espresso z kolorami
Dedykowane czasuciekac. Tak, napisałem dla ciebie gejów <3
•••
Na rogu jednej z wielu uliczek miasta, wśród kamienic, tramwajów i tłumów ludzi, znajdowała się mała kawiarnia, niezwykle przyjazna i komfortowa dla każdego, kto zechciał napić się w niej kawy. I nie tylko jej atmosfera, ale także sama kawa była jak lek dla schorowanych trudnymi czasami serc. Arkadiusz mieszkał w pobliżu i upatrzył sobie to miejsce dość niedawno, gdy przez przypadek zaplątał się w jedną z rzadziej odwiedzanych uliczek - tam właśnie uśmiechało się do niego logo oznajmiające, że oprócz kawy znajdzie w środku także książki. Przy takim stanie rzeczy nie pozostało mu nic innego, jak wejść do kawiarni i zamówić swoje ulubione latte. Wybrał jedną z książek, patrząc tylko na to, by okładka była ładna - lubił ładne rzeczy - i znalazł miejsce w kącie blisko dużego okna. Niedługo później podano mu kubek kawy i wtedy oparł się wygodniej o poduszki, otworzył książkę i z zadowoleniem pociągnął łyk kawy. Delikatna, mleczna, niesłodka. Jego ulubiona.
Potem widywano go tam co najmniej trzy razy w tygodniu. Szedł tam po szkole odpocząć od otaczającego go chaosu codzienności. Mimo, że przewijało się tam wiele obcych dla niego osób, powoli zaczynał czuć się jak w domu. Łatwo było wybrać ustronne miejsce, bo kawiarnia posiadała więcej kątów, niż można by przewidzieć. On jednak zawsze siadał w tym jednym miejscu przy dużym oknie, gdzie wygodnie ułożony mógł obserwować szary świat na zewnątrz albo zależnie od humoru zatopić się w lekturze, zupełnie się od tego świata odcinając.
Tego dnia wpadł do kawiarni dość późno - słońce kończyło swój codzienny bieg po nieboskłonie i malowało miasto na odcień czerwieni. Arkadiusz opierał się o poduszki z podkulonymi nogami i kończył ostatnie strony książki. Pusty kubek po kawie stał na stoliku obok talerza z okruszkami sernika.
- Proszę pana? - zwróciła na siebie uwagę jedna z kelnerek. Spojrzał na nią ospale. - Niedługo zamykamy - uśmiechnęła się uprzejmie.
- A tak - kiwnął gwałtownie głową i zerwał się z kanapy.
- Espresso - usłyszał męski głos osoby, która dopiero co weszła. Obrzucił przybysza i jednocześnie jedynego gościa w kawiarni poza nim wzrokiem, ale nie zobaczył go dokładnie, gdyż odwrócony był do niego bokiem. Zdołał zakodować tylko przydługawe ciemne włosy i świetnie dobraną koszulę do sztruksów. Interesował się trochę modą i mógł stwierdzić, że chłopak od espresso także był w temacie obeznany. Nie miał czasu jednak dłużej go oceniać, ponieważ musiał wyjść z kawiarni. Stanie tam i przyglądanie się ładnemu chłopakowi byłoby co najmniej podejrzane. Właściwie nie wiedział, czy jest ładny, ale tak czuł. Jeśli ktoś potrafi o siebie zadbać, automatycznie ma plus dziesięć do atrakcyjności. Wystarczyło się myć i schludnie ubierać. Arkadiusz sam zresztą greckim bogiem nie był, a przecież miał powodzenie u płci przeciwnej. Cóż za ironia!
Od tamtej pory odwiedzał kawiarnię w późniejszych porach rozkoszując się dodatkowo zachodami słońca przyprawiającymi wieczorną kawę wspaniałym klimatem. Po cichu liczył na to, że ponownie spotka chłopaka od espresso i po paru wizytach okazało się, że wcale się nie przeliczył.
We wtorek, już nie tuż przed zamknięciem kawiarni, a w godzinach normalnego ruchu, zjawił się ciemnowłosy osobnik. Arkadiusz widział jak oszczędnie rzucił coś do sprzedawcy, uśmiechnął się nieśmiało i skierował się w głąb pomieszczenia, a jednocześnie w stronę samego Arkadiusza. Kiedy zdał sobie sprawę, że obiekt jego obserwacji zbliża się do niego, natychmiast odwrócił głowę, może zbyt gwałtownie, i wziął do ręki kubek z kawą, którą po chwili omal się nie oparzył. Przez nieostrożne ruchy na jego jasnej koszulce wylądowało kilka brązowych kropel. Zafrasowany zaczął je wycierać chusteczką, zaś nie mógł tego w tym całym osobistym zamieszaniu dostrzec, że ktoś przygląda mu się z pobłażliwym półuśmieszkiem.
Udało mu się w końcu doprowadzić się do porządku, zarówno fizycznego jak i psychicznego, ale nie śmiał spojrzeć w kierunku chłopaka, który tak go zainteresował, bo bał się, że znów zrobi coś niemądrego. Dlatego tylko siedział spokojnie i udając, że cokolwiek rozumie z literek, po których przesuwał nieustannie wzrokiem, kątem oka obserwował postać popijającą kawę gdzieś dwa metry od niego pod ścianą.
Nic więcej się jednak nie stało. Chłopak wyszedł, a on został sam na sam z książką i własnym zawodem.
W końcu spostrzegł, że chłopak od espresso pojawia się w kawiarni w każdy wtorek i środę około osiemnastej, a w soboty przychodził rano o dziesiątej dziesięć. Nawet Arkadiusz przyznawał, że cały ten zbiór informacji brzmiał trochę stalkersko, ale cóż miał zaradzić na swoje nieprzemożne zainteresowanie tajemniczym chłopakiem. Minęły chyba dwa miesiące, zanim zdecydował, że te beznadziejne uwielbienie nie może trwać wiecznie i zagada do swojego obiektu westchnień. Bo po tylu godzinach ukradkowego zerkania nie dało się już zaprzeczyć, że tamten mu się podoba (a przecież nawet nie rozmawiali!). Co jednak mógł powiedzieć o chłopaku, z którym nie zamienił ani słowa, to że był on niezwykle cichy. Nie tylko ze względu na ogólne nicniemówienie, gdyż jedyne słowo które od niego kiedykolwiek usłyszał to „espresso", lecz także jego zachowanie było ciche, a nawet gesty, o ile to miało sens, a zdawało się, że nie. W każdym razie bardzo cicho siadał na krześle; gdy je odsuwał, podnosił je zamiast nim szurać po podłodze, a dalej cicho odstawiał filiżankę na talerzyk tak, że nie było słychać najmniejszego nawet dźwięku, a ostatecznie i jego westchnienia przy czytaniu i uśmiechy można było tylko zauważyć, nigdy usłyszeć. Po wszystkim zaś niezmiennie cicho wychodził z kawiarni, stąpając miękko po ziemi i nie wydając w ten sposób żadnych dźwięków. Takie nieprzykuwające uwagi zachowanie i może jakiś spokój, którym tamten emanował, zrobiły na Arkadiuszu wielkie wrażenie. Sposób, w jaki zakładał nogę na nogę, delikatne przygryzanie dolnej wargi, obojętne przesuwanie wzrokiem po regale książek - to wszystko sprawiało, że chciał poznać, co leży za zasłoną jego tajemniczości. Jaki tamten był naprawdę? W rozmowie? W relacji? Nie znał nawet jego imienia. Chociaż to by chciał wiedzieć, poznać namiastkę osoby, która w ciszy piła espresso naprzeciw niego od paru dobrych tygodni.
Zdarzały się też dni, chwile, kiedy ich spojrzenia spotykały się nad oświetlonymi wieczornym słońcem stolikami. Nie było to częste, gdyż Arkadiusz bardzo uważał, by nie zakłócić prywatnej atmosfery, jaką tworzył wokół siebie tamten, jednak w istocie podczas każdej ich wspólnej wizyty choć raz musieli pokierować na siebie wzrok w tym samym czasie. Niezależnie od siebie, nie dlatego, że Arkadiusz się gapił lub zbyt widocznie zerkał. Działo się to po prostu, można określić, samoistnie. Jak gdyby dziwna siła kazała im w tym samym momencie podnieść wzrok znad książek, nie po to by spojrzeć na siebie, ale przecież na siebie wtedy natrafiali, czy pamiętali o swojej wzajemnej obecności, czy nie.
W ten sposób wytworzyła się między nimi pewna relacja... lub coś na jej kształt, bo chyba relacja to za dużo powiedziane. Nie byli już dla siebie losowymi przechodniami na ulicy; pamiętali swoje twarze z krótkich spojrzeń i siadali za każdym razem w tych samych miejscach naprzeciwko siebie. Arkadiusz wiedział, że gdy tajemniczy chłopak przechyla głowę i odgarnia ciemne włosy za ucho, czyta o czymś interesującym i skupia całą swoją uwagę na książce, dlatego też w tamtym momentach pozwalał sobie na odrobinę dłuższą obserwację jego ostro zarysowanej twarzy i bystrych oczu. Ach, może naprawdę powinienem zagadać?, mówił sobie i wzdychał przesuwając wzrok na obrazy zdobiące ściany. Bał się, ale z drugiej strony, co miał do stracenia? W najgorszym razie znajdzie inną kawiarnię i nigdy się więcej nie zobaczą.
Wreszcie zadecydował, niemniej nie bez wcześniejszego wahania i mentalnej szarpaniny. Nie odznaczał się na co dzień zbyt wielką śmiałością, ani odwagą. Czasem całą drogę przypatrywał się ładnej dziewczynie w pociągu i zastanawiał się, czy pochwalić jej styl, aż ostatecznie z mocno bijącym sercem obserwował jak wysiada przystanek przed nim. Taki już był - obawiał się reakcji innych. Co do chłopaka od espresso z kolei, powiedział sobie wyraźnie i ze stanowczością, że za wszystkie skarby świata nie stchórzy!
I to był ten dzień, gdy miał się odezwać, zapytać o imię chociażby. Nie wyobrażał sobie, by mógł wykrztusić coś więcej, pragnął jedynie zacząć, o przyszłości nie śmiał myśleć. Skoro widywali się co parę dni, może następnym razem tamten wykona krok? Posiadał ku temu wszelkie nadzieje.
Nie był w stanie myśleć o niczym innym - już przed przyjściem zaczął się stresować i ponownie tylko przesuwał wzrokiem po literkach nic z nich nie rozumiejąc. Miał świadomość, że parę metrów dalej usiadł tamten chłopak, ale powiedział sobie, że woli mu teraz nie przeszkadzać i poczeka, aż skończy pić kawę. Gdy zaś skończył pić, stwierdził, że należy także poczekać, aż odłoży książkę, bo przerywanie czytania jest niezwykle nietaktowną i denerwującą rzeczą, której na pewno nie życzy sobie żaden czytający. Tak też czekał dalej, odkładając to na później i później i w końcu omal nie przegapił swojej okazji, ponieważ chłopak tak cicho wstał i ruszył do wyjścia, że Arkadiusz w całym swoim zdenerwowaniu tego nie spostrzegł. Dopiero, gdy tamten go mijał, blondyn poderwał się bez pomyślunku i potrącił stolik, który zrobił dużo hałasu. Nie było już odwrotu i mógł to z całą pewnością stwierdzić patrząc na lekko zszokowanego osobnika czekającego na to, co Arkadiusz miał powiedzieć, bo wyglądał jakby chciał, ale słowa ugrzęzły mu w gardle.
Odłożył książkę na blat z nerwowym śmiechem i odezwał się z ostatkiem odwagi. Teraz nie miał do stracenia już zupełnie nic.
- Hej. Jestem Arkadiusz. Widzę, że często tu... często tu przychodzisz, nie? Um... widziałem cię wcześniej, to znaczy... jak masz na imię?
Absolutnie nie miał tego na myśli. Absolutnie nie zamierzał zrobić z siebie debila. Ale zapytał i z tego był już dumny. Uśmiechał się przyjaźnie starając się nie zwracać uwagi na rumieńce palące jego policzki. Wiedział, że tam są, tak samo jak wiedział, że wszyscy goście w kawiarni (na szczęście nieliczni) słyszeli jego chaotyczną wypowiedź najpewniej uznając go za dziwaka. Ale oni się nie liczyli. Podniósł wreszcie oczy na chłopaka przed nim i zobaczył jak marszczy lekko wyraziste brwi, a jego usta zaciskają się. Och? Był zły? Nie, nie, nie... Arkadiusz myślał w tamtym momencie, że na miejscu się rozpłacze. Chłopak odwrócił od niego głowę bez słowa, popatrzył na pracowników kawiarni za ladą, a potem znowu na zrozpaczonego blondyna. Wziął szybki wdech i spiesznie opuścił kawiarnię, jakby się gdzieś spieszył.
Co za spektakularna porażka. Chłopak nawet nie wysilił się, żeby mu odpowiedzieć, choćby to miało być odrzucenie. Poszedł sobie, nie poświęcając mu więcej uwagi. Zamieszało to Arkadiuszowi w głowie, ponieważ wcześniej zdawało mu się, że te spojrzenia i wspólne przesiadywanie ich połączyło... Myślał, że był wart chociaż najmniejszego słówka, zauważenia go. Lecz nie. Może nie był. Z największym zawodem wymalowanym na twarzy usiadł ponownie na kanapie i zapadł się w poduszki.
To było głupie. Taka myśl towarzyszyła mu najczęściej po tamtym upokarzającym zdarzeniu. Ileż jednak mógł się załamywać? W końcu zostawił sprawę i postanowił zakopać ją głęboko w przeszłości. Zrobił z siebie debila, i co? Było, minęło i tak dalej. Nie odważył się jednak wstąpić ponownie do tamtej kawiarni przez miesiąc. Szukał innej, niestety bez skutku. Żadna kawiarnia nie miała takiego klimatu, takiej kawy i jeszcze książek! Poddał się w tym wszystkim i zdecydował tam wrócić, pamiętając aby nie zjawić się w porze, w której przychodził chłopak od espresso. Wciąż robiło mu się przykro na samą myśl. Do licha, nawet się nie znali, a i tak poczuł się zdradzony. Takie rany uleczyć mogła tylko kawa przy dobrej książce. Lub książka przy dobrej kawie.
Zanim wszedł do środka, długo przyglądał się szyldowi. Był czwartek, więc powinien być bezpieczny. Przekroczył nareszcie próg kawiarni i uśmiechnął się przyjaźnie do pracowników, jak to miał w zwyczaju.
- Będzie latte. I croissanta poproszę - powiedział, po czym ostrożnie rozejrzał się wokół. Nikogo, kto przypominałby tamtego chłopaka. Dobrze.
- Dawno pana nie było - odezwała się dziewczyna za ladą kładąc przed nim terminal. Zapłacił.
- Tak... - potwierdził tylko, nie mając pojęcia jak się wytłumaczyć.
- Ktoś o pana pytał - dodała lekko, a jemu serce stanęło na dobrą chwilę.
- Co? - wydukał. Czy to tamten chłopak? Nie, ale dlaczego. Nie miał powodów. Nie interesował się nim. To było zwyczajnie niemożliwe.
- Często przychodziliście razem... Myślałam, że się znacie, ale chyba nie. Nie wiedział, jak masz na imię.
No jasne. Powiedział mu, jak ma na imię, a mimo to on nie zapamiętał nawet tego. To wszystko prowadziło go do dołującego wniosku, że tamten pytał o niego tylko po to, by powiedzieć mu coś złośliwego, ewentualnie upewniał się, że nigdy go więcej nie zobaczy. Natychmiast cały jego dobry nastrój opuścił go i stał tam bez życia z opuszczonymi ramionami.
Kiwnął głową dziewczynie i udał się do swojego stolika, by siedzieć tam w zamyśleniu i czekać na kawę.
Długo rozmyślał, o co mogło chłopakowi od espresso chodzić. W końcu nie miał żadnego powodu, by chcieć coś od Arkadiusza. Wcale nie chciał tracić czasu na te niepotrzebne rozważania w kółko właściwie tego samego, ale myśli same wchodziły mu do głowy, więc mógł jedynie wzdychać zirytowany sam do siebie. A myślał, że będzie w stanie zostawić tę sprawę w spokoju. Przeliczył się i tym razem.
Następnym razem, kiedy wpadł do kawiarni, chłopak od espresso tam był. Stanął jak wryty i wpatrywał się w osobę, która nie powinna pojawić się tu teraz, o tej porze. Gdy tamten zwrócił na niego uwagę i tym swoim delikatnym ruchem odsunął krzesło, żeby wstać, Arkadiusz odwrócił się i pospiesznie począł opuszczać lokal. Przekonał się, że nie zniesie widoku, który przypomina mu o tamtej, okropnie żenującej sytuacji, nie mówiąc już o tym, że chłopak od espresso chciał mu coś powiedzieć i bał się tego jak diabli.
- Wait! Talk with me! [Chwila! Porozmawiajmy!] - krzyknął za nim i robiąc nieprzyzwoicie dużo hałasu przebiegł kawiarnię, by dopaść przerażonego Arka. Chwycił go za przegub w jakimś desperackim geście, a gdy spojrzało się na jego twarz, widać było, że jest niezwykle zmartwiony chęcią ucieczki tego drugiego. Błagał go wzrokiem o pozostanie.
- Czy ty... nie mówisz po Polsku...? Uh, you can't speak polish? - poprawił się, zdumiony tą informacją.
Brunet zmarszczył brwi.
- I... am not good... in english too. Im not from Poland. [Nie jestem też dobry w angielskim. Nie jestem z Polski]
- Ooooch... - złapał się za głowę i usiadł na pobliskim krześle. Więc to tak. Nie chodziło tu nigdy o niechęć, ignorowanie, czy złość, chłopak po prostu nie rozumiał. Zobaczył jak tamten wyciąga telefon i czegoś na nim szuka. Szybko zasiadł naprzeciwko i pokazał mu ekran z tłumaczem polsko-ukraińskim. Arkadiusz spojrzał najpierw tam, a później wzniósł wzrok na uśmiechnięte leciutko usta, które zdradzały nadzieję. Sam też uśmiechnął się, tylko że szeroko. Wziął od niego urządzenie i napisał:
„Jestem Arkadiusz. Wcześniej myślałem, że mnie nie lubisz"
Tamten odwrócił ekran do siebie i przeczytał z uwagą, a potem uniósł wzrok i zaśmiał się kręcąc głową.
„Przepraszam. Nic nie rozumiałem. Mam na imię Dima"
- Dima - powtórzył na głos oczarowany Arkadiusz łapiąc z nim kontakt wzrokowy.
Dima wskazał palcem na niego i spróbował:
- Akadiś...?
Wywołało to perlisty śmiech u Arkadiusza, a z kolei Dima się zawstydził.
- Może być! - powiedział i zaraz zdał sobie sprawę, że brunet nie rozumie. - It's ok - pokazał mu kciuk w górę. Miał jednak do powiedzenia znacznie więcej, dlatego złapał za telefon i zaczął pisać.
„Mieszkasz teraz w Polsce?"
Dima potwierdził skinięciem.
„Jak długo?"
„Trzy miesiące. Chcę się nauczyć polskiego."
- Really?
- Yes.
Przy tej wymianie zdań świetliki tańczyły w oczach Dimy, który zdawał się być niezwykle uradowany, że udało mu się doprowadzić do rozmowy. Założył kosmyk ciemnych włosów za ucho i przechylił głowę, kiedy czytał każde zdanie przetłumaczone na jego język. Nie powiedzieli sobie wiele, ale zdołali wymienić się numerami telefonów. Arkadiusz był niezwykle z tego powodu szczęśliwy. Nagle całe nieporozumienie się rozjaśniło i wyszło na to, że koniec końców był wielkim szczęściarzem. Kiedy Dima musiał już iść, pomachał mu z uśmiechem, co było obietnicą kolejnego spotkania.
Przez SMSy umówili się już niedługo w kawiarni. Pierwszy był Dima, więc Arkadiusz musiał zrezygnować ze swojego ulubionego stolika przy oknie. Wyszło to jednak na dobre, ich obecne miejsce było bardziej ukryte. Siedzieli naprzeciwko przy okrągłym drewnianym stoliku. Dima pił espresso, a Arek latte. Można by przez to pomyśleć, że Dima jest tym poważniejszym, ale nie - uwielbiał żartować i nieustannie się uśmiechał. Opadła cała ta kurtyna tajemniczości i chłopcy mogli się porozumieć.
„Zacząłem się więcej uczyć angielskiego", widniało na ekranie smartfona, który brunet podsunął przyjacielowi. Tamten uśmiechnął się niemal z zachwytem.
- Tak?
Dima zrozumiał i odpowiedział uśmiechem.
„Poćwiczysz ze mną?"
- Sure.
Łatwiej było Dimie zająć się nauką angielskiego, niż polskiego na ten moment. Z angielskim był bardziej osłuchany i oczytany ze względu na internet. Ciężko mu było się tylko wysłowić. Polski za to był jeszcze odległym celem. Najłatwiejszą drogą do rozmowy z Akadisiem był zatem angielski.
I tak rozmawiali o najprostszych sprawach, a Dima musiał się wspomagać tłumaczem i zmieszanym gestykulowaniem. A kiedy wreszcie odnajdował szukane słowo, przykładał rękę do czoła zawstydzony i obaj śmiali się serdecznie.
Ile kaw wypili i ciast zjedli przy następnych spotkaniach, ciężko zliczyć. Wtedy już pracownicy posyłali im znaczące spojrzenia i mimo, że obaj wiedzieli, co mają na myśli, to udawali, że nie mają o niczym pojęcia. Lecz jakże by mieli nie mieć pojęcia o tym, jak szaleńczo się sobie wzajemnie podobają. I mimo, że odczuwali, że to nie jednostronne, to nie sposób się było do tego przyznać, lub może nie było na to odpowiedniej chwili.
Ostatecznie po dwóch miesiącach takich spotkań wylądowali w tematach książek. To znaczy, wylądowali w tym miejscu już wcześniej, ale po raz pierwszy Dima położył na ich stoliku książkę pod tytułem „this book is gay", co zdawało się mieć dość bezpośredni przekaz w kontekście ich niewyjaśnionej uczuciowej sytuacji.
- I've read this book lately... [Czytałem ostatnio tę książkę...] - Uśmiechnął się zagryzając dolną wargę i był to tak niespodziewanie rozbrajający gest, że Arkadiusz nie zdołał powstrzymać rumieńca, a nawet zdać sobie sprawy, że brak mu tchu.
- Oh, I see... [A, rozumiem...] - Zaczął się gwałtownie wachlować dłonią. - Is it any good? [Jest dobra?]
- Um... - Dima odwrócił wzrok, jakby cały jego zasób pewności siebie został wyczerpany tym spektakularnym flirciarskim wejściem. - Yes. And I know other books... like this one. Do you? [Tak. I znam inne książki... podobne do tej. A ty?]
Wciąż nie patrzyli sobie w oczy.
- I mean... Yeah. I've read some books about lgbt and gays. Especially gays. [Znaczy... tak. Czytałem trochę książek o lgbt i gejach. W szczególności gejach] - Przy ostatnich słowach mimo zakłopotania uniósł wzrok, żeby spojrzeć na Dimę, który również to uczynił.
- Did you like it? [Podobały ci się?] - Jego ciemne oczy zdawały się patrzyć prosto w głębię duszy Arkadiusza, który czuł, że nie ma przed tym spojrzeniem ucieczki. Wciągało go.
- Yeah, yeah... I'm... - zawahał się, ale zdecydował już, że to powie: - Maybe you didn't know, but I'm gay myself, so... [Może nie wiedziałeś, ale sam jestem gejem, więc...]
- I knew it! [Wiedziałem!] - prawie krzyknął, po czym się roześmiał.
- Jak to!?
- It's kind of obvious. [To trochę oczywiste] - Dima chichotał pod nosem. - So there are two gays at this table now. [Więc przy tym stoliku jest teraz dwóch gejów]
- Geez... [Jezu...] - Arkadiusz nawet nie udawał zdziwionego. Domyślał się, że tak było, ale wcześniej łapały go nieustanne wątpliwości, że rzeczywistość jednak nie jest taka, jak ją sobie wyobraża. - It was a terrible line, Dima... [To był okropny tekst, Dima...]
- Nah... I think it worked. [Nie no, myślę, że zadziałał] - Nachylił się nad stolikiem, opierając się na łokciach. Błysk w oczach i lekki uśmieszek zdradzał, że był pewien odpowiedzi Arka na nie zadane jeszcze pytanie.
- What worked. I don't know anything, bro. [Co niby zadziałało. Nic o tym nie wiem, bro] - Wzruszył ramionami, celowo odsuwając się na krześle. Jego głos brzmiał komicznie, kiedy próbował brzmieć jak samiec alfa zwracający się do swojego koleżki. Taaak, byli z Dimą świetnymi ziomkami.
- Stop playing, Akadiś... [Nie żartuj sobie, Akadiś...] - Szybkim ruchem chwycił jego dłoń, nieuważnie spoczywającą na stole i pociągnął ją na środek. Wreszcie usiadł normalnie, nie puścił jednak ręki. Spoglądał to na nią, to na twarz wciąż-choć-nie-na-długo przyjaciela.
- I'm serious... dude. [Jestem poważny... ziom]
- Yeah, d u d e.
Nie mogli powstrzymać śmiechu. Arkadiusz na moment oparł czoło na ich splecionych dłoniach, a potem dołożył drugą rękę i jego twarz rozjaśnił ten niewielki, ale cudowny uśmiech, od którego biło niewyobrażalne ciepło.
- I think I liked you from the very beginning. Dude. [Chyba lubiłem cię od samego początku. Ziom.]
- Quit that! [Przestań!] - Kopnął go pod stołem. Ich spojrzenia się spotkały i trwali tak dłuższą chwilę.
- Ok. So what should I call you? [Okej. Więc jak mam cię nazywać?] - Wyraźnie go podpuszczał, a Dima dał mu się podpuścić z wielką radością. Żaden z nich nie chciał przegrać i powiedzieć tego jako pierwszy, ale dla Akadisia? Niech tam!
- Call me „boyfriend". [Mówi mi "mój chłopak"]
- That's a very weird nickname, sir boyfriend. [To bardzo dziwna ksywa, panie mój chłopak]
- Oh, shut up... [Och, zamknij się...] - Sięgnął, żeby zatkać mu usta, ale wtedy Arkadiusz złapał go za przegub i pozwolił mu przechylić się za bardzo do przodu, żeby zderzyli się ustami. Czy był to pocałunek? Jeśli tak, to dość bolesny.
- You're so... oh! [Jesteś taki... och!] - Dima wyrzucił ręce w górę, bo znów zgubił potrzebne mu słowo.
- Stubborn. I am. [Uparty. Jestem] - potwierdził spokojnie.
- I got to go [muszę spadać] - oznajmił brunet i wstał. Kiedy przechodził obok Arkadiusza, tamten go zatrzymał.
- Hey! Are we boyfriends? [Ej! Jesteśmy parą?]
Dima nie odwracając się odparł:
- Yeah.
I pośpiesznie wyszedł, ukrywając te zdradzieckie rumieńce na twarzy.
Chyba wszyscy pracownicy kawiarni wraz ze stałymi bywalcami wiedzieli już, że Arkadiusz i Dima są razem. Nie można się było temu zresztą dziwić, ich nawykiem stało się rozmawianie o książkach trzymając się za ręce na środku stolika. Niektórzy patrzyli na nich podejrzliwie, ale większość tylko się uśmiechała. Z kolei kawę przynoszono im już nawet bez zamówienia, bo doskonale wiedziano, co chłopcy sobie zażyczą i wystarczyło po prostu zapłacić, a jedna z kelnerek tak ich polubiła, że przynosiła im od czasu do czasu darmowe ciasto, lecz zaznaczyć trzeba, że zostawiali tu tyle napiwków, że aż szkoda im było nie przynieść paru słodkości.
Zanim dziewczyna podeszła do stolika Dimy i Arkadiusza, zatrzymała się z tacą za rogiem, bo usłyszała, że dzieje się coś interesującego. Nie chciała podsłuchiwać, ale oni i tak chyba nie martwili się o głośność swoich wypowiedzi. Byli całkowicie zajęci sobą.
- How do I say it? [Jak to powiedzieć?]
- Książka.
- Unszka.
- Nie - Arek się roześmiał. - Ksią-żka - tym razem wypowiedział to dokładniej.
- Sionszka...
- K! Ksią... żka.
- Książka.
- Masz to! Great job!
W tym momencie kelnerka podała im kawę, próbując skryć szeroki uśmiech, lecz niestety - włosy musiała mieć upięte.
- Dziękuję - powiedzieli obaj. Dima wciąż brzmiał nieco niewyraźnie, ale pół roku słuchania Polskiego sprawiło, że potrafił się już nim porozumiewać. Teraz, kiedy umiał całkiem dobrze angielski, chciał się zająć Polskim. Arkadiusz mu w tym pomagał.
- Proszę - odparła dziewczyna i odeszła. Wychylając się zza lady mogła później dostrzec, jak siedzą tu kolejne godziny i śmieją się lub dyskutują żywo najpewniej o książkach. Zawsze na blacie ich stolika piętrzyło się kilka tomów.
Potem przychodzili coraz rzadziej, jakby byli zbyt zabiegani, by dłużej siedzieć i pić kawę przy książkach. Widać ich było jednak przez wielkie okna, jak spacerują chodnikiem trzymając się za ręce. W pewnym momencie Arkadiusz wspomniał o przeprowadzce do innego miasta - razem z Dimą.
I więcej ich już ta kawiarnia nie widziała. Lecz czas, który tu spędzili, zapisał się w ich pamięci już na zawsze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro