VI
Rano obolały Levi otworzył oczy wtulony w kołdrę, czując od niej ciepło. Spojrzał obok, a wtedy przeżył szok i automatycznie odsunął się. Pod tą samą kołdrą leżał Eren bez koszulki, przez co brunet mógł dostrzec umięśnione ramiona oraz plecy chłopaka, co onieśmielało go trochę. Zajrzał pod spód, a widok tam wstrząsnął nim. Chłopak nic na sobie nie miał. To znaczy, że... Nagle szatyn poruszył się nieco, przez co Levi drgnął nerwowo. Obserwował twarz młodszego, który powoli się budzi, aż ten leniwie otworzył oczy. Gdy zobaczył Levi'a, od razu uniósł kąciki ust w górę:
- Dzień dobry, królewno. Długo tak na mnie patrzysz?
- Dlaczego jestem w twoim łóżku? - spytał zwyczajnie.
- Nieładnie odpowiadać pytaniem na pytanie, wiesz? - zaśmiał się niewinnie, siadając. Oparł się na rękach, odsłaniając znaczną część swojego ciała - Właściwie to nie jest moje łóżko... Ale jeśli pytasz, dlaczego jesteśmy razem w łóżku, spójrz na moją bluzę, którą wciąż masz na sobie. Zastanów się, dlaczego w magiczny sposób nie ma jej na mnie, a jest na tobie. Swoją drogą, jesteś dość ciasny...
- Co... - pośpiesznie spojrzał na ubranie, po czym odwrócił wzrok w bok i zmarszczył brwi - Nie... Myślałem, że to tylko sen...
- Fajnie, że masz o mnie sny - znów się położył, podkładając ręce pod głowę.
- Ja nawet nie pamiętam, jak ty masz na imię...
- Eren - unosił niewinnie kąciki ust w górę - Jak twój przyszły chłopak.
- Że co? - spojrzał na niego, jakby palnął największą na świecie głupotę.
- Nie no, żartuję. Nie pakuję się w związki.
- Ja też nie... - próbował zebrać myśli - Więc... To był tylko seks.
- Tak - poczochrał mu włosy, po uprzednim wyciągnięciu ręki - Za to jaki przyjemny, nie sądzisz?
W tym momencie brunet wzrokiem utknął w jednym punkcie, próbując znaleźć racjonalną odpowiedź. Jednak zamiast coś wymyślić, poczuł wypieki. Szybko przeszedł oczami po całym miejscu, aż zatrzymał się na ciele szatyna. Odkrył na jego podbrzuszu ślad po ranie. Postanowił zmienić temat:
- Co to za blizna? - wskazał palcem - Wcześniej jej nie zauważyłem...
- To? - spojrzał w miejsce blizny - Wiesz... Mówiłem ci już, byłem kiedyś niegrzecznym chłopcem. A nie zauważyłeś, bo byłeś zajęty robieniem innych rzeczy z moim ciałem.
- Jakim cudem ktoś taki jak ty w ogóle istnieje?
- Być może to właśnie ja jestem tym cudem - uśmiechnął się.
- Zamknij się już.
Jakiś czas później dwójka, gdy się ogarnęli i tak dalej, postanowiła wracać. Levi już wiedział, że mieszkają naprzeciwko siebie, dlatego nie dziwił go fakt podobnej drogi. Bez żadnej rozmowy pojechali tym samym autobusem, a Eren zdawał się chyba nie zwracać na to uwagi. Dopiero, gdy wysiedli, zauważył Levi'a na tym samym przystanku. Uśmiechnął się przy zastanowieniu, po czym spytał:
- Masz zamiar iść ze mną do końca drogi?
- Aż dojdę do swojego domu - prychnął cicho, już idąc.
- Ej, czekaj! - dogonił go i uśmiechając się w tym swoim stylu, zapytał - Czy to znaczy, że jesteśmy sąsiadami?
- Niestety.
- Mmmm... Zawsze miałem ochotę zaliczyć kogoś z sąsiedztwa. Ale dlaczego nigdy cię nie widziałem?
- Dużo podróżuję. Szczególnie w okresach świątecznych. Ja ciebie też nie miałem okazji zauważyć.
- A szkoda... Mógłbyś szybciej przeżyć rozkosz, jaka trafia się tylko raz.
- Och, czyli już się ode mnie odczepisz?
- W sumie... Jeszcze nie wiem. Nie będziesz zbyt smutny, gdy przestanę się tobą interesować?
- Jeszcze zatańczę!
- Ależ ty jesteś wredny - zaśmiał się - Jak będziesz dla mnie niemiły, to będziesz mnie dalej pociągał, wiesz?
- Myślisz, że to mnie przekona?
- Chyba po prostu mnie lubisz.
Levi spojrzał na chłopaka z kpiącym uśmiechem, po czym go zignorował i ruszył dalej, wyprzedzając Erena. Nie miał ochoty z nim rozmawiać, nie lubił go ani nie mógł znaleźć żadnych wspólnych tematów. Znajomość z chłopakiem wydawała się żartem, w który brunet wciąż nie mógł uwierzyć. Ten chłopak po prostu zadziwiał go swoim sposobem bycia i tym, jak nie miał żadnych oporów. Aż Ackermann zaczął tęsknić za tym, jak wszyscy go unikali, wielbiąc po cichu. Wtedy miał spokój, a teraz musiał znosić zaloty jakiegoś głupiego pierwszoklasisty, który ma o sobie trochę aż zbyt dobre zdanie. Nawet teraz Eren szedł tuż przy brunecie i zerkał na niego ukradkiem, próbując w ten sposób po cichu flirtować lub udowadniać swoją przewagę nad Levi'em. Jednak bladoskóry zbyt bardzo skupiony był na swoich własnych przemyśleniach, żeby teraz odpowiadać na prowokację młodszego. W końcu jednak Eren odezwał się:
- Właściwie czemu nazywasz Zeke'a ,,małpą"? To całkiem urocze z twoich ust, wiesz? - uśmiechnął się prowokująco.
- Kiedyś graliśmy razem w przedstawieniu... - spojrzał w bok.
- No i?
- Kiedy występowałem, Zeke zerwał kurtynę w taki sposób, że spadła na mnie, przerywając mi.
- I gdzie ta małpa?
- On grał małpę, ja banana, który miał uciekać.
- Co za idiotyczne przedstawienie - zaśmiał się szatyn, kręcąc głową - Ale, jakbym ja był tą małpą, miałbym dużą ochotę cię zjeść.
- Miałem wtedy 6 lat, idioto...
- A ja 4 - znów zaszczycił go jakże uroczym uśmiechem - Wtedy pewnie bym jeszcze ślinił ci przebranie...
- Ohyda.
- Jakbym cię teraz poślinił, nie brzydziłbyś się...
- Idź szybko do domu! - wrzasnął nagle.
- Co? Czemu? - był zaskoczony.
Jednak Levi już pobiegł do siebie, gdzie również stała jakaś kobieta wyższa od niego. Być może było to spowodowane jej średnim obuwiem, a może chłopak po prostu był zbyt niski jak na swój wiek.
- Dlaczego nie odbierałeś telefonu? - spytała czarnowłosa kobieta, marszcząc brwi i otwierając drzwi kluczem.
- Rozładował się - również zmarszczył brwi, krzyżując ręce na torsie - Zresztą po co dzwoniłaś? Nie potrzebuję twojej pomocy.
- Tylko tak ci się wydaje, Levi...
Dwójka weszła do środka. Kobieta odłożyła kluczyki na przezroczysty stół, po czym przeszła do marmurowego barku przy kuchni. Tymczasem Levi usiadł przy stole i ułożył ręce na twarzy, opierając łokcie na szklanej powierzchni. Był masakrycznie zmęczony przez swoją bezsenność, która pogłębiła się w nieprzyjemnych warunkach do leżenia. W dodatku wszystko go strasznie bolało do tego stopnia, że na nic nie miał siły.
- Levi - zabrzmiała troskliwie, gdy brała łyk wody z okrągłej szklanki - Byłeś na imprezie, prawda?
- Nie, skądże - dpowiedział trochę cięższym tonem, a do tego z chrypą w głosie. Do tego rozłożył górną część ciała na stole.
- Masz na sobie te same ubrania, które miałeś wczoraj... W dodatku, no nie powiedziałabym, że jesteś zbyt świeży... - zaczęła mu się uważnie przyglądać.
Kuchel wyraźnie widziała, że jej syczemun ledwo żyje, choć próbuje to ukryć. Jednak jej matczyne oko zdołało wszystko wychwycić. Przyjrzała się mu jeszcze, aż znalazła czerwone ślady na bladej szyi bruneta. Wtedy z jej twarzy zniknęła irytacja przez troskę, a pojawił się pełen zrozumienia i ciepła uśmiech:
- Masz chłopaka?
- Co? - podniósł nieco głowę i spojrzał na matkę, mrużąc oczy w próbie zrozumienia jej. Za chwilę gwałtownie zakrył szyję w miejscu malinek - Nie... To znajomi mi przykładali odkurzacz do szyi... Myśleli, że są zabawni.
- Szkoda... - posmutniała - Wiesz, z przyjemnością bym go poznała.
- Nawet, gdybym go miał, trzymałbym go z daleka od ciebie - warknął, marszcząc brwi, po czym wstał i zaczął iść w kierunku białych schodów.
- Dlaczego, Levi? - wciąż była zawiedziona.
- Bo zawsze kończy się tak samo! - poszedł na górę.
Tymczasem u Erena w domu również trwała jego rozmowa z matką. On swobodnie siedział z rozłożonymi nogami na kanapie, opierając się. Patrzył na Carlę tak niewinnie, a jednocześnie zuchwale, jakby czuł się zupełnie bezkarny. Nawet średnio jej słuchał, choć próbował czytać z ruchu warg. Ta niby coś go moralizowała, ale on nie bardzo wiedział co to dobre zachowanie. Już dawno został rozpieszczony, a teraz niby miał się od tego odzwyczajać... To już weszło na jego charakter i psychikę. I faktycznie, on mógł się zmienić, bo był świadomy siebie, jednak z bezczelnym uśmiechem na ustach stosował sobie tę wymówkę, żeby żyć ciekawiej jego zdaniem.
- Eren, czy możesz przestać udawać, że mnie słuchasz? - rzekła kobieta, czując bezradność.
- Przecież cię słucham... - odpowiedział równie obojętnie, co słuchał.
- Tak? To co mówiłam przed chwilą?
- Żebym przestał udawać, że cię słucham... - zaśmiał się głupio.
- Eren... - westchnęła - Dobrze... Szlaban nic cię nie nauczy. Wobec tego mam inną karę, która może nauczy cię odpowiedzialności...
- Niby co może mnie tego nauczyć?
- Dziecko.
Chłopak przyjrzał się uważniej matce, zmarszczył brwi w zdziwieniu, po czym uśmiechnął się, jakby niedowierzając:
- Słuchaj, rozumiem, że chcesz być babcią i w ogóle, ale mam dopiero 17 lat. A zresztą... Jestem gejem. Poproś Zeke'a - zaśmiał się - Ach, nie... On też jest. No to przykro mi.
Kobieta poczuła, że zaraz wyjdzie z siebie. Jednak postanowiła wziąć głęboki wdech i zignorować głupi charakter swojego syna:
- Zajmiesz się dzieckiem mojej koleżanki.
- O, na pewno nie! - wyśmiał ją, kręcąc głową - Nie ma takiej opcji!
- Będziesz zmuszony być odpowiedzialny przy małym dziecku.
- Ile ma lat?
- Prawie rok.
- Nie ma mowy! - wrzasnął - Nie lubię dzieci! Śmierdzą, są głośne i mnie denerwują!
Następnie Eren wstał i poszedł do swojego pokoju z przekonaniem, że na pewno wymiga się z tego zadania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro