Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Paskuda i jej towarzysz-romantyczny wieczorek w zamku

*Yas*

Obudziły mnie jakieś śmiechy,więc na początku myślałem że Arisu brechta się z Yi,ale ten leżał obok mnie i nadal spał.Intrygujące...

Podniosłem się z łóżka.Nadal żyłem wczorajszym wieczorem,który swoją drogą był naprawdę bardzo przyjemny.Jak dla mnie było za wcześnie na pobudkę...Cholera,niech te pajace się zatkają.Z czego oni się tak cieszą?

Spojrzałem jeszcze raz na Yi.Spał sobie w najlepsze.Nie chciałem mu w tym przeszkadzać.Z pewnością potrzebuje więcej snu niż ja.Nakryłem go tylko kocem,pod którym leżałem i zacząłem grzebać w szafce.Potrzebuję nowych ciuchów.Te wczorajsze są uwalone,a trochę kijowo się tłumaczyć z czego.Poza tym to te niewygodne pedalskie szmaty,więc wolałem je ominąć z daleka i skorzystać z moich.
Grzebanie w szafce zajęło mi jakieś pół godziny.W końcu zdecydowałem się na pierwsze lepsze turkusowe spodnie.Chciałem już po prostu wiedzieć co wyprawia się za drzwiami.

-A z czego ta polewka?-Wpadłem do kuchni niczym matka,która przypała swoją córkę z kolesiem,który ją wkurwia.

-Z Ciebie,synu.

-Tato,co ty tutaj robisz!?-Zacząłem machać łapami jak debil.

-A no tak postanowiłem wpaść.Nie cieszysz się?

-No tak jakby spałem...

-Kto rano wstaje...

-Dobra,dobra.-Chociaż w myślach dopowiedziałem sobie "temu Yi daje" i zacząłem się uśmiechać.-Z czego się szczerzycie?-Znacząco wróciłem do tematu.

-A,gadaliśmy o tym jak byłeś młodszy i miałeś cebulę na głowie.

-Cholera,tato.Nie gadaj o mnie jak byłem mały!

-No ale czemu?Byłeś najsłodszym dzieciakiem na świecie.

-Nie wspominaj o cebuli...

-E tam,marudzisz.Ja żem się nawet nie skapnął,że Ci matka włosy obcięła.Słodka była ta Twoja cebulka.

-Wcale nie!Wyglądałem jak debil!

-Dalej wyglądasz,tylko podobny do starego jesteś.

-Mogę wrócić do spania?-Odparłem poirytowany.

-O nie.Skoro się już tu pojawiłeś,to nie masz wyjścia.Poza tym,musisz się z kimś spotkać.Swoją drogą,nie wiedziałem że lubisz koty.-Pogłaskał kotkę,szlajającą się pod stołem.

-Mam nadzieję,że jej nie pożresz.To moje dzieciątko.

-A ja to co?-Arisu oburzyła się.

-Ty już jesteś stara...

-Jasne,jasne.Wszyscy tak gadają.Ja musiałem Twoją matkę taczką z domu wywozić,bo jej ojciec tak mnie nie cierpiał,że za mną z bagnetem latał.

-Coś o tym wiem.-Naserva rzucił tylko,a ja zmierzyłem go zabójczo.

-No i widzisz jak to jest.

Humor miałem tak beznadziejny,że miałem ochotę umierać.Ewentualnie ponapierdalać zdrowo rogami o ścianę.

-A gdzie ten Twój kolega?

-Jeszcze śpi.-Pomyślałem o Yi,który teraz pewnie słodko owinął się kocem.Zawsze zabawnie wygląda gdy śpi...

-Okej.W takim razie zakolegują się potem.

-Co masz na myśli?

-Chodź,to Ci pokażę.

-Hm.Zgoda.-Rzuciłem,wstając od stołu i kierując się za ojcem.

Pogoda była nad wyraz słoneczna,aż za gorąca.

-Mam nadzieję,że jeszcze pamiętasz Deidrę?

-Coś mi się obija o łeb,ale nie wiem co...-Podrapałem się po brodzie,zupełnie nie wiedząc o co chodzi.

-To ja jestem starszy,a mam mniejszą sklerozę od Ciebie...

-Wybacz.Spadłem ze schodów za dzieciaka.

-No to na pewno.Dobra,pora żebyś sobie przypomniał.

Okej teraz Jasiek pamięta,że tate miał kiedyś smoka.

-Oooo.To ten wredny grubas jeden.

-E tam wredny.Raczej uczulony na pajaców.I wiesz co?

-Hm?Cholera,nie!-Pisnąłem,kiedy poczułem na sobie wielki smoczy jęzor.

-Pamięta Cię,a ty ją nie.Patrzcie jaka skleroza.

-Ale teraz już pamiętam.-Burknąłem,wycierając się ze smoczej śliny.

-No to fajnie.Będziesz mieć koleżankę.

-Mam się nią zająć?Jak ja jej tu nie zmieszczę.

-Nie,nie.Znaczy potem jak podrośnie,to będzie problem ale teraz jest wielkości kota.

-Okej,więc wciskasz mi małego smoka?

-No patrz jaki słodziusi.Pasujecie do siebie.-Podleciał do mnie mały niebieski smoczek,który był całkiem uroczy.-Poza tym Twoi przodkowie oswoili smoki i ty też powinieneś.Już Cię polubiła,więc nie masz wyjścia.Ewentualnie jak się wkurwi,to Cię lekko przypali...

-Niee liżcie mnie,błagam...-Odparłem,z lekkim uśmiechem kiedy kolejny smok zaczął mnie lizać.W sumie...Dawno nie widziałem żadnego smoka.Sądziłem,że wyginęły...

Z tego całego zamieszania obudził się Yi,który gapił się na nas jak na zjawisko.

-Czy to są prawdziwe smoki!?

Naprawdę,on też sika na widok smoków.

Yi podleciał do tego małego smoczka,wyrywając mi go z łap.Jakby zupełnie nie bał się że go pogryzie czy coś...

-Jaka to słodziusia,śliczniusia kuleczka!-Rzucił,tuląc się do smoka.Chyba nawet przypadli sobie do gustu.

-Widzisz synu.Jesteś przekupiony.

-No wiem.Oby nas nie spaliła.

-Jak sobie zasłużysz,to może Cię i spali.-Tata zaśmiał się,a ja westchnąłem zmęczony,opierając się o płot.

Nagle Arisu zaczęła się rechotać,a ja zmierzyłem ją unosząc lekko brew.

-Czy wszyscy się dziś szaleju najedli?

-A może to ty jesteś inny?-Yi uśmiechnął się lekko.

-Nie chcę być niemiły,ale chyba wybiorę się samotnie na jakiś spacer.Chyba nie macie nic przeciwko?

Yi zmierzył mnie zabójczo,ale widząc moją minę chyba ustąpił...

-Tylko wróć szybko.I nie obsikaj okien sąsiadce.

-Dobra,dobra.To nie byłem ja,tylko Twój koń.Wrobił mnie...

Yi zaczął rechotać,a ja przewróciłem oczami.Znów mi nie wierzy.

-Jasne,jasne.Idź bo się rozmyślę.I wróć szybko.-Zmierzył mnie czule,co sprawiło że poczułem dziwne ciepło w sobie.

-Wrócić muszę.O to się nie martw.-Machnąłem ręką,kierując się w stronę lasu.

-Wydaje mi się,że Deidra chce iść z Tobą.

-A...W sumie...W końcu miałem kolegować się ze smokami...

************************************
Las wydawał mi się dziś żywszy.Jakiś bardziej kolorowy...Pełen światła...Mimo że śnieg leżał po kolana...
Smoki podążały za mną zupłełnie jakby były psami tropiącymi.

-Mam nadzieję,że zakumplujecie się z Yi...-Rzuciłem,zatrzymując się na chwilę.

Smoki zmierzyły mnie,a ja postanowiłem stanąć pod drzewem i trochę odpocząć.Łażenie w głębokim śniegu jest męczące.

Moje towarzyszki rzuciły się na mnie i zaczęły przytulać.To było całkiem miłe.

-Trzeba Cię jakoś nazwać.-Rzuciłem do mniejszego smoka,który zatrzepotał radośnie skrzydełkami.-Hmmm...Co powiesz na Thalidę?

Smoczek zaczął mnie lizać po twarzy,na co mimowolnie zareagowałem śmiechem.Może jednak zaprzyjaźnię się z tymi smokami...

Zrobiło się trochę chłodno,ale nie przeszkadzało mi to.Chociaż ten chłód był niespodziewany...

Cholera...W górach musiała być lawina.Trochę kiepsko to wygląda.Raczej nie zdążę zbiec...

Deidra szarpnęła mnie,ciągnąc za sobą.

-Kurwa!Co ty wyprawiasz!?-Mruknąłem zaskoczony,kiedy wzbiła się do lotu.Do cholery,trzymała mnie w pysku,jakieś trzysta metrów nad ziemią!Czułem,że zaraz spadnę...

Nie latałem na smoku,odkąd byłem dzieckiem...

Wspiąłem się jakoś na grzbiet smoczycy,przyciskając się do jej szyi.Jakoś nie bawiła mnie perspektywa zjebania się z niej.Chociaż okolica z tak wysoka wyglądała całkiem nieźle.

W końcu wróciliśmy do chaty.Yi gapił się na mnie,jak na czubka z cyrku.Musiało zdziwić go to,że latałem na smoku.

-Jestem.

-Oooo.Zakumplowaliście się!-Mój tata wyglądał na bardzo zadowolonego z tego faktu.

-Mam dla Ciebie wieści.-Yi rzucił cicho,dotykając mojego ramienia.-Wieczorem się wyrywamy na wypad.

-Jak to?

-W zamku jest bal maskowy.Ty siedzisz jak pajac i gryziesz drapak dla kota z nudów.Powinniśmy gdzieś wyjść...

-Ale...

-Oj,nie martw się.Nikt Cię nie rozpozna.

-O,ja też mogę?-Tata jak zwykle wypalił w najgorszym momencie i musiał znowu podsłuchiwać...

-Tato,jesteś trzymetrowym demonem z kolcami zamiast naramiennika...Sądzę,że będziesz się wyróżniać.

-A czemu nie?Ludzie nie będą zwracać na to uwagi.Pomyślą,że to kostium.

-Yyy...

-Yas...-Yi przysunął się do mnie,jednocześnie zaciągając za sobą na stronę.-Nie marudź.To dla nas szansa na wypad we dwoje.

-Więc zapraszasz mnie na randkę?-Uśmiechnąłem się lekko.

-Można tak powiedzieć...

-Toooo mogę iść z wami?

-No dobra,ale bez dram.

-Ty się o nic nie martw,synek.Będę grzeczny.

-O,muszę wam znaleźć jakieś ciuszki na wyjście,bo nie będziecie mi paradować półnago.

Chyba muszę zaufać Yi...

Chociaż wcale mi się to nie podoba...

*Yi*

-Mmmm...Ale przystojniak.-Spojrzałem na niezadowolonego Yasa w błękitnym kimonie.Naprawdę wyglądał w nim świetnie,ale jego mina zupełnie tu nie pasowała...

-Czy mogę iść tak jak zwykle?

-Nie.-Machnąłem ręką,gapiąc się na demona.-I tak załatwiłem Ci coś wygodnego.Poza tym...-Złapałem go za rękę.-Ten kolor świetnie pasuje Ci do oczu.

-Nie przepadam za takimi strojami...

-Oj ,przestań.Bardzo Ci w tym ładnie.I tak nie jest takie długie to Twoje kimono,więc nie wyglądasz jak kobieta.

-Powiedzmy...

-Będę Cię mógł szybciej dopaść.-Zaśmiałem się.

-No jasne.Ciekawe kto tu kogo dopadnie.-Yas lekko przycisnął mnie do ściany,a ja mimowolnie się zarumieniłem.

-Okej,trzeba Cię będzie jakoś uczesać...

-Przecież jestem uczesany...

-A ta rozczochrana szopa to co?Mamy błękitną wstążkę?

-A co,jeżeli chcę mieć rozpuszczone włosy?

-No to będziesz je mieć,ale trzeba Cię porządnie wyczesać.Nie marudź i mi zaufaj.

-Zgoda...

Złapałem demona za włosy i zacząłem rozczesywać je szczotką.Potem wziąłem się za plecenie drobnych warkoczy.

-Nie szarp...

-Wybacz.-Uśmiechnąłem się słabo..

Skończyłem czesać Jasia i przyjrzałem mu się.Wyglądał całkiem nieźle.Nie,żebym wzdychał na jego widok...

-Mmm...Aleś ty przystojny.

-No wiem.-Demon rzucił,siadając na fotelu..

-Ale skromność...

-A ty?W co się ubierasz?

-A,ja wyskoczę w jakiejś koszuli...

-Hmmm...Będzie Cię łatwiej rozebrać.-Yas zmierzył mnie z uśmieszkiem.

-Jasne,jasne.Zaraz idziemy po Twojego tatę,tylko się przebiorę.

Chociaż nadal nie mogłem przestać gapić się na Yasa...

************************************
-Yaaas...-Zawołałem,ale nadal nikt mi nie odpowiadał.Cóż.Pewnie porwali go do tańca,ale wolałbym z nim teraz porozmawiać.

W końcu dostrzegłem go,kiedy uciekał przed jakąś dziewczyną.Musiał mieć naprawdę dość ciągłej adoracji.

-Ooooo,nie odpuszczę Ci tego tańca Wasza Miłość.-Poczułem,jak ktoś toruje mi drogę.To była chyba ta córka ministra.Szlag...Akurat gdy się spieszę.

-Ja...Mam coś do załatwienia...

-Tylko jeden taniec.To chyba nie za dużo.-Dziewczyna spojrzała na mnie i kiepsko było odmówić.

-Z przyjemnością.Ale tylko jeden.

Mam nadzieję,że Yas mi nigdzie nie spierdzieli...

W końcu wywlokłem się z parkietu i wyszedłem na hol.Yas stał tam,kompletnie znudzony.

-Hej.Jak się bawisz?

-Fatalnie.Jakieś laski chcą ze mną tańczyć...

-To w końcu bal...

-Ale ja wolę tańczyć z Tobą...

-Może gdzieś indziej...Wiesz...Dużo ludzi tutaj.

-Eeee,a gdzie mój tata?

-A wywija sobie na parkiecie.

-Serio?-Yas podbił do sali.-No racja,właśnie tańczy z Twoją mamą.

-No widzisz,on przynajmniej nie ucieka przed babami...Też powinieneś trochę potańczyć.

-Nie umiem...

-To spróbuj.Chociaż ze mną.

-To może zmienimy lokację?Jeszcze ktoś nas rozpozna.

-W sumie...Racja.Okej,możemy iść do mnie.

Ruszyliśmy przez hol na półpiętro.W moim pokoju ta impreza bardziej sie rozkręci.Czuję to.

-Ładnie tu.Półmrok jest romantyczny.-Yas wtulił się we mnie,przyciskając dłonie do mojej talii.Drgnąłem,czując tak bliski kontakt.

-Czyli jednak chcesz tańczyć,co?

-Może.Ale jestem kiepskim tancerzem...

-To nic.-Zaczęliśmy tańczyć powolnego przytulańca.Szyja demona była ciepła i czułem jego puls.

-Wcale nie jesteś złym tancerzem.Nawet Ci to idzie.

Demon lekko pocałował mnie w policzek,nadal trzymając w pasie.Czułem,że mógłbym usnąć w jego ramionach.

-Ależ się łasisz...-Odparł wesoło,a ja podniosłem nagle wzrok.

-Zostańmy tu...-Pocałowałem Yasa,czując że obejmuje mnie ramieniem.-Mam wino w szafce.Możemy poświętować.Słyszałem,że masz niedługo urodziny...

-Ja...Cóż...Bardzo chętnie z Tobą zostanę.-Yas uśmiechnął się,siadając na łóżku.

Także się dosiadłem,stawiając wino na szafce nocnej.

-Pocałuj mnie...-Westchnąłem,patrząc na demona.Uczynił to,a ja przyjąłem go z wielką radością.Światło Księżyca lekko nas oświetlało.Moje serce biło bardzo szybko.

-Czyli dziś jestem Twoim rycerzem?-Yas zmierzył mnie,pozwalając mi zdjąć ze swoich ramion kimono.

-Ach...Pewnie.-Pocałowałem go,patrząc ja jego nagą pierś.-Rycerzem i bohaterem.

Yas uśmiechnął się i delikatnie zaczął rozpinać moją koszulę.

-Strasznie blady jesteś.Wszystko dobrze?

-T-tak.Po prostu trochę mi zimno...

-Więc to tak.Książę potrzebuje przytulaska...-Yas pocałował mnie czule w czoło i delikatnie przycisnął do swojej piersi.Czułem chłód z balkonu,mimo że drzwi były zamknięte.

-Jesteś teraz bardziej romantyczny niż przez całe życie.-Westchnąłem,patrząc demonowi w oczy.

-Nie przesadzaj.Skąd wiesz,że mam niedługo urodziny?

-E...no...Tak jakoś wyszło.Nawet mam dla Ciebie prezent.

-Serio?Jaki?

-Właśnie stoi przed Tobą.-Skłoniłem się żartobliwie.

-Ohoho,no to muszę to wykorzystać.-Złapał mnie i przyciągnął do siebie.-Taki prezent to trzeba przetestować.

Mruknąłem,pozwalając by Yasuo położył mnie na łóżku.Uniosłem wzrok,akceptując pocałunek demona.Czułem też dotyk na mojej piersi.Brakowało mi go.Yas przerzucił się z ust na moją szyję,po czym zaczął powoli zabierać się za odwiązywania moich spodni.

-Znowu muszę się z tym męczyć...

-To moje ulubione...

-To je zmień.-Yas uśmiechnął się lekko.

-Hej.Ściągaj ten szlafrok!-Zaśmiałem się lekko.

-Sam mi go wcisnąłeś...

-To teraz chcę Cię bez niego...-Zażądałem stanowczo,a demon zaczął powoli zdejmować ubranie.W półmroku jego ciało wydawało się idealne.To ułożenie mięśni...Yas nadawałby się na modela aktów.Chociaż pewnie byłby zmuszony do zgolenia tych swoich uroczych włosków na klacie.

-Co się tak gapisz?-Powiódł za mną wzrokiem,a ja mimowolnie zacisnąłem wargi.

-A co?Nie mogę?

-Nie.-Yas przewrócił oczami,zbliżając się do mnie.-Nie marudź,bo popsujesz mi urodziny.

Zatkałem się,widząc zdeterminowaną minę Yasa i ułożyłem głowę na poduszce,poprawiając rękaw pogiętej koszuli.

-Od razu lepiej.-Odparł wesoło,naciskając szponem na moje krocze.Wiem,że marzy żeby rozebrać mnie do końca.

Nagle usłyszałem kroki.Cholera...Tylko nie to...Jeżeli ktoś z dworu nas przyłapie...

-Chowaj się pod kołdrę.-Rzuciłem,a Yas posłusznie to zrobił.Mam nadzieję,że nikt się nie połapie.

-Yi.Tutaj jesteś.-Coś tak czułem,że to Yana.-Czemu zwinąłeś się z balu.

-Eeee...no wiesz.Poczułem się trochę gorzej.Miałem dziś trochę pracy...Padam z nóg...-Wydałem z siebie cichy jęk,bo ten pierdolnięty demon zaczął mi robić loda.

-To o to chodzi?Czy po prostu nie chciałeś,żebym znowu szukała Ci dziewczyny?

-Skąd.Po prostu unieram ze zmęczenia...

-Zawsze się przemęczasz.Powinieneś czasem wyluzować...

Jęknąłem po raz kolejny,ale starałem się to stłumić.Brzmiało jak ziewnięcie.

-Postaram się.A teraz idź,bo na Ciebie naślę kogoś,żeby z Tobą tańcował.

-Czemu nie...-Wyszła,a ja spojrzałem na Yasa,który z wielkim zadowoleniem memłał mojego penisa,skrywając się pod kołdrą.

-Prawie się domyśliła.-Rzuciłem urażonym tonem.

-Nie przesadzaj...-Demon przewrócił oczami,ale nadal nie przestawał.Czułem cholernie przyjemny dreszcz na swoim ciele,mimo że byłem okropnie zły.-Nie gniewaj się.Próbuję Ci zrobić dobrze.

-Wiem,ale boję się że ktoś nas przyłapie...-Odparłem,z zawstydzeniem kładąc rękę na twarzy.

-Hm.To może zamkniemy drzwi?Masz do nich klucz,prawda?

-Chyba tak...Gdzie on był...-Zacząłem rozglądać się za kluczem.-Chyba jest w półce.

-Dobra,nie wstawaj.Ja się tym zajmę.-Yas rzucił wesoło,otworzył szafkę,wyjął klucz i poleciał do drzwi aby je zamknąć.-To co?Czyli teraz mogę Cię zerżnąć,aż mi zemdlejesz z rozkoszy?-Uśmiechnął się w ten swój sposób,za który miałem ochotę go zabić.

-Może nie aż tak?-Machnąłem ręką.-A może mi się już odechciało?

-Zaraz to co najwyżej może Ci się odechcieć marudzić.-Przysunął się do mnie i nachylił nad moją twarzą.

-Jasne,jasne.Idę zaraz spać.-Przeciągnąłem się z uśmiechem.

-Do dupy pójdziesz.Możesz pójść ale się schylić i mi loda walnąć.Wtedy Cię wypuszczę.

-Jak ja Ci loda odstawię...

-No czekam.-Demon uśmiechnął się,przyciągając mnie do pocałunku.

Przewróciłem oczami i obróciłem się na plecy.

-Nie,nie,nie.

-Yi,ty cholero.Bo jak się zdenerwuję...

-To co?-Odparłem wyzywająco.

-To tak Cię wyrucham,że już nie wstaniesz,skarbie.-Demon uśmiechnął się,wykonując przywołujący mnie gest.

-Hm.To kara?Chyba raczej nagroda.

-No chodź tu kurwiu,bo Cię wypchnę za drzwi z tą Twoją gołą dupą...

-Ach,więc to tak?Jak dasz mi buzi,to może posłucham.Ale tak z pasją.

-Dobra.-Przyciągnął mnie do siebie i wepchnął mi język do gardła.

Zacząłem mimowolnie zniżać się do jego krocza.Już trochę nudziło mi się udawanie niedostępnego...

-Mmm...Ale żeś się wbił.-Yas rzucił,gdy zacząłem powoli ssać jego pałę.Jęknął i złapał mnie za włosy,a ja przyspieszyłem moje powolne ruchy.

-Wszystko,żebysz doszedł wrzeszcząc.-Uśmiechnąłem się,badając językiem męskość demona.Musiało mu się podobać,bo szarpał mnie za włosy.Zawsze to robi...

-A ty zaraz będziesz latał po ścianach.-Zaśmiał się,czule gładząc mnie po policzku.

-Chętnie.Mam nadzieję,że dobrze o mnie zadbasz.-Mruknąłem,kontynuując moją specjalność,tylko teraz nasilając ruchy języka.

-Rzucę Cię z balkonu.-Westchnął,kładąc się na poduszce i zakładając ręce za głowę.-Masz dźwiękoszczelne ściany?

-Yas,to pałac.Nie warownia.-Przewróciłem oczami,nadal masując członek demona.

-No ładny jest,ale jak będziesz darł ryj to ktoś tu wbije.

-To będziesz mnie uciszał.-Wzruszyłem ramionami,znów wkładając penisa do ust.

-Ale ja nie chcę Cię uciszać.-Yas burknął urażony,wypuszczając powietrze z ust.

-Ty sam nie wiesz czego chcesz.

-Dobra,spierdalaj.Muszę Cię jeszcze wyruchać,a jak tak będziesz mi merdał to Ci nasikam do ryja.

-No ja takich fetyszów nie mam...-Burknąłem,jednocześnie się rumieniąc i siadając na łóżku.W sumie nadal miałem na sobie koszulę,ale pewnie mi jej nie zdjął,bo narzekałem że mi zimno...

A może Yas właśnie to planował?

Podniosłem nieśmiało wzrok i pozwoliłem mu mnie obwąchać.Nie mam pojęcia dlaczego to robi...

-Ależ walisz mydłem...-Rzucił,gładząc mnie po nodze.-Taplałeś się w nim,czy co?

-Nooo wykąpałem się?Wolisz brudasów?

-Chalapałeś się dla mnie?Miło.

-Skończyłeś zadawać głupie pytania?-Westchnąłem,poprawiając kołnierzyk koszuli.-Nudzę się.

-Zaraz się nie będziesz nudził,cholero.-Yas uśmiechnął się,złapał mnie za nogi,po czym wbił się we mnie aż poczułem łaskotanie w śledzionie.

-Więc to tak?-Jęknąłem, łapiąc się za pośladki żeby ułatwić demonowi zadanie.

-Będziesz ryczał jak bóbr.-Szepnął mi do ucha,wykonując pierwsze ale dokładnie przemyślane pchnięcie.Mruknąłem z zadowoleniem,przechylając głowę na bok.Czekałem na ten moment z wytchnieniem.Demon uśmiechął się,dociskając swoją głowę do mojej twarzy.Zaczął wykonywać coraz mocniejsze pchnięcia.Idealnie wiedział jak trafić w mój czuły punkt.

-Yaaas...-Westchnąłem,muskając usta demona.Całe moje ciało drżało i nie wiedziałem jak reagować,ale wiedziałem że chcę być obok mego demona.

-Co się stało mój książę?-Yas uśmiechnął się,przesuwając palec po moim drżącym brzuchu.

-Przytulisz mnie?

-Z przyjemnością.-Demon uśmiechnął się,unosząc moje nogi wyżej i przyciskając się do mojego ciała.Zaczął wbijać się we mnie szybciej.

Jęknął,przytulając się do szyi Yasuo.Naprawdę starałem się być cicho,ale było mi tak dobrze...
Cholera...Mam wrażenie,że jestem coraz bliżej...

-Jasiu...-Szepnąłem,kładąc rekę na czole.

-Tak?-Demon odparł spokojnie,poprawiając swoje włosy,które latały mi po twarzy.

-Ja sam nie wiem...

-W takim razie ja to wyjaśnię.-Przyspieszył ruchy,trafiając w mój najczulszy punkt.

Jęknąłem,unosząc ciało do góry w lekkim skurczu.Dopiero po chwili otworzyłem oczy i wybuchłem rumieńcem.

-Znów mnie obryzgałeś,pajacu?-Yas zmierzył mnie,zdejmując spermę z nosa.

-A...eee...Wybacz...ja...

-E tam...Lubię to.Dobrze działa na skórę.-Demon przycisnął mnie do siebie i przytulił,przyspieszając ruchy.Choleraaaa...Jego penis wbija mi się w jelita...
Długo to nie trwało,bo poczułem lepkość w sobie.Westchnąłem ze zmęczeniem i spojrzałem na demona.

-Dawaj to wino.Trzeba to zapić.

Ale ja byłem już zbyt zmęczony.Czułem jak popadam w sen...

-Yi?

Teraz doskonale wiedziałem,że zasnę...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro