Epilog
Przyznaję, tak się zajęłam drugą historią, że kompletnie zapomniałam, że miałam tu coś jeszcze wstawić... ale już naprawiam swój błąd ;P
Miłego czytania, buziaki kochani :* :* :*
PS. Podziękowania już sobie daruję, bo i tak były ostatnio, więc będzie tylko jedno słowo:
DZIĘKUJĘ!!!!!!!!!!!!!!
Wszystko wewnątrz mnie zadrżało
Wszechświat mówił, że jesteś mi pisana
i przyszło tak łatwo tak bardzo cię kochać
Coś czego nie sobie nie wyobrażałem, zatracić się w Twojej miłości
Przyszło ślepo, i cały jestem twój
Zanim spędzę z Tobą więcej czasu kochanie
Muszę ci powiedzieć, że: jesteś miłością mojego życia
Zanim pokocham cie jeszcze bardziej posłuchaj proszę
Pozwól mi powiedzieć że wszystko ci dałem
I nie ma jak wyjaśnić tym bardziej gdy cie nie ma
Po prostu tak to czułem, gdy cie zobaczyłem
- Nadal nie mogę w to uwierzyć... - westchnęła, upijając łyk kawy ze swojej filiżanki. Siedzieli właśnie we czwórkę w przytulnej kawiarence w Buenos Aires. Brunetka siedząca naprzeciwko uśmiechnęła się do niej ciepło w odpowiedzi. – Mam wrażenie, że to sen i że za chwilę się z niego obudzę...
- To nie sen, skarbie. – powiedział brunet i pocałował czule jej policzek. Wtuliła się w jego objęcia i zaciągnęła się mocnym zapachem jego perfum. Wreszcie wszystko było na swoim miejscu. Chwyciła jego dłoń i splotła ciasno ich palce. Spojrzała w oczy bruneta i zatopiła się w płynnej czekoladzie jego intensywnego spojrzenia. Tak, jak powinno.
- Hej, nadal tu jesteśmy! – zawołał wesoło Gaston, śmiejąc się głośno.
- Wiem, nie dajesz o sobie zapomnieć. – westchnął Matteo.
- Za to ty wydajesz się zupełnie nie pamiętać, gdzie jesteś! To nie wasza sypialnia, tylko miejsce publiczne, więc z łaski swojej, rączki przy sobie. Chciałbym w spokoju wypić kawę, a nie patrzeć jak się obmacujecie.
- Tyle się już wyczekali. Daj im spokój, kochanie. Niech się sobą nacieszą! – brunetka uśmiechnęła się do swojego narzeczonego czule.
- Otóż to, Nina! – zaśmiał się brunet i mocniej przytulił brunetką do siebie.
- Strasznie się cieszę, że wszystko się dobrze skończyło. Przyznaję, że gdy ubierałam Lunę w suknię ślubną, miałam obawy... - powiedziała grożąc palcem w stronę przyjaciółki. – Ale na szczęście poszła po rozum do głowy i jednak nie wyszła wtedy za mąż. – Brunetka uśmiechnęła się do dziewczyny.
- Dziękuję. To też dzięki Tobie... gdyby wtedy, na wieczorze panieńskim... zasiałaś we mnie ziarno niepewności. Co prawda trochę zajęło mi przemyślenie tego wszystkiego, co powiedziałaś... ale w końcu zrozumiałam, że miałaś rację. Jest tylko jeden mężczyzna, z którym mogę być szczęśliwa. I jakkolwiek nie próbowałabym oszukać losu, to on i tak zawsze ze mną wygra. I zawsze będę wracać. – uśmiechnęła się ciepło do bruneta. Ten pocałował delikatnie jej malinowe usta, tuląc do siebie jej zarumieniony policzek.
- Przestańcie! – jęknął blondyn.
- Oh, zamknij się! – zawołał brunet i ponownie wpił się w usta brunetki. Bez zastanowienia odwzajemniła jego pocałunek, obejmując go za szyję. Wplotła dłoń w jego włosy i przeczesała je palcami. Była jedyną, której na to pozwalał. – Kocham Cię... - wyszeptał wprost w jej usta.
- Kocham Cię... - powiedziała, dotykając dłonią jego policzka.
- Jakie to słodkie, Gaston. Tylko popatrz na nich. – powiedziała rozmarzona brunetka. Para zaśmiała się wesoło w odpowiedzi. Odsunęli się lekko do siebie, ale nadal nie przestali obejmować. Jego ramię było delikatnie oplecione wokół jej talii, a splecione dłonie spoczywały na jego kolanach.
- W ogóle, mam dla Was ogromnego newsa! – zawołał wesoło Luna.
- Jakiego? – zapytała brunetka, mrużąc swoje oczy z uwagą.
- Ambar spotyka się z Pedro!
- Żartujesz? – zapytała, szeroko otwierając oczy.
- Nie! Sama mi powiedziała. A poza tym, widzieliśmy ich ostatnio z Matteo na spacerze. Uroczo razem wyglądają, prawda? – uśmiechnęła się w stronę bruneta.
- Ale nie tak, jak my. – powiedział pewnie.
- Bo my jesteśmy wyjątkowi! – zaśmiała się dziewczyna. Jesteśmy wyjątkowi... Ich miłość była wyjątkowa. Była w stanie przezwyciężyć wszystkie trudności. Nie zniszczył jej czas, odległość, inni ludzie... nie mogła zniszczyć jej żadna broń, żadne słowa, zarówno te wypowiedziane, jak i te przemilczane. Była wyjątkowa. Unikatowa. Niepowtarzalna. Magiczna. I przede wszystkim... taka na zawsze. Byli sobie przeznaczeni. Nikt i nic nie było w stanie tego zmienić. Spojrzeli sobie w oczy... przed nimi czekała wspaniała droga. Ścieżka, na której zbudują własną, wspólną przyszłość... a dzisiaj postawili na niej swój pierwszy krok... es el primer paso...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro