Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VIII

Chodź, skosztuj mych ust, by wiedzieć jak Ci smakują,

chcę wiedzieć ile miłości zmieści się w Tobie,

Nie spieszy mi się, chcę udać się w podróż,

zaczynamy powoli, później dziko.


Uśmiechnął się do rudowłosej siedzącej przy stoliku. Dziewczyna momentalnie spuściła wzrok i zarumieniła się. Zawsze tak na nie działał. Wystarczało jedno spojrzenie. W końcu nadal był Królem Wrotkowiska. Upił łyk koktajlu, wziął szklankę ze sobą i podszedł do dziewczyny.

- Taka dziewczyna i siedzi sama? – zapytał, mrugając do niej. Dziewczyna zarumieniła się nawet jeszcze bardziej, niż wcześniej.

- Ja... - zająknęła się. Przejął inicjatywę.

- Mogę się dosiąść? – zapytał. Dziewczyna tylko skinęła głową w odpowiedzi. – Pierwszy raz Cię tutaj widzę. Jesteś nowa? – zapytał.

- Tak... - odpowiedziała cichutko.

- Matteo. – przedstawił się. Wyciągnął do dziewczyny dłoń, a ta uścisnęła ją lekko. Uśmiechnął się cwanie.

- Camilla. – powiedziała.

- Ładnie. To może opowiedz coś o sobie? Skąd jesteś? Dawno przyjechałaś? – zapytał. Oparł dłonie na stoliku i uważnie przyglądał się rudowłosej. Dziewczyna znowu spuściła wzrok, jakby nie mogła wytrzymać spojrzenia jego intensywnie brązowych oczu.

- Niedawno się tu przeprowadziłam z rodzicami. – odpowiedziała. Jej głos był niewiele głośniejszy od szeptu.

- Może potrzebujesz przewodnika? – zapytał. – Chętnie oprowadzę Cię po Buenos Aires. Dasz mi swój numer telefonu i jakoś się umówimy? Co ty na to?

- Ja... - znowu nie wiedziała co powiedzieć. Na salę wszedł Gaston, rozglądając się w poszukiwaniu kolegi. Skinął w jego stronę głową, mrugając porozumiewawczo.

- Przepraszam, ale muszę Cię opuścić. Daj znać, jakby co. – uśmiechnął się figlarnie do dziewczyny i musnął ustami jej gorący policzek. Podszedł do chłopaka, który stał przy barze i uścisnął go na powitaniu. – Już myślałem, że nie przyjedziesz, stary!

- Taa, właśnie widzę. Ale na brak towarzystwa to chyba nie narzekasz, co nie? – zapytał blondyn.

- Powiedzmy, że umilałem sobie czas oczekiwania. – odpowiedział, uśmiechając się przy tym w charakterystyczny dla siebie sposób.

- Tak. A ta dziewczyna teraz zupełnie bez powodu, nie wie jak się nazywa. Coś ty jej nagadał?

- Ja? Nic. Po prostu starałem się być miły dla nowej koleżanki.

- Musisz bajerować wszystkie panny w okolicy? – zapytał blondyn.

- Jak siedzę w domu i piję, to Ci się nie podoba. Jak wychodzę do ludzi, też Ci coś nie pasuje. Zdecydowałbyś się wreszcie, o co Ci tak naprawdę chodzi.

- A ty byś się zdecydował, czy chcesz podrywać wszystkie laski, które staną Ci na drodze, czy może nadal chcesz odzyskać Lunę?

- Przecież znasz odpowiedź, Gaston!

- Mam coraz więcej wątpliwości.

- Nie powinieneś. – odpowiedział poważnie. – Tylko, że Luna jest gdzieś cholernie daleko stąd i nawet nie odbiera moich telefonów.

- Nie sądziłem, że tak łatwo się poddasz.

- Jak mam walczyć, skoro zostałem na polu zupełnie sam? – zapytał. Gaston nie odpowiedział. Na to pytanie przecież nie było dobrej odpowiedzi. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro