Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XV

Nie zadawaj mi pytań

Na które nie odpowiem

Nie wszystko jest czarno-białe

Istnieje także szarość

Ale żałuję

I musisz to wiedzieć


Gdy następnego dnia obudziła się wcześnie rano, poczuła jak cisza panująca w pokoju ją przygniata. Nie sądziła, że to wszystko skończy się właśnie w taki sposób. Nie tak to miało wyglądać. Miała spędzić najpiękniejsze wakacje i podróż przedślubną ze swoim narzeczonym. A skończyła siedząc samotnie w pokoju hotelowym i zastanawiając się, jak bardzo zawiniła, że ktoś postanowił ukarać ją powrotem do przeszłości. W tej ciszy, dźwięk telefonu zabrzmiał niczym wystrzał. Odebrała automatycznie, nawet nie patrząc na to, kto dzwoni.

- Wiem, że jest wcześnie, ale chciałem pogadać. – powiedział głos po drugiej stronie.

- Nie uważasz, że spieprzyłeś już wystarczająco dużo?

- Nie chciałem. Przykro mi...

- Wiesz, gdzie mam to Twoje „Przykro mi"? W tym momencie mój narzeczony jest kilka tysięcy kilometrów stąd, myśląc o mnie jak najgorzej, a ty mówisz, że jest Ci przykro! Naprawdę, Matteo? Tylko na tyle Cię stać po tym, jak spieprzyłeś mi życie? – zapytała.

- Naprawdę jest mi przykro. Nie tak to miało wyglądać. Chciałem żebyśmy... żebyś ty...

- Nie obchodzi mnie, co akurat chciałeś. I wiesz co, miałeś rację. Czuję coś do Ciebie. Nienawidzę Cię! – po jej policzku spłynęła łza. – Myślałam, że skoro tak twierdzisz, że mnie kochasz, to będzie Ci zależało na moim szczęściu. Że będziesz chciał dla mnie jak najlepiej! A widzisz co narobiłeś?

- Przepraszam.

- Nie chcę Twoich przeprosin. I tak już nic nie zmienią.

- Wiem, że zawaliłem, Luna. Ale to dlatego, że Cię kocham. Nawet jeżeli Ty myślisz, że jest inaczej. Kocham Cię, jeszcze bardziej niż kiedyś.

- Gdyby tak było, nie zrobiłbyś tego. Wiedziałbyś, że zależy mi na Pedro i nie chcę go zranić. Ale nie! Ty musiałeś zrobić swoje i całować mnie na jego oczach. Nie wierzę, że mogłam być z kimś takim, jak ty!

- Chciałaś tego, Luna! Sama prosiłaś o to, żebym Cię pocałował! Chciałaś tego tak samo, jak ja! – powiedział podniesionym głosem.

- Byłam... ten cały wieczór był straszny. Byłam zmieszana, nie wiedziałam sama, czego chcę! A ty wykorzystałeś okazję, że nie byłam sobą.

- Zwalasz na mnie całą winę, Luna, to nie fair! Rozumiem, że nie zachowałem się tak, jak powinienem, ale nie byłem tam sam na tym korytarzu. Chciałaś tego. I wcześniej, na scenie, też! Możesz sobie mówić, że mnie nienawidzisz, ale ja wiem, że jest inaczej. Udawaj, skoro tak chcesz, ale ja nie zamierzam. Wiem, co czuję i wcale się tego nie wstydzę! Kocham Cię, i udowodnię Ci to. I ty też mnie kochasz!

- Nie! Nic już nie mów! Nie chce żadnych Twoich zapewnień, ani obietnic. Wiesz, czego tylko chcę?

- Czego? – zapytał.

- Żebyś dał mi żyć moim życiem. I zwyczajnie dał spokój. Już i tak drugi raz muszę odbudowywać życie po Twoich błędach. Możesz to dla mnie zrobić?

- Ile razy mam Ci powtarzać, że nigdy Cię nie zdradziłem? Dlaczego nie chcesz mi wierzyć? – zapytał, w jego głosie zabrzmiała wyraźna nuta złości.

- Bo Cię widziałam.

- To skoro jesteś takim dobrym obserwatorem, dlaczego nie widzisz, jak reagujesz na mnie? – zapytał.

- Mam dość tej rozmowy! – wcisnęła czerwoną słuchawkę i odrzuciła telefon na poduszkę. Zazgrzytała mocno zębami, a potem westchnęła ciężko. To wszystko rozstrajało ją nerwowo. Miała już dość tej huśtawki uczuć. Z jednej strony Pedro, który wyjechał, bo uważa, że powinna coś sobie przemyśleć, z drugiej Matteo, który również uparcie twierdzi, że powinna zastanowić się nad własnymi uczuciami. Czy oni wszyscy uparli się, że nie potrafi zrozumieć siebie? Czemu wszyscy nagle postanowili za nią przeżyć życie? Miała już serdecznie dość tego wszystkiego. Może faktycznie Pedro miał rację i powinna odpocząć od wszystkiego... a przede wszystkich od dwóch mężczyzn, który postanowili ułożyć jej własny los od nowa, i na dodatek po swojemu, nie zważając kompletnie na nią i na to, co myśli. Powinna odciąć się od tego wszystkiego... chociaż na chwilę.

...


Usiadła zmęczona na ławce w parku. Zrobiła kilka kilometrów na wrotkach, licząc na to, że wysiłek fizyczny pozwoli jej zapomnieć o wszystkich problemach. I faktycznie przez chwilę to działało. Czuła tylko wiatr we włosach, a w uszach słyszała już dawno zapomniane piosenki. Na kilka godzin odcięła się zupełnie od rzeczywistości. Była tylko ona i wrotki. Nic więcej. Potrzebowała takiej chwili dla siebie. Nawet jeżeli to była tylko chwila... bo potem wróciły wspomnienia. Wrotki, park... taniec, konkurs. I pocałunek, którego nigdy nie będzie potrafiła wyrzucić z pamięci. Wróciły piosenki, a historia znowu zatoczyła koło, stawiając ją w tym samym miejscu. W tym samym parku i na tej samej ławce. Brakowało tylko szatyna, który by wyśpiewywał najpiękniejsze miłosne wyznanie, jakie słyszała w swoim życiu. Zaśmiała się sztucznie. Wszystko zawsze wracało do punktu wyjścia. Wyjęła telefon z kieszenie bluzy i wybrała znany na pamięć numer.

- Hej Nina, co robisz wieczorem? – zapytała.

- Nie wiem... ? - odpowiedziała niepewnie brunetka.

- To teraz już wiesz. Muszę się napić. I potrzebuje towarzystwa.

- Coś się stało?

- Nic. I wszystko. Sama już nie wiem. Wszystko się posypało i chcę to po prostu zapić.

- Luna, wszystko w porządku? Co się stało?

- Matteo. I Pedro. To się stało. Z resztą mam dość facetów!

- Luna...

- Wieczorem. Wieczorem Ci opowiem.

- No dobrze, skoro tak wolisz. Przyjadę do Ciebie. – odpowiedziała brunetka.

- Dziękuję. – odpowiedziała cicho. Rozłączyła się i włożyła telefon z powrotem do kieszeni. Oparła głowę na kolanach, i objęła się mocno ramionami. Przez jej ciało przeszedł dreszcz... Przymknęła oczy, chcąc powstrzymać napływając łzy. To było za wiele... dwa dni, który wywróciły jej życie do góry nogami. Dwa dni i dwie osoby, który miały budować, zamiast niszczyć. I jedno serce, które zagubiło się pomiędzy krótkimi chwilami, kiedy nic nie było jeszcze ruiną.

...


- Nie lubię Cię Ambar. Nie mam zamiaru udawać, że jest inaczej. – powiedziała spokojnie brunetka, przyciskając telefon do ucha. – Ale tym razem chyba musimy zacząć współpracować. Nie wiem, co się stało, ale Luna wyraźnie jest w rozsypce i mam wrażenie, że twój współlokator ma w tym spory udział. Potrzebuję Twojej pomocy.

- Jasne. Masz rację, kumpelami wielkimi nie jesteśmy, ale Luna to moja kuzynka. Jeżeli potrzebuje pomocy...

- Cieszę się, że się rozumiemy. Możesz przyjść wieczorem do hotelu? Tam, gdzie mieszka Luna?

- Będę. Ale możesz mi powiedzieć, co się stało? – zapytała, blondynka.

- Bardzo chętnie... gdybym tylko cokolwiek wiedziała. Luna była jakaś... dziwna, jak do mnie dzwoniła. Powiedziała, że wszystko się jej wali, że potrzebuje zapić wszystkich facetów. Obawiam się, że Twój Matteo coś nawywijał i Pedro się o tym dowiedział.

- Matteo? – zapytała, a potem westchnęła ciężko, przypominając sobie twarz szatyna, gdy wrócił do domu. Udała jednak, że nie ma o tym zielonego pojęcia. – Masz rację, to do niego podobne. Myślisz, że oni...? – nie dokończyła.

- Sama nie wiem... Luna chyba nie do końca wie, czego chce, a jego obecność jej nie pomaga. Chyba się w tym wszystkim pogubiła. Niby ona twierdzi, że jest tylko przeszłością, ale boję się, że to tylko ściema. Po prostu boi się przyznać, że...

- Że nadal coś do niego czuje?

- Tego się obawiam. A nie chcę żeby znowu cierpiała.

- Dlaczego Wy wszyscy mówicie tylko o cierpieniu Luny? – zapytała, podnosząc głos blondynka. – Nie była jedyną, która cierpiała. Matteo... wiesz, jak on się stoczył gdy wyjechała? Myślałam już, że... Nie chciałabyś go widzieć w takim stanie... - głos się jej załamał.

- Nieważne. Nie chcę żeby to znowu skończyło się tak samo. Chcę po prostu żeby Luna była szczęśliwa.

- A ja chcę żeby oboje byli... - westchnęła blondynka.

- Działamy razem?

- Tak. – powiedziała pewnie. Wiedziała, że wiele od tego zależy. Szczęście dwojga drogich jej ludzi. I tylko ona mogła pomóc i wyjaśnić to wszystko... zagryzła czerwone usta... musiała podjąć tą decyzję. Nieodwracalną. To był odpowiedni moment. Musiała to zrobić, bo inaczej znowu wszyscy skończą ze złamanym sercem tak, jak poprzednim razem. I znowu to ona będzie winna. Musi wreszcie wyznać wszystko. Musi wrócić do przeszłości... musi wyjaśnić to, co przez tyle lat pozostawało w ukryciu, w jej wspomnieniach... bo przecież tylko ona wiedziała, jak było naprawdę...  


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro