Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog

Przyznaję, tak się zajęłam drugą historią, że kompletnie zapomniałam, że miałam tu coś jeszcze wstawić... ale już naprawiam swój błąd ;P 

Miłego czytania, buziaki kochani :* :* :*

PS. Podziękowania już sobie daruję, bo i tak były ostatnio, więc będzie tylko jedno słowo:


DZIĘKUJĘ!!!!!!!!!!!!!!


Wszystko wewnątrz mnie zadrżało

Wszechświat mówił, że jesteś mi pisana

i przyszło tak łatwo tak bardzo cię kochać

Coś czego nie sobie nie wyobrażałem, zatracić się w Twojej miłości

Przyszło ślepo, i cały jestem twój


Zanim spędzę z Tobą więcej czasu kochanie

Muszę ci powiedzieć, że: jesteś miłością mojego życia

Zanim pokocham cie jeszcze bardziej posłuchaj proszę

Pozwól mi powiedzieć że wszystko ci dałem

I nie ma jak wyjaśnić tym bardziej gdy cie nie ma

Po prostu tak to czułem, gdy cie zobaczyłem


- Nadal nie mogę w to uwierzyć... - westchnęła, upijając łyk kawy ze swojej filiżanki. Siedzieli właśnie we czwórkę w przytulnej kawiarence w Buenos Aires. Brunetka siedząca naprzeciwko uśmiechnęła się do niej ciepło w odpowiedzi. – Mam wrażenie, że to sen i że za chwilę się z niego obudzę...

- To nie sen, skarbie. – powiedział brunet i pocałował czule jej policzek. Wtuliła się w jego objęcia i zaciągnęła się mocnym zapachem jego perfum. Wreszcie wszystko było na swoim miejscu. Chwyciła jego dłoń i splotła ciasno ich palce. Spojrzała w oczy bruneta i zatopiła się w płynnej czekoladzie jego intensywnego spojrzenia. Tak, jak powinno.

- Hej, nadal tu jesteśmy! – zawołał wesoło Gaston, śmiejąc się głośno.

- Wiem, nie dajesz o sobie zapomnieć. – westchnął Matteo.

- Za to ty wydajesz się zupełnie nie pamiętać, gdzie jesteś! To nie wasza sypialnia, tylko miejsce publiczne, więc z łaski swojej, rączki przy sobie. Chciałbym w spokoju wypić kawę, a nie patrzeć jak się obmacujecie.

- Tyle się już wyczekali. Daj im spokój, kochanie. Niech się sobą nacieszą! – brunetka uśmiechnęła się do swojego narzeczonego czule.

- Otóż to, Nina! – zaśmiał się brunet i mocniej przytulił brunetką do siebie.

- Strasznie się cieszę, że wszystko się dobrze skończyło. Przyznaję, że gdy ubierałam Lunę w suknię ślubną, miałam obawy... - powiedziała grożąc palcem w stronę przyjaciółki. – Ale na szczęście poszła po rozum do głowy i jednak nie wyszła wtedy za mąż. – Brunetka uśmiechnęła się do dziewczyny.

- Dziękuję. To też dzięki Tobie... gdyby wtedy, na wieczorze panieńskim... zasiałaś we mnie ziarno niepewności. Co prawda trochę zajęło mi przemyślenie tego wszystkiego, co powiedziałaś... ale w końcu zrozumiałam, że miałaś rację. Jest tylko jeden mężczyzna, z którym mogę być szczęśliwa. I jakkolwiek nie próbowałabym oszukać losu, to on i tak zawsze ze mną wygra. I zawsze będę wracać. – uśmiechnęła się ciepło do bruneta. Ten pocałował delikatnie jej malinowe usta, tuląc do siebie jej zarumieniony policzek.

- Przestańcie! – jęknął blondyn.

- Oh, zamknij się! – zawołał brunet i ponownie wpił się w usta brunetki. Bez zastanowienia odwzajemniła jego pocałunek, obejmując go za szyję. Wplotła dłoń w jego włosy i przeczesała je palcami. Była jedyną, której na to pozwalał. – Kocham Cię... - wyszeptał wprost w jej usta.

- Kocham Cię... - powiedziała, dotykając dłonią jego policzka.

- Jakie to słodkie, Gaston. Tylko popatrz na nich. – powiedziała rozmarzona brunetka. Para zaśmiała się wesoło w odpowiedzi. Odsunęli się lekko do siebie, ale nadal nie przestali obejmować. Jego ramię było delikatnie oplecione wokół jej talii, a splecione dłonie spoczywały na jego kolanach.

- W ogóle, mam dla Was ogromnego newsa! – zawołał wesoło Luna.

- Jakiego? – zapytała brunetka, mrużąc swoje oczy z uwagą.

- Ambar spotyka się z Pedro!

- Żartujesz? – zapytała, szeroko otwierając oczy.

- Nie! Sama mi powiedziała. A poza tym, widzieliśmy ich ostatnio z Matteo na spacerze. Uroczo razem wyglądają, prawda? – uśmiechnęła się w stronę bruneta.

- Ale nie tak, jak my. – powiedział pewnie.

- Bo my jesteśmy wyjątkowi! – zaśmiała się dziewczyna. Jesteśmy wyjątkowi... Ich miłość była wyjątkowa. Była w stanie przezwyciężyć wszystkie trudności. Nie zniszczył jej czas, odległość, inni ludzie... nie mogła zniszczyć jej żadna broń, żadne słowa, zarówno te wypowiedziane, jak i te przemilczane. Była wyjątkowa. Unikatowa. Niepowtarzalna. Magiczna. I przede wszystkim... taka na zawsze. Byli sobie przeznaczeni. Nikt i nic nie było w stanie tego zmienić. Spojrzeli sobie w oczy... przed nimi czekała wspaniała droga. Ścieżka, na której zbudują własną, wspólną przyszłość... a dzisiaj postawili na niej swój pierwszy krok... es el primer paso... 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro