Rozdział I
Trzy lata później
„Już się dowiedziałem
Że jest ktoś nowy, który głaszcze Twoją skórę
Jakiś idiota, którego chcesz przekonać
Że ty i ja ... jesteśmy przeszłością."
Cicho zamknęła za sobą drzwi sypialni i stąpając bosymi stopami przeszła do kuchni. Zimno posadzki chłodziło rozgrzane ciepłem pościeli ciało. Usiadła na parapecie okiennym i spojrzała przez szybę. Dopiero zaczynało wschodzić słońce. Ziewnęła szeroko, zdobiąc szybę chmurką pary. Delikatna mgiełka aż prosiła, aby nakreślić delikatny wygięty kształt na przeźroczystej materii. Uśmiechnęła się lekko przyglądając się znikającemu niewielkiemu serduszku. Jej własne, było równie maleńkie... i równie zimne jak ta szyba, której nie ogrzało jeszcze wiosenne słońce. Gdyby było inne, teraz byłaby daleko stąd. W słonecznej Argentynie. Cień ironii przemknął po jej twarzy. Mogła być... Nie chciała. Wyjechała, by odciąć się od wszystkiego i wszystkich. Przygryzła lekko wargi, czując lekkie pieczenie pod powiekami.
- Czemu wstałaś tak wcześnie? – zapytał młody mężczyzna, który właśnie wszedł do pomieszczenia, ziewając szeroko. Podszedł do niej i delikatnie musnął ustami jej chłodne czoło.
- Jakoś nie mogłam spać. – odpowiedziała, uśmiechając się lekko. – Chcesz kawy? Właśnie miałam sobie robić.
- Pewnie. – odpowiedział, siadając przy niewielkim stoliku. Podniosła się ze swojego miejsca, a następnie wlała wodę do czajnika i postawiła go na gazie. Do dwóch czerwonych kubków wsypała kawę. – Ostatnio coś często Ci się zdarza, że nie możesz spać.
- To pewnie stres przed podróżą. Nic więcej – odpowiedziała.
- Na pewno? – zapytał, mężczyzna patrząc na nią uważnie.
- Wiesz, że samoloty, to nigdy nie była moja bajka. – odpowiedziała, nadal się uśmiechając.
- Ale za to Argentyna już tak!
- Masz rację. – zaśmiała się. – Tego już nie mogę się doczekać. Chcę Ci pokazać wszystko! Te piękne miejsca, fontanny... bajka... opowiedzieć wszystkie historie związane z tymi miejscami. - uśmiechnęła się do własnych myśli i wspomnień, które wiązały się z tym krajem, w którym nie była już tak dawno.
- Cieszę się, że tam jedziemy. – odpowiedział, odbierając od niej kubek z kawą. – A czy Twój były czasem tam nie mieszka? Kiedyś coś wspomniałaś...
- Nawet jeżeli, to jakie to ma znaczenie? – zapytała, upijając łyk kawy. – Pedro, nie jadę tam do byłego, tylko żeby przeżyć najwspanialszą podróż przedślubną z najcudowniejszym mężczyzną na ziemi.
- Kocham Cię! – odpowiedział, dotykając jej dłoni. A ona po raz pierwszy nie zadrżała pod ciepłym dotykiem męskich palców.
...
Zacisnęła mocno dłonie na oparciu fotela.
Wzięła głęboki oddech i policzyła do dziesięciu. Serce przyśpieszyło swój rytm.
Nienawidziła samolotów. Nienawidziła podróży.
Nagle poczuła jak ktoś ściska mocno jej drżącą dłoń.
Przez jej ciało przebiegło kilka iskier, które niczym błyskawice przecięły jej skórę.
- Nie bój się. Jestem przy Tobie. – usłyszała ciepły, lekko zachrypnięty głos. – Nic nie może Ci się stać.
Uśmiechnęła się delikatnie i spojrzała w ciemne, czekoladowe tęczówki mężczyzny.
Oparła głowę o jego ramię, niemal wtulając się w zagłębienie jego szyi.
Poczuła intensywny zapach jego perfum.
Ciepło i bezpieczeństwo.
Czuła się tak tylko przy nim. Przy nikim innym.
- Dziękuję. – odpowiedziała, zanurzając wargi w jego koszuli.
Chciała czuć ten zapach jeszcze mocniej, jeszcze bardziej. Za bardzo.
Odwzajemnił jej uśmiech, tuląc ją do siebie.
Należała do niego. Wiedziała o tym.
I on wiedział również.
Na zawsze!
...
- Skąd wiesz? – zapytał, łapiąc mocniej nadgarstek dziewczyny. Na ciele blondynki pojawiła się delikatne czerwona smuga. Ten chwyt bolał. Ale wiedziała, że jego to wszystko boli znacznie bardziej.
- Dzwoniła do mnie. – zawahała się przez chwilę, jakby nie była pewna, czy powinna powiedzieć wszystko. Ale przecież musiała to zrobić. Dla jego dobra. – Matteo... ona nie przyjeżdża sama. – w jego ciemnych tęczówkach umarło to małe światełko które, aż do tego momentu tliło się jeszcze nikłym blaskiem. – Ona ma narzeczonego. Przykro mi.
- Kłamiesz! – wykrzyknął. – To nie może być prawda!
- Nie chciałam być tą, która Ci powie. To nie powinnam być ja, ale...
- Nieprawda! Ona wróci. Wiem to! Wróci.
- Matteo, proszę Cię, przestań się oszukiwać. Zostawiła Cię i ułożyła sobie życie na nowo. Powinieneś zrobić to samo. Ty i ona to już przeszłość. – dodała.
- Nie wierzę. W żadne Twoje słowo Ambar, nie wierzę. Odzyskam ją.
- Ona ma narzeczonego.
- Nie obchodzi mnie to! – odpowiedział hardo. – Jakiś idiota nie stanie mi na drodze. Albo nie nazywam się Matteo Balsano!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro