Labirynt
NEWT (rok przed przyjazdem Holly)
Obudziłem się, byłem w jakiejś dziwnej windzie. Cholera-zakląłem w myślach-nie pamiętam nic oprócz dwóch imion. Newt i Holly. Wiem, że ja jestem Newtem, ale Holly... Nie wiem kto to. Rozejrzałem się. Około 30 innych chłopaków rozglądało się po pudle i wyglądali na tak samo zdezorientowanych jak ja. Nagle to coś czym jechaliśmy zatrzymało się i otworzyło. Oślepiło mnie światło. Poczułem świeże powietrze. Chłopaki wstali i zaczęli podskakiwać, żeby móc podciągnąć się i wydobyć na powierzchnię. Wszyscy chcieliśmy jak najszybcie wydostać się z tego dziwnego miejsca.
-Ej!-krzyknąłem-musimy się popodsadzać tu jest za wysoko!
O dziwo posłuchali. Część uklękła, żeby zrobić schodek innym. Jakiś Azjata machnął do mnie, więc podszedłem i odbiłem się od niego, podciągnąłem i wyszedłem na świeże powietrze. Od razu podałem mu dłoń i wyciągnąłem go na powierzchnię.
-Minho-przedstawił się tamten
-Newt-odpowiedziałem-chodź pomożemy tamtym wyleźć
Po półgodzinie wszystkich wyciągnęliśmy i dopiero wtedy mogłem rozejrzeć się dookoła. Lasek, pole, jakaś chatka i coś co mogło być świetlicą lub stołówką. Zaraz nad tym wszystkim wznosiły się ogromne mury. Tworzyły ogromny kwadrat. Na każdej ścianie znajdowały się ogromne szpary. Przez kilka minut wszyscy staliśmy w miejscu, w pewnym momencie te "szpary" zaczęły się zamykać.
-Cholera-krzyknął ktoś.
-Ja piernicze-powiedział Minho i zapytał się mnie-Co to jest?
-To są mury, a to -powiedziałem i wskazałem na zamknie już szpary- to są Wrota. - nie wiem czemu to tak nazwałem. -Najlepszą rzecz jaką możemy teraz zrobić to położyć się spać. Jak jechaliśmy tu w tym pudle to widziałem koce i śpiwory. Pośpieszmy się.-dodałem i wskoczyłem do Pudła. Zaczęło się rozpakowywanie. Po godzinie pracy, każdy leżał już w swoim śpiworze, z kocem pod głową i zasypiał. Zamknąłem oczy w głowie kłębiło mi się tyle pytań, a przede wszystkim kim jest Holly.
*rok później*
[HOLLY]
Obudziłam się w jakiejś dziwnej windzie. Co ja tu robię? Dlaczego nic nie pamiętam. Zaraz pamiętam swoje imię. Pamiętam ogólny zarys świata. Nic więcej. Cholera, ale mnie boli głowa... Oparłam się o ścianę i rozejrzałam. Byłam sama. Pusto, nic. Tylko cztery ściany, ja, sufit, podłoga. Zamknęłam oczy i starałam się przypomnieć cokolwiek. Z rozmyślań wyrwał mnie skrzyp ocierającego się o siebie metalu i blask światła dziennego. Otworzyłam oczy. Nade mną stali jacyś ludzie. Nastoletni chłopcy. W pewnym momencie ktoś zjechał po linach do windy i po chwili milczenia i wpatrywania się ze zdziwieniem we mnie, krzyknął do reszty "To dziewczyna". Po czym podszedł do mnie i zapytał:
- Chodź świeżuchu-wyciągnął do mnie dłoń żeby pomóc mi wstać. Chwyciłam ją i już po chwili stałam na nogach.
Przyjrzałam mu się dokładniej. O pół głowy wyższy ode mnie, ciemneblond włosy, czekoladowe oczy. Wygląda na miłego-pomyslałam. Podał mi jeden ze sznurów i krzyknął, żeby pozostali wciągnęli nas na powierzchnię. Złapałam się liny i już po chwili wstawałam na nogi. Rozejrzałam się dookoła. Lasek, pole, dwa niewielkie budyneczki i mury. Zaraz, co? Wysokie mury otaczały to miejsce. Zastanawiałam się, gdzie jestem. Starałam się coś sobie przypomnieć.
-Hej, jak ci na imię?-zapytał ciemnoskóry chłopak stojący nieopodal mnie.
-Holly-odpowiedziałam nadal zamyślona.
-Co purwa?-krzyknął blond włosy chłopak, który wskoczył po mnie do tego czegoś czym przyjechałam-Muszę pogadać z nią na osobności.-dodał,chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę lasku. Gdy doszliśmy odwrócił się i powiedział.
-Może to przypadek, ale jesteś pierwszą dziewczyną w Strefie i na dodatek masz na imię Holly. Kiedy ja tutaj przyjechałem pamiętałem dwa imiona. Twoje i moje.
Zdziwiona wpatrywałam się w niego.
-Jak masz na imię? -spytałam ostrożnie.
-Newt.
Na dźwięk tego imienia poczułam jakieś wewnętrzne ciepło. Znam go. Skądś go znam. Nie wiem skąd.
-Skądś cię znam, a przynajmniej mam takie wrażenie-powiedziałam.
-Wybacz, nie pamiętam, czy jesteś tą Holly, której imię miałem wyryte w głowie, tuż obok mojego-posmutniałam-Za to, na twój widok, wydaje mi się, że życie jednak ma sens-dodał. Uśmiechnęłam się. On również. Przez chwilę staliśmy w milczeniu. Newt przyglądał mi się-pewnie starał się coś sobie przypomnieć. Wyrwałam go z zamyślenia.
-Gdzie my jesteśmy? -spytałam
-Labirynt. Jesteśmy w labiryncie. A to miejsce, w którym mieszkamy to Strefa. Zesłali nas do niej Stwórcy. Nie wiemy dokładnie kim oni są, ale to oni zbudowali to cholerne piekło-odpowiedział-a teraz wracajmy do reszty, bo zaczną coś podejrzewać. No wiesz nie mówiłem im o twoim imieniu wyrytym w mojej zamglonej pamięci.
Wróciliśmy do pozostałych chłopców. Przyjrzałam im się. Jedni wysocy, drudzy niscy. Młodsi i starsi. Zbieranina dzieciaków w różnym wieku. Pytali się Newta, o czym ze mną rozmawiał. Nie odpowiedział. Przedstawił mnie i powiedział, że moje pojawienie się w Strefie na pewno było celowe. Chciał jeszcze coś dodać, ale przerwał mu zdyszany, wysoki Azjata, który wybiegł z labiryntu. Chwilę później jeszcze kilku innych chłopaków wbiegło do Strefy. Padli na ziemię i wyglądali na bardzo zmęczonych. Ktoś pobiegł po wodę dla nich. Usiedli i zaczęli pić. Nagle (przypuszczam, że) wejścia do labiryntu zaczęły się zamykać. To był niesamowity widok. Po pewnym czasie Azjata mnie zauważył. Szeroko otworzył usta i mało by brakowało, a udławiłby się wodą. Przełknął i zapytał?
-Co ona tu robi?
-Przywiozło ją Pudło-odparł Newt.
-Ale to dziewczyna!
-Minho, purwa Amerykę odkryłeś!-zawołał poddenerwowany blondyn-Wszyscy jesteśmy tak samo zdziwieni jak ty, a najbardziej ja!
Uuuuu chyba się wydał. Podobno nikomu nie mówił, o tym, że pamięta moje imię. Teraz będzie musiał im powiedzieć.
-Co masz na myśli mówiąc, że ty jesteś najbardziej zdziwiony?-zapytał ktoś z tłumu. Newt spuścił wzrok. Przestąpywał z nogi na nogę i lekko się zarumienił. W końcu, po jak się wydawało długiej walce z myślami, przemówił:
-Nie powiedziałem wam tego, bo bałem się, że będziecie mnie traktować jak jakiegoś cholernego dziwaka. Kiedy przybyliśmy do labiryntu, pamiętałem dwa imiona moje i jej-wskazał na mnie.
W tłumie zapanowało poruszenie. W końcu Minho podniósł się z ziemi podszedł do Newta i powiedział
-Dwie sprawy. Po pierwsze: to takie urocze, aż mam ochotę rzygnąć tęczą, a po drugie, stary co ty sobie myślałeś, przecież byśmy się od ciebie nie odwrócili.
Newt uśmiechnął się niepewnie, ale po chwili zrobił surową minę i krzyknął:
-Wracajcie do pracy i swoich spraw!
Każdy niechętnie poczłapał w swoją stronę i dokończyć przerwane zajęcia. Minho i reszta chłopaków, którzy wybiegli z labiryntu poszła do dużego budynku. Newt śledził ich wzrokiem. Gdy za ostatnią osobą zamknęły się drzwi, odwrócił się do mnie. Nie wiedziałam co mam zrobić. Na szczęście po krótkiej chwili odezwał się:
-Holly, jutro oprowadzę cię po Strefie. Przez następne parę dni będziesz pracować u jednego z Opiekunów, abyśmy mogli ustalić, do którego trafisz. Mam do ciebie jedną prośbę, pod żadnym pozorem nie wchodź do labiryntu.
-Okej, nie wejdę, a teraz małe pytanko. Macie tu coś do jedzenia, bo zaraz umrę z głodu.
-Jasne świeżuchu, chodź za mną. Poprosimy Patelniaka, żeby dał ci teraz kolację.
W Królestwie Patelniaka (czytaj: niewielkiej kuchni, którą kocha całym sercem) pachniało pieczonymi ziemniakami i herbatą. Było tam bardzo przyjemnie. W czasie kiedy ja rozglądałam się po stołówce i spiżarni, Newt starał się przekonać Mistrzakucharza, żeby dał mi porcję ziemniaków i kubek herbaty już teraz. Po długiej namowie Patelniak, w końcu się zgodził. Dostałam górę kartofli i ogromny kubek gorącej, czarnej herbaty. Podziękowałam mu i usiadłam z Newtem przy jednym ze stołów. Po kilku minutach na stołówkę zaczęli wchodzić chłopcy. Do naszego stolika dosiadło się czterech. Jednego poznałam. To ten Minho, który omal co nie udławił się wodą, ale pozostałych nigdy nie widziałam.
-Holly to są Minho, Will, Jake i Sam-przedstawił swoich przyjaciół Newt. Przez chwilę siedzielismy w ciszy, którą przerwałam. Musiałam dowiedzieć się o co chodzi z labiryntem, bo po prostu nie wytrzymam. Zapytałam Minho czemu wybiegł z labiryntu. Opowiedział mi, że jest Zwiadowcą, że zajmuje się szukaniem wyjścia, że zasuwa tak już od roku razem z Willem i paroma innymi osobami,których nie znam. Chciał dodać coś jeszcze, ale Newt mu przerwał i powiedział, że już późno i powinniśmy iść spać. Mówiąc to patrzył na Minho morderczym wzrokiem, na co tamten odpowiedział tylko wzruszeniem ramion i przewróceniem oczami. Wyszłam za Newtem, ale reszta chłopaków jeszcze chwilę siedziała. Skierowaliśmy się w stronę dużej chatki. Blondyn poprosił mnie żebym zaczekała na zewnątrz, a on pójdzie po koce. Oparłam się o ścianę, zamknęłam oczy i zaczęłam zastanawiać się nad wydarzeniami minionego dnia. Już po kilku minutach chłopak wrócił z trzema kocami. Rzucił mi jeden, złapałam i zapytałam się gdzie mogę się położyć. Odpowiedział mi, że jeśli mam ochotę to mogę spać koło niego pod jego ukochanym drzewem. Zgodziłam się. Domyślam się czemu na swoje "ukochane" drzewo wybrał akurat to. Miało rozłożyste gałęzie, gładką korę, a przed nim rosła bujna, trawa. Ułożyłam się wygodnie i prawie natychmiast zasnęłam.
******************************
Mój najdłuższy rozdział 1400 słów. Mam nadzieję, że się podobało!😉
Papa Aniludek
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro