Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XX

Kiedy zamykasz oczy

Wiesz, że myślę o tobie

Tymczasem woła mnie moja pani

Bym znów stanął u jej boku

Dziś w nocy nie będę sam

Ale to nie znaczy

Że nie będę samotny

Nie mam już jak udowodnić

Że nie wahałbym się dla ciebie zginąć


Usiadł przy fortepianie i przez chwilę przyglądał się pozostawionym nutom. Potem czarno-białej klawiaturze. Westchnął ciężko i przesunął palcami po klawiszach, sprawiając, że z instrumentu wydobyły się ciche, delikatne dźwięki. Już tak dawno nie grał, że nie był pewny, czy w ogóle jeszcze pamięta, jak to robić. Spróbował zagrać pierwszą melodię, która przyszła mu na myśl... zdrętwiałe palce z trudem trafiały w odpowiednie klawisz. Zagryzł mocno wargi. Spróbował jeszcze raz. Tym razem było już zdecydowanie lepiej.

Jak wiosna, budzi kwiat

Jak melodia, pełna swej wartości

Żyjesz we mnie

Jestem w tobie


Jak padający deszcz, który zwilża serce

Jak wiersz, który nigdy nie został napisany

Żyjesz we mnie

Jestem w tobie


Jego cichy głos poniósł się po pokoju. Nie usłyszał nawet jak ktoś wszedł do pomieszczenia i usiadł na fotelu. Dopiero gdy usłyszał głośne westchnienie, odwrócił się, gwałtownie przerywając grę. Spojrzał na blondynkę, uśmiechającą się do niego smutno. Skuliła się w fotelu, obejmując kolana dłońmi.

- Nie chciałam Ci przeszkadzać. – powiedziała cicho. – Nie przerywaj... już dawno nie słyszałam jak grasz.

- Nie powinienem. Za dużo wspomnień... - westchnął, a następnie zatrzasnął z hukiem instrument. Podeszła do niego i położyła dłoń na jego własnej. Splotła delikatnie ich palce w czułym geście.

- Nie mogę znieść tego... patrzenia na Ciebie... widzenia Cię znowu w tym samym stanie, co kiedyś. – powiedziała z bólem.

- Wszystko w porządku, Ambar.

- Nieprawda. Ja... wiesz, że chciałam to naprawić. Próbowałam.

- Wiem. – powiedział, ściskając mocniej jej dłoń. - To nie Twoja wina. Widocznie nie kochała mnie aż tak bardzo... - dotknęła dłonią jego policzka i spojrzała uważnie w jego czekoladowe tęczówki. – Widocznie tak to wszystko miało się skończyć. Może miałaś rację te kilka lat temu... może faktycznie powinniśmy spróbować. Pomóc sobie. Wiem, że nie tego byś chciała, ale...

- Wiem... nadal ją kochasz.

- Nie wiem, czy kiedykolwiek zapomnę. I nie wiem, czy pokocham Cię tak, jakbyś tego pragnęła. Ale chcę przynajmniej spróbować... tyle mogę dla Ciebie zrobić. – odpowiedział, uśmiechając się do niej smutno. Przez chwilę przyglądała mu się uważnie. Nie wiedziała, czy powinna się ucieszyć... czy może wręcz przeciwnie. Miała w końcu to, czego chciała... przed nią siedział mężczyzna, którego kochała i proponował jej wspólną przyszłość... spełniało się jej marzenie. Powinna teraz skakać z radości, powinna się śmiać... ale ona nie czuła nic. Tylko smutek... że znowu cierpiał. I żal, że była dla niego tylko opcją... nigdy nie była wyborem. Mimo to schyliła się i pocałowała delikatnie jego wargi. Widziała tylko jego przymknięte powieki... i prosiła o to, aby właśnie w tym momencie nie wyobrażał sobie na jej miejscu kogoś zupełnie innego...

...


- Nie smakuje Ci? – zapytał, przyglądając się jej uważnie.

- Nie... Wszystko jest pyszne. – odpowiedziała, uśmiechając się sztucznie. Siedzieli właśnie w restauracji. Powinni wybrać menu na przyjęcie weselne. Stawiano przed nią kolejne talerze... kolejne dania, ale ona miała wrażenie, że wszystko jest dokładnie takie samo. Jakby zupełnie straciła smak... – Nie umiem się zdecydować... Ty coś wybierz. – powiedziała, odkładając sztućce na stół.

- Wszystko w porządku? – zapytał, łapiąc ją za nadgarstek.

- Tak, oczywiście. Po prostu jestem trochę zmęczona. To wszystko.

- Sama chciałaś przyśpieszyć ceremonię. – powiedział poważnie.

- Wiem. I nadal chcę. Po prostu nie wiedziałam, że aż tyle rzeczy trzeba dopiąć w ostatnich tygodniach. – odpowiedziała, uśmiechając się do niego delikatnie. – Poza tym... stresuję się trochę...

- Stres przedślubny? – zaśmiał się. – Moja siostra miała tak samo. Non stop wyładowywała się na nas wszystkich. Już nie wiedzieliśmy jak ją omijać w domu. Ale nie martw się... to minie, jak tylko wejdziesz do Kościoła.

- Na pewno masz rację. – ścisnęła jego ciepłą dłoń.

- Cieszę się, że jednak wróciłaś. – powiedział cicho. – Gdy wyjechałem... bałem się, że już Cię nigdy więcej nie zobaczę. Myślałem, że to koniec... że z nim zostaniesz... - podeszła do niego i delikatnie przytuliła się do jego klatki piersiowej. I... nie poczuła zupełnie nic... Nie czuła już nawet tego ciepła i bezpieczeństwa, które było kiedyś dla niej oczywiste w jego objęciach. Mimo to, wtuliła się mocniej, wdychając zapach jego koszuli. Przecież sama podjęła decyzję... Wróciła...

- Ja też się cieszę. – powiedziała cicho, nie odrywając twarzy od materiału.

- Kocham Cię, skarbie. – powiedział, przytulając ją mocniej do swojego boku. Nie odpowiedziała. Uniosła się lekko na palcach i musnęła delikatnie jego wargi. Tylko na tyle było ją stać... Przymknęła oczy... wyobraziła sobie pewnego bruneta o ciemnych, błyszczących oczach... z gitarą w ręku... uśmiechnęła się... Siento, espero, desespero, no soy yo...

...


- Pomóż mi! – zawołała blondynka. Powoli wszedł do jej pokoju. Wszędzie leżały porozwalane ubrania. Kolory mieniły mu się w oczach. A w środku tego wszystkie, na łóżku, siedziała drobna blondynka, patrząca na niego błagalnym wzrokiem.

- Tornado tędy przeszło? – zapytał, podchodząc do niej.

- Nie. Nie wiem, jaką sukienkę mam założyć na wesele. – spojrzał na nią, uśmiechając się krzywo. Naprawdę przyszła z tym do niego... Miał ochotę wybuchnąć głośnym, histerycznym śmiechem. Był ostatnią osobą, którą powinna pytać o wybór stroju. Przecież kompletnie się na tym nie znał... W dodatku na TO wesele!

- Ambar, naprawdę? – zapytał. – Idziesz z tym do mnie?

- A kogo mam zapytać? Jak nie mojego partnera? – zapytała, uśmiechając się słodko.

- Jak dla mnie, jest to obojętne. We wszystkim wyglądasz ładnie.

- To nie pomaga, Matteo.

- Nie znam się na tym, Am. Styl to Twoja działka, nie moja.

- Ale przynajmniej powiedz mi co myślisz. Czerwona... czy niebieska? – powiedziała, wskazując na dwie sukienki leżące na jej kolanach.

- Niebieska. – odpowiedział pewnie. Spojrzała na niego z zaskoczeniem.

- Dlaczego? – zapytała.

- Pasuje Ci do oczu. – odpowiedział, uśmiechając się lekko.

- A ktoś tu podobno nie zna się zupełnie na stylu... - westchnęła, podchodząc do niego. Przesunęła dłonią po jego policzku i delikatnie pocałowała jego usta. – Dziękuję...

- Nie ma za co... - odpowiedział cicho, wdychając zapach cytrusowego szamponu do włosów, którego używała. Pierwszą rzeczą o której pomyślał było to, że wolał zapach truskawek... a potem zamknął oczy... i wszystko było na swoim miejscu...

...


Nie proszę o wiele

Proszę wystarczająco

Nie proszę Cię o nic

Tylko o twoją miłość


Nie proszę o uścisk

Nie proszę o pocałunek

Tylko o jedno spojrzenie

Proszę


- Piękna... co to takiego? – zapytał wchodząc cicho do jej sypialni. Uśmiechnęła się do siebie w odpowiedzi. – Piszesz coś nowego?

- Tak... ale to niespodzianka. Więc mógłbyś sobie iść. – odpowiedziała, odwracając się w jego stroną. – Usłyszysz ją w odpowiednim momencie.

- W porządku, niech Ci będzie. – powiedział, a potem wyszedł zamykając za sobą drzwi.

- Albo nie usłyszysz wcale... - powiedziała cicho do siebie. Szarpnęła struny gitary i ponownie zatopiła się w słodkiej muzyce. I we wspomnieniach. Już dawno nic nie komponowała. Brakowało jej kogoś, kto by ją zainspirował. Brakowało jej uczuć, które chciałaby wyrazić. Brakowało tego, który powinien je usłyszeć... Westchnęła ciężko i odłożyła gitarę na łóżko. Zostały niecałe dwa tygodnie do ślubu... a ona nadal nie potrafiła zapomnieć... nie potrafiła odciąć się od tego, co wydarzyło się kilka miesięcy temu. Te kilka dni wyryło się w jej pamięci niczym tatuaż... jak pocałunek na skórze. Wiedziała, że te chwile zostaną z nią na zawsze. Tak samo jak on... nawet jeżeli nikt nigdy się o tym nie dowie. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro