7. Wyzwanie małego świra
"Rusz sie wreszcie!!" - zawył znów głos i potoczył sie echem po olbrzymiej przestrzeni.
Zszedłem po schodach i zatrzymałem sie dopiero na rozstaju dróg na moście.
- Którędy mógł pójść Axel? - mruknąłem pod nosem. - No, dobra! A-X-E-L tędy! - wyliczyłem i poszedlem w lewo.
Wszedłem do wysokiego pomieszczenia małym, półokrągłym łukiem wielosci normalnych, jednoskrzydłowych drzwi. Naprzeciwko mnie było ogrodzone wejscie na zjeżdżalnie z lodu, która wychodziła na prawo.
"Witaj znowu! Oto pierwsze zadanie! Musisz znaleźć strój kapielowy, założyć go, uruchomić zjezdzalnie i zjechać nią w dół! POWODZENIA!!!"
- Nie no kogoś tu nieźle pogięło! - wrzasnąłem. - Tutaj i tak jest -20°, a ja jestem w krótkim rękawku! A mam jeszcze przebierac sie w gacie kąpielowe i jechać po lodowej zjeżdżalni?!! Nie no POZDRAWIAM KOGOŚ KTO TO WYMYŚLAŁ!!!
No, dobrze jak otworzyć to ustrojstwo? Tutaj musi być coś co to otwiera...- myślałem stojąc na środku i trąc ramiona.
Wyciągnąłem różdżke. Zobaczymy co się stanie.
- BOSKI WZROK! - zamknąłem oczy i obkręciłem się wokół własnej osi. Zauważyłem jakieś tajne przejście po lewej stronie od wejścia. - Alohomora! - machnąłem różdżką w tamtym kierunku i ku mojemu zdumieniu drzwi wcale sie nie otworzyły. Za to po przewiwległej scianie pojawiła sie klawiatura pianina i mały stołeczek.
- Że ja mam na tym zagrać?! - Podszedłem i usiadłem. - Tylko co ja mam grać? - nagle w głosnikach rozbrzmiała mroczna melodia. - Ej znam to!! Mam to jako dzwonek na Levi'ego! Toccata d-moll pff...
Najpierw jest tryl! - zagrałem na klawiaturze A G A. - Potem schodki i powrót! - G F E D C# D. - I przegrałem tak z minutę. - No to muzyczne zadanie musiało sporo zająć Blaze'owi! - skończyłem pięknym długim akordem, a przejscie odsunęło się ukazując schody prowadzące do góry.
- Ile jeszcze tych schodów na miłość Boską?! Naliczyłem już chyba ze trzysta!!! - kiedy doszedłem do końca schodów zastałem malutkie pomieszczenie z czerwonym dywanem na podłodze i lśniącym sznurem ciągnącym się z lewego dolnego rogu do prawego górnego w głebi pomieszczenia. - Zaiste mam to przeciąć? Proscizna! - rzuciłem czar magicznych nożyc i nic, jeszcze raz... może zaklęcie ognia? Też nic. - Hmmmm! A może ten sznureczek jest... odporny na magie! - olśniło mnie. Chwyciłem czym predzej za pochodnie po prawej i postawiłem pod linę, która momentalnie się przepaliła. - No to z dyńki! Tylko teraz jeszcze trzeba zejść, aaaaaaaaah!!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro