XVIII
Od kiedy Levi znów wyjechał, minął dłuższy czas i w końcu przyszła wiosna. Pora roku słynie z tego, że wraz z jej obecnością wszystko budzi się do życia i rozkwita. Mawia się też, że jest to wyjątkowy czas zauroczeń oraz tych głębszych miłosnych amorów.
Niccolo zdążył poznać Erena na tyle, aby dowiedzieć się o jego dacie urodzenia, a ta wypadała akurat dzisiaj. Tym bardziej spodziewał się wyjątkowego entuzjazmu ze strony chłopaka, chociaż ten od dłuższego czasu w ogóle nie pokazywał swojego prawdziwego oblicza... Przestał wszystkich bajerować, nie mając przy sobie najważniejszego obiektu zalotów, czasem zdarzało mu się nie przychodzić na zajęcia, nawet na lekcje, a jak już był to najczęściej bujał w obłokach. Patrzył melancholijnie w okno, jakby nudziły go słowa nauczycieli... Jeśli nie to, to na ławce odsypiał noce, które były mu zabierane przez pewną, gnębiącą go rzecz... Już nawet ani trochę nie ruszały go liczne uwagi, ani przymus zostawania po lekcjach w kozie. Chodził tak, jakby mało co do niego docierało i żył w swoim świecie... Nawet teraz gdzieś uciekł zamiast brać udział w obowiązkowych zajęciach pozalekcyjnych. Przewodniczący czekał długo i był cierpliwy, aż w końcu westchnął ciężko. Przestał wierzyć w wersję szatyna o tym, że ten musi na chwilkę wyjść do łazienki i zaraz wróci. Już od początku wątpił w słowa chłopaka, którego rozkojarzonego i ostudzonego zachowania w ogóle nie poznawał, ale po jego dłuższej nieobecności blondyn tylko potwierdził swoje podejrzenia. Czując irytację, poszedł szukać swojego podopiecznego i wcale nie zajęło mu to wiele czasu, bo od razu rozpoznał charakterystyczny sposób grania na gitarze. Domyślił się, że Jaeger poszedł do klubu muzycznego, gdzie również często uciekał. W końcu tam mógł się wyżyć uczuciowo i wyrzucić z siebie wrażliwość, a w klubie plastycznym musiałby znosić obecność niezbyt lubianego przez niego chłopaka...
Niccolo zdecydowanie wszedł do sali, a tam zauważył szatyna jak zwykle siedzącego na ławce i grającego na gitarze. Teraz jednak nie wyglądał jak ten popisujący się Eren, tylko jak jakiś romantyczny poeta. Jakoś smutno opuszczał powieki, koncentrując wzrok na instrumencie, a przy tym nieco zacisnął wargi. Jego palce tworzyły dość przejmujące melodie, w których nie brakowało emocjonalności. Nawet zdarzyło mu się zanucić, co tylko potwierdzało raczej melancholijny charakter jego gry. Nie przestawał nawet, gdy zauważył Niccolo i jego oczywisty wyraz twarzy. Dalej robił swoje, jak gdyby nic.
- Dlaczego po prostu do niego nie zadzwonisz, Eren? - westchnął w końcu blondyn.
- Nie rozumiesz... - szatyn zabrzmiał, jakby jego ciało przeszło do innego wymiaru.
- Nie możesz ciągle znikać z zajęć - zabrzmiał stanowczo, choć z ukrytą troską - Dyrektor może w każdej chwili nas odwiedzić. Jeśli tam ciebie nie będzie...
- Wyjebane - westchnął obojętnie.
- Będę miał problemy.
Wtedy szatyn już faktycznie przestał grać. Odłożył instrument i spojrzał na starszego, dając znak, że już wraca. Niccolo jako przewodniczący musiał odciągnąć Erena od innych zajęć i zaprowadzić na te właściwe, chociaż w środku dobrze rozumiał szatyna i z czystej przyjaźni był zmartwiony jego stanem. Wprawdzie młodszy aż do teraz nie przyznał się do prawdziwych powodów swojej nagłej zmiany, nawet przed swoim przyjacielem. Jednak Niccolo domyślał się i wciąż próbował wydusić wszystko z niesamowicie wytrwałego w trzymaniu tajemnicy chłopaka, chociaż ten nawet nie reagował na sugestie...
Eren właśnie coś kroił ze swoim, jakby przygnębionym wzrokiem, chociaż nie do końca o to chodziło. Wtedy blondyn podjął kolejną próbę porozumienia z szatynem, mając nadzieję, że tym razem chłopak otworzy się.
- Dobra, Eren - zaczął poważnie ze swoją dojrzałą troską - Jak długo masz zamiar to w sobie chować? Grając jakieś smęty i olewając wszystko, nie znikną twoje problemy...
- Wiem... - przyznał zawstydzonym tonem.
- Co takiego stało się między tobą a Levi'em?
- Nic...
- Proszę cię, Eren... - prychnął kpiąco, na co Eren drgnął i otworzył szerzej oczy, bo taka postawa przypominała mu kogoś - Musiałbym być wyjątkowo głupi, żeby uwierzyć, że Levi nie ma nic wspólnego z tą sprawą.
- Bo... - nagle zrobił lekki grymas, jakby czuł opór przed mówieniem. Jednak musiał to w końcu przezwyciężyć - Kiedy byliśmy u ciebie... On próbował mi powiedzieć coś ważnego... Ale ja przestraszyłem się... Zamiast dać mu powiedzieć, zignorowałem to... - otworzył szerzej oczy, czując szybsze bicie serca - Nie... Ja nie chciałem, żeby to mówił. Nie do mnie... Specjalnie go powstrzymałem.
- Wyznawał ci miłość, prawda?
Wtedy niespotykanie zawstydzony Eren pokiwał głową, patrząc gdzieś w bok. Niccolo chwilę myślał, po czym opiekuńczo poklepał chłopaka po ramieniu:
- Myślę, że powinieneś jednak do niego szybko zadzwonić. Macie sobie coś do wyjaśnienia.
- Nie! - nagle Eren ożywił się - Mam lepszy pomysł!
- Co? - spojrzał na niego zaskoczony.
- Pójdę się najebać! - uniósł kąciki ust w górę, odkładając wszystko - W końcu mam dzisiaj urodziny! Trzeba świętować! Przynajmniej nie będę myślał o tej marudzie!
Niccolo ledwo zdążył przyjąć do wiadomości kolejną zmianę szatyna, a tego już nie było. Musiał szybko wybiec i nawet nie pożegnał się ani nic. Blondyn tym razem wybaczył narwańcowi, bo i tak by go nie zatrzymał, a przynajmniej Eren wreszcie się uśmiechnął. Chociaż miał obawy, że to wcale nie skończy się dobrze...
Jakiś czas później, szatyn po ogarnięciu się wyszedł z domu, zostawiając tam telefon. Zrobił to specjalnie, żeby nie czuć odruchu odebrania od Levi'a. Brunet co jakiś czas dzwonił lub pisał, ale szatyn wszystko ignorował, bo przypominał sobie tamtą sytuację... Przecież on doskonale wiedział, co starszy chciał mu powiedzieć. I to właśnie był problem. Chłopak nie myślał, że to może zajść tak daleko, przecież mu chodziło tylko o zabawę... Gorzej, że sam czuł coś więcej, mu naprawdę zaczęło zależeć. Znowu... Również cierpiał, bo wiedział, że rani Levi'a swoim brakiem reakcji... Domyślał się, co czuje brunet, a nawet wyobrażał sobie smutek na jego twarzy... Jednak strach Jaegera był większy, a w dodatku czuł opór przed odpowiedzeniem czy odebraniem od Ackermanna.
Najpierw chłopak poszedł do parku, gdzie zaczął spacerować. Przyglądał się wszystkiemu bez większego zaangażowania, a jedynie chodziło o skupienie uwagi. Jednak zaśmiał się wręcz szaleńczo, kiedy jego wzrok wylądował na nieistotnej ławce. Po prostu ta zupełnie bes kontekstu przypomniała mu o jego pierwszej, prawdziwej miłości. Na myśl o tym czuł obrzydzenie, a jednocześnie gardził tym wspomnieniem. Jednak jedyne co mu pozostało to wyśmiewać swoją dawną naiwność i osobę, która to wykorzystała. Kiedy Eren zaczął wchodzić zbyt głęboko w swoje błędy z przeszłości, nagle pokręcił głową. Jeszcze strzelił się w twarz, po czym zmarszczył brwi i w skupieniu ruszył na podbój jednej z knajp, gdzie był już dobrze znany.
Ledwo przekroczył próg pomieszczenia podświetlonego na czerwono, a już zdążyło go zauważyć wiele znajomych twarzy. W większości byli to studenci, którzy wiedzieli o podbojach szatyna, a niektórzy mieli zaszczyt zostać jedną ze zdobyczy chłopaka. Chociaż Eren zapewniał ich już na wstępie, że to tylko jeden raz, oni udawali, że nie słyszą. Nie płakali za Jaegerem, ale mieli nadzieję, że ten jeszcze zechce się z nimi pobawić, bo przygody z nim były ich najlepszymi w życiu. Co zabawniejsze, ci wszyscy ładni chłopcy pochodzili z dobrych domów, gdzie w ogóle nie było mowy o seksie przed ślubem, a co dopiero sprawy męsko - męskie... Dawniej szatyn nie żałował zainteresowanym lekcji wyjątkowych doznań, ale tylko tym, którzy podobali się również jemu i znał ich jednak trochę bardziej. A wcale nie było ich tak dużo tam, dlatego większość patrzyła na Erena z nieprawdopodobnym pożądaniem na podstawie historyjek, jakie krążyły o wspaniałym Jaegerze.
Teraz chłopak posyłał im swój uroczy uśmiech, chociaż w środku skręcało go na myśl, że ma w tym miejscu spędzić swoje urodziny. Sam lokal był jak najbardziej porządny i ludzie w nim również, jednak same skojarzenia i jego ogólny stan robiły swoje... I właśnie dlatego szybko podszedł do barku, gdzie na wstępie poprosił kieliszek wiadomego trunku, jaki szybko przeszedł przez jego gardło. Barmar na początku robił jakieś problemy, ale zdesperowany wzrok Erena tak go przejął, że sam z siebie dolał mu jeszcze. Wprawdzie nie wiedział o co chodzi i wcale nie chciał o tym słuchać, ale szatyn wydawał się być wystarczająco przekonujący, żeby uznać, że musi utopić gdzieś swoje problemy... Następnie szatyn usiadł przy ścianie, układając łokieć na podświetlanym blacie od barku. Wtedy też westchnął cicho i przejechał dłonią po twarzy, nastawiając się na spędzenie czasu akurat w tym miejscu...
Nie minęło wiele czasu, ale to wystarczyło słynnemu Jaegerowi, aby odprężyć ciało. Już czuł się lepiej, a nawet unosił kąciki ust w górę. Nie tracąc swojego uroku osobistego, przyciągnął do siebie chyba wyjątkowo wpatrzonego w niego dzisiaj chłopaka. Bezwstydnie zaczął go uwodzić, wywołując w starszym wiele niesamowitych emocji, chociaż i tak najbardziej pracował słowami. Nie musiał za dużo używać swoich zwinnych rączek, bo jego aktualny cel totalnie leciał na teksty chłopaka. Przy czym zdążyli jeszcze coś wypić, co uruchomiło szczerość szatyna. Bezpośrednio dał znać chłopakowi, że znudziło mu się, a tak poza tym to gorąco tu... W tym momencie rozpiął swoją koszulę, czym od razu zdobył swoich wielbicieli. Za chwilę jednak stwierdził również, że ogólnie nudno tu, dlatego on pokaże wszystkim jak się bawić... Bezczelnie wbił za barek, gdzie chwycił jakąś butelkę, otworzył, po czym podniósł i zaczął wlewać w siebie, przy okazji oblewając siebie. Kiedy zawartość naczynia skończyła się, zaczął wygłaszać hasła o zabawie i rozbił butelkę o boczny blat, ignorując zdenerwowanego barmana. Następnie wszedł na główny blat, gdzie wykazał się talentem idiotycznego tańca przy bezsensownym darciu ryja, choć w jego wykonaniu wyglądało to rozkosznie, co potwierdzali zdezorientowani widzowie przedstawienia. Jednak naprawdę gorąco zrobiło się, kiedy Eren postanowił kompletnie zdjąć z siebie koszulę. Wtedy po pomieszczeniu rozległ się jednoznaczny dźwięk oznaczający zadowolenie tłumu, chociaż był prawie niesłyszalny przez muzykę. Tylko sam Eren zdołał się przebić przez basy swoim donośnym i masakrycznie pewnym głosem...
Tymczasem do baru weszli Zeke, a obok niego zdegustowany Levi. Kiedy zobaczył szatyna w wiadomym stanie, otworzył szerzej oczy, ale jego serce i tak zabiło szybciej. Przecież on widział swoją ukochaną osobę, a nie mokrego pajaca bez górnego okrycia... Jednak zaraz doszło do niego, co właściwie szatyn robi. Sam Zeke odrętwiał i nie wiedział jak zareagować na poczynania swojego młodszego brata. Nagle przypomniał sobie o brunecie, którego chciał wyciągnąć gdzieś na rozluźnienie:
- Matko! Przepraszam, Levi! - zaczął blondyn, patrząc na bruneta - Nie wiedziałem, że ten debil tu będzie spędzał swoje urodziny...
- On ma dzisiaj urodziny?! - wrzasnął, łapiąc kontakt wzrokowy z szatynem.
Kiedy Eren zobaczył Levi'a, od razu zmarszczył brwi i zaczął schodzić z blatu, po czym chwycił pierwszą lepszą osobę i czym prędzej ulotnił się z pierwszego planu. Ten ruch ze strony młodszego niesamowicie zabolał bruneta, ale musiał to ukryć przed Zeke'iem. Przecież blondyn nie mógł wiedzieć, że Levi jest zakochany w jego uwodzicielskim, młodszym bracie...
- Zeke... Chcę mi się pić - wyznał brunet, próbując jak najbardziej zagrać swój typowy ton.
- Oczywiście. Zaraz coś ci przyniosę.
Kiedy starszy Jaeger poszedł do dopiero co zdemolowanego barku, wtedy Levi natychmiast posmutniał. Nie rozumiał, dlaczego Eren nagle tak go traktuje po tym wszystkim... Ackermann inaczej wyobrażał sobie powrót. Bardzo chciał spędzić dzisiejszy wieczór właśnie z szatynem, a wtedy mu wyznać to, czego nie potrafił przy ich ostatnim spotkaniu. Czuł wewnętrzny zawód, bo miał wrażenie, że dostał kosza... Pierwszy raz. Dodatkowo Eren, jakby specjalnie go olewał, co pogłębiało ból. Brunet był smutny i zły jednocześnie, że oddał swoje serce komuś takiemu i właśnie zaczęło do niego dochodzić, że Eren jest taki jak reszta jego byłych... Z tym, że z nim nawet nie zdążył się związać i zerwać... Nie, Eren był gorszy, a akurat w nim musiał się zakochać. Myślał o tym wszystkim, a przy tym szedł nieuważnie, przez co za chwilę potknął się o czyjeś nogi. Na szczęście został złapany w odpowiednim czasie przez dość duże i ciepłe dłonie, a potem posadzony obok wybawcy. Zupełnie speszony swoim stanem i sytuacją Levi spojrzał w górę, a wtedy ujrzał... Jeana. Gwałtownie otworzył szerzej oczy, czując ogromny wstyd, aż serce zaczęło mu bić szybciej ze stresu. Jednak blondyn uśmiechnął się ciepło, co złagodziło jego stan.
- Przepraszam... - zaczął miło Jean, drapiąc się w tył głowy - Powinienem bardziej pilnować moich długich nóg.
- Co? - szczerze zaśmiał się - Ja również przepraszam... Zapomniałem patrzeć pod nogi.
- Zauważyłem, że jesteś smutny... Coś się stało?
- Wiesz... - spojrzał w bok - To dosyć krępujące...
- Wydaje mi się, że chciałbyś się wygadać.
- Bardzo... - westchnął bezsilnie.
- Więc masz - podał mu pełny kieliszek - na odwagę.
Levi przez chwilę patrzył ze zwątpieniem na trunek, po czym spojrzał pytająco na młodszego. Ten pokiwał głową, że tak będzie dobrze. Wtedy brunet stwierdził, że już mu wszystko jedno i szybkim ruchem wypił, po czym skrzywił się. Kątem oka zauważył, że na stoliku stoi cała butelka wódki, więc w przypływie stresu chwycił ją i upił jeszcze trochę, żeby być pewnym, że zadziała. Jean zaśmiał się cicho, co wydało się brunetowi dosyć urocze, ale zostawił to dla siebie. Następnie zaczął opowiadać o swoim problemie z Erenem, nie wymieniając go z imienia. Musiał też pominąć parę faktów, żeby chłopak nie skojarzył o kogo chodzi.
- A tak w ogóle to czemu nie jesteś tu z Arminem? - zapytał troskliwym tonem o wiele delikatniej niż zwykle.
- Wiesz... - uśmiechnął się niezręcznie - Pokłóciliśmy się trochę...
- O nie! - posmutniał - Ale nie martw się! Na pewno wszystko będzie dobrze! - zaczął go opiekuńczo głaskać po ramieniu.
Blondyn uśmiechnął się delikatnie, kiwając głową. Następnie brunet rozwinął temat niepowodzenia i zaczął opowiadać o swoich poprzednich związkach, wytykając im wszystkie wady. Wprawdzie było ich niewiele, a w wyglądzie chyba w ogóle, ale zawsze coś się znajdzie. Nagle Ackermann zupełnie przypadkiem spojrzał w oczy Jeana i aż zamarł, zresztą ten drugi też. Po prostu nie potrafili odwrócić wzroku, czuli się jak zaczarowani. Automatycznie zbliżali się do siebie, kierując wzrok na swoje usta. Za chwilę pocałowali się delikatnie, kiedy Levi wsunął dłoń we włosy młodszego. Wtedy ciepła ręka Jeana wylądowała na boku starszego, chociaż szybko przesunął ją na jego łopatkę. W miarę pocałunku, pogłębiając go językami, a przy tym zaczęli czule sunąć rękoma po swoich ciałach. Brunet nie wiedział co myśleć o tym, ale nie mógł przestać... Jean był opiekuńczy i delikatny, a przy tym dobrze całował. Czuł, że chłopak ma w sobie zdecydowaną siłę, ale nie chce jej prezentować. W dodatku było mu ciepło i przytulnie w jego ramionach. Mimo wszystko po dłuższej chwili oderwali się od siebie, a przy tym zaczęli dyszeć troszeczkę szybciej. Levi był już na tyle rozluźniony, że nie dziwił się aż tak, chociaż spojrzał zaskoczony na równie zdezorientowanego blondyna.
- Tego nie było... - rzekł brunet.
- To... - przygryzł wargę w wyraźnym skołowaniu - To się nie wydarzyło.
Po tym zapadła niezręczna cisza. Levi odszedł od Jeana, chcąc uniknąć większej niezręczności. Za chwilę w oczy rzucił mu się widok, przez który zmarszczył brwi w wyraźnej irytacji. Eren właśnie bezkarnie flirtował z jakimś totalnym idiotą, który tak łatwo leci na ładne oczy i uroczy uśmiech Jaegera. Sam podrywany uśmiechał się, jakby próbował zachwycić szatyna. Levi nie mógł tego znieść... Szczególnie, że chłopak wcześniej go olewał przez telefon, a potem bezczelnie uciekł...
Ackermann szybko wkroczył do akcji. Podbiegł do dwójki, po czym mocno złapał nadgarstek Erena, na co ten spojrzał na niego zdziwiony, jak gdyby nic:
- Jestem zajęty - warknął Eren, wskazując ręką na drugiego chłopaka.
- Jestem jedynym chłopakiem, który może być z tobą naprawdę zajęty, nie pamiętasz? - w jego głosie zabrzmiała mimowolna zazdrość.
- Jakoś niezbyt... - odpowiedział równie niemiło, marszcząc brwi. Niestety, o dziwo pamiętał te słowa.
- Więc ci je przypomnę - po czym pociągnął go za sobą.
Szatyn był wyraźnie wkurzony. Nie dlatego, że ktoś go oderwał od bajerowania nudnego chłopaka, ale dlatego, że dopadł go ktoś, kogo chciał unikać za wszelką cenę. Nagle doszli gdzieś, gdzie już nie było ludzi, a wtedy Levi... posmutniał. Spojrzał na rozłoszczoną twarz młodszego swoimi oczami pełnymi żalu, a wtedy szatyn złagodniał, a wręcz otworzył szerzej oczy. W końcu Eren pękł... Popchnął starszego na ścianę, po czym przylgnął do niego i pocałował go mocno. Tak bardzo pragnął ciepłych warg Ackermanna, że całe jego ciało zaczęło drżeć ze świadomości, że właśnie dotyka ciała niższego. Onieśmielony Levi jedynie ułożył dłonie na policzkach chłopaka, chociaż zaraz zaczął nimi jeździć po jego torsie, czując ogarniające go ciepło i ożywające motyle w brzuchu. W dodatku jego serce dalej biło tylko dla Jaegera w swoim wyjątkowym rytmie. Levi kochał Erena i nie potrafił od tak przestać... Za to szatyn nerwowo błądził rękoma po ciele starszego, nie mogąc się oprzeć. Aż wsunął język w jego usta, gdzie ten powitał go dość namiętnie. Przez ciało śniadoskórego przepływało pragnienie, jakiego nie mógł opanować. Gdzieś wewnętrznie odczuwał płomień, jaki promieniował na wszystkie partie jego ciała. Najgorsze jednak było to specyficzne uczucie w brzuchu, które oznaczało tylko jedno... Nagle Eren oderwał się od starszego, po czym spojrzał na niego z szokiem i oddychał szybciej. Levi tak samo. Nie rozumiał, co się stało... Jeszcze chwilę temu grzał się w blasku swojej miłości, a ten nagle to przerywa...
Szatyn wtulił się mocno w bruneta, chowając nos w zgięciu jego szyi. Za chwilę Levi poczuł, że... Eren płacze. Zmartwiony natychmiast ułożył dłonie na plecach chłopaka i zaczął go głaskać, próbując złagodzić ból duszy chłopaka, cokolwiek go spowodowało. Nagle szatyn oderwał się i usiadł, przy czym kontynuował dosłowne beczenie jak dziecko.
- Nie chcę! - wrzeszczał ze łzami - Nie chcę cię, Levi! Nie chcę myśleć, że mógłbyś mnie zdradzić jak on! Nie chcę znowu cierpieć! To dlatego, że cię k... - nagle zamilkł, po czym próbował dalej - Ko... K...
- Eren...
- Nie! Wynoś się stąd! - ruszał rękoma i nogami na wszystkie strony.
Levi poczuł, jak do jego oczu również napływają łzy. Nie miał pojęcia, co w tej sytuacji zrobić... Jego ukochana osoba była załamana, a wręcz płakała. Nieważne, że zraniła też go samego... Levi chciał teraz, żeby to Eren był szczęśliwy, ale nie mógł nic zrobić. Chwilę jeszcze tak postał, po czym uciekł. Żeby zabić świadomość stanu młodszego Jaegera, zaczął pić bez umiaru. Chciał przestać się martwić o szatyna, bo wiedział, że on sam mu nie może nijak pomóc. Przecież był powodem płaczu chłopaka...
Po jakimś czasie totalnie pijany Levi wyraźnie pokazywał, w jakim jest stanie. Jedynie wciąż krzyżował ręce i marszczył brwi w irytacji, za to był cały czerwony. Nagle wybuchnął płaczem i po jego twarzy zaczęły lecieć strumienie łez, a on wiercił się na wszystkie strony. Nagle zobaczył Jeana, który bez uprzedzenia wziął go na ręce, ale rozemocjonowany brunet nawet nie protestował. Jedynie wrzasnął, ruszając rękoma i nogami:
- Nienawidzę facetów!!!
Nagle zauważył również Zeke'a, który na plecach miał nieprzytomnego Erena w rozpuszczonych włosach, przez co jego twarz była praktycznie niewidoczna. Spojrzał pytająco, a wtedy blondyn odpowiedział z irytacją:
- Zgon.
- Czemu mnie zabieracie gdzieś?! - wrzeszczał dalej brunet.
- Bo jesteś pijany - westchnął Jaeger - Poprosiłem Jeana o pomoc, bo był najbliżej. Ja muszę nieść tego debila, bo mnie rodzice zabiją za to, że go zostawiłem samego w takim stanie...
- Nie jestem pijany!
- Rozbeczałeś się... - starszy spojrzał na niego jednoznacznie - Kiedy niechcący znalazłem Erena, też beczał. Na chwilę się odwróciłem, a ten już leżał... I też twierdził, że nie jest pijany.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro