Martwo i zimno
*Yi*
Naprawdę marzyła mi się kąpiel po tej dzikiej serii...
Yas wyglądał na takiego,który nigdy się nie męczy.Mnie za to bolało całe ciało,które rozpaczliwie domagało się snu i odpoczynku.
Drgnąłem z lekkim bólem,zanurzając się w wodzie.
-Nawet nie mów,że jesteś niezadowolony.-Demon zmierzył mnie,a ja machnąłem rękoma.
-Nie,to nie to.Po prostu jestem padnięty.Pewnie mam całkiem inną wytrzymałość niż ty...
Demon pokiwał głową i po chwili także wskoczył do wanny.
To był bardzo,bardzo przyjemny moment.
-Może spróbujemy czegoś jeszcze?
Myślałem,że zaraz palnę go w łeb.
-Odpada.Wiesz jaki jestem wykończony.-Zmierzyłem go wymownie.-Jesteś niewyżyty.
-No dobra.-Yasuo pokiwał głową,kładąc ją na oparciu wanny.-Dopadnę Cię kiedy indziej,ale jak chcesz to możesz pomasować mi kutasa.
-Teraz to mam ochotę spać.-Rzuciłem z wymownym uśmiechem,dając mu do zrozumienia,że już nie zarucha.
-Ciężko Cię do czegoś namówić...-Mruknął,pogodzony ze swoim losem.-W takim razie możemy sobie poleżeć i się porelaksować...
-No i to mi się podoba.-Dotknąłem jego rogu w miejscu,w którym uwielbia być głaskany.-Siedź grzecznie.
Leżeliśmy tak przez długi,przyjemny moment.Po chwili jednak usłyszałem coś,co mnie zaskoczyło...Chrapanie.
-A mówił,że nie jest zmęczony...-Uśmiechnąłem się czule,patrząc na uśpionego demona.Wygląda zawsze tak niewinnie gdy śpi...
W tym czasie gdy drzemał,dokładnie się umyłem i zatuszowałem to,że moment temu moja skóra była lekko niebieskawa od nasienia demona.
-Heej.Wstawaj i się myj.-Rozbudziłem go powoli,klepiąc delikatnie w policzek.Zerwał się,jakby właśnie jego dom zaczął się palić.
-Cholera!-Pisnął i walnął się w krawędź szafki.
-Nic Ci nie jest?-Dotknąłem jego twarzy,a on przyłożył dłoń do obolałej głowy.
-Chyba nie.A co,przejąłeś się?-Uśmiechnął się słabo,muskając dłonią moje wilgotne włosy.
-Wiesz...Wolałbym,żebyś nie był ranny,prawda?Zimno tu...
-W takim razie,wyłazimy?
-Mhm.-Pokiwałem głową.-Trochę tu już siedzimy...
Yas pomógł mi wyjść z wanny,a ja od razu złapałem za swoje ubrania,które leżały na jednej z szafek.
-Ooo...I jeszcze jedno.-Zagaiłem.-Podałbyś mi sweter?Został w pokoju.
-Coś ty się tak przywiązał do mojego swetra?
-Ładnie pachnie...-Zarumieniłem się.
-Oookej.Idę.-Demon machnął ręką i wyszedł zupełnie nagi.Czy serio się nie wstydzi?
*Yas*
Nie rozumiem,co go tak ciągnie do tego swetra...
Podniosłem kawałek materiału i ostrożnie przyłożyłem do nosa.No do cholery,no.
Wali mną...
Uśmiechnąłem się do powietrza,pewniej łapiąc sweter w dłonie i niosąc go do łazienki.
-Mam go.-Rzuciłem,otwierając drzwi.W sumie,to robiłem się powoli senny.
Aż dziwne...
-Och,dziękuję.-Yi uśmiechnął się lekko,biorąc w dłonie materiał.Ubrałem spodnie i oczekująco go zmierzyłem.
-Idziesz spać?
-Padam z nóg...
-Widzę...-Uniosłem go i delikatnie ułożyłem na łóżku.Usnął momentalnie...
Ułożyłem się obok i westchnąłem cicho,upojony jego zapachem...
************************************
-Halo!Halo!-Damski głos sprawił,że otworzyłem leniwie jedną powiekę.-Wstawać!Zaraz południe nastanie!
-Nie tak głośno...-Potarłem oczy,patrząc na wybudzającego się yi,zawiniętego w pościel.Również nie podobał mu się ten hałas.
-Yas,co się dzieje...-Odparł zaspanym tonem.
-Za pięć minut widzę was gotowych na dole...
-Córek daj poleżeć...
-Nie ma mowy.Obiecałeś mi trening tydzień temu...
Uniosłem się z łóżka,mierząc ją.
-No to sio,bo mam zamiar się przebierać.
Arisu zmierzyła mnie,po czym wyszła z pokoju,gadając coś do Naservy.
-Wstawaj Książęcy Dupku!-Złapałem Yi za nogę i wyciągnąłem z łóżka.Pisnął przerażony ale po chwili odzyskał rezon.
-Mogłeś mnie obudzić inaczej...
-Wstawaj,wstawaj.
Podniósł się powoli.
-Jestem obolały i głodny...
-Taaa...Zaraz coś przekąsimy.Córek chyba zrobił śniadanie...
*Yi*
Położyłem się obok Brzaska,który rozpaczliwie domagał się atencji.
-Heeej...-Uśmiechnąłem się do konia,który trącił mnie nosem w policzek.-Odpoczywałem,a Twój wielki łeb zasłania mi słońce.
Po chwili usłyszałem znajomy głos.Yas...Ciekawe z kim rozmawia...
To nie ładnie tak podsłuchiwać ale...Skoro już tu jestem...
-Twojemu kumplowi to pewnie nie w smak.-Kobiecy głos przeciął powietrze.
-Nie zależy mi na nim.-Głos Yasa był jakiś inny...Chłodniejszy...-To głupi i naiwny człowiek.
Drgnąłem.Cz to chodziło o mnie?Yas zna niewielu ludzi...Musi chodzić o mnie...
Do oczu napłynęły mi łzy.Czy wszystkie moje uczucia to była ironia?Po prostu traktował mnie jak zabawkę,a ja mu zaufałem...
Od razu ruszyłem z tego miejsca.Nie chciałem słuchać dalej.To byłoby już za dużo...
************************************
Nie mogłem przestać płakać.Nigdy nie miałem tak okrutnie złamanego serca...Demony są podłe...
Usłyszałem kroki i po chwili moje spojrzenie spotkało się ze wzrokiem Yasa.
-Dlaczego pł...
-Nie udawaj,że Ci na mnie zależy!-Otarłem łzy,patrząc mu wymownie w oczy.-Mogłeś powiedzieć mi prawdę,zamiast marnować mi życie!
-O co Ci chodzi!?-Demon wzruszył ramionami.-Najadłeś się czegoś!?
-Dlaczego przez tyle miesięcy udawałeś,że mnie kochasz!?Słyszałem to co mówiłeś w lesie!
Demon zaniemówił na moment.
-O co Ci do cholery chodzi!?
-Wracam do pałacu!Mam dość bycia oszukiwanym i więzionym!
-Proszę,droga wolna!Skoro tak stawiasz sprawę...-Demon ryknął,drapiąc szponem w podłogę.
-Dobra!-Trzasnąłem drzwiami i od razu wsiadłem na konia.Łzy lały mi się z oczu,a ja nie mogłem ich opanować.W końcu dotarłem do bramy miasta.Zaczęło padać i czułem się naprawdę beznadziejnjr.Deszcz dosłownie lał mi się z włosów.Wjechałem zagubiony za mury.Co ja mam robić?Nie wpuszczą mnie przecież do pałacu...Nie rozpoznają mnie...
Chociaż...
-Yi!-Usłyszałem znajomy głos i ujrzałem zaskoczoną twarz mojej siostry.-Co tutaj robisz?!
-Wracam do domu...-Spokrzałem na nią poważnie,poprawiając mokre włosy.Siostra zmierzyła mnie z zaskoczeniem.
-Chodź.Nie możesz tu tak moknąć...
Wywołałem duże zaskoczenie stajennych,gdy byłem zaprowadzić brzaska do stajni.Trudno się dziwić.Nie miałem ochoty zupełnie na nic.Było mi smutno...Czułem się taki pusty i samotny...
Przebrałem się w suche ubrania i po chwili usłyszałem pukanie do drzwi.
-Yiuś!-Moja mama rzuciła się na mnie,a ja drgnąłem z zaskoczeniem.-Gdzie ty się szlajałeś dziecko!?-Ścisnęła mnie jeszcze mocnjej.To odrobinę poprawiło mi humor.-Nie jesteś głodny?
-N-nie.-Pokręciłem głową.-Właściwie to padam z nóg...
-No dobra...-Pogłaskała mnie po głowie.-Faktycznie wyglądasz na przemęczonego.
-Dziękuję...-Uśmiechnąłem się lekko.W końcu miałem przestrzeń dla siebie.Ułożyłem się na łóżku i od razu przymknąłem oczy.Sen nie chciał nadejść...Ten cholerny demon latał mi po głowie...Ta udawana miłość...Łzy znów wcisnęły mi się do oczu...Gdyby mnie kochał...Już by tu był...Robił jakiś raban ale chciałby mnie odzyskać...
************************************
-Książę.Pora wstawać.-Delikatny głos Marii wybudził mnie ze snu.Czułem się beznadziejnie i syndrom złamanego serca ciągle mnie dręczył.
Podniosłem się powoli,leniwie.Ciekawe co mnie czeka w pałacu...Dawno tu nie byłem...Szczerze mówiąc,to cholernie chciało mi się jeść...
Powinienem zapomnieć o Yasie...
To już zamknięty rozdział...
Spojrzałem w lustro i westchnąłem,patrząc na wgryzienie na moim ramieniu.To beznadziejna lamiątka...Czuję się paskudnie,patrząc w lustro.
Wsunąłem koszulę na ramiona.Hej,nie jest tak źle.Wyglądam mniej beznadziejnie...
Wróciłem do swojego pokoju.
-Yi!-Yana spojrzała na mnie,a ja uniosłem głowę w jej stronę.Starałem się trzymać pozory dobrego humoru.-Idziesz na śniadanie?
-Mhm.-Pokiwałem głową i zszedłem z nią na dół.
-O!A wiesz,że wieczorem jest bal,prawda?Jak zamkniesz się w pokoju,to przyjdę po Ciebie z łomem.
-Bal?-Zmierzyłem siostrę.
-Pewnie z Twojego powodu.Wywołałeś sensację swoim powrotem...
Zamrugałem kilkukrotnie.To takie dziwne uczucie,kiedy ktoś ciągle Cię atencjuje...To nawet...Miłe...
Podrapałem się po czole i nadal podążałem za siostrą.Teraz dopiero czułem głód.Poranek był aż za miły.Naprawdę brakowało mi tego wszystkiego,zwłaszcza towarzystwa rodziny.Na moment zapomniałem o użalaniu się nas swoim losem.Dzień zleciał mi błyskawicznie,głównie przez polowanie na które wyciągęła mnie siostra.
Na balu czułem się trochę osaczony.Głównie przez kobiety,które domagały się tańca i uwagi.To było dość nachalne.Przyzwyczaiłem się już do spokoju i prywatności,jakimi była chata demona,a tu rozchwytywali mnie jak ciepłe bułeczki.
W końcu zaczęło się robić to męczące i naprawdę zaczęło mi się kręcić w głowie od tych tłumów.
-A ty co taki przybity?-Yana zmierzyła mnie,nagle podchodząc.Ta to ma wyczucie...
-Aaah...To nic takiego,pewnie gorzej się poczułem...
-Wyjdźmy na balkon.Świeże powietrze może Ci pomóc.
-Może...-Czułem,że obraz rozmywa mi się jak akwarela po kontakcie z wodą.
-Coś czuję,że niedługo zostaniesz żonaty.-Zaśmiała się.-Przyznaj się.Tamta śniada Ci się podoba.Widziałam jak na nią patrzysz...
-Tylko z nią tańczyłem...-Zaprzeczyłem.Była ładna ale nie mam teraz ochoty na romanse.Jestem zbyt rozbity.
-Zagadaj do niej.To jest księżniczka.Shippuję was,wiesz.
-Emmm...Wiesz,możemy o tym nie gadać?Nie mam zamiaru się jeszcze żenić...
-Okej.-Zaśmiała się.-Pogadajmy o Twoich butach.Są beznadziejnie dobrane.
-Ha,ha,ha.Kolejny beznadziejny temat.-Uśmiechnąłem się lekko.-Chyba już pójdę.Naprawdę beznadziejnie się czuję...Nie wiem czy to zmęczenie,czy łapie mnie jakieś przeziębienie...
-Faktycznie wyglądasz blado...
I od tego momentu zupełnie nie pamiętam co się ze mną działo...
************************************
To łąka.Duża leśna gęstwina,zadeptana przez coś w rodzaju pola bitwy.Czy była tu jakaś walka?
Zwiędnięte,zadeptane kwiaty...Połamane gałęzie...Ślady krwi...
-Jest tu ktoś?-Rzuciłem,Patrząc nieufnie w teren.Pustka...Ani śladu życia...
Do cholery co się dzieje...Przed chwilą byłem w pałacu...
Nagle ujrzałem znajomą postać.Ciężko go rozpoznać.Tymbardziej,że nosi pełną zbroję.Wygląda w niej...dziwnie...
Stoi w jakiejś dziwnej gotowości...Na co czeka?
-Yas!-Krzyknąłem,patrząc na niego ale ani razu nie odpowiedział...Nie słyszał mnie...
Nagle pojawiła się szaleńcza gromada strzał,która celowała prosto w niego...
-Uciekaj!-Krzyknąłem po raz kolejny.-Uciekaj idioto!
Nie słuchał...Czekał na jakąś akcję jak matka na dziecko.
-Nieee!
Strzały wbiły się w niego,sprawiając że upadł martwo na trawę,a krzywo przycięte włosy były teraz chaotycznie rozłożone po gałęziach...
************************************
Zerwałem się,patrząc w przestrzeń i słyszałem tylko swój jęk.To musiał być tylko sen...Okropny sen...Czemu znów śni mi się ten demon...
-Co się stało?-Usłyszałem znajomy głos i obróciłem się.
-Co ja tu robię...Przecież przed chwilą...
-Ta chwila była trzy dni temu.Przynajmniej wiemy,że leki pomagają.
-Jakie leki?-Byłem zupełnie zagubiony.
-Żmija Cię użarła.Nie wiem jak tego nie zauważyłeś...
-Co...A z resztą...-Dotknąłem obolałej głowy i spojrzałem w okno.-Która jest godzina?
-A no będzie coś koło dwudziestej...
-Cholera...No nic.-Pokiwałem głową.Sam nie wiem czy powininienem się znów położyć.-Mogłabyś zostawić mnie samego?
-Mhm.Ale najpierw schowaj te beznadziejne buty.
-Zaraz jednym w Ciebie rzucę.-Zmierzyłem siostrę z uśmiechem i ułożyłem się na poduszce.Może warto zasnąć?Ale co,jeżeli wrócą te paskudne sny...
Nie no,nie mogę...
Powolnym krokiem ruszyłem w stronę balkonu,patrząc przed siebie.Nagle dostrzegłem w oddali jakiś dziwny kształt.Potem dotarło do mnie,że to galopujące konie...Chyba jacyś wojownicy...Nie mam pojęcia,chyba po prostu jestem przemęczony...
-Daj sobie spokój,Yi...-Rozmasowałem skronie i znów zanurzyłem się pod pierzyną.Tym razem udało mi się jakoś zasnąć...
************************************
-Naserva!?-Zmierzyłem z zaskoczeniem moją siostrę i jego.Co on tutaj robi?
-Przepraszam za to najście ale mamy poważny problem...
-Jak się tu dostałeś?-Naprawdę byłem zaskoczony widokiem Naservy.Wszyscy doskonale wiedzą,jak bardzo pilnowane jest to miejsce.
-Tak się składa,że to mój były.-Siostra uśmiechnęła się lekko.
-Jak...Co...-Zamrugałem kilkukrotnie.Czułem się już zaskoczony jak cholera...
-Nieważne.Chodzi o Yasa.-Naserva zmierzył mnie, a ja poczułem nieprzyjemne ukłucie w sercu.-Wiem,że się pokłóciliście ale on zgłupiał!
-Zgłupiał?-Uniosłem pytająco brew.
-Rzucił wszystko i ruszył na jakąś dziwną międzywymiarową bitwę...
-Co!?-Drgnąłem słysząc to.-Przecież on tam zginie...-Spuściłem na moment wzrok.
-Dlatego musisz coś zrobić.Może Ciebie posłucha...
-Jestem na niego zły ale...Ten głupek nie może zginąć.-Pokiwałem głową.-Trzeba będzie za nim ruszyć.-Natychmiast pobiegłem do jednego ze swoich pokoi.
-Yi!Poczekaj!-Usłyszałem za sobą ale nie miałem czasu na układanie planów.Demon jest nieprzewidywalny i trzeba działać szybko.Zbiegłem szybko,wkładając pospiesznie lekką zbroję.Brzask był jakiś niespokojny.Po prostu rzuciłem wszystko i poleciałem przed siebie.Tylko...Gdzie jest jakiś ślad...
************************************
Ta wędrówka przyprawiała mnie już o dreszcze.Nic.Zupełnie.Tylko zadeptana trawa...Skojarzyło mi się to z moim snem...Czy to się właśnie stanie?Na pewno nie...
W pewnej chwili ujrzałem namioty obleczone ciemnoczerwoną skórą,podparte na drewnie i kościach.
Więc ktoś tu był...Niepewnie ruszyłem do przodu,spodziewając się Yasa w pobliżu ale nigdzie go nie było.Odstawiłem konia,żeby nie rzucać się w oczy.Jak narazie widziałem tu kilka demonów i orków ale nigdzie Yasa...
Może poszedł do lasu...To prawdopodobne...
Lubi spacery po lesie...
Wszedłem niepewnie w las,rozglądając się co chwilę.Trochę się boję,że ktoś mnie zaatakuje...
Łąka...Wydawała mi się taka jak z tego snu...Do cholery...Czy ja miewam już prorocze sny...
Gdybym tylko teraz znalazł tego demona...Mam wrażenie,że ktoś mnie obserwuje...
-Ktoś tu jest?-Rzuciłem cichutko.Cały drżałem.
Nagle usłyszałem chrzęst gałęzi i stanąłem dęba.Czy mogę czuć się bezpiecznie?Ogarnął mnie nieunikniony chłód.Wiedziałem doskonale,że to nie Yas ale bałem się odwracać.W końcu to zrobiłem i spojrzałem w oczy tej dziwnej istocie.Musiała być z innego wymiaru...Nigdy czegoś takiego nie widziałem...Czułem,że mnie zabije.Nie wiedziałem czy powinienem uciekać...
Zabije mnie.Wiem,że zaraz to zrobi.
W pewnym momencie oślepiło mnie jasne światło,coś odepchnęło mnie na bok,że poturlałem się po trawie i byłem na wpółprzytomny.Słyszałem tylko jakiś krótki trzask metalu i upadek czegoś.W końcu udało mi się rozbudzić i uniosłem głowę do góry.
Nie...Ten widok ze snu...Ta zbroja...
-Yas!-Podbiegłem do leżącego demona i natychmiast zdjąłem mu hełm.Nasze spojrzenia się zetknęły.Wyglądał beznadziejnie.Mocno krwawił,a ja nie mogłem nic na to poradzić.-Nie rozumiem...Dlaczego uratowałeś mi życie...
-Miłość jest chorobą głupców,prawda?-Uśmiechnął się słabo,a ja czułem że coś we mnie pęka.
-Yaaas...-Mruknąłem,kładąc sobie jego głowę na kolanach,żeby mógł oddychać.-Ale tak podle Cię potraktowałem...
-Nie mogłem obojętnie pozwolić Ci umrzeć.
-Yas,cholera.Rozkładasz się na moich oczach...-Pospiesznie zdjąłem naramiennik i odsunąłem koszulę,odsłaniając ramię.-Gryź.
-Nie.-Odepchnął mnie.-Dla mnie już za późno...
-Co ty gadasz!?Pij i nie wydziwiaj!-Pisnąłem,z przerażeniem patrząc jak gaśnie i wypluwa krew.
-Przestań.To mi nie pomoże.Jestem zbyt ranny.-Delikatnie odepchnął moją dłoń,gdy chciałem mu pomóc się podnieść.
-To co mam zrobić,by Ci pomóc?-Czułem jak łzy zbierają mi się w oczach...Mam pozwolić mu tak umrzeć.
Patrzył na mnie półrzytomny.Krew pokrywała coraz większe połacie trawy...On nie może umrzeć...Co jest...
Pocałowałem go lekko,a on przyjął ten delikatny pocałunek,przymykając lekko oczy.Bałem się,że zaraz umrze mi w ramionach.Mam wrażenie,że to tylko jakiś dziwny sen i on nie umiera...Żartuje sobie tylko.
Nasze usta przestały się muskać,a mi drżały ręce.Cholera jasna...Jak ja chcę coś zrobić...Yas oddychał niespokojnie,patrzył gdzieś w bok.
-Yas...-Starałem się nie beczeć jak bóbr.Patrzyłem w kwiaty,żeby jego widok nie przywoływał łez.-Przepraszam,że jestem dla Ciebie taki okrutny...Yas...-Nie odpowiadał...-Yas nie żartuj sobie w takich momentach!-Krzyknąłem licząc,że nagle zacznie się śmiać i pójdziemy do domu.Jednak tak się nie stało.-Nie...-Z moich oczu natychmiast wyciekły łzy...-Dałeś się zabić,żebym ja nadal mógł być porażką życiową!Ty durniu!-Wtuliłem się ostrożnie w ciało demona,trzęsąc się od płaczu.Nie wierzę,że to się stało...Niegdyś silny demon,teraz leżący martwo na trawie...
Chociaż...Czytałem kiedyś,że dusza demonów nigdy nie umiera...
Da się ją jakoś odzyskać...
Muszę znaleźć kogoś,kto potrafi kierować życiem i śmiercią...
Tylko szybko...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro