Rozdział XVIII
Odeszłaś stąd, odnalazłaś inne życie
Odeszłaś stąd, pogrzebałaś moje
I chociaż Cię nie ma, ja nadal oddycham tamtą miłością
Odeszłaś stąd, odnalazłaś inne ramiona
Usunęłaś moje pocałunki, złamałaś mnie na kawałki
I boli widzieć, ze oddałaś serce innemu
Kolejny raz odrzuciła połączenie. Nie miała jeszcze siły z nim rozmawiać. To jeszcze nie był odpowiedni moment. Musiała to wszystko ułożyć w głowie. Niby było tak samo... a tak zupełnie inaczej. Nagle poczuła się tak, jakby zupełnie straciła grunt pod nogami. Wszystko, na czym budowała swój świat, nagle gdzieś zniknęło, a ona stanęła sama, w pustce, nie wiedząc w którą stronę podążyć. Przed oczami widziała dwóch mężczyzn, który byli w stanie oddać za nią życie, którzy kochali ją ponad wszystko... i nie wiedziała już co robić. Nie wiedziała, jaką decyzję podjąć. Każda była zła. Każda kogoś raniła. Gdyby tylko mogła wybrać taką opcję, że ona sama byłaby jedyną skrzywdzoną, podjęłaby ją bez wahania, ale wiedziała, że to niemożliwe. Zawsze to był ktoś jeszcze. Gdy wybierze Matteo, to będą cierpieć wszyscy. Gd wybierze Pedro... czy będzie potrafiła znowu skrzywdzić człowieka, który czekał na nią tyle lat, mimo tego, co się stał? Nie potrafiła podjąć żadnej decyzji. Stanęła nad przepaścią... i była pewna, że każdy krok, który zrobi, sprawi że spadnie. Nie było innej możliwości. Ale przecież już raz odeszła... Oparła głowę na kolanach i wzięła głęboki oddech. Usłyszała ciche pukanie do drzwi, a następnie naciśnięcie klamki od zewnątrz. Zapomniała je zamknąć... Przetarła zmęczone oczy, przemywając je jednocześnie płynącymi łzami. Drzwi otworzyły się i stanął w nich wysoki brunet. Zamknął je za sobą i szybko podszedł do łóżka. Uklęknął przed nią i złapał jej wilgotne dłonie w swoje.
- Już wszystko wiem... - wyszeptał.
- Ja też...
- Kocham Cię. – nie odpowiedziała. Nie potrafiła. Przytuliła policzek do jego dłoni. Jego ciepło otuliło ją niczym puchaty koc. – Powiesz coś? – zapytał po chwili.
- Co ty tutaj robisz? – wychrypiała.
- Nie odbierałaś telefonów. Nie odpisywałaś. Bałem się, że znowu zniknęłaś.
- Powinnam była. – powiedziała tak cicho, żeby jej nie usłyszał. – Musiałam to wszystko przemyśleć. Chyba nadal nie mogę uwierzyć w tą historię... - westchnęła ciężko.
- Czułem się tak samo... gdy Ambar mi powiedziała... nie wiedziałem, co mam o tym myśleć. A potem wszystko nagle stało się jasne... i zrozumiałem, że... że mogę mieć jeszcze nadzieję. – przerwał na chwilę i spojrzał jej głęboko w oczy. – Mogę? – zapytał niepewnie.
- Nie wiem, Matteo...
- Przecież się kochamy. Nie chcesz, żeby było tak jak kiedyś? – zapytał.
- Sama już nie wiem, czego chcę. Może gdyby to wszystko wydarzyło się wcześniej? Może gdyby ta historia wyszła na jaw rok temu, dwa lata? Ale teraz? Tak wiele się zmieniło. Ja się zmieniłam. Poukładałam wszystko od nowa... i zwyczajnie nie wiem, co mam zrobić. – przygryzła wargę. – Chciałabym móc powiedzieć, że teraz już będzie wszystko dobrze, że znowu będzie jak dawniej... ale nie potrafię. Ja już nie jestem tą samą Luną, Matteo. Dorosłam. Zrozumiała, że w życiu ważnych jest wiele rzeczy. Także rodzina, przyjaźń... boję się, że jeżeli podejmę teraz złą decyzję, to stracę to wszystko, na co pracowałam przez ostatnie trzy lata. I nie chcę tego... ale nie chcę też stracić Ciebie. To wszystko jest dla mnie trudne. Musisz to zrozumieć... i dać mi czas...
- Dam Ci go tyle, ile tylko będziesz potrzebować. – powiedział, mocniej ściskając jej dłonie. Gładził je delikatnie opuszkami palców. – Chcę tylko, żebyś dała nam szansę... tylko tyle... - spojrzała na dłonie splecione na jej kolanach. Czuła ciepło jego ciała przy swoim. Jego zapach otumaniał jej zmysły. Zadrżała lekko pod wpływem delikatnych pieszczot jego ciepłej skóry. Jej umysł się gubił, gdy on był w pobliżu... Westchnęła cichutko... - Czy mogę... - zapytał patrząc na jej drżące usta. Skinęła tylko lekko głową, niezauważalnie... ale on wiedział. Zbliżył się do niej powoli... poczuła jego chłodny oddech na policzkach. Przez chwilę po prostu przyglądali się sobie... jego oczy znowu błyszczały tymi iskierkami... uśmiechnęła się, czując jego wargi na swoich. Najpierw delikatnie... muskał jej usta, tuląc jednocześnie zarumieniony policzek. Odpowiadała na jego pocałunki, błądząc dłońmi po skórze jego szyi... czuła, jak drży pod gorącem jej skóry. Przymknęła oczy... Czuła, jakby przeniosła się w czasie. Jego dłonie na jej ciele, usta na jej ustach... Pociągnął ją mocniej za rękę, przyciągając do siebie. Jej ciało idealnie wpasowało się jego ramiona... jakby były stworzone specjalnie dla niej. Wtuliła się mocniej w jego ciało... chciała stopić się z jego skórę i zniknąć. Zostać w jego objęciach. Poczuła jego język na ustach i delikatnie rozchyliła wargi. Niemal czuła jak się uśmiecha... jego zapach unosił się w powietrzu wokół niej, oddychała nim, pulsowała nim... Złączyła własny język z jego w subtelnym tańcu... zapomnianym, ale przecież tak doskonale znanym. Wystarczyła sekunda by odnaleźli wspólny rytm. Odsunęła się od niego dopiero wtedy, gdy zabrakło jej oddechu. Oddychała głośno, wpatrując się w jego błyszczące oczy... w jego uśmiech, który wyrażał czystą miłość. Tak bardzo tęskniła... przytuliła policzek do jego klatki piersiowe, a on powoli przeczesywał palcami jej długie włosy. – Nawet nie wiesz, jak mi tego brakowało... - wyszeptał.
- Wiem... - odpowiedziała drżącym głosem. Jej przyśpieszony oddech delikatnie łaskotał go w szyję. – Dokładnie wiem...
- Tak bardzo Cię kocham, Luna... - powiedział czule, przytulając ją mocniej do swojego boku. – Tak bardzo tęskniłem... nie tylko za Twoimi pocałunkami, za wszystkim... za Twoim ciepłem, za twoim zapachem... Nawet za tym, jak nazywałaś mnie Królem Pawiem. – zaśmiała się cicho w odpowiedzi. – Ale wiedziałem, że wrócisz... wiedziałem... Po prostu nie mogło być inaczej.
Wrócisz
Jestem pewien, że wrócisz
Jesteś z nim tylko dla czystej wygody
Znudzona w jego ramionach..
Kogo myślisz, że oszukasz?
Dobrze wiesz, że jesteś moją drugą połówką
Nie wiedziała, co mu odpowiedzieć. To wszystko było trudne... kochała go. Tego była pewna, ale czy była gotowa poświęcić dla tej miłości wszystko? Czy była w stanie poświęcić przyjaźń... rodzinę? Czy była w stanie zniszczyć czyjeś szczęście dla uzyskania własnego.
- Kocham Cię... - powiedziała cichutko.
- Kocham Cię... - Tak po prostu. Proste „kocham". Dwa słowa. Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza... sama już nie wiedziała, czy to łza szczęścia... wzruszenia... czy żalu... Bo on też tam był. W jej podświadomości... Nie potrafiła się pozbyć myśli, że na jej szczęściu cierpi pewna drobna blondynka, która teraz wylewa samotne łzy w swoją poduszkę. Czy tego właśnie chciała? Jej cierpienia... zasłużyła sobie. To prawda. Zraniła ich kiedyś. Ale ona nie była taka. Nie potrafiła odpłacać się złem za zło. Zwłaszcza, że Ambar zrobiła to tylko dlatego, że kochała tego mężczyznę, który właśnie tulił ją teraz w swoich ramionach. Kochała go nadal... może nawet mocniej, niż ona sama. Bo była w stanie poświęcić wszystko, byle tylko naprawić teraz szkody, które kiedyś wyrządziła. Potrafiła schować swoją dumę, swój żal, by go uszczęśliwić. Podeptać własne szanse na przyszłość dla dobra ich dwojga. Czy ona potrafiłaby się zdobyć na takie poświęcenie?
- Zostaniesz ze mną? – zapytała cicho.
- Wiesz, że tak. Zawsze. – odpowiedział, całując jej włosy. Uśmiechnęła się ciepło, ale w jej oczach pojawił się cień bólu.
- Ale dzisiaj? Zostaniesz ze mną? Nie chcę być teraz sama... - skinął głową w odpowiedzi. Wiedziała, że tak będzie. Coś jej podpowiadało, że to ostatnia taka noc... ostatnia, kiedy on trzyma ją w ramionach i tuli jak swój największy skarb. Ostatnie czułe pocałunki we włosach... ostatnie namiętności i szepty... Położyła się na łóżku i pociągnęła go za sobą. Wtuliła się w jego ciepłe ramiona i położyła głowę na klatce piersiowej. Czuła bicie jego serca pod policzkiem. Ten sam rytm co jej własne. Przymknęła oczy... czuła jak delikatnie przeczesuje jej włosy palcami, jak raz za razem je całuje... czuła jego palce kreślące wzory na jej ramieniu... nie minęło pięć minut... spała... wtulona w mężczyznę, którego kochała ponad własne życie... którego kochała tak bardzo, że była w stanie znowu odejść...
...
Obudziła się wcześnie. Powoli przesunęła dłonią po poduszce. Była chłodna. Otworzyła oczy. Znowu była sama w pokoju. Czy to wszystko było tylko snem? Czy tak bardzo pochłonęły ją wspomnienia, że aż wytworzyła nowe, własne, na potrzeby chwili? Nie... na pewno nie. Podniosła się do pozycji siedzącej i oparła głowę o ramę łóżka. Spojrzała w stronę szafki, na której leżał telefon... i leżało też coś jeszcze. Sztywna kartka złożona na pół. Wzięła ją do rąk i otworzyła.
Mam nadzieję, że się wyspałaś, skarbie. Wyglądałaś tak uroczo, gdy uśmiechałaś się przez sen. Nie miałem serca Cię budzić. Musiałem iść do pracy. Zadzwonię po południu.
I proszę, niech to wszystko nie okaże się tylko snem.
Kocham Cię, Matteo :*
Uśmiechnęła się smutno. Obawiała się, że to będzie sen... że to będzie koszmar, z którego przez nią nigdy się już nie obudzi... bo znowu postanowiła oszukać los...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro