Rozdział VII
Kogo myślisz że oszukasz ?
Dobrze wiesz, że jesteś moją drugą połówką...
- Długo Cię nie było, skarbie. – usłyszała, gdy tylko przekroczyła próg pokoju hotelowego.
- Przepraszam. Zagadałam się z Ambar. – uśmiechnęła się lekko.
- Nie wiedziałem, że jesteście tak blisko.
- Może i nie aż tak, ale to nadal moja kuzynka. I nie widziałam się z nią jednak ponad rok. Telefony nie są w stanie załatwić wszystkiego.
- Ten Twój były też tam był?
- Nie. A dlaczego? – zapytała, przełykając głośno ślinę.
- Sam nie wiem. Po prostu zapytałem. Ostatnio odniosłem wrażenie, że wasz... związek to dla niego chyba nie tylko przeszłość.
- Wydaje Ci się. – odpowiedziała.
- Nie byłbym tego taki pewien. Nie widziałaś, jak on na Ciebie patrzy?
- Jesteś zazdrosny? – zapytała, podchodząc do mężczyzny. Wzięła jego dłonie w swoje i uścisnęła je mocno. – Nie masz o co. Matteo to tylko wspomnienie. Nic więcej. – powiedziała, patrząc mu prosto w oczy.
- Nie lubię tego gościa. Nie podoba mi się.
- Zdziwiłabym się, gdyby było inaczej. – zaśmiała się. – To jeden z najbardziej zarozumiałych i pewnych siebie ludzi, jakich znam. Wiesz jak go zawsze nazywałam? Król Paw. – mężczyzna zaśmiał się w odpowiedzi, przyciągając ją jednocześnie do siebie.
- Pasuje idealnie. Ale nie o to mi chodzi, Luna. On się do Ciebie przystawia. I nie podoba mi się to. Zachowuje się tak, jakbyś cały czas należała do niego.
- Niech sobie myśli co chce. Ja nie należę do nikogo, poza Tobą, Pedro. Jestem tutaj z Tobą. Nie z nim. I to z Tobą biorę ślub. Matteo jest tylko skrawkiem mojej przeszłości.
- Jesteś tego pewna? – zapytał.
- Tak, jestem tego pewna.
- Kocham Cię. – powiedział i delikatnie musnął jej usta. Była wdzięczna, że nie wymagał od niej żadnej odpowiedzi. Bała się, że głos mógłby jej zadrżeć w nieodpowiednim momencie. I wtedy wszystko mogłoby runąć niczym domek z kart...
...
Dwie godziny wcześniej
- Luna... - zaczęła blondynka. – Wiesz, że bardzo nie lubię wracać do przeszłości, i nie chcę tego robić i tym razem. Nie wiem dlaczego wtedy wyjechałaś, na pewno miałaś jakiś dobry powód. W sumie, nawet nie chcę wiedzieć, co się wtedy stało. Chcę tylko żebyś wiedziała, że on naprawdę cierpiał. Widziałam go wtedy, byłam przy nim i wierz mi, nigdy nie widziałam kogoś, kto aż tak bardzo by się stoczył. I jak do mnie zadzwoniłaś, że chcesz przyjechać do Buenos Aires, to muszę przyznać, że cholernie się tego bałam.
- Nie chcę o tym gadać, Ambar. To przeszłość.
- Wiem, ale to ważne. On... sama nie wiem, ale chyba nadal coś do Ciebie czuje.
- Nawet jeżeli, to nie ma to już żadnego znaczenia.
- Jesteś tego pewna, że nie ma? – zapytała, przyglądając się uważnie szatynce.
- Nie wrócę do niego.
- Nie o to pytam. Pytam, czy już nic do niego nie czujesz?
- Oczywiście, że coś czuje. W końcu był moją pierwszą miłością. Był najlepszym przyjacielem. Spędziłam z nim naprawdę fantastyczne miesiące. I nie żałuję tego. To był piękny czas i piękne uczucie. Takich rzeczy się nie zapomina. To oczywiste. Ale nie kocham go już. Nie tak, jak kiedyś.
- Mam nadzieję, że jesteś pewna tego, co mówisz. – odpowiedziała Ambar. Tak, ona też miała taką nadzieje. Bo jej serce mówiło zupełnie coś innego... Na razie ten głosik był cichutki, niemal niesłyszalny... ale był gdzieś tam na dnie i uparcie powtarzał, że to jeszcze nie koniec tej historii.
...
Otworzyła laptop i włączyła go. Usiadła wygodnie na łóżku i oparła się o zagłówek. Położyła komputer na kolanach. Zalogowała się na swoje konto. Przez chwilę zastanawiała się, czy to jest dobry moment. A z resztą... skoro nie zrobiła tego przez ostatnie trzy lata, to czy to miało jeszcze jakikolwiek sens? Przecież nie przeglądała ich od kilku lat. Były tam, bo jednak stanowiły jakiś element jej osobowości. Były jakimś fragmentem jej przeszłości, wspomnieniami z poprzedniego życia. Najechała na jedną z ikonek i przez chwilę znowu się zastanawiała. Na pewno? I właściwie po co? Z wahaniem, otworzyła jeden z folderów o nazwie Zdjęcia. Kilkaset miniaturek zdjęć pojawiło się na ekranie. Kasować? Włączyła pierwsze z nich. Ona i Simon. Oboje uśmiechali się od obiektywu. Pamiętała dokładnie to zdjęcie. To było jedno z ostatnich, które zrobili w Cancun. Kilka tygodni później wyjechała do Buenos Aires. Przecież nie może go skasować.
Otworzyła kolejne. Pięć dziewczyn leżących w łóżku z miską popcornu. Wieczór filmowy. Zaśmiała się. Dobrze pamiętała, jak skończył się ten dzień. Wszystkie bały się chociażby wystawić głowę spod kołdry. Oglądały wtedy jakieś horrory. Nazwa wypadła z głowy, ale wspomnienie zostało. I uśmiech też. Chociaż przerażenie na twarzach dziewczyn ze zdjęcia było aż nadto widoczne. Tego też nie skasuje. To był naprawdę fajny czas. Wtedy jeszcze wszystko było tak, jak być powinno.
Kolejne... Tu już się zawahała. Spojrzała na zakochaną parę. Rozum podpowiadał jej, że powinna je skasować. Zdecydowanie powinna. Dlaczego nie zrobiła tego wcześniej? Gdyby zrobiła, teraz oszczędziłaby sobie kłopotu zastanawiania się i pogrążania we wspomnieniach. Wtedy, pod wpływem chwili i gniewu, wszystko szybko zniknęłoby w koszu. A dzisiaj? Dzisiaj te wspomnienia przestały już być bolesne. Sama zdrada przestała boleć. Nadal pamiętała te uczucia, ale one same należały już jakby do kogoś innego. Teraz pamiętała przede wszystkim te dobre chwile. Pamiętała tą uśmiechniętą parę, zakochaną w sobie do szaleństwa, spędzającą razem każdą minutę... ta para była jej jednocześnie trochę obca, i tak bardzo bliska.
Kolejne zdjęcie. Ta sama dwójka. Chłopak obejmuje dziewczynę. Przesunęła dłonią po twarzach na ekranie komputera. Kim oni teraz byli? Czy naprawdę wszystko aż tak bardzo się zmieniło? A może wcale nie? I ta para ze zdjęcia ciągle była gdzieś tu ukryta.
Zamknęła laptop i odłożyła na szafkę nocną. Nie potrafiła usunąć żadnego ze zdjęć. Nie wiedziała, czy to przez uczucia, czy przez sam fakt, że pozbycie się ich byłoby teraz jak przyznanie się do własnej porażki. Przecież gdyby zrobiła to teraz, to zupełnie tak, jakby sama przed sobą przyznała się, że ta sytuacja nadal boli, a przecież wcale tak nie było. To były tylko wspomnienia. Nic nieznaczące. Ten chłopak i ta dziewczyna już nie istnieli. Ona była już zupełnie kimś innym. Nawet jeżeli wygląd pozostał zupełnie ten sam, to w środku, była już inną osobą. Była kobietą, a nie dziewczynką. I on też się zmienił. Była tego pewna. Nawet jeżeli on sam mówił, że jest inaczej. Wszystko się zmieniło. I przyszła pora, żeby to zaakceptować. Ona to zrobiła. A on? Tu już dopadły ją wątpliwości. Ostatnia rozmowa kompletnie temu przeczyła. Kocham Cię. Nie sądziła, że jeszcze kiedykolwiek usłyszy od niego te dwa słowa. W tym momencie, jej serce zadrżało lekko. Poczuła się jak tamta dziewczyna. To był moment. Chwila. Ale jego barwa głosu wywołała w niej coś, czego nie powinna. Powinna się tego bać? Czy to było zwyczajne zaskoczenie? Może strzępki wspomnień? Cichutki głosik mówił, że coś więcej. Ale przecież wcale nie mdlała na jego widok. Nie rumieniła się pod każdym spojrzeniem, jak kiedyś. W jej brzuchu nie szalały motylki urządzające sobie niezapowiedzianą prywatkę. Ale jednak coś się zmieniło... może nieznacznie, ale jednak, a ona nie wiedziała co ma z tym zrobić. I czy w ogóle powinna robić cokolwiek?
...
Jestem tym, co czuję
Śnię o tobie i się gubię
I jeśli oszukuję siebie
Gubię się w tej wolności
Jestem tym, co czuję
Widzę cię i czekam
Daj mi chwilę przerwy
Szukając w sobie znalazłem ciebie
Chcę poczuć to, co istnieje tam dalej
Usiadła nagle na łóżku. Oddychała szybko. Jej serce biło niemal jak szalone. Bała się, że zaraz wyskoczy z klatki piersiowej. Rozejrzała się wokół. Było ciemno. Przymknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Spojrzała na mężczyznę obok siebie. Spał spokojnie. Na jego twarzy widniał lekki uśmiech. Powoli wstała z łóżka i podeszła do okna. Na niebie jasno świecił księżyc w pełni. Przyłożyła czoło do chłodnej szyby.
- Co ty ze mną robisz, Matteo? – jej szept uniósł się niczym para na szkle.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro