki i spojrzałem na grupkę patałachów za mną.

-A Twoje koleżanki mnie już poznały?-Zmierzyłem ją wymownie,a ona przewróciła oczami w zabawny sposób.Na moment utkwiła wzrok w Naservie.

-Chyba wolałyby nie.Wyglądacie jakbyście wyszli ze śmietnika...

Yi wyglądał dość kiepsko.

-Yi się źle czuje.Pójdę z nim do chaty.-Zacząłem.

-Nie źle,tylko koszmarnie.-Jęknął.

-To idźcie.-Naserva spojrzał na mnie,a ja pokiwałem głową,biorąc Yi w ramiona.Ciekawe co mu jest...

*Naserva*

Zostałem sam na sam z córką demona.Ta niezręczna cisza...Chociaż zastanawia mnie,czemu ona nie jest demonicą...

-Eeee...Miło poznać tak piękną kobietę...-Skłoniłem się grzecznie.

Uśmiechnęła się lekko.

-Nie podlizuj się.

-W taki razie,jak powinienem Cię nazywać,miła pani?

-Arisu.-Przedstawiła się pewnie.

-Naserva.-Uczyniłem to samo.

-Będę już chyba leciała.Zostawiłam bandę jełopów z ciastem,które się piecze...

-Rozumiem.-Odparłem.-A ja pójdę poszukać jakiegoś noclegu.Robi się trochę późno,a nie chcę się wbijać tak...Wiesz...

-Zaczekaj.-Odparła nagle.-Możesz jakiś czas przenocować u nas.Właściwie to przeprowadzam się do ojca i sądzę,że nie będzie miał nic przeciwko Tobie.

Wysiliłem się na kolejny uśmiech.

-Baaardzo dziękuję...

************************************
Dopiero teraz poczułem ogromne zmęczenie po podróży.Zjadłem obfitą kolację,którą przymusowo we mnie wepchnięto,mimo że jej nie chciałem.Nie lubię jeść późnym wieczorem...Rozlokowałem się we wskazanym mi pokoju.Kąpiel sprawiła,że jeszcze bardziej chciało mi się spać...

-Offf...-Westchnąłem,kładąc się do łóżka i zdejmując górną część ubrania.
Od razu walnąłem się do snu...Chociaż mam wrażenie,że ktoś mnie obserwuje...

************************************
Ocknąłem się powoli ale chyba najwcześniej.Zwlokłem się z łóżka i postanowiłem przejść się na krótki poranny spacerek.Raczej nikt mi go nie zakłóci.Muszą jeszcze spać.
Uchyliłem drzwi pokoju i powolnym krokiem ruszyłem na krótką wycieczkę.Myślałem o moim życiu.O mojej rodzinie,która już o mnie nie pamięta.O dawnym życiu...Nagle poczułem uderzenie,które wytrąciło mnie z równowagi.

-Oooo,przepraszam.-Zauważyłem,że zderzyłem się z Arisu.

-To nic.Właśnie miałam po Ciebie iść.Śniadanie jest na stole...

-Aaah...Było tak od razu...-Speszyłem się lekko.-Zaraz ubiorę się w coś odpowiedniejszego.-Czułem się strasznie głupio,paradując przed nią półnago,więc od razu poleciałem do pokoju,żeby jakoś porządnie się ubrać.
Udałem się do kuchni i zastałem tam całą grupkę.Demon siedział przy stole i gapił się przez moment na mnie.Udałem,że tego nie zauważyłem i usiadłem obok do stołu.Stół był w całości pokryty apetycznym jedzeniem.

-O,tato.-Arisu spojrzała na demona krojącego mięso.-Opowiedz o tym co robiliście,gdy was nie było.

-Cóż...-Demon westchnął.-To długa historia...

-Opowiedz.-Nalegała,a on pokiwał głową i zaczął opowiadać o naszym pobycie w Shurimie.
Potem w kuchni pojawił się Książę z zaspaną miną.Po krótkim powitaniu nastała grobowa cisza...
Została przerwana rozmową Księcia z demonem.Czułem się trochę niezręcznie...Że tutaj nie pasuję...

-Wiesz co,tato?-Arisu zagaiła do demona,a ten oczekująco uniósł brew,popijając kawę.-Chyba pójdę poćwiczyć celność.

Wygląda na to,że miał już coś mówić ale Yi go powstrzymał,więc demon nie protestował.

-Może wyruszę z Tobą?-Zaproponowałem nieśmiało.

-Oooo!Możemy razem poćwiczyć walkę!-Arisu ożywiła się i zaciągnęła mnie za sobą,zostawiając demona i Księcia z tyłu...

************************************
-Słyszałam,że masz niezwykły styl walki...-Dziewczyna spojrzała na mnie,a ja speszyłem się ciutkę.

-Troszeczkę...

-W takim razie może się zmierzymy?-Zaczęła z uśmiechem.

-Na pewno chcesz?-Zamrugałem kilkukrotnie.-Jak Cię drasnę,to Twój ojciec rozwlecze moje flaki po gałęziach...

-Nic Ci nie zrobi.-Zachichotała.-Tylko tak wygląda.Wystarczy go podrapać za uszkiem.

-Zgoda.-Westchnąłem.-Zabije nas oboje.Strzelać z łuku chyba do mnie nie będziesz?-Zmierzyłem ją z uśmiechem.

-Nie mam zamiaru.-Uniosła ręce,wyjmując sztylet.-Walka na ostrza?

-Jak sobie życzysz.-Zachichotałem,wykonując teatralny pokłon i szykując się do walki.

Zaczęliśmy walkę od kilku zwykłych cięć ostrzami w klasycznym stylu.Całkiem nieźle jej szło.

-Dobra z Ciebie wojowniczka.-Pochwaliłem ją z uśmiechem,unikając ciosu.Taka walka trwała przez dłuższy moment...

-Tylko tyle potrafisz?-Zaśmiała się,a ja przystanąłem na moment,popychając ją lekko w plecy,przez co straciła równowagę i upadła.Jedno z moich ostrzy wbiło się w ziemię przy jej stopie.Spojrzała na mnie z zaskoczeniem,a ja przywołałem ostrza,które wbiły się w ziemię.

-Woooo...-Dziewczyna śmiała się,podziwiając moją umiejętność.-Świetne!Prawie myślałam,że chcesz mnie zabić.

Uśmiechnąłem się zmieszany,kończąc atak i podchodząc bliżej.

-Wszystko w porządku?-Wystawiłem do niej dłoń,a ona złapała mnie i przewróciła na ziemię.

-Teraz tak.-Zaśmiała się.

-No nie.Pobrudzisz mój nowy płaszcz...-Westchnąłem urażony.Zaczęliśmy się tarzać po ziemi jak dzieci...To było takie zabawne...

*Yas*

Poszedłem po trochę drewna,bo Yi skarżył się że mu zimno.Pod naszą nieobecność temperatura trochę zelżała i dało się to przetrwać.Nagle usłyszałem śmiechy.Z ciekawosci zajrzałem za kamień i ujrzałem Naservę i Arisu,tarzających się po ziemi i ganiających się.

To dziwne...Za dużo czasu spędzają razem...

Obserwowałem dalej.Na moment przestali i usiedli na kamieniu,śmiejąc się i żartując.
Myślałem,żeby tam wkroczyć ale ostatecznie powstrzymałem się,bo wyjdzie z tego niezła awantura...

Powinienem o tym porozmawiać z Yi...

************************************
-Ooo,już jesteś.-Yi uśmiechnął się na mój widok,a ja potarłem się po włosach,rozczesując je kościanym grzebieniem.

-Mhm.Wiesz co...Wydaje mi się,że Arisu i Naserva kręcą ze sobą...

-O nie.-Yi pokiwał głową z uśmiechem.-Twój instynk znów się włącza.Zluzuj się.

-No ale ona jest za młoda...

-Znowu przesadzasz.-Yi zaśmiał się.-Jest starsza ode mnie.

-No ale...

-Uspokój się i daj im żyć.-Westchnął cicho.-Chodź,zrobię Ci herbatki.

-A coś jeszcze?-Zmierzyłem go z uśmiechem.

-Nie,nie,nie.To odpada.-Pomachał palcem i poszedł szykować herbatę.

-I tak Cię dopadnę...

-W snach.-Yi zaśmiał się,a ja usiadłem sobie przy palenisku,głaszcząc rozleniwionego kota.

*Naserva*

-Jakoś dziwnie wyglądasz...-Arisu wyjęła mnie z rozmyślania,a ja spojrzałem na nią i pokiwałem głową.

-Nic mi nie jest.Pewnie jestem już zmęczony.-Machnąłem reką,poprawiając włosy.

-Chodź tu.-Wskazała,dotykając mojego czoła.-Jak nic Ci nie jest jak masz gorączkę...

-Ale...

-Bez dyskusji.Do łóżka.Bo ojca na Ciebie naślę.

W sumie...Może ma rację...Trochę kiepsko się czuję...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro