Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

Tracę tylko czas. Tak myślałem przez lata, szukając sposobu, aby wyrwać się ze świata, w którym utknąłem. Kiedy demony mnie pojmały, już wiedziałem, że nie będę w stanie cię uratować. Piach w klepsydrze, którą od twojej śmierci miałem przy sobie, zdążył przesypać się cały. Nie pozostało mi nic innego, jak poddać się nurtowi rzeki wydarzeń albo zginąć. Długo zastanawiałem się, która z opcji będzie dla mnie lepsza. Kiedy już miałem wkroczyć w śmiertelne objęcia wschodzącego słońca, coś mnie tknęło. Jakbyś mnie, droga siostro, dotknęła swoją drobną dłonią. Czułem, że potrzebujesz zemsty i zamierzałem jej dopełnić. Na twoją cześć.

Długo szukałem rozwiązania, zastanawiałem się, jak wybić te skrzydlate stworzenia, ale sam z marnymi resztkami mocy, nie miałem szans. Lecz stało się. Córka potężnych Kalerainów wpadła w objęcia aniołów i demonów niczym kamień w rwącą rzekę. Wezbrała we mnie nadzieja, że pomoże mi unicestwić skrzydlatych i przywrócić dawny porządek świata, w którym nikt nie musiał się ukrywać, a ludzie i nadnaturalni żyli ze sobą w zgodzie. Jednak nie wyczułem od niej nawet kropli magicznej energii, jaką dysponowała jej rodzina.

Po twojej śmierci wiele się zmieniło, droga Shilo. Lucyfer położył w końcu swoje łapska na całym Jorden, od gór aż po kamienną plażę, lizaną przez morskie wody. Podporządkował sobie wszystkich, oprócz magów, którzy ukryli się, sam nie wiem gdzie. Odnalezienie ich jest ryzykowne dla ich istnienia. Nigdy nie wiem, czy nie czai się za moimi plecami jakiś demon.

Całymi dniami rozmyślam nad tym, jak opowiedzieć Sarze o wszystkim, co się wydarzyło, kim jest i jaką mocą dysponuje. Do czego ją przygotowuje. Szukam sposobu, jak wyrwać się z tej mafijnej machiny, zapewnić jej bezpieczeństwo i nauczyć potrzebnych umiejętności, nie narażając nas obojga na niebezpieczeństwo. Mam wrażenie, że w ostatnich tygodniach rozkwitła, treningi zyskały na jakości. Stała się pewniejsza siebie, sprytniejsza. Jakby zrzuciła w końcu kajdany, które krępowały jej ruchy.

Odkąd Abbadon unika jej na rozkaz swojego pana, nabrała swobody, odepchnęła od siebie lęki i brnie do przodu, pokonując kolejne przeszkody na drodze wampirzego życia.

Jestem pewien, że pokochałabyś ją bez opamiętania, droga siostro. Jest bystra, oczytana, empatyczna, ale też surowa w swoich ocenach i bywa, że nie posiada skrupułów. A gdybyś zobaczyła jej oczy! Utopiłabyś się w ich czekoladowej toni. Takiej uroczej wampirzycy nigdy nie widziałem, a spotkałem ich na swej drodze wiele.

Sam w nie nie spoglądam, bojąc się, że zagubię się w nich bez pamięci i zapomnę o tym, co mnie jeszcze trzyma przy życiu. Że kiedy znów ją dotknę, przejdzie przeze mnie ten niesamowity, dotąd nie odczuwalny, dreszcz. Nie ma teraz miejsca na tak ludzkie emocje.

Chociaż czasem mam wrażenie...

***

– Henry – usłyszał swoje imię, wypowiedziane szeptem.

Sara spoglądała na niego uważnie znad czytanej książki. Dopiero po chwili zorientował się, że cały czas na nią patrzy. – Wszystko w porządku? Jakoś tak dziwnie...

– Nic się nie dzieje – odparł pospiesznie, mniej pewnym tonem, niż chciał – po prostu się zamyśliłem.

Rudowłosa wciąż na niego patrzyła, więc szybko powrócił na karty swojej lektury. Nadal czuł na sobie jej palące spojrzenie i kajał się w duchu. Powinien bardziej kontrolować swoje myśli, Szczególnie w obecności Sary. Zadaje masę pytań, a jemu kończą się argumenty, które pomogą mu się łatwo wyplątać z takich sytuacji. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie będzie mógł wiecznie jej zwodzić, jeżeli chodzi o swój plan. Ale o jego stosunku wobec niej, nie musiała wiedzieć.

Wystarczyło, że przyłożył Abbadonowi. Stracił wtedy na chwilę panowanie nad sobą. Nie mógł znieść, że anioł wykorzystał jego nieobecność do tego, by się na niej wyżyć.

Kolejne anioły padały, a on nie był w stanie nic zrobić. Ich oprawca zawsze był dwa kroki przed nim, co doprowadzało anioła do wściekłości. Wampir uśmiechnął się do siebie w duchu. On już wiedział, kto za tym stoi, ale nie zamierzał im pomóc. Ociągał się również z odnalezieniem maga, o którym kilka tygodni temu mówił Lucyfer. Zresztą – miał wydać samego siebie?

Podobała mu się ta gra. Każde niepowodzenie aniołów dodawało mu otuchy, że pewnego dnia, całkowicie znikną z powierzchni ziemi, a magiczna bariera będzie mogła zostać zrzucona. Zastanawiał się, co zrobi z Aresem i jemu podobnymi, jednak na to miał jeszcze czas.

Jego pan nie odezwał się do niego, odkąd zawarł umowę z Abbadonem. Henry wciąż czuł się zdradzony i oszukany i wiedział, że jeżeli będzie musiał go zabić, zrobi to bez wahania.

Wzdrygnął się, kiedy poczuł na ramieniu dłonie, równie zimne, jak jego. Odwrócił się i napotkał zmartwioną twarz Sary. Przygryzała dolną wargę niepewnie.

– Muszę ci coś powiedzieć – zaczęła niepewnie. Wampir uniósł pytająco brew. – Tej nocy, kiedy strzeliłeś do Beliala i kazałeś mi uciekać... Nie wyszło, wiem. Ale tej nocy wracałam ze spotkania z kimś. I możliwe, że ta osoba mnie szuka. Chciałabym, żeby wiedziała, że ze mną jest wszystko w porządku, dlatego chciałam zapytać, czy...

– Elijah wie, co się z tobą stało.

Rudowłosa wciągnęła powietrze i jakby pobladła jeszcze bardziej.

– Co to znaczy?

– Spotkałem go w twoim mieszkaniu. Wie o wszystkim. – Jej palce jeszcze bardziej zacisnęły się na ramieniu Henrego. – A teraz puść mnie, nie lubię, kiedy... kiedy mnie rozpraszasz.

Sara odsunęła się pospiesznie i objęła ramionami, z lekka zawstydzona i skołowana. Potok myśli zalał jej umysł. Przeanalizowała to, co usłyszała i poczuła, jak krew gotuje się pod jej skórą.

No dalej – szeptał uporczywy Głos w jej głowie – Wścieknij się.

Azdorat miał wrażenie, że światła przygasły, a po włosach dziewczyny przebiegł krótki błysk energii.

– Minęło tyle czasu – zaczęła, a złość coraz bardziej w niej wzbierała. – Tyle tygodni, a ty dopiero teraz mówisz mi, że widziałeś mojego brata!

Drżała na całym ciele. Henry spiął się, nie wiedząc, co może się wydarzyć. Niepokój ukuł go w mostek. Czyżby miał przywidzenia? Postać Sary falowała lekko, jakby była tylko odbiciem na tafli jeziora.

– Sara...

– Milcz! – jej głos odbił się echem – Jak mogłeś?! Jak mogłeś nie powiedzieć mi o czymś tak ważnym! Cierpliwie znoszę każdy akt ignorancji z twojej strony, a ty nie raczysz nawet powiadomić mnie o czymś takim!

Słabe światło lampy zamrugało. Co raz to jarzyło się i przygasało, jakby walczyło z niewidzialną ręką, która próbowała je ukraść. Wampir znów poczuł mrowienie pod skórą, lecz tym razem nie przypominało to przyjemnego łaskotania, a porażenie prądem.

Wtem drzwi do pokoju otworzyły się i stanął w nich sam Lucyfer. Jego oczy błyszczały z pożądaniem, a twarz wykrzywiła w makabrycznym uśmiechu.

***

Henry zareagował błyskawicznie. Dobył rewolwer i wypowiadając pod nosem zaklęcie, strzelił prosto w klatkę piersiową Pana Światłości. Ten uskoczył przed pociskiem, lecz nie spodziewał się, że wampir już do niego dotarł i wymierzył cios prosto w brzuch. Anioł zgiął się wpół, tracąc dech.

– Pospiesz się! – rzucił do rudowłosej, która zdezorientowana patrzyła raz na niego, raz na wampira, a raz na swoje trzęsące się dłonie. – No dalej!

Złapał ją za rękę i pociągnął za sobą. W ułamku sekundy przecięli korytarz, stając przy schodach. Na dole czekały już na nich demony, z Abbadonem na czele. Ten uśmiechał się równie złowrogo, co Lucyfer.

– No proszę – powiedział, stawiając nogę na pierwszym stopniu. – Niezły okaz tu się przed nami ukrywał.

Henry odwrócił się, szukając innej drogi ucieczki. Jednak na końcu korytarza stał Pan Tenebris, zagradzając im drogę rozpiętymi skrzydłami.

Wampir niewiele myśląc, uniósł dłoń Sary i wbił w nią kły. Zaskoczona pisnęła tylko, nie spodziewając się bólu. Ze swoją dłonią zrobił to samo, po czym połączył ich ręce. Poczuła jego strach i desperację.

– Teraz zrobię coś, po czym będziesz bardzo zmęczona – powiedział tak szybko, że ledwo go zrozumiała – Nexum!

Rzeczywiście, poczuła, jakby nagle opuszczały ją wszystkie siły, powieki stały się ciężkie, tak samo, jak ciało. Upadłaby, gdyby nie silna ręka Henrego, przytrzymująca ją w talii.

Błysk światła rozjaśnił korytarz i schody, oślepiając anioły i demony. Wampir powiedział coś pod nosem, ale nie mogła go zrozumieć, czuła, że odpływa. Henry poderwał ją z ziemi. Wiatr rozwiał jej włosy i w ułamku sekundy byli przy drzwiach. Chciała mu powiedzieć, żeby ich nie otwierał, ponieważ jest dzień, ale zamiast słów, wyszło z jej ust coś na kształt pijanego bełkotu.

– Nie pozwólcie im wyjść! – usłyszała znajomy głos, ale nie mogła sobie przypomnieć, do kogo należał. – Spłoną!

Ona też się tego bała, dlatego złapała Henrego za bluzkę, chcąc go szarpnąć i powstrzymać, lecz zamiast tego po prostu zacisnęła palce na materiale. Nie miała siły.

Wampir złapał za klamkę i wciągnął powietrze w martwe płuca. Niech to się, kurwa, uda. Powtarzał sobie w myślach. Odszukał w sobie pobraną od Sary moc. Tak się na tym skupił, że kiedy jego ciało przeszył ból, nie zwrócił na niego większej uwagi.

– NON IGNIS! – Wykrzyczał i otworzył drzwi.

Zamknął oczy, kiedy przekroczył próg.

***

Niech to się, kurwa, uda.

Huczało jej przez chwilę w głowie, a potem poczuła zapach kwiatów skąpanych w popołudniowym słońcu. Zacisnęła powieki, czekając na ból spowodowany lizaniem płomieni, ale nic się takiego nie wydarzyło. Czuła, że Henry biegnie, ale żelazny uścisk, w jakim ją początkowo trzymał, zelżał z lekka. Tracił siły. Ona sama nie miała kontroli nad swoim ciałem, czuła się tak bardzo zmęczona.

W końcu się poddała. Odpłynęła.

***

Ocucił ją koncert samotnej cykady. Kiedy otworzyła oczy, ujrzała cień tańczących języków ogniska. Oparła się na łokciu. Głowa bolała ją, jakby tłukła nią w ścianę godzinami. Suchość w ustach sprawiała, że poczuła się jak żywa.

– Dlaczego to się nie goi?! – Doszedł ją stłumiony, lecz znajomy głos.

– Nie wiem – drugi, lecz dużo bardziej niewyraźny.

Wstała, przytrzymując się wilgotnej ściany. Świat zawirował, ugięły się pod nią kolana. Zamrugała kilka razy i miejsce nabrało kształtów.

Rozejrzała się, lecz jedyne co zobaczyła to ognisko i skalne sklepienie. Jaskinia była długa, więc poszła w jej głąb, skąd docierała do niej rozmowa.

Henry siedział na ziemi, blady, wręcz biały. Oczy miał podkrążone, a pod nosem widniała zaschnięta stróżka krwi. Trzymał się za lewy bok, przez palce ciekła szkarłatna ciecz.

Tuż przed nim, z rękami splecionymi na plecach, chodził, w tę i z powrotem, rozgorączkowany Elijah.

– On musi zjeść – powiedziała, nie poznając swojego zachrypniętego głosu.

Elijah przystanął w miejscu i odwrócił się w jej stronę. Wyglądał równie źle, co Azdorat. Przez chwilę na jego twarzy majaczyło niezrozumienie.

– Krew, Elijah! Henry musi się napić krwi!

Rudowłosy podwinął rękaw, jednak wampir pokręcił głową ze zrezygnowaniem. Nie chciał żywić się na chłopaku, mogło to uwolnić ukrytą moc, a wtedy te przeklęte anioły, odnalazłyby ich w jedną chwilę.

Lecz Elijah był nieugięty. Rozejrzał się po sklepieniu, w poszukiwaniu skalnego odłamka. Dostrzegł go tuż pod swoimi nogami. Niewiele myśląc, podniósł kamień, raniąc się w przedramię.

Zapach dotarł od Azdorata błyskawicznie. Był na tyle słaby, że walka z pragnieniem była z góry przegrana. W ułamku sekundy dopadł młodego maga, wbijając kły w odsłonięte ramię. Sara odwróciła się, nie chcąc patrzeć. Coś ścisnęło ją w żołądku. Również poczuła zapach szkarłatnej cieczy.

Nie potrzebujesz tego teraz – skarcił ją wewnętrzny Głos.

***

– Co teraz? – zapytał Elijah, kończąc opatrywać ranę.

W kąciku ust Henrego wciąż widniała zabłąkana kropla krwi maga. Zadziałała automatycznie. Sara podeszła do wampira i kciukiem otarła czerwoną łzę, wkładając palca do swoich ust.

Azdorat wyprostował się, ewidentnie spięty. Brwi Elijaha poszybowały do góry.

Kiedy zorientowała się, co zrobiła, znacznie odsunęła się od wampira. Miała wrażenie, że policzki palą ją żywym ogniem.

– Czy wy... – zaczął chłopak, a na jego ustach majaczył jednoznaczny uśmieszek.

– Nie! – odparli jednocześnie, odwracając głowy w przeciwne strony.

Elijah powtórzył pytanie i wszedł w dyskusje z Henrym. Do Sary nie docierały jednak ich słowa. Wampirzyca objęła się ramionami, a wodospad myśli zalał jej głowę. Nie wiedziała, co się dzieje. Co się wydarzyło, jak to się stało, że wciąż żyją. Przecież Henry, z nią w ramionach, wyszedł na zewnątrz w samym środku dnia!

– Jak się tu znaleźliśmy? – zapytała. Mężczyźni spojrzeli najpierw na nią, a potem popatrzyli po sobie. – Był środek dnia, Henry. Powinniśmy spłonąć!

Atmosfera zrobiła się tak gęsta, że można ją było kroić nożem. Cała trójka milczała przez chwilę.

– Henry wykorzystał zaklęcie chroniące, żeby wydostać was z willi aniołów.

– Jak to: zaklęcie? – uniosła głos – Któryś mi wyjaśni, o co chodzi?

Wampir usiadł z powrotem na ziemi. Wciąż był zmęczony, a bok palił niemiłosiernie. Goił się bardzo powoli, nawet dzięki krwi maga, co nie wróżyło zbyt dobrze.

– Zanim zostałem wampirem, byłem czystej krwi magiem. Wpakowałem się w niesamowite kłopoty, anioły wraz z demonami, zastawiły na mnie pułapkę, chcąc ukraść moją duszę. Nie spodziewali się, że zaatakują ich wampiry. Wykorzystałem okazję, żeby stamtąd uciec, ale przypłaciłem to życiem. Myślałem, że wraz z nim, straciłem pierwiastek magii, ale dość szybko zauważyłem, że wciąż go mam. Lecz żyjąc wśród aniołów i wampirów, używanie jej było skrajnie niebezpieczne. – Henry wyrzucił z siebie jednym tchem. – Żaden z nich nie wiedział, że wciąż władam magią. Do dzisiaj.

– Dlaczego mnie ugryzłeś w takim razie?

– Bo do niektórych zaklęć potrzeba bardzo dużo mocy. Nie wiem, ile pierwiastka we mnie zostało i czy w ogóle maleje, ale wolałem nie ryzykować. Poza tym byłaś tykającym zegarem, kto wie, jak to się mogło skończyć, gdybym nie pobrał od Ciebie mocy.

Sara odwróciła się do wampira, a na jej twarzy malowało się niezrozumienie. O czym on, do cholery, mówi? Przecież jest tylko zwykłą dziewczyną, wampirem. Istota ludzką, borykającą się ze zwyczajnymi, ludzkimi problemami. Do czasu. Niefortunne spotkanie jesiennej nocy na zawsze zamknęło jej drogę do zwykłego świata. Majaczył w gorączce! Jeżeli wampiry mogły ją mieć.

Elijah podszedł do niej, kładąc jej rękę na ramieniu.

– Chyba muszę ci o czymś powiedzieć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro