Mijające godziny niepewności
*Yi*
Ocknąłem się w nocy i pospiesznym ruchem zapaliłem zgaszoną już świecę.Demon spał,oddychając że nie patrząc na jego klatkę piersiową możnaby uznać,że nie żyje.
Chyba już raczej nie zasnę.
Nie mam pojęcia jakim cudem zostałem jeszcze niezauważony w pałacu...Zupełnie jakbym nie istniał...
Wstałem ostrożnie,patrząc w lustro.Włosy były w zupełnym nieładzie,który za nic nie chciał się ułożyć.
Spojrzałem jeszcze na demona.Bez zmian.Wyglądał tak samo martwo jak wcześniej.To budzi mój niepokój.
Może już dla niego za późno...
Usiadłem na łóżku,patrząc w jego twarz.Na policzku znajdowała się strużka potu.Skóra była lekko za ciepła.Jest rozpalony.Szybko zrobiłem coś w rodzaju kompresu.Bardziej nie mogę mu pomóc.Pisanie chyba będzie dobrą ucieczką...Nie.Zacząłem rysować...
************************************
Drzwi otworzyły się i do środka wpadła moja siostra z poważną miną.Odłożyłem notesz kilkoma amatorskimi szkicami i spojrzałem na nią.
-Bez zmian.-Rzuciłem.-Ale miał gorączkę.
Pokiwała tylko głową,jednak coś ją dręczyło.Widziałem to w jej oczach.
-Wysłać Ci kogoś ze śniadaniem?-Zaczęła po chwilowej ciszy.
Obróciłem się,patrząc centralnie na nią i wstając łóżka.
-Doskonale wiesz,że nie zostanę...-Spojrzałem na Yasuo,leżącego w łóżku.-Jak narazie.Możesz mi wypominać że jestem niewdzięczny,że porzuciłem dom...-Znów spojrzałem na demona.-Ale teraz czuję się...Naprawdę wolny...
-Nie mam nic przeciwko Twoim decyzjom...-Zaczęła,kiedy nagle w pomieszczeniu rozległ się inny głos.
-Co to za kurwa freski na suficie...-Oboje obróciliśmy się w stronę łóżka.
-Czyli teraz wiem,że mój lek działa.-Siostra zaczęła,a ja uśmiechnąłem się lekko.
-To nie jest moja chata...-Demon podniósł rękę i wykonał ruch,jakby chciał się podnieść.
-Yasuo.Leż.-Złapałem jego ramiona,kiedy opadał z braku sił,co sprawiło że nie walnął głową w ramę łóżka.-Jesteś za słaby.
Był wyraźnie otumaniony i trzęsły mu się ręce.
-To ja idę po to Twoje śniadanie.-Yana rzuciła,wychodząc.Musiałem wyglądać marnie...Może to nieprzespana noc...
-Co się kurwa stało Yi...-Podszedłem do demona.Wyglądał kiepsko.To nie był jeszcze koniec.Brakowało mu teraz tego jego majestatu.
-To nieważne.Teraz musisz odpoczywać.-Odparłem,delikatnie dotykając jego rogu.-Brakuje Ci sił.
-Wiesz co...-Zaczął cicho.-Nie chce Ci psuć dnia ale przynieś miskę,bo będę rzygał.
Zamrugałem kilkukrotnie.
-Jak to?
-No leć,bo ledwo się powstrzymuję...-Spojrzał na mnie.Faktycznie wyglądał jakoś dziwnie.-Inaczej zarzygam Ci łóżko.
-Cholera...-Nawet nie zdążyłbym zbiec do kuchni.Rozejrzałem się po pokoju i spostrzegłem pustą doniczkę.-O.mam coś co się przyda.-Podałem mu doniczkę,a Yasuo podniósł się resztkami sił.
-O kur...-Zaczął,a ja obróciłem się bo wiedziałem co zaraz nastąpi.Nie mam ochoty oglądać rzygającego demona ale niestety muszę go słuchać.
Dość długo go męczyło.Aż zrobiło mi się go szkoda.
-Tylko nie nadwyrężaj kratani.-Rzuciłem poradą.
-Spierdalaj...-Męczyły go konwulsje aż w końcu przestał.To musiało być męczące.
I co mam zrobić z tymi jego rzygami...
Zadziałałem instynktownie i jak głupek wywaliłem je przez okno.
Demoniczne patogeny mnie nie kręcą. (dzydzofnica lubi patogeny)Demon leżał teraz na łóżku,zupełnie wyprany z energii.Stracił cały swój styl bycia.
-Już jestem.-Moja siostra wpadła z tacą jedzenia.Co za nietakt...
-Wiesz co...Zjem to potem,bo straciłem już apetyt.
-Mój odleciał na zimę z balkonu.-Yasuo żartował w takim stanie?
-Ty odpoczywaj.-Nakryłem go kołdrą.-Gorączki dostałeś.Siostra chciała się pewnie upewnić czy sobie poradzę ale ja machnąłem tylko ręką,dając do zrozumienia że tak.
Yasuo leżał,lekko trzęsac się z zimna ale nadal patrzył mi w oczy.
-Wypierdol te kwiaty,bo mają brzydki kolor.
-Nie odkrywaj się.-Otuliłem go kołdrą.-Musisz to wygrzać.Może spróbuj zasnąć.Lepiej się poczujesz.Pokiwał bezsłownie głową,a jaw końcu poszedłem do łazienki by zająć się sobą.
************************************
-Yasuo.Hej.-Obudziłem go spokojnie,a on przetarł tylko oko drżącą dłonią i spojrzał na mnie.-Powinieneś się napić.-Trzymałem w dłoni miseczkę z wodą ale on tylko odepchnął ją,aż kilka kropel wylało się z nacznia.
-No proszę.Zmierzyłem go.-Musisz pić.Nie piłeś grzez kilkanaście godzin.
-Nie chcę mi się pić.-Rzucił cicho ale ja nie dawałem za wygraną.
-Odwodnisz się.-Dotknąłem jego czoła,a świeca skrzyła się lekko.-Straciłeś dużo wody.
Znów odepchnął miseczkę,a ja spojrzałem na niego ze smutkiem.
-Yasuo...-Mój głos musiał brzmieć kiepsko.-Chociaż raz przestań się stawiać.
-Dobra,kurwa!-Mruknął i chciał się podnieść ale nie miał sił.
-Nie rzucaj się tak.Pomogę Ci.-Pomogłem mu unieść głowę,żeby zaczął pić.
Najpierw zakrzrusił się wodą ale ostatecznie wypił całą miseczkę.Znów dotknąłem jego czoła,zdejmując wilgotne od potu kosmyki włosów.
Usnął,a ja zgasiłem świecę i położyłem się obok.Oddychał niespokojnie...
*Yas*
Pamiętam,że zasypiałem...Więc czemu na zewnątrz sypie śniegiem,a ja brnę przez snieg jak obłąkany.Jestem dużo młodszy,beczę jak bóbr,dławiąc się własnymi łzami.Dzieciak,któremu właśnie zabili ojca,musi zacząć radzić sobie sam.To w końcu sen czy jawa?
Śnieg zdawał się głębszy,a moje nogi krótsze.Bach,no proste-zaliczyłem glebę,wpadając w lodowaty śnieg.
To nic.Biegnij dalej.To tylko mróz.
Chata,a raczej jej resztki.To jedyne schronienie przed tą drobną śnieżycą.
Mróz nadal był nieznośny...
Nagle poczułem jeszcze zimniejszy chłód.Cień nad moją głową...
Kobieta starsza,przeraźliwa.Nie pamiętam żebym ją kiedykolwiek spotkał.Dopiero we śnie.
-Popatrz głupcze.-Wskazała w okno.Były tam trupy zagrzebane w śniegu.Znane i nie znane.-Ty ich wszystkich zabiłeś...
Co może zrobić w takiej sytuacji przerażony dzieciak...
-Nieprawda!Nikogo nie...
Kobieta zmieniła się w przytłaczającą krainę...
************************************
-Nieee!-Czułem,że drę ryja jak opętany ale znów zrobiło mi się ciepło...Za ciepło...Ledwo co ściskałem cholerny koc.Yi podskoczył nagle i wybudził,patrząc przerażonym wzrokiem.
-Co się stało?
Pokiwałem głową,nadal czując że się trzęsę.Zachowuję się jak pizda...
-To tylko sen...Nieważne.-Zbyłem go ale uczepił się mnie natychmiast.
-Możesz mi przecież o nim powiedzieć.-Odparł,a ja pokiwałem głową.
-Śpij.Nie chcę o tym mówić.-Burknąłem tylko.Kręciło mi się w głowie ale byłem teraz zupełnie rozbudzony.
Yi posłuchał mnie i usnął obok.Gorączka to chujowy stan...
*Yi*
Usłyszałem cichy szept nad moim uchem.Znałem go ale był osłabiony i zmęczony.
-Yi.Zimno mi.-Usłyszałem i obróciłem się,patrząc na demona.Drżał,tuląc się w kołdrę.
-Przyniosę Ci koc.-Rzuciłem,podnosząc się z łóżka.
Nakryłem demona kocem.Musiał mieć bardzo wysoką gorączkę,bo czułem ją przez okrywające go warstwy pierza.
-Yi...-Znów głos,który sprawił że ponownie podniosłem wzrok.-Przytul mnie...
Zamrugałem kilkukrotnie.
On prosi mnie właśnie o przytulenie...Niewiarygodne...
Zrobiłem to,o co mnie prosił i bardzo delikatnie wtuliłem się w jego pierś.Trząsł się z zimna ale objął mnie rękami.Był taki spokojny...Aż za spokojny...
Usnąłem,ujęty otaczającym mnie ciepłem...
*Yas*
Przebudziłem się spokojnie,czując że narazie gorączka ustąpiła.Yi spał obok.Wyglądał komicznie,tak rozrzucony na łóżku.Otwarta gęba,przez sen drapie się po brzuchu...Nawet coś mamrocze...
Przysunąłem się bliżej aby posłuchać.Yi spał jak zabity.
-Nooo...całuski są przyjemne.Jak chcesz,to możesz mi dać jednego.-Uśmiechnął się przez sen,a ja poczochrałem go po głowie.
Głuptasek śni o panience?
-No daj buzi...-Mruczał przez sen,nawet wydymając usta.
Robił to centralnie przed moim uchem,które nasłuchiwało.Jakiś dziwny impuls na mnie zadziałał.Nieograniczona wdzięczność za marnowanie czasu i latanie wokół mojej gorączkującej dupy.
Yi skrzywił się we śnie,jakby dostał w twarz a po chwili zaczął gadać o swoich ustach.Zabawne.
-Śpij marudny książę.-Nachyliłem się,dając mu pocałunek którego tak bardzo pragnął.
Wybudził się połowicznie i strzelił buraka.
-Y-Yasuo?-Zaspany głos rozległ się w pokoju.
-To tylko sen.-Odparłem,kładąc się na poduszkę.
-To prawda...-Zaspany przymknął oczy i znowu usnął.Teraz bawił się koszulką,odsłaniając swoją płaska i bladą klatę.
-Więcej ćwiczeń,królewski dupku.-Uśmiechnąłem się lekko,gasząc świecę.Był już wczesny ranek.
Leżałem tak, odpoczywając przez kilka godzin kiedy nagle usłyszałem mruczenie Yi.
-Dzień Dobry Wasza Wysokość.-Odparłem powitalnie.Czułem się w porządku ale nadal nie miałem sił,by ustać na nogach.
Yi ocierał teraz oko,patrząc w moją stronę.
-Jak Ci się spało?
-Miałem cholernie dziwny sen...-Podniósł się do siadu,przeciągając powoli.
-Jaki?-Zmierzyłem go nagle.
-Będziesz płakał ze śmiechu jak Ci powiem...
-Oj nie będę.No,gadaj.-Podrapałem się po rogu.
-Śniłeś mi się.-Spojrzał na mnie i nagle się zaczerwienił.-I...i...i całowałeś mnie.
Uśmiechnąłem się lekko.
-Wiedziałem,że będziesz się śmiał!Paskuda!
Złapał mnie lekki kaszel,a Yi nagle drgnął.
-Wszystko w porządku?Może chcesz wody.
-Nie w porządku.Zakrztusiłem się tylko powietrzem.-Odparłem,zdejmując kosmyki włosów z czoła.-Ale trochę mi słabo.
-Wiesz...Od jakichś trzech dni prawie nic nie jadłeś.Karmiłem Cię kaszą przez butelkę,jak spałeś.-Yi spojrzał na mnie,a ja przekrzywiłem głowę.
-Może to faktycznie głód...
-Załatwię nam śniadanie.-Yi zaproponował,a ja spojrzałem głową.
Zjadłbym coś lekkiego i rozbudzającego.
Yi wylazł z pokoju,a ja pomyślałem o tym dziwnym uczuciu, które mi towarzyszy.Czuję się teraz przy Yi jak głupia małolata.Plącze mi się język,nie wiem jakich używać słów...To pewnie osłabienie.
Znów usłyszałem drzwi.
-A teraz mam pytanie.-Spojrzałem na Yi.-Masz mięso?
-Tak myślałem.Tak się składa,że mam kiełbaski.
-Mmmm...-Odparłem pocieszony perspektywą dobrego i ciepłego posiłku.
Faktycznie,jedzenie było znakomite...
-Jak się czujesz?-Yi zmierzył mnie,a ja westchnąłem.
-Ujdzie.Tylko trochę brakuje mi sił.
-Przepraszam za to wszystko...-Yi nagle się speszył.
Zmierzyłem go z zaskoczeniem,aż prawie jedzenie wyleciało mi z rąk.
-Spadłeś na głowę...To nie Twoja wina.
-Ale tak sie czuję...-Odwrócił wzrok,a ja zmierzyłem go zmartwiony.Naprawdę nie powinien się aż tak tym przejmować.
-Gadałeś coś kiedyś o jakichś szachach...-Zacząłem,aby poprawić mu humor.Spojrzał na mnie i po chwili delikatnie się uśmiechnął.
-Bardzo chętnie z Tobą zagram.-Pokiwał głowa.
Chyba udało mi się go pocieszyć...
*Yi*
Leciałem po odrobinę wody.Dzień zleciał szybko i Yasuo znów czuł się źle.Osłabł,zaczął gorączkować...A było tak dobrze...
Leżał teraz w łóżku zupełnie bez słowa,patrzył na mnie przymkniętymi oczami.
-Napij się.-Usiadłem nad nim z wodą,a on pokręcił głową.
-Zbyt kiepsko się czuję,by pić...-Jęknął tylko,a ja pokiwałem głową.-Z resztą...I tak nafaszerowałeś mnie wodą.
Racja.Latam tak od godziny...
Ułożyłem się obok,tuląc do Yasuo.Nawet nie zareagował.Spał już,dość niespokojnie.Przytulając się tylko zrobię mu przysługę.
Jakoś nie mogłem spać.Leżałem tak,słuchając mamrotania demona.Jak co jakiś czas zwraca się do mnie...
W pewnym momencie zacząłem usypiać,jednak nadal byłem wyczulony na dźwięki.
-Jesteś głupi ale chyba Cię kocham...-Usłyszałem tylko i rozbudziłem się.
Czy zwracał się do mnie?Jestem pewniem,że nie...Przecież tylko śni...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro