Gwiazda padoku
*Yi*
Zaprowadzono mnie do wielkiego namiotu.Panował w nim półmrok,który trochę mnie niepokoił.Ale to nic...Pójdę po tego demona...
Orczyca z namiotu zmierzyła mnie,a jej kościany naszyjnik zatrzeszczał.Czułem się okropnie dziwnie,patrząc na nią w górę.Czy jestem aż tak niski?
-Wiem po co tu przychodzisz.-Odparła po chwili,a ja drgnąłem.-Jest tylko jeden sposób by przywołać duszę Twojego towarzysza.
-Jaki?-Zamrugałem kilkukrotnie.
-Musisz sam po niego iść.
Drgnąłem po raz kolejny.Jak go znajdę,skoro jest ranny.
-Zrobimy eliksir.-Zmierzyła mnie.-Pytanie.Czy pił Twoją krew?
-Kilkukrotnie...
-W takim razie musimy użyć jej jako odczynnika...
-Rozumiem.-Pokiwałem ufnie głową.
-Zacznijmy już.
Nie trwało to długo ale trochę bolało,bo przecież potrzebna była moja krew...
-A teraz się zrelaksuj i to wypij.-Podała mi fiolkę z eliksirem.Usiadłem na podłodze i złapałem za szklane naczynko.Czy to na pewno mnie nie zabije?
Upiłem łyk i skrzywiłem się,czując metaliczny smak krwi w ustach.Po chwili miałem wrażenie,że osuwam się na dywan...
************************************
Polana.Jasna,jakby błogosławiona nitką światła.Śpiew ptaków i lekki wietrzyk...Patrzyłem w to,leżąc w gęstej trawie.W pobliżu szumiało jezioro.
Więc to tak wygląda...
Spojrzałem w taflę wody i lekko mnie zamurowało.Moje ubrania zmieniły się w zwiewną szatę i coś w rodzaju wieńca na głowie...
Czy tak właśnie wygląda moja dusza?
Zacząłem rozglądać się za jakąś ludzką istotą ale nikogo tu nie było.Ujrzałem tylko białego konia w oddali,spokojnie skubiącego trawę.
Cholera...Gdzie jest Yas...
Szlajałem się przez dłuższy czas,tracąc nadzieję że kogoś tu spotkam...
Usiadłem ponownie nad jeziorem i zacząłem gapić się w jego taflę.Czy robię coś nie tak...Jak mam szukać?Stanąłem na kamieniu i zacząłem się rozglądać.Może pod wodą coś jest?Ale ja nie umiem pływać...Chociaż to świat duchowy...Tutaj mogę mieć taką umiejętność...
Nie miałem.
************************************
Panicznie otworzyłem oczy i znów leżałem na trawie.Coś dotykało mnie po ramieniu o czułem dotyk przy szyi ale byłem zbyt otępiały,by wiedzieć co się dzieje.Dojście do siebie przyszło mi z trudem ale zrozumiałem,że mam przed sobą koński pysk.
-Kysz!-Odepchnąłem go,podnosząc się do siadu.-Nie żryj mi włosów!
Liczyłem,że sobie pójdzie ale tupnął tylko kopytem.
Teraz zastanawiam się jakim cudem wylazłem z wody...
-To ty mnie wyłowiłeś?-Odparłem gapiąc się w trawę a koń zarżał cicho.
Rozumie co mówię?
-Dlaczego?-Ciężko było mi oprzytomnieć z zimna i szoku.Prawie się utopiłem w duchowej wodzie...
Koń podszedł do mnie i położył mi głowę na ramieniu,co było bardzo dziwne.Nawet mnie nie znał...
Gapiłem się w niego,aż w końcu dostrzegłem bransoletę na jego szyi.
-Y-yas?To ty czy ja mam już zwidy?
Koń wtulił się do mnie,jakby twierdząco a ja zacząłem gładzić go po grzywie.Mój demon jest koniem...Zabawne.
Był pięknym białym ogierem z rogiem i złotą,krótko obciętą grzywą.Wymieniłem z nim spojrzenie.
Te oczy...Faktycznie to on.
Liczyłem,że nagle zacznie mówić ale chyba nie miał takiej zdolności.
-Chcesz się stąd wynieść?-Nadal go głaskałem.Mam wrażenie,że im bardziej zwlekamy tym gorzej będzie.Skinął głową i wyprostował się,trącając mnie kopytem w ramię.
-Ale ty nie masz siodła...
Tupnął ponownie,mierząc mnie swoim zwyczajowym spojrzeniem "zamknij się,dzbanie",więc ustąpiłem i chwiejnie na niego skoczyłem.Ruszył natychmiast i jakby prowadził się sam.Kurczowo trzymałem się jego jasnej grzywy.Jedziło się na nim całkiem inaczej niż na innych koniach.Może dlatego,że ma własną nawigację ale nie...jakoś tak delikatniej...
Mknęliśmy razem przez pole.Zdawało się,że on doskonale wie gdzie ma biec.W końcu dotarliśmy do kamiennej jaskini.Coś podpowiadało mi,że to właśnie tutaj...
-Oby się udało...-Wtuliłem się do Yasa i szarpnąłem go za grzywę,żeby ruszył do przodu...
************************************
Otworzyłem szeroko oczy i drgnąłem,gdy ujrzałem namiot w którym byłem wcześniej.Rozejrzałem się.Gdzie demon?
Wyszedłem z namiotu.Lał deszcz.Rozejrzałem się i jedynym co ujrzałem było zwierzę w oddali.To był Yas...Cholera,nadal jest koniem!
Wtuliłem się do niego.
-Co Ci się stało?
Przychnął tylko,niezadowolony z pogody ale także się do mnie wtulił.
Gdyby mógł mówić...
-Wracamy do pałacu.
Yas prychnął i obrócił się w stronę lasu.
-Spokojnie,wrócimy tam.Trzeba Cię odmienić...Nie buntuj się.
Ponownie pozwolił mi się dosiąść ale tym razem dał sobą sterować i ruszyliśmy w ulewę przez las.Oby znów wrócił do ludziej postaci...
************************************
Spokojnie wjechałem do stajni,gapiąc się na inne konie,które tam siedziały.
-To tutaj.Zaraz się osuszysz i odpoczniesz.-Pogłaskałem Yasa za uchem,a on potrząsnął łbem.
Zszedłem z niego i wprowadziłem do jego boksu.Wybrałem jeden z większych,na samym krańcu stajni aby miał ciszę i spokój.
Yas o dziwo był bardzo grzeczny.Myślałem,że będzie się rzucał,wierzgał...
Ale nie.Spokojnie wszedł do boksu i ulokował się w nim,tupiąc nogą.
-Czyżbyś był głodny?-Zmierzyłem go z uśmiechem,a on zarżał radośnie i zrozumiałem,że tak.
Dałem mu jedzenie i trochę się martwiłem,że będę musiał wrócić do obowiązków księcia i że ktoś po mnie przyjdzie.
I rzeczywiście tak było.
Pogłaskałem Yasa po grzywie,a ten nadal był zajęty jedzeniem,więc pewnie nie zauważy jak zniknę na jakiś czas...
************************************
-Co się stało?-Zmierzyłem z zaskoczeniem siostrę.Spodziewałem się raczej parady polityków.Stała obok niej ta dziwna nieznajoma,która pojawiła się na balu.
-Arixana bardzo chciała Cię poznać.-Yana uśmiechnęła się lekko.-Musiałeś być świetnym tancerzem,skoro chciała się z Tobą zobaczyć.Tylko uwaga.Nie mówi po Ioniańsku.
-To jak mam z nią porozmawiać?-Zamrugałem z zaskoczeniem.To dość podejrzane...
-Mówi we Wspólnym.-Siostra pokiwała głową.Czułem,że znów na siłę szuka mi partnerki.
-Możemy na słówko?
-Za moment wrócimy.-Odparła do swojej towarzyszki we wspólnym,a ja pociągnąłem Yanę za ramię.
-Naprawdę nie chcę,żebyś szukała mi żony...
-A,tam od razu żony...
-Ostatnim razem też tak było...
-No młodszy się nie robisz.Nie,z biblioteką się nie ożenisz.
-Musisz zawsze ingerować w moje życie miłosne?-Miałem ochotę zrobić jej teraz wyrzuty.
-No,daj jej szansę...
-Tak się składa,że już kogoś mam.-Zmierzyłem ją.
-Oho!Serio!Kogo!?
-Nieważne...
-Jak to nieważne!?Muszę wiedzieć z kim wozi się mój braciszek.
-Może kiedyś się spotkacie ale jeszcze nie teraz...
-Dobra,dobra.Teraz bądź miły i oprowadź naszą koleżankę.-Nagle obróciła się do tej drugiej dziewczyny.-Ooo Ari!Yiuś baardzo chętnie pokaże Ci pałac!
Naprawdę zastanawiam się czy ona przy porodzie z czegoś nie spadła...
************************************
-Tooo...Mówisz,że dzieciństwo spędziłaś w Demacii?-Zmierzyłem dziewczynę,którą wcisnęła mi siostra.
Nie chciałem jej dawać żadnych sygnałów większego zainteresowania.Wolałem być traktowany jak kolega,niżeli materiał na partnera.Aktualnie mój ukochany,paraduje po padoku jako koń.Muszę go dziś porządnie wyszczotkować...
Mam wrażenie,że Brzask jest trochę zazdrosny o Yasa.
-A ty co o tym sądzisz?-Z zamyślenia wyrwała mnie cudzoziemka.Jej akcent był twardy i wyrazisty.Spłoniłem buraka,bo wykazywałem teraz cholerny brak manier...
Pokiwałem tylko głową,sygnalizując że nie wiem.
-Bardzo piękne konie.-Na szczęście zmieniła temat,gapiąc się na zwierzęta łażące po padoku.Yas także się pokazał.Skubał sobie trawę ale po chwili jakby ruszył do przodu,taranując ogrodzenie.Co w niego wstąpiło!?
-Przepraszam na moment.Muszę uspokoić tego konia,zanim mi ucieknie.-Przeprosiłem dziewczynę i natychmiast ruszyłem za koniem.-Yaas!-Złapałem go za uzdę,tak że w końcu się zatrzymał.Wyglądał na wystraszonego...-Brzydki!Staranowałeś ogrodzenie!-Skarciłem go,a on strzygnął uszami i spuścił wzrok.-Potem sobie porozmawiamy.-Pociągnąłem uzdę,żeby zmusić go do ruchu.Utykał na lewą nogę...-Jesteś ranny?
Yas zdawał się jakby przybity ale może dlatego,że najpierw go skrzyczałem.
-Chodź,opatrzę Cię...-Poszedłem do przodu i ujrzałem węża sunącego po trawie.Więc to go wystraszyło.-Wiesz co?Trzeba Cię podkuć.
Yas drgnął niespokojnie,a ja pogłaskałem go po grzywie.
-Spokojnie.Będzie Ci się wygodniej chodziło.
Muszę poświęcić mu więcej uwagi...
************************************
Noga Yasa nie była w takim kiepskim stanie ale on wydawał się jakiś niespokojny.Nie mam pojęcia...Może wyczuwa więcej niż ja.
-Dzisiaj naprawdę kiepsko się zachowywałeś.-Zacząłem ostrożnie go wyczesywać.-Ale nie martw się.Od jutra zaczynam poszukiwania czegoś,co da Ci Twoją starą postać.
Prychnął tylko,gapiąc się w podłogę.
-Czyżby coś Ci nie pasowało?-Zmierzyłem go z uśmiechem.-Koniowi nie będę robił loda.-Zaśmiałem się,a on zarżał,gapiąc się nagle.W sumie to teraz ma całkiem niezłe jaja.-Dobra,już,już kończę.
Brzask stał obok i gapił się na mnie,raz na niego.Sprawiał wrażenie niezadowolonego ale może to dlatego,że także chciał być wyszczotkowany.
-Juuż moment,nie dam rady ogarnąc was obu na raz.-Skończyłem zajmować się Yasem i wziąłem się za Brzaska.Ciężko męczyć się z dwoma końmi.Oni chyba średnio się lubią...
Gdy skończyłem,Yas zmierzył mnie,trącając w ramię.
-Chcesz teraz na przejażdżkę?Jest już późno,zaraz będę musiał spadać na kolację...
Trącił mnie,gapiąc się tak,że nie potrafiłem mu odmówić.
-Zgoda,ale tylko chwilę...
Ruszyliśmy przez pobliską ścieżkę.Całkiem przyjemnie się zapowiadało,dopóki nie zacząłem mówić Yasowi,że musimy już iść.Stanął dęba,a ja wypadłem z siodła i walnąłem z impetem w piasek.
Zmierzyłem konia i zacząłem udawać, że straciłem przytomność.Ciekawe co zrobi...
Podszedł obwąchując mnie przez kilka minut.Potem nastąpiło coś niespodziewanego...Polizał mnie swoim jęzorem po policzku.
-Yaaas,fuuuj.-Odepchnąłem go z uśmiechem,a on ożywił się i nadal lizał mnie po twarzy.-Przestań.Kiedy mówiłem o całowaniu,to nie chodziło mi o to...Wracajmy już.
Ustąpił i mogliśmy w końcu wrócić na kolację.Ależ chce mi się jeść...
************************************
Jakoś przez noc nie mogłem spać...Kręciłem się po łóżku,zmieniałem pozycje ale to na nic...Brakowało mi obok mego ukochanego demona.Chciałem by ktoś przytulił mnie do snu...
Mimowolnie wysunąłem się z ciepłej pościeli i wyruszyłem przed siebie.Bose stopy zadrżały w kontakcie z trawą.Cud,że nikt mnie nie zauważył...
Wbiegłem do stajni,trzymając koc w rękach.
-Yas...-Szepnąłem do śpiącego konia.-Mogę się położyć obok?
Zrobił mi miejsce,a ja wtuliłem się w jego grzbiet,otulając nas kocem.Teraz udało mi się usnąć natychmiast...
************************************
Ciepły dotyk sprawił,że natychmiast otworzyłem oczy.
-Yaas...Nie liż mnie...-Mruknąłem zaspany,odsuwając jego ciepły język.
Przeciągnąłem się,nadal miałem ochotę spać...
Yas jednak ciągle pilnował bym nie usypiał...
Podniosłem się i otuliłem kocem.Bose stopy błagały wręcz o ciepłe buty...
Yas zmierzył mnie pytająco.
-Zaraz wrócę.-Uspokoiłem go.-Muszę się odświeżyć.
Ukradkiem wróciłem do pałacu.Kilka osób było już na nogach i szlajało się bez celu.Zamknąłem się w łazience i westchnąłem.Marzyłem o chwili relaksu bo bolały mnie plecy.
Spanie w stajni to beznadziejny pomysł...Muszę w końcu pomyśleć nad odmianą Yasa...Brakuje mi jego demonicznej postaci...
Umyłem się dokładnie i myśląc o śniadaniu,wyszedłem z pomieszczenia.
Nagle na dziedzińcu zauważyłem krążącego bez celu Naservę.Musiał po kogoś posłać...
Zszedłem na dół i nasze oczy się zetknęły.
-Co z...
-Jest koniem.-Przerwałem mu.Zastygł na moment,mrugając kilkukrotnie.
-Jak to...
-Nie mam pojęcia ale musimy go jakoś przywrócić do dawnej formy...
-Jak najszybciej.Arisu się o niego martwi...
-Chodź zobacz go.Może wpadniemy na jakiś pomysł...
Pokiwał głową i ruszyliśmy w stronę stajni.
-Oto i on.-Wskazałem na Yasa,który podniósł wzrok i zmierzył nas z zaskoczeniem.
-Faktycznie...Może jakaś szamanka będzie wiedziała co z nim zrobić.Takie,to znają się na zwierzęcej magii...
-Poczekaj...Chyba wiem jak mu pomóc!-Olśniło mnie.-Słyszałem,że wywar ze smoczej orchidei może pomóc...
-To bardzo rzadkie kwiaty...-Naserva pokręcił głową ze zmartwieniem.-No,nic.Postaram się je znaleźć...
-Ooo.Może idźcie razem.-Wskazałem na Yasa.
Zmierzyli się ale Yas nie wyglądał na zdenerwowanego.Wręcz przeciwnie.Zdawał się akceptować mój wybór...
-Czemu nie.-Naserva także się przekonał.Może to ich połączy?
Nie mam pojęcia ale lepsze to niż stanie z założonymi rękami.
-Yas.-Zmierzyłem konia.-Pamiętaj,bez cyrków,bo Cię dopadnę.
Pokiwał łbem ale mimo wszystko bałem się o ich podróż.
Albo się pozabijają albo zakumplują...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro