Przemiana
HOLLY
Rano obudził mnie zgrzyt Wrót -jak codzień. Tylko, że tym razem zerwałam się i sprintem pobiegłam w stronę wejścia do piekła. W progu zatrzymałam się. O. Mój. Boże. Newt leżał oparty o ścianę kilka metrów od wejścia. Nie wyglądał dobrze. Podbiegłam do niego. Chwyciłam go za rękę i sprawdziłam puls. Żyje. Połowa głazu, który spoczywał mi na sercu spadł. Złapałam go pod ramiona i zaczęłam ciągnąć w stronę wyjścia. Zaraz za przekroczeniem linii muru, delikatnie położyłam go na ziemi. Po chwili przy nas stało kilku Streferów. Moi przyjaciele, Alby i kilku innych. Will i Jeff od razu rzucili się na Newta. Podnieśli go i zanieśli w stronę Bazy. Chciałam pobiec za nimi, ale ktoś mnie zatrzymał. Mianowicie Alby.
-O co chodzi?-zapytałam podirytowana
-Weszłaś do labiryntu-odpowiedział poważnym tonem.
-No, ale musiałam mu pomóc.
-Złamałaś zasady.
-Alby purwa uspokój się-powiedział ktoś z tłumu. Nie wierzę Gally?-Zrobiła to, bo musiała. Nie powinna ponieść konsekwencji. Wiem złamała zasady, ale co jakby ona nie weszła to kto by to zrobił? Zwiadowca? Czy ty?
Zatkało mnie niemal tak samo jak Alby'ego. Gally się za mną postawił. Gally ten sam, który dla przyjemności tłukł innych.
-No niezłe przemówienie Gally, dobra Holly porozmawiamy o tym na najbliższym zgromadzeniu.-rzucił Alby i dodał-Idź do niego.
Pędem pobiegłam do Bazy. Odnalazłam właściwy pokój i weszłam. Will opatrywał plecy Newta. Tam gdzie jeszcze nie było bandaża widać było rozcięcia, siniaki i otarcia. Mój przyjaciel nadal był nieprzytomny. Jego lewa noga trochę drgała.
-Will, co mu jest?-zapytałam
-Został użądlony przez Bóldożercę. Niedługo będzie przechodzić Przemianę. To takie świństwo podczas którego ludzie odzyskują część wspomnień. Newt chyba długo uciekał, bo jest cały posiniaczony, ma dużo głębokich ran, ale niedługo dojdzie do siebie-powiedział Will. Usiadłam na krześle obok łóżka i przyglądałam się jak Plaster opatruje wszystkie rany i otarcia. Głupio mi było, bo cały czas się uśmiechałam. Byłam tak szczęśliwa, mój przyjaciel żył. Przeżył noc w labiryncie. Po jakiejś godzinie Will skończył i wyszedł. Newt leżał nadal nieprzytomny. Dyskretnie sprawdziłam czy nikt nie idzie. Czysto. Złapałam go za rękę. Pochyliłam się nad przyjacielem i delikatnie pocałowałam go w czoło.
NEWT
-Newt-szepcze, nie wierzę, młodsza o jakieś trzy lata Holly.
Wizja Holly zniknęła, żeby zrobić miejsce następnej.
Minho tłucze się z jakąś dziewczyną. Przykro patrzeć jak mój przyjaciel dostaje łomot od takiej małej delikatnej osóbki.
Siedzimy w klasie Streferzy, Holly i kilka nieznanych mi dziewcząt. Wchodzi jakaś baba i zaczyna gadać coś o równaniach z x. Chyba wszystkim się to strasznie nudzi, bo nikt nie słucha.
Jem obiad na stołówce jakiejś szkoły. Patrzę przez okno. Zrujnowane budynki piętrzą się dookoła.
Jakaś kobieta siedzi na ziemi i rękoma obejmuje głowy. Krzyczy, ale ja tego nie słyszę. Widzę tylko całkiem małego siebie, jak podbiega do niej i usiłuje ją przytulić. Odpycha mnie i próbuje mnie uderzyć. Czteroletni ja uciekam z płaczem.
Ta wizja naprawdę mnie zasmuciła.
Może rok młodszy ja leżę na piętrowym łóżku. Nade mną ktoś głośno chrapie. Przewracam się na drugi bok i usypiam.
Holly biegnie do mnie rzuca mi się na szyję, przytula i całuje.
Fajnie, podoba mi się ta wizja. Jeśli zobaczę więcej takich to mogę dalej ignorować ból.
Następne wizje były tylko bezsensownymi obrazami. Po raz kolejny się poddałem. Tym razem bólowi.
Zapewne kilka godzin później chciałem się obudzić, ale nie miałem siły. Czułem jak ktoś szarpie mną i przenosi. Potem rozciął mi koszulkę i czymś przemył poranione plecy. Trochę szczypało. Znów zemdlałem. Po jakimś czasie poczułem, że ktoś całuje mnie w czoło. Nadal zbyt źle się czułem, żeby otworzyć oczy. Postanowiłem, że się zdrzemnę, a gdy odzyskam choćby minimum sił, odwdzięczę się Holly. To ona musiała mnie ciumknąć, bo kto niby, Minho?
******************************
Rozdział miał być w przyszły poniedziałek, ale jest dzisiaj, bo (tak mi się wydaję) chcieliście.
Piszcie w komentarzach czy wolicie krótsze rozdziały czy dłuższe.
Papa Cukrojadek
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro