Śmierć
Bezradnie patrzyłam jak Wrota się zamykają. Nie. Nie nie nie nie. Wybuchłam płaczem. Sam z poważną miną przytulił mnie. Odwzajemniłam uścisk. Czemu Newt? Czemu on? Mój najlepszy przyjaciel. Po chwili podbiegła do nas reszta naszej paczki.
-Czy on...?-zapytał drżącym głosem Jake. Sam tylko pokręcił głową.
-To to wszystko moja wina-powiedział Minho i spuścił wzroku-Ja mogłem wczoraj tyle nie pić, pójść normalnie do labiryntu, on by tu wtedy był...
Sam odsunął mnie od siebie. Otarł oczy rękawem. Wziął głęboki oddech i zaproponował, żeby pójść na kolację. Nikt z naszej paczki nic nie jadł. Zaczęłam się modlić , żeby Newtie jakimś cudem przeżył. Nikt się nie odzywał, nawet Minho szedł z ponurą miną, zgarbiony. Położyliśmy się. Sam po lewej, Jake po prawej. Starałam się nie myśleć co teraz dzieje się z moim przyjacielem i skupić się tylko na zasypianiu. Długo jeszcze słyszałam ciche szlochy i westchnięcia. W końcu zasnęłam.
NEWT
Biegnij, biegnij, biegnij! Biegłem ile sił w nogach, uciekając przed tym cholernym Bóldożercą. Jeszcze tylko jeden zakręt i... W tym momencie usłyszałem zgrzyt zamykających się Wrót. Purwa. Purwa. Purwa, purwa,purwa. Do cholery czemu to zawsze ja mam takiego pikolonego pecha. Dobiegłem do zamkniętych Wrót. Uderzyłem z całej siły w mur. Purwa. Odwróciłem się i kogo zobaczyłem na końcu korytarza? Tego pikolonego, purewskiego Bóldożerce. Gorączkowo rozmyślałem nad jakimkolwiek planem ucieczki. Bluszcz. Mur. Mur. Wróć! Bluszcz. Musiałem wdrapać się na mur i ukryć między gałęziami. Ała, ale od tego palce bolą. Umościłem się i czekałem. Tur-tur zgrzyp. Bóldożerca był coraz bliżej. Słyszałem bicie własnego serca. Tur-tur zgrzyp. Przestałem oddychać. Nagle metaliczny dźwięk ustał. Zamarłem. Powoli spojrzałem na dół. Bóldożerca był tuż pode mną. Zamknąłem oczy. Poczułem, że jedna z moich prowizorycznych lin powoli pęka. Zacząłem spadać. Łupnąłem o ziemię tuż przed tym potworem. Tur-tur zgrzyp. Nie. Nie. Zacząłem cofać się, ale w końcu oparłem się, o Wrota. To koniec-myślałem-Użądli mnie, a ja zginę na miejscu. Tur-tur zgrzyp. Wpadłem na pewien pomysł. Zerwałem się na równe nogi i zacząłem wspinać po pnączach. Gdy byłem bardzo wysoko, spojrzałem w dół. Monstrum wspinało się za mną. Cholera. Przez jeszcze kilka godzin uciekałem w ten sposób przed Bóldożercą. Ocierałem się o ściany i bluszcz. W końcu nie miałem już sił. Poddałem się. Zeskoczyłem na ziemię, boleśnie wykręcając przy tym kostkę. Podszedłem do ściany i zjechałem po niej plecami, rozrywając sobie koszulkę. Poczułem spływającą po plecach krew. Spuściłem głowę. Zamknąłem oczy i czekałem. Czekałem jak skazaniec przed egzekucją. Po paru minutach znów usłyszałem przybliżającego się Bóldożercę. Tur-tur zgrzyp. Umrę tu. Nigdy więcej nie zobaczę moich przyjaciół. Nigdy nie zobaczę Holly. Dlaczego tak ją wyróżniam wśród moich bliskich? Właśnie uświadomiłem sobie, że ją lubię, a nawet bardzo lubię. Tur-tur zgrzyp. Był już blisko. Boże jak ja kocham Holly. Ja nie chcę umierać. I nagle poczułem niewyobrażalny ból. Ból, jakby ktoś w każdy milimetr mojego ciała wbił ostrze. Zrobiło mi się niedobrze, zaczęła mnie boleć głowa. Zemdlałem, wpadając w sieć wspomnień. Jedyne o czym myślałem umierając to Holly. O tym, że już nigdy jej nie zobaczę.
************************************
Podoba się? Takie wyznania przed śmiercią nie?
NELLY4EVER
Papa Cukrojadek
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro