Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wieczny Arrancar

   Każdy dzień był taki sam. Ilya prowadziła monotonne życie w Las Noches. Wstawała, jadła śniadanie i oczekiwała, aż Ulquiorra ją odwiedzi. Piła z nim herbatę, spędzała chwilę czasu, a potem udawała się na spotkanie z Aizenem. Dodatkowo od niedawna zaczęła towarzyszyć Szayelaporrowi w laboratorium - Aizen uznał, że nie powinna rezygnować z edukacji, którą uniemożliwił pobyt jej tutaj. A przecież Cifer nie pozwoliłby jej teraz odejść.

   - Do czego to służy? - spytała różowowłosego, wskazując na fioletową maź w dużej fiolce.

   - To tylko krew, ludzki dzieciaku - Wzdrygnęła się na samo słowo. - Krew Adjuhasów. Próbuję dowiedzieć się, co sprawia jej przebarwienia.

   - Powietrze? - bąknęła bez namysłu.

   Gwałtownie odwrócił się w jej stronę.

   - Powietrze?! Cóż to za głupie pomysły? Za czerwoną barwę krwi odpowiada specjalny barwnik, hemoglobina. Coś wpływa na niego, przez co cały zanika, a krew przyjmuje zupełnie inny odczyn - zaczął rozmasowywać sobie skronie. 

   - Ludzie mają czerwoną krew, prawda? Więc dlaczego Arrancarzy i Hollowy mają taki sam kolor?

   - Jesteś za głupia, aby móc to pojąć, ludzki dzieciaku. Rusz się i podaj mi tamten pojemnik - warknął i wskazał na małe pudełeczko, spoczywające na półce. Ilya nie dosięgłaby go bez pomocy, dlatego podstawiła sobie krzesło i wdrapała się po nim. Podała go Granzowi.

   - Ja też mam czerwoną krew? - zapytała po chwili.

   - Jesteś ludzkim dzieckiem, więc czemu miałabyś mieć inny kolor? - odpowiedział pytaniem, ostrożnie wyjmując jakiś proszek z podanego przed chwilą pojemnika.

   - Ulquiorra nie uważa mnie za zwykłego człowieka.

   - Tak, tak... Każdy zna historię twojego znalezienia. I przyznam, że to... - spojrzał na nią - interesujące. Z przyjemnością zbadam twoją krew, o ile jesteś tym zainteresowana. Chcesz mi pomóc? - uśmiechnął się podstępnie.

   - Jasne! - uśmiechnęła się i podeszła bliżej Arrancara.

   ~Kilka godzin później~

   - Neliel? - spytała dziewczynka, dostrzegając wysoką kobietę o  długich, zielonych włosach. Z tego, co mówił jej Ulquiorra - Nelliel Tu Odelschwanck miała numer 3 w Espadzie. Pozostałości z bycia niegdyś Hollowem stanowiła maska, przypominająca czaszkę, która zdobiła jej głowę. - Co robisz?

   - Och, Ilyaś - uśmiechnęła się kobieta. Jako jedyna chyba, prócz Aizena i Ulquiorry była dla niej miła. - Bawię się z Pesche i Dondochakką w chowanego, chcesz dołączyć?

   - Chciałabym, ale dziś Ulquiorra wraca z misji - odmówiła grzecznie i postanowiła wrócić do swojego pokoju. Po drodze wpadła na kogoś, kto najwidoczniej nie był zadowolony z jej obecności.

   - Co do chuja? - warknął gniewnie wysoki mężczyzna. Yammy. 10 Espada przerażał ją. - Jak łazisz, pchło? - wielką dłonią złapał ją w pasie i podniósł do góry. Yammy był największym Arrancarem. Tą jedną dłonią mógł zgnieść Ilyę jak robaka, za którego ją uważał. - A to ty... Zwierzak Ulquiorry. Po co on cię w ogóle tu trzyma? 

   Po chwili 10 Espada upuścił ją i sam padł na kolana. Spojrzał gniewnie na osobę, która odważyła się go uderzyć.

   - Ruszanie cudzych zabawek jest niegrzeczne. Nie uczyli cię tego w domu? - zakpił sobie przybysz. - Ogólnie jest to zwierzak Ulquiorry, więc mi to powiewa, ale zagracacie drogę, a chciałbym przejść.

   - Grimmjow...ty... - Yammy szukał dobrego określenia.

   - Daruj sobie. Wisi mnie to, co powiesz. A ty - podszedł bliżej do dziewczynki - co jak co, ale tej kupy mięcha lepiej unikaj.

   Zaczął odchodzić, gdy Ilya krzyknęła głośno:

   - Dziękuję, panie Grimmjow! - mężczyzna przystanął na chwilę i spojrzał przez ramię, po czym znów ruszył w tylko sobie znanym kierunku. Dziewczynka wykorzystała chwilę, gdy olbrzym jeszcze klęczał i pobiegła do pokoju, aby oczekiwać na swojego opiekuna.

Mając świadomość, że ktoś to czyta ma się więcej chęci do pisania :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro