Rozdział 32
Sara wyszła z wanny i owinęła się ciasno ręcznikiem. Oparła ręce o umywalkę, po czym spojrzała w lustro. Jęknęła załamana. Wyglądała okropnie. Worki pod oczami osiągnęły chyba swoje apogeum. Przekrwiona rogówka nawet się nie ukrywała, śmiało zalała całe gałki oczne, a zapadnięte policzki krzyczały śpiewały głośno o jej słabym apetycie. Żałowała, że wampirze moce ją opuściły, nie miała wtedy takich kłopotów ze swoim wyglądem.
Ze zgarbionymi ramionami poczłapała w stronę garderoby. Nie miała siły na nic, nie chciało się jej otwierać ust, by poprosić Nadię lub Marię o pomoc. Doszła do wniosku, że raczej poradzi sobie z tym, owianym tajemnicą, miejscem, do którego nie zdążyła jeszcze zajrzeć, odkąd znalazła się w zamku.
Rozejrzała się po przestrzeni nie większej niż komnata łaziebna. Dwa rzędy półek i wieszaków ciągnęły się przez całą długość pomieszczenia. Paleta barw była wyjątkowo mocno ograniczona do czerni, bieli i zieleni. Podeszła do regałów po prawej stronie, sądząc po wieszakach wypełnionych lejącymi sukniami, ta część należała do Chaosu. Albo do niej...
Zazgrzytała zębami na tę myśl i bez zastanowienia wybrała pierwszą lepszą halkę, pospiesznie narzuciła ją na siebie i czym prędzej opuściła garderobę. Nie miała ochoty zadręczać się w tej chwili bardzo niejasną sytuacją jej duszy i przyszłości. Strasznie irytowało ją to, jak spokojnie wszyscy do tego podchodzili. Ona sama czuła się zagubiona, dała się porwać wraz z nurtem, nie negować tego, co dzieje się wokół. Nie miała na to siły. Zbyt wiele energii pochłaniał problem ze zbliżającym się konfliktem na linii bogowie – anioły.
Z tego, co już zdążyła się dowiedzieć, nie mieli zbyt wielu sojuszników. Właściwie, gdyby nie Dante i Beatrycze, Sebastian zostałby całkowicie sam. Dlaczego anioły pałały do niego tak wielką nienawiścią? Co zrobił i kim był mężczyzna z jej wspomnienia?
Był taki podobny do Dante... Wyglądał niemal identycznie, ale w jego postawie i spojrzeniu było coś trudnego do opisania. Nie uśmiechał się w ten sam sposób, nie biła od niego radość, energia. Był taki... zimny.
Sara pokiwała delikatnie głową, kiedy umysł posunął jej to właśnie słowo. Tak właśnie mogła go określić. Bił od niego chłód, oschłość. Czy to właśnie było Życie? Sara była zbyt zmęczona, by odszukać w pamięci informacje o Kreatorze, którymi podzielił się z nią Dante.
Wślizgnęła się pod cienki, jedwabny materiał. Usiadła jeszcze na chwilę, po czym omiotła szybko spojrzeniem całą sypialnię. Mimo późnej pory księżyc świecił wyjątkowo mocno, nadając pomieszczeniu srebrzystą poświatę. Ogarnął ją dziwny, wewnętrzny chłód, dlatego objęła się ramionami i padła z westchnieniem na łóżko.
Przymknęła oczy, po czym skupiła się na swoim oddechu. Wyobraziła sobie małą, białą kropkę. Poczekała, aż przestanie tańczyć pod powiekami i przekierowała na nią całą swoją uwagę. Wokół punkcika powoli, cegła po cegle, deska po desce, zaczęły formować się ściany, łuki i rzeźbione drzwi. Poczuła pod stopami chłód posadzki wyłożonej czarno-białymi kwadratami. Podniosła wzrok na pędzącą po suficie galaktykę – planeta leżąca w samym centrum obracała się powoli, a drugi kolos oddalał się od niej leniwie.
Przeszła kilka kroków, podziwiając w duchu własny pałac pamięci. Zatrzymała się przed drzwiami z wyrzeźbioną altaną i bez zastanowienia pchnęła wrota. Uderzył ją zapach mglistego lasu, lekki zefirek dawał znać o tym, że jezioro wciąż znajdowało się na swoim miejscu, otulając jej zmysły delikatną, błotnistą wonią. Nie zawracała sobie jednak głowy podziwianiem widoków.
Natychmiast ruszyła w stronę wieży, majaczącej w oddali. W dłoni wciąż trzymała srebrną nić, od której rozpoczęła swoją wędrówkę. Przecięła szybko różany ogród i zniknęła w wąskim przejściu, pochłonięta przez mrok. Przeskakiwała po dwa schodki, jej przyspieszony oddech odbijał się echem od wąskich ścian. Korytarz z palonej cegły przywitał ją wilgocią i chłodem. Spuściła oczy na nitkę, kiedy zbliżała się do wrót z rzeźbionymi krukami o onyksowych, paciorkowatych oczkach.
Pchnęła ciężkie skrzydło, a do jej nosa dotarł przyjemny, znany już zapach palonego szafranu. Od razu zerknęła na fotel stojący po lewej stronie, lez nikogo tam nie dostrzegła. Zajrzała za drzwi. Sebastian siedział skupiony przy biurku. Pochylał się nad kremowym pergaminem, zapisując coś zamaszyście. Nawet nie zwrócił na nią uwagi. Podeszła więc powoli do niego i stanęła za krzesłem, dłoń położyła na oparciu, po czym zerknęła mu przez ramię. Pochyliła się nad uchem bóstwa.
– Tu jesteś – szepnęła, kasztanowe loki opadły mu na kark. Wzdrygnął się i zamarł. – Wszyscy na zamku cię szukają.
Wyprostowała się i oparła drugą rękę na biodrze. Sebastian odwrócił się w jej stronę, lekko zmieszany, lecz zaraz jego twarz na powrót przyjęła beznamiętny wyraz.
– Wojna już się rozpoczęła? – Brew Władcy Gniewu uniosła się nieznacznie.
– Jeszcze nie.
– To nie jestem wam potrzebny – odparł pustym tonem i powrócił do pisania.
Sara uśmiechnęła się cierpko. Odsunęła kałamarz na brzeg blatu i usiadła tuż obok sztywnego przedramienia bóstwa. Założyła nogę na nogę i odchrząknęła stanowczo.
Sebastian podniósł głowę i zlustrował od góry do dołu. Mięśnie na jego twarzy spięły się, kiedy ściągnął usta. Odsunął się od biurka i oparł o oparcie krzesła. Jego palce obijały się nerwowo o podłokietnik.
– Lucyfer jest w Irampass. – Zerknęła na niego niepewnie, sprawdzając jego reakcję. – A właściwie to był, zostawił Shilę. Jest pod opieką medyków.
– Co się stało? – ożywił się.
– Nie wiem – przyznała skonsternowana. – Shila wciąż jest nieprzytomna, Lucyfer nie był w stanie mi powiedzieć, a ja bałam się wejść mu do głowy. Nie wiem w sumie nawet, czy potrafię to zrobić.
– Potrafisz. – Poprawił się na krześle. – Gdzie jest teraz?
Sara wzruszyła ramionami i spojrzała na krajobraz za oknem. Ogromny księżyc rzucał jasną poświatę na miękki dywan, leżący na środku pokoju. Miała wrażenie, że coś jej ciągle umyka. To uczucie czaiło się z tyłu głowy, nie dawało o sobie zapomnieć. Wierciło dziurę w czaszce, powodując nieznośny, ćmiący ból.
– Sara? – Ocknęła się, słysząc swoje imię. – Wszystko w porządku?
– Tak. Jestem po prostu bardzo zmęczona – odparła, wciąż spoglądając za okno. – Spędziłam długie godziny na składaniu Shili do kupy, choć chyba bardziej tam przeszkadzałam.
– Jestem pewien, że poradziłaś sobie świetnie. – Podniósł się ze swojego miejsca i stanął tak blisko niej, że była w stanie dostrzec srebrne zarysy piór na jego ramionach. – Więc?
– Ach, tak. Lucyfer wrócił do Piekła, tak sądzę.
Niespodziewanie poczuła chłodną dłoń na swoim policzku. Mimowolnie wtuliła się w nią, po czym przeniosła wzrok na oblicze Gniewu. Wpatrywał się w nią intensywnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Przyszła na Pogranicze, bo chciała go zapytać o tak wiele rzeczy, lecz w tej chwili nie była w stanie. Miała wrażenie, że jest zawieszona gdzieś pomiędzy snem a jawą, odczuwała to nawet tu, w międzyświecie.
– Niepotrzebnie się pofatygowałaś – szepnął, odgarniając jej z twarzy zabłąkany kosmyk.
– Miałam ci tyle rzeczy do powiedzenia – mruknęła ospale. Palony szafran otulał ją coraz bardziej.
– Opowiesz, kiedy odpoczniesz. I coś zjesz. Służba skarży się między sobą, że twoje posiłki wracają nietknięte.
Westchnęła przeciągle. Jedzenie to ostatnia rzecz, o jakiej myślała w tym trudnym czasie. Bo takie właśnie były te dni. Tak wiele się działo. Dopiero co spędzała całe dnie w chatce na skraju lasu, należącej do Marii Euniki i Kaia. Zbierała zioła i pomagała na posterunku segregować dokumenty. Spędzała długie godziny na klifie, budując pałac pamięci, by wspomnienia nie przytłaczały jej tak mocno, jak dotychczas. Nagle znalazła się z powrotem w Jorden, otulona silnymi ramionami mężczyzny, o którym wiedziała tak niewiele, on z kolei wiedział o niej wszystko.
Im bliżej był, tym bardziej skłonna była uwierzyć, że to, co mówi o niej i Chaosie to prawda. Gdzieś w głębi jej duszy czaiła się tęsknota, której nie była do końca świadoma. Lgnęła do bóstwa, czuła się pusta, będąc daleko, nie mogąc wejść do jego głowy. Czuła niepokój, gdy nie odpowiadał na jej wołania. Nie mówił wiele, więcej pokazywał, jakby bał się słów, których ona teraz tak bardzo potrzebowała.
– Myślisz, że Panteon ma jakąkolwiek szansę z aniołami? – zapytała sennym głosem. Gdyby nie ręka Sebastiana, była pewna, że głowa opadłaby jej na pierś.
– Tak – odparł natychmiast. – Nie zaatakują, jeżeli nie będą porządnie przygotowani. Mamy jeszcze czas. Zapewne więcej, niż przypuszczamy. Odprowadzę cię. Powinnaś odpocząć.
Przyciągnął ją do siebie, a głowa Sary oparła się bezwiednie o jego tors. Zaciągnęła się automatycznie jego zapachem, wypełnił jej nos intensywnym aromatem, nieco dymnym, z subtelnym akcentem ziemistości i delikatnej słodyczy. Uniosła głowę, by spojrzeć mu w oczy. Odniosła wrażenie, że nie spuścił z niej wzroku ani razu, odkąd podszedł bliżej.
Chciała zapytać, czy mógłby znów ją pocałować, ale nie chciała wyjść na zbyt zdesperowaną. Odkąd to zrobił, unikał jej na wszystkie możliwe sposoby i bała się, że wciąż uważa to za błąd. A ona nie mogła o tym zapomnieć. Odtwarzała tę scenę w głowie raz po raz, chcąc przypomnieć sobie miękkość jego ust i delikatność, z jaką to zrobił.
– Mógłbym zrobić to, jak należy? – zapytał ochrypłym głosem, jego krtań poruszyła się nerwowo.
Zmarszczyła brwi, łagodnie przechyliła głowę do boku. Sebastian pochylił się nad nią i przyłożył skroń do jej chłodnej skroni. Zawahał się, ale Sara spięła ramiona i uniosła podbródek ku górze. Bardzo delikatnie, jakby bał się, że ją spłoszy, musnął jej wargi swoimi ustami. Wypuściła drżący oddech, dając mu tym samym znak, by kontynuował. Drugą ręką objął ją mocniej w talii i przycisnął do siebie. Wpił się w jej usta pewniej, łapczywie, jakby to miał być ostatni raz, kiedy jej dotyka.
Sara, choć niepewnie na początku, nie była mu dłużna. Oddała pocałunek z taką samą mocą. Jej dłonie powędrowały na kark Sebastiana, palce splotły się na nim mocno, żeby przypadkiem się nie rozmyślił. Trwali tak przez dłuższą chwilę, walcząc o dominację, łapali urywane oddechy. Rosło w niej coraz większe pożądanie. Chciała, by ten moment był dłuższy, niż jakikolwiek inny. Chciała czuć jego ciepło, silne dłonie na swoim ciele i pasję, z jaką ją całował.
Jednak coś niespodziewanie zakuło ją w splocie słonecznym. Odsunęła się od Gniewu pospiesznie, po czym przycisnęła dłonie do klatki. Oddech uwiązł jej w gardle.
– Sara? – sapnął zdezorientowany, próbując zajrzeć jej w oczy.
Ta wpatrywała się w przestrzeń tępym wzrokiem, nie była pewna, co się dzieje. Ból w klatce narastał, piekł, sprawiał, że zmysły zaczynały szaleć. Krew w jej uszach szumiała, serce waliło jak oszalałe, a nieznośne cierpienie rozlewało się po ciele. Spojrzała pustym wzrokiem na Władcę Gniewu. Jej usta były rozchylone, drżały, jakby chciała coś powiedzieć, lecz nie była w stanie.
Położył dłoń na jej kolanie, a drugą ujął podbródek, by zwrócić jej twarz ku sobie. Chciał znów zapytać, czy wszystko dobrze, jednak oczy Sary błysnęły wściekle srebrem i zalały całą gałkę oczną. Esencja pełzła dalej, zalewając policzki, czoło, przeszła na włosy, barwiąc je na biało. Schodziła niżej i niżej, pokrywając całe ciało Sary.
Krew w żyłach Sebastiana zawrzała, a serce zabiło mocniej. Chciał wziąć ją w ramiona, lecz gdy tylko jej dotknął, esencja rozpadała się pod jego palcami. Cały świat się zatrzymał, a wraz z nim Sebastian.
Nie.
To się nie mogło dziać. Nie mógł jej stracić, nie teraz nie w tym momencie! Byli tak blisko, by odzyskała całą moc i pamięć! Nie mogła znów się rozpaść.
Zwierzęcy ryk przeciął powietrze Pogranicza Jawy i Snu.
⋆˖⁺‧₊☽◯☾₊‧⁺˖⋆
Jednak Sara już go nie słyszała. Niespodziewanie wróciła do Jorden, do swojego ciała. Wpatrywała się szeroko otwartymi oczami w beznamiętne oblicze swojego oprawcy.
Twarz Lucyfera nie wyrażała absolutnie niczego. Klęczał nad nią z szeroko rozpostartymi skrzydłami. Doskonale widziała, jak światło księżyca odbija się od śnieżnobiałych piór. Jej wzrok spłynął w dół na klatkę piersiową, z której wystawała drewniana rękojeść ostrza wbitego prosto w jej splot słoneczny.
Podniosła drżące dłonie, chciała dosięgnąć sztyletu, lecz palce ślizgały się po żebrach zalanych karmazynową posoką. Czuła, jak ogarnia ją nieopisane gorąco, ostrze paliło jej organy. Chciała krzyczeć, ale była w tak ogromnym szoku, że nie mogła wydobyć z siebie ani jednego słowa.
Szybko jednak zapomniała o bólu.
Zapomniała, kiedy jej umysł zalała fala wspomnień.
Wspomnień kolekcjonowanych całymi eonami.
Wspomnień Chaosu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro