XI
Levi obudził się rano z okropnym bólem głowy. Nie pomagała pogoda za oknem. Choć Levi jeszcze nie podnosił głowy ani nie otwierał oczu, słyszał krople deszczu. Wyczuwał, że jest dobrze przykryty i wtulony w swoją największą poduszkę. Było mu dość ciepło... Jednak za nic nie mógł pojąć, skąd się tam wziął i co się w ogóle stało... Nagle pociągnął nosem, czując z kuchni jakiś mocny aromat. Tylko, że on mieszkał sam, a ktoś wyraźnie gotował... Podniósł się gwałtownie do siadu, po czym rzucił poduszką, krzycząc na cały dom:
- Kurwaaa!!!
Następnie postanowił ujrzeć, kto pozwolił sobie na buszowanie w jego własnym mieszkaniu. Im był bliżej, tym mocniejszy zapach wyczuwał.
Wszedł do kuchni, a tam ujrzał plecy tego wkurzającego chłopaka.
- Co tu robisz? - spytał Levi, nie ukrywając irytacji.
- Jak twoje głowa? - nie odwracał się.
- Strasznie boli, ale... - zdziwił się - Co ciebie to obchodzi? Co ty w ogóle tu robisz? Pisałem ci wyraźnie, że masz nie przychodzić.
Eren westchnął, po czym odwrócił się do starszego i zaczął wyjaśniać:
- Pisałeś mi również, że mnie kochasz i żebym przyszedł, bo czujesz się samotny.
- Co?! - zaśmiał się cynicznie i zmarszczył brwi, ukrywając zdenerwowanie - Nigdy bym czegoś takiego nie napisał...
- Jesteś pewny? - wyjął telefon, po czym pokazał mu wiadomości.
Levi przez dłuższą chwilę próbował to pojąć, po czym z zażenowaniem opadł na krzesło przy stole, łapiąc się za głowę:
- Matko... Co ja wyprawiałem...
- Kiedy przyszedłem, wszystko było rozwalone. Ty totalnie pijany siedziałeś na stole i piłeś jeszcze... Nie byłeś nawet agresywny, po prostu ze zmęczenia wpadłeś w moje ramiona, a ja zaniosłem cię do łóżka... - nagle spojrzał w bok, wyraźnie chowając szczegóły. Nie chciał denerwować starszego. Brunet to widział.
- Nie mówisz mi wszystkiego, co? - uważnie przyjrzał się młodszemu.
- Jeszcze dobierałeś się do mnie...
- Zrobiliśmy to?
- Nie. Nie zgodziłem się. Zresztą... - uśmiechnął się - W takim stanie nie dałbyś rady za dużo zrobić.
Levi'a za bardzo bolała głowa i ogólnie zbyt źle się czuł, żeby mógł zareagować na prowokację. Rozłożył górną połowę na stole, próbując nie zdechnąć. Tak, zdechnąć. Nagle poczuł blisko siebie zapach czegoś ciepłego. Podniósł się nieco i ujrzał wielki kubek z rosołem. Pachniał bardzo dobrze i zachęcająco, co zaskoczyło mężczyznę.
- To to gotowałeś? - zapytał Levi, podnosząc oczy na chłopaka.
- Tak - pokiwał głową - Pij, póki gorące.
- Ale... Skąd to wziąłeś?
- No... - chwilę się zastanowił - Wprawdzie nie znalazłem u ciebie wszystkiego, co potrzeba. Ale szybko poleciałem do siebie i przyniosłem... Wiedziałem, co się będzie działo rano i wolałem cię zabezpieczyć na ten czas - zaśmiał się, drapiąc w tył głowy.
Levi przez chwilę wdychał opary znad kubka, po czym upił łyk. Za chwilę następny i już większy. Wyglądał na zadowolonego. Spojrzał na młodszego:
- Nie spodziewałem się po tobie zdolności kulinarnych... Jak taki chłopiec z bogatego domu może cokolwiek ugotować? Zawsze nosiłeś się tak, jakby to tobie gotowano. - Dalej pił.
- Nie jestem taki... Moja mama zrezygnowała z kariery, by się mną zajmować, bo przeganiałem wszystkie nianie. One chciały robić wszystko za mnie... Traktowały mnie, jakbym był szczególnie delikatny. Przez to zabraniały mi wszystkiego i nie mogłem nawet się zadrapać.
- Jak je przeganiałeś? Buntowałeś się, wchodząc na dachy czy co?
- Też - zaśmiał się - Najbardziej lubiłem straszyć je, że zaraz spadnę z drzewa. No i raz serio spadłem i złamałem nogę. Wtedy dopiero mi nie dawali nic zrobić.
- Ale ty i tak robiłeś, co chciałeś. Jak zawsze...
- Najgorsze jednak jest to, że Zeke nie jest nianią i nie mogę go po prostu przegonić. Też się trzęsie nade mną, jakbym był małym dzieckiem - przygryzł wargę.
Nagle dostał wiadomość od Zeke'a. Eren uśmiechnął się i powiedział:
- O wilku mowa... Muszę iść.
- Idź. I tak cię tu nie chcę.
- Oj, taki jesteś miły za ten rosół?
- Bez tego też bym przeżył.
- Tak, ale dzięki mnie będziesz miał trochę łatwiej - uśmiechnął się, po czym postanowił opuścić mieszkanie starszego.
Gdy Eren wrócił do siebie, na wstępie czekała na niego rozmowa z rodzicielką.
- Gdzie byłeś, Eren? - spytała kobieta, marszcząc gniewnie brwi.
- Ee... Poszedłem na spacer.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi, że złamałeś nos synowi Kirsteinów?!
- Sam zasłużył na to! - próbował się wytłumaczyć.
- To już kolejna bójka... Ile wy macie lat? Od kiedy pamiętam, nie możecie dojść do porozumienia...
- To jest jego wina! Sam mnie prowokuje! Wiesz o tym, mamo!
- Nieważne! Masz szczęście, że jego rodzice uważają ten wypadek za nauczkę dla niego...
- Czyli załatwione - uśmiechnął się i chciał już iść.
- Nie tak prędko, Eren. Mimo wszystko przyjdą na przeprosinową kolację.
Eren zrobił minę wyrażającą załamanie i niezadowolenie jednocześnie. Nie chciał Jeana w swoim domu, nie chciał patrzeć na jego koński ryj... W końcu westchnął, widząc stanowcze spojrzenie matki. Wiedział, że musi się dostosować.
Później Carla wysłała Erena po zakupy, na co on zamarudził, ale poszedł. Już schodził po schodach, kiedy jego uszy wychwyciły znajomy głos...
- Skoro już kazałeś przynieść sobie kawę to chyba należy mi się jakaś nagroda? - zasugerował z uśmiechem wysoki blondyn.
- Mogę zwolnić cię z tego zadania, a sam to zrobię - rzekł obojętnie Levi, przeglądając jakieś arkusze.
Eren nie mógł uwierzyć, że to się dzieje. Podszedł bliżej, aby ujrzeć twarze rozmawiających. Teraz wszelkie wątpliwości zniknęły, a on ujrzał tego słynnego uwodziciela... Tylko najgorsze w tym było to, że tym uwodzicielem był... Jean Kirstein! Szatyn nie wiedział, co ma zrobić...
Tymczasem niczego nie domyślająca się dwójka kontynuowała rozmowę:
- Może popracowalibyśmy u mnie? Ciałami? Bez ubrań, hm? - ciągnął chłopak.
- Masz słabą pamięć, Jean? - zapytał Levi.
- Hm?
- Mówiłem coś na temat twoich wieśniackich zalotów...
Nagle ze schodów zszedł Eren, próbując nie dać się zauważyć. Niestety zarówno Levi jak i Jean skierowali na niego spojrzenia, na co chłopak nie mógł już nic poradzić. Musiał poddać się presji. Z udawanym zdziwieniem i faktyczną złością wskazał palcem na ciemnego blondyna i wrzasnął:
- Ty tu?!
- A ty?! - odpowiedział Jean.
Nie do końca ogarniający sytuację Levi od razu skierował wzrok na sąsiada:
- Eren, kim on dla ciebie jest?
- Co?! - również spojrzał na starszego - Nikim! To ten debil się ze mną bił!
- On? - zaśmiał się kpiąco brunet.
- Bawi cię coś?! - tu wrzasnął Jean.
- Przestańcie krzyczeć, idioci - rzekł Levi ze stanowczym spokojem - Chcecie być na językach sąsiadów? Ty Eren i tak już jesteś stałą plotką... I tak, bawi mnie to - zwrócił się do Jeana - że tak bezmyślnie pakujesz się w kłopoty.
- Jedyne, co mi za to możesz zrobić to loda w łazience, w rekacji - zaśmiał się.
- Nie bądź obrzydliwy, Jean.
Eren uśmiechnął się na dźwięk tej wymiany zdań, bo jemu samemu Levi proponował coś takiego. Nieważne, że wtedy brunet nie był sobą i nawet tego nie pamięta... A jednak chłopak zauważył w twarzy starszego jakiś głębszy proces myślowy. Jakby Levi coś kojarzył i wcale nie podobał mu się ten fakt...
- Eh, trzeba było powiedzieć to wczoraj, gdy byłeś pijany... - zamyślił się blondyn - Chociaż czy ja wiem... Nigdy jeszcze nikomu nie dałeś tej przyjemności. Nawet wczoraj, pamiętam... Kilku podeszło, a ty co? Raz udałeś, że będziesz rzygał... Potem powiedziałeś prosto z mostu, że typ jest brzydki i go nie chcesz...
- W tej redakcji pracuje banda napalonych gówniarzy... - burknął Levi.
Eren słuchał tego z mieszanymi odczuciami. To Jean miał Levi'a za łatwego po alkoholu, to udowodnił jego niedostępność... Chłopak nie wiedział jak to odczytywać, bo jemu przecież dostał się w ręce ta łatwa wersja Ackermanna... Mógł w pełni wygorzystać stan starszego, bo ten oddawał mu się całkowicie. To nawet nie było ogólne podniecenie, on wyraźnie chciał właśnie Erena. Podczas przemyśleń na ten temat Eren nie mógł powstrzymać uśmiechu, co nie uzyskało aprobaty bruneta:
- Co się uśmiechesz jak głupi do sera?
- A nic, nic... Do później, Levi - po czym zwrócił się do Jeana - Nie pokazuj mi się na oczy, frajerze.
Nie czekał na reakcję Jeana, po prostu odszedł.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro