Rozdziała XVI
NO i wreszcie ta rozmowa na którą chyba wszyscy czekali ;P
Jeśli nie chcesz słuchać mnie
Daj mi choć jedną rozmowę
Jeśli chcesz, spójrz na mnie
a oczy mogą mówić
Będziesz czuć miłość i jednocześnie złość
Odkryjesz kim jestem ponownie
Mów jeśli możesz, wykrzycz co czujesz,
powiedz mi kogo naprawdę kochasz.
- O czym ty mówisz, Ambar? – zapytała powoli, nie mogąc uwierzyć w słowa, które właśnie usłyszała. Nagle wszystko nabrało kompletnie innego wymiaru, innego dźwięku. Ucichł gdzieś hałas klubowych basów, śmiech ludzi, odór papierosów i alkoholu unoszący się w powietrzu... znowu była w swoim cichym, ciemnym pokoju, stojąc przy oknie i przyglądając się dwójce ludzi w świetle latarni. Wszystkie wspomnienia wróciły.
- Ja... chciałam żebyś to zobaczyła. Wiedziałam, że czekasz. – powiedziała cicho.
- Ty? Moja kuzynka? Po co? – zapytała.
- Chciałam go z powrotem. Myślałam, że jeżeli mu udowodnię, że jednak coś do mnie czuje, to... ale pomyliłam się. Ale ty i tak wyjechałaś. Już dawno chciałam Ci o tym opowiedzieć, ale nie miała odwagi. Wiedziałam, że mnie znienawidzisz. Ale ja go naprawdę kochałam.. kocham...
- Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? – zapytała. Upiła łyk drinka ze swojej szklanki.
- Wiesz, kuzynko... nadal kocham swojego byłego, to znaczy Twojego obecnego chłopaka i chciałabym do niego wrócić? – blondynka spojrzała na nią, unosząc brwi. – Przecież to nawet brzmi idiotycznie.
- Ale prawdziwie. – powiedziała spokojnie.
- Wiem, i teraz żałuję. Powinnam była rozwiązać to inaczej. – uśmiechnęła się smutno. – Zaślepiło mnie uczucie. I to, że on go nie odwzajemniał. I to, że Ty dostałaś wszystko, co dla mnie było tak drogie. Najpierw dom, rodzinę, potem jego... A ja zostałam z niczym. Wiesz, ile pracowałam, żeby osiągnąć to wszystko? A ty zwyczajnie weszłaś do mojego życia i jednym uśmiechem wzięłaś wszystko dla siebie.
- Wiesz, że nie chciałam. Dla mnie to też było trudne. Nie chciałam tego życia. Musiałam przeprowadzić się nagle do nowego kraju, zmienić dom, szkołę, zostawić wszystkich znajomych i nauczyć się żyć w zupełnie nowym miejscu. Nie chciałam Ci nic zabierać.
- Wiem, Luna... ale to dla mnie było bardzo trudne. Może nie wyglądam na zbyt uczuciową osobę, ale jednak... coś tam jest na dnie tego skurczonego serca. I teraz, gdy widzę jak wiele bólu zadałam Wam obojgu... nie chciałam tego. To znaczy... chciałam, ale nie chciałam żeby tak bolało. Chciałam tylko odrobiny szczęścia dla siebie. Nic więcej. Tego jednego chłopaka, którego kochałam. Ale teraz... jak widzę to wszystko. Jak widzę, jak on cierpi. I jak Ciebie też to boli. Chciałabym to naprawić. Nie wiem jak, ale... powinniście być razem. Patrzenie na niego, jak snuje się po mieszkaniu, mrucząc tylko, że Cię kocha i zrobi wszystko, żeby Cię odzyskać... Tylko Ty możesz zakończyć jego cierpienie, Luna. Ja nie potrafiłam zrobić tego nawet przez ostatnie trzy lata... Przecież go kochasz...
- Nie, Ambar. To ty go kochasz.
- Kochałam.
- Nie oszukuj mnie, widzę jak na niego patrzysz. A ja też nie zamierzam patrzeć na cierpienie bliskich mi osób. I dlatego wyjadę. Tak będzie najlepiej. Teraz wiem, że niepotrzebnie wracałam do Buenos Aires.
- Nie! Nie możesz, Luna!
- Tak będzie najlepiej. – uśmiechnęła się smutno. – Chociaż ten jeden raz, niczego Ci nie zabiorę. Przez chwilę przyglądały się sobie wzajemnie, nic nie mówiąc. Niebieskiego oczy wpatrzone w zielone. Dziękuję. Wyszeptała bezdźwięcznie blondynka. Tylko na tyle było ją stać. Chociaż sama nie była pewna, czy powinna dziękować, czy przepraszać... bo przecież znowu będzie miał złamane serce. I znowu przez nią...
...
Wyszła się przejść po ulicach pogrążonych w mroku. Miała dość ciszy panującej w mieszkaniu. Miała dość ciotki, która nie zwracała na nią żadnej uwagi. Miała dość Luny, która miała wszystko, czego ona tak bardzo chciała. Raz za razem zaciskała dłonie w pięści, przypominając sobie o tym, co kiedyś miała. Miłość, szczęście, ciepło. Ta dziewczyna zabrała jej wszystko. Została sama tylko ze swoim pokiereszowanym sercem, które już nawet nie potrafiło prawdziwie czuć. Nagle usłyszała kroki. Młody chłopak szedł w jej stronę szybkim krokiem, jakby gdzieś się spieszył.
- Matteo? Co ty tu robisz? – zapytała, stając na środku chodnika. Chłopak zatrzymał się i uśmiechnął się ciepło w jej stronę.
- Ambar! Mógłbym zapytać Ciebie o to samo. – powiedział, przystając. – Idę do Luny. Umówiliśmy się, ale... miałem spięcie z ojcem. Znowu chce mnie gdzieś wysłać na studia do innego kraju. Mam już dość tego, jak uparcie układa mi życie.
- Rozumiem Cię. Nawet nie wiesz, jak dobrze.
- A ty? – zapytał. – Co tu robisz o tej porze?
- Musiałam wyjść z domu. Przewietrzyć się. Przemyśleć parę spraw.
- Coś się stało? – zapytał, dotykając czule jej ramienia. Uśmiechnęła się smutno na ten ciepły, przyjacielski gest.
- To nic takiego. To znaczy... Znowu pokłóciłam się z ciocią. To wszystko.
- O co poszło tym razem? – zapytał.
- O wszystko. – zaśmiała się. – Ja wygarnęłam jej, że nic do mnie nie czuje, że nie mam w niej żadnego oparcia, a ona powiedziała w odwecie, że nie ma ze mnie żadnego pożytku i że wolałaby żebym nigdy nie zamieszkała w jej domu. – po jej policzku spłynęła jedna łza.
- Tak mi przykro. – powiedział, przyciągając ją do siebie. Oparła czoło o jego klatkę piersiową i zaciągnęła się jego zapachem. Wtuliła się mocno w jego koszula, obejmując go w pasie. Czuła jego ciepło, które koiło jej postrzępione serce.
- Mam dość tego, rozumiesz? – powiedziała, nie odrywając twarzy od jego ciała. – Chciałabym żeby znowu było tak, jak dawniej. Wszystko było wtedy takie proste. Nie było Luny, nie było awantur... byłeś ty. Brakuje mi tego.
- Ambar, nie zaczynajmy znowu...
- Ale taka jest prawda. Gdyby nie przyjechała tutaj, wszystko byłoby dobrze. A ja nie wypłakiwałabym Ci się teraz na ramieniu, stojąc pod oknami własnego domu. Przecież byliśmy szczęśliwi, Matteo, co się zmieniło? – zapytała.
- Przecież wiesz, że w pewnym momencie byliśmy ze sobą już tylko z przyzwyczajenia. Bo tak było najłatwiej. Króli i królowa razem. Bo tak powinno być. Nie czuliśmy do siebie już tego, co na początku. Może przyjazd Luny to wszystko przyśpieszył, ale... to i tak by się stało. I tak byśmy się rozstali.
- Jesteś tego tak pewny... - westchnęła ciężko.
- Wiesz, że tak by było. Ale i tak zawsze możesz na mnie liczyć. Może i nie jestem Twoim chłopakiem, ale nadal jestem Twoim przyjacielem. – przytulił ją jeszcze mocniej, głaszcząc jej jasne włosy.
- Dziękuję. – powiedziała, unosząc twarz do góry i patrząc w jego oczy. Były tak intensywnie brązowe, że można w nich było utonąć niczym w morzu płynnej czekolady. Dotknęła dłonią jego policzka i przesunęła po chłodnej skórze opuszkami palców.
- Co ty robisz, Ambar? – zapytał odsuwając się lekko.
- Pocałuj mnie... Proszę... Ten jeden raz. Już nigdy więcej Cię o nic nie poproszę... Obiecuję... Ale muszę poczuć, że jest ktoś obok. – powiedziała cicho urywanymi słowami.
- To nie jest najlepszy pomysł...
- Tylko jeden pocałunek. Nikt się nie dowie. Potrzebuję trochę miłości... tylko tyle. Zrób to dla mnie... jako przyjaciel. – Widziała jak się waha... widziała, jak bije się z myślami. Z jednej strony chce jej pomóc, wyciągnąć do niej rękę i ją uratować... a z drugiej była Luna. Dziewczyną, którą kocha i która teraz czeka niego, niemal licząc mijające sekundy. Zrobiła pierwszy krok. Musnęła delikatnie jego wargi. Wplotła palce w jego ciemne włosy. Ten jeden pocałunek. Miała tylko tyle. Pocałowała go mocniej, skubiąc jego dolną wargę. Poczuła jego dłonie na swojej talii i wtuliła się jeszcze mocniej w jego objęcia. Czuła, że to jest jej ostatni moment... ta jedna chwila, którą będzie mogła zapamiętać i wspominać w takie dni, jak dzisiejszy. Chwile później, odsunął się od niej... Spojrzała w jego ciepłe oczy i uśmiechnęła się w podziękowaniu. Przygryzła lekko wargę, a potem zaśmiała się cicho... - Nadal potrafisz dobrze całować.
- Dzięki. – odpowiedział, a następnie również się zaśmiał. Spojrzała w stronę okna, w którym właśnie zgasło światło i uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Zrobiła ostatnią rzecz, którą mogła. Teraz wszystko zależało od osoby, która właśnie zaciągnęła zasłony w swoim różowym pokoju.
...
Weszła cicho do mieszkania i zamknęła za sobą drzwi. Stanęła w progu jego sypialni. Spojrzała na mężczyznę uśmiechającego się lekko przez sen. Uśmiechnęła się ciepło. W pomieszczeniu unosił się wyraźny zapach męskich perfum. Przez chwilę przyglądała mu się z miłością... a potem przypomniała sobie, co się dzisiaj wydarzyło. Z jednej strony cieszyła się, że nie będzie musiała już ukrywać tego, co wtedy zrobiła, ale z drugiej... dotarło do niej, że to jest ostatni dzień, kiedy widzi go takiego jak dzisiaj i w tym miejscu. Podeszła do łóżka i musnęła delikatnie jego rozgrzany policzek. Zamruczał coś tylko niewyraźnie przez sen i obrócił się na drugi bok. To wszystko będzie już niedługo tylko wspomnieniem... po jej chłodny policzku spłynęła łza.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro