Wspomnienie 12, cz.1
– W porządku? – Beatrycze zacisnęła palce na talii Sary trochę mocniej, niż kobieta się po niej spodziewała. Nie puściła jej, dopóki bogini nie stanęła stabilnie na nogach, a ból nie sprawiał, że kolana uginały się pod nią.
Po drugiej stronie stała Eugenia, choć to za dużo powiedziane. Przeskakiwała podekscytowana z nogi na nogę, a oczy błyszczały wesoło. Bogini Radości, Nosicielka Wesołości. Sara niewiele wiedziała o tym bóstwie, ale była równie potężna, co reszta panteonu. Mysie włosy nosiła związane w kucyk, zadarty nos obsypany oliwkowymi piegami idealnie pasował do szaro-zielonych oczu i przyjaznego usposobienia Eugenii. Chaos zastanawiała się, jak kobieta powściąga te wszystkie emocje, jakie w niej siedzą, kiedy znajduje się w towarzystwie Kreatora.
To była czwarta próba postawienia Sary na nogi. Trzy pierwsze skończyły się przenikliwym bólem i dwoma spanikowanymi bóstwami, które Beatrycze wyrzuciła za drzwi. Ostrzegała, że to właśnie się wydarzy, lecz ani Dante, ani Sebastian nie chcieli przepuścić okazji do pomocy. Chaos zadrżała, kiedy zobaczyła chłodne wyrachowanie w całkowicie białych oczach Władczyni Czasu. Nic dziwnego, że się jej bali. Przez jej ciało również przeszło swego rodzaju przerażenie.
Poruszyła palcami, kiedy stopy przyzwyczaiły się do chłodnego podłoża. Beatrycze poluźniła lekko uścisk, a Sara zamknęła oczy, oczekując kolejnej fali bólu, rozwijającego się w okolicach lędźwi. Nic takiego jednak się nie wydarzyło. Westchnęła z ulgą, kiedy robiła pierwsze kilka kroków i obyło się bez komplikacji.
– Fantastycznie! – zaświergotała Eugenia, klaszcząc przy tym energicznie.
Sara posłała jej ciepły uśmiech, po czym przeniosła wzrok na Boginię Czasu. Minę miała nieodgadnioną, wpatrywała się w nią tak bardzo, że Sara zaczęła czuć się nieswojo.
– Kreator cały czas wypytuje o ciebie – powiedziała w końcu, poruszając się nerwowo, a jej ciemna skóra błysnęła milionami drobinek, kiedy padły na nią promienie słońca. – Próbował wyciągnąć informacje o twoim stanie od Sebastiana.
– Domyślam się, że nie był to najbardziej humanitarny sposób we wszechświecie. – Sara zacisnęła ręce na materiale szaty, kiedy Beatrycze skinęła głową w potwierdzeniu.
Kilka poranków wcześniej dużo rozmawiała z Sebastianem o tym, co właściwie dzieje się w Deus Domus i jak do tego doszło, że Panteon godzi się na takie traktowanie. Chodziło mianowicie o Seweryna – Władcę Losu. Wyglądało na to, że łączyło go z Kreatorem coś naprawdę poważnego, choć Życie ani razu nie zadeklarował się w żaden sposób, odnośnie do tych pogłosek. Pozbywając się jednego, sprowadzą na siebie gniew tego drugiego, a obaj władali mocą, która w Deus Domus była pożądana. Odrodzenie i tworzenie. Dwa nieodłączne elementy całego cyklu Wszechświata. Ich śmierć zachwiałaby filarami i być może doszłoby do katastrofy.
Ona też potrafiła tworzyć. Nie istoty, ale planety. Nie na każdej mogło funkcjonować życie, ale tam, gdzie było to możliwe, rozwijało się samoistnie. A Sara czekała cierpliwe, obserwując, jak wszystko wokół ewoluuje. Uważała, że ten proces to najpiękniejsza rzecz, jaką widziała w swoim długim, wiecznym życiu.
Tak czy inaczej, Sebastian się nie godził na to, co proponował Kreator. Jawnie sprzeciwiał się wszystkim jego pomysłom, uważał, że Deus Domus powinno pozostać w takiej formie, w jakiej je stworzyli. Od panowania każde z nich miało swoją rzeczywistość i potrzeba władania czymkolwiek nie powinna wychodzić poza ramy tejże. Boska Wyspa, tak jak Pogranicze Jawy i Snu należało do każdego i do nikogo zarazem. I nikt, żadne bóstwo, a szczególnie tak okrutne, nie powinno rościć sobie do nich praw.
Większość bóstw również nie popierała zapędów Kreatora. Jednak on znalazł sposób, by zmusić ich do uległości. Zabierał im część mocy poprzez złoto-diamentowe kajdany zasilane czystą esencją Wszechświata, a potem torturował długie godziny, aż się łamali. W pewnym momencie Sebastian poszedł na układ z Kreatorem. Koniec z torturowaniem innych. Stanął w ich obronie, okazało się, że gniew jest świetnym przewodnikiem dla bólu i mógł znieść więcej, niż inni. O tym akurat dowiedziała się od Dante.
W Deus Domus zdecydowanie brakowało równowagi. O ile Panteon był właściwie nietykalny, tak pomniejsze bóstwa były mordowane codziennie za niewielkie przewinienia, czasem nawet za niestosowne spojrzenie na Kreatora. Przechadzał się uliczkami miasteczka, obstawiony anielską świtą, zwykle byli to Michael i Gabriel. Jeden gorszy od drugiego, jakby prześcigali się w bardziej wyrafinowanych formach znęcania się nad innymi.
– Być może to nie pora na to – rzuciła rozemocjonowana Eugenia, przypominając o swojej obecności. – Ale jeśli jesteś naszą ostatnią deską ratunku, to Gniew powinien zabrać cię jak nadalej od tego miejsca.
– Zgadzam się z tobą – oznajmiła Beatrycze. Usiadła na skraju łóżka i machnęła dłonią, zapraszając Sarę do krótkiego spaceru, by na nowo przyzwyczaiła się do chodzenia. – Kreator nie jest głupi, widzi, co się dzieje i nie zlecił zabicia nas we śnie tylko dlatego, że nie okazujemy tego jawnie.
– Myślicie, że będzie chciał zrobić mi krzywdę? – Sara stawiała krok za krokiem, oglądając wszystkie rzeźby z bliska.
– Nie jesteś po jego stronie. Będzie próbował się ciebie pozbyć.
– Cóż, więc to ja powinnam pozbyć się go pierwsza.
Powietrze w pokoju zgęstniało, a cisza, jaka zapadła sprawiła, że atmosfera stała się ciężka, niczym ogromna, lodowa góra. Sara stała odwrócona do kobiet plecami, nie widziała ich wyrazów twarzy, ale mogła się domyślić, że patrzyły na nią z niedowierzaniem.
Sebastianie? – rzuciła w eter, licząc na to, że mężczyzna odpowie na jej wołanie.
Tak? – Dotarło niemal natychmiast, a na twarzy Sary wykwitł delikatny uśmiech, kiedy wyczuła w jego głosie nerwową nutę.
Musimy porozmawiać.
Nie dodała nic więcej. Odwróciła się do swoich kompanek i posłała im ten sam, subtelny uśmiech, jaki zagościł w jej myślach chwilę wcześniej.
⋆˖⁺‧₊☽◯☾₊‧⁺˖⋆
Chaos wpatrywała się w zdumione oblicze Sebastiana od dobrych kilku minut. Już po chwili przestała oczekiwać jakiejkolwiek odpowiedzi na przedstawiony przez nią plan. Podziwiała grę światła, padającego na jego ciemną koszulę i połowę twarzy. Oczy Gniewu niemal świeciły fosforycznym światłem, podbijane soczystą zielenią roślin rosnących dookoła.
Widziała dwa wyjścia z sytuacji, w jakiej znalazł się Panteon. Pierwszym z nich było skazanie Kreatora na śmierć, bez względu na konsekwencje. Chaos była silna, miała wystarczająco dużo mocy, by utrzymać względny porządek, dopóki na jego miejsce nie przyjdzie ktoś inny. Pozostawała kwestia Losu i jego prawdopodobnej chęci zemsty, ale był mniejszym zagrożeniem niż bóstwo z armią aniołów za plecami.
Drugim natomiast było poproszenie go o permanentne opuszczenie Deus Domus. Nie sądziła, że uda się to zrobić po dobroci, ale dzierżyła wystarczająco dużo władzy, by tego dokonać. Była Czyścicielką. Miała moc, której nie posiadało żadne inne bóstw, zamieszkujące tę wyspę. Trwała całe eony przy Bezkresie, dokonując osądów, które zaważały na stabilności Wszechświata. Utrzymywała go w harmonii i nie potrzebowała do tego żadnych bóstw. Uważała, że tym razem również sobie poradzi.
Im więcej o tym myślała, tym bardziej mrowiła ją skóra ramion. Objęła się i potarła je, chcąc załagodzić irytujące uczucie, ale nie sądziła, by tym razem tak łatwo przeszło. Beatrycze na pewno widziała już, co się wydarzy. Sara dostrzegła to w jej oczach, kiedy żegnały się po sesji uzdrawiającej. Wpatrywała się w nią ze zmartwieniem, dotarły do niej nawet okruchy świadomości bogini pełne smutku i niepewności, co sama Sara skwitowała jedyne potulnym uśmiechem.
– To szaleństwo – powiedział w końcu Sebastian, zakładając ręce na torsie. – Wywołasz wojnę. W obu przypadkach.
– Wciąż bóstwa mają większe szanse. Jedynie Michael dzierży broń, niosącą nam śmierć.
– Skąd to wiesz? Abbadon też ma niezły nożyk, może nas nim nie zabije, ale na pewno wyrządzi krzywdę.
– Spędziłam w Królestwie Niebieskim bardzo dużo czasu. – Podeszła do Sebastiana najbliżej, jak tylko mogła. Tym razem się nie odsunął. – Znam to miasto równie dobrze, jak sami aniołowie. I wyczułam tylko jedną taką broń.
– I od wielu tygodni cię tam nie ma. Skąd wiesz, że nie zrobili tego więcej? – Założył kosmyk włosów za jej ucho. Od kilku chwil nawet nie patrzył jej w oczy, wzrok Sebastiana błądził gdzieś w okolicach ust bogini.
– Sądząc po tym, co powiedziałeś o orężu Księcia, musiało powstać tutaj lub gdzieś w pobliżu Bezkresu. Nigdzie indziej nie ma pokładów czystej esencji, a towarzyszyłam przecież Bezkresowi całe eony i nigdy nie spotkałam innego bóstwa.
Wargi Gniewu zacisnęły się w wąską linię. Błądził wzrokiem po twarzy Chaosu. Mur w jego umyśle chwiał się delikatnie, jakby szalała w nim jakaś burza, której nie potrafiła rozszyfrować.
Najchętniej weszłaby do jego głowy, by dowiedzieć się wszystkiego, o czym myślał, lecz z szacunku do Sebastiana, nie zamierzała tego robić bez pozwolenia. Był wyjątkowo dobrym łowcą myśli i uważała, że bez problemu ominąłby również jej zabezpieczenia, tak jak zrobił to w przypadku Abbadona.
Jednak Sebastian za każdym razem stawał na granicy jej świadomości, cierpliwie czekając, aż sama się przed nim otworzy. Cóż, w takim razie poczekają cierpliwie razem.
– Do takiego przedsięwzięcia trzeba się odpowiednio przygotować – powiedział w końcu po chwili milczenia. Objął ją mocno w pasie. – Porozmawiać o tym z Dante i Beatrycze, z resztą Panteonu. Dowiedzieć się, kto zechce zaryzykować. Nie mają do ciebie zaufania. Właściwie są bardziej rozluźnieni, odkąd nie jadasz z nami posiłków.
– Pocieszające – mruknęła naburmuszona, ale w głębi duszy nie była urażona.
Nie znała dobrze żadnego z tych bóstw. Wiedziała co nieco o Kreatorze i Dante, odkrywała Sebastiana, kawałek po kawałku, ale reszta była dla niej jedną wielką niewiadomą. Większość z nich zachowywała się jak świta z tych wszystkich dziwnych książek, które Michael przynosił jej na początku jej pobytu w pałacu, po wycieczkach na Ziemię. Gdzie jedyne, co interesowało bohaterów, to plotki i intrygi. Tutaj było podobnie. Kiedy zbierali się w auli Wielkiej Rady, plotka goniła plotkę, a potem milkli, kiedy przez drzwi wchodził Kreator.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro