Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

³ - ᴅᴏɴ'ᴛ ɢᴏ, ᴩʟᴇᴀꜱᴇ ᴅᴏɴ'ᴛ ɢᴏ

↷ 나는 진실을 숨
기고 미소 지었다

─── ・ 。゚☆: *.☆ .* :☆゚. ───

Wrócił, chociaż miał tego nie robił.

Nie chciał tam wrócić, jednak jego mama nie pochwalała takiego zachowania i powiedziała, że musi wziąć się w garść.

Według niej, pracując za nią jako niania tego ślepca, nauczy się trochę o życia, zarabiając przy tym dość dobrą sumę pieniędzy.

Nie bardzo mu to pasowało, ale z mamą nie mógł się kłócić.

Była mądrzejsza od niego, a dopóki był od niej zależny, władza należała do niej.

Spakowany w drugie śniadanie, ciepłą herbatę i listę zadań, udał się do domu, w którym był wcześniej.

Był zaspany, zeszłej nocy źle spał.

Zimna, grudniowa pogoda też mu nie pomagała.

Zapukał w duże, ciemne drzwi, czekając na jakikolwiek odzew.

Na szczęście długo nie musiał marznąć i otworzył mu chłopak niewiele starszy od niego.

Przynajmniej na takiego wyglądał.

Brązowe, krótko ścięte włosy i oczy tego samego koloru bardzo przyciągały uwagę.

Był ubrany w bezrękawnik i szare dresy.

Patrzył by na niego pewnie jeszcze dłużej, gdyby ten się nie odezwał.

— Ty musisz być Kihyun, prawda? — Zapytał, wyciągając do niego dłoń i uśmiechając się szeroko.

Wyglądał na miłego, dlatego nie wahał się zbyt długo, by uścisnąć jego dłoń.

Była ona ciepła i niezwykle miękka.

To dość przyjemne uczucie.

— Tak, to ja — Odpowiedział, drapiąc się po głowie — Mama przysłała mnie jako opiekunkę do tego marudy

— Jesteś synem pani Yoo? Bardzo miła kobieta i niezwykle inteligentna

— Taa, okaz dobroci i miłości

Shownu, bo tak nazywa się chłopak, wpuścił go do środka i zaprowadził do pokoju, w którym już był.

— Minhyuk jest dość specyficzny — Szepnął, gdy stali przed drzwiami wejściowymi do pokoju nastolatka — Może udawać, że nic go nie interesuje i będzie chciał się ciebie pozbyć...

Nie bardzo wiedział, co ma na to odpowiedzieć, więc pokiwał tylko głową.

— Nie będzie chciał współpracować i momentami możesz sobie pomyśleć, że nienawidzi swojego życia i sytuacji, w której się znajduje...

— A dlaczego on taki jest? — Zapytał, lekko zdziwiony.

— Stracił wzrok nagle, tak z dnia na dzień. Nikt nie wie, co się stało, a on też nic nie mówi. Ponoć to skutek uboczny dużego szoku, ale to też nie jest pewne — Odpowiedział

— No a za duże swetry? W domu jest bardzo gorąco, a on jest tak grubo ubrany...

— On sam ci powie, gdy uzna, że można ci zaufać — Uciął krótko, otwierając drzwi. — Powodzenia

Poszedł, zanim Yoo zdążył zapytać go o coś jeszcze.

Westchnął głośno i wszedł do środka.

Uderzyła go fala gorąca, jakby w pokoju było odczuwalne tysiąc stopni, a on sam stał w samym środku palącego się jeszcze ogniska.

— Cześć — Przywitał się, odkładając swój plecak i podchodząc do okna, by je otworzyć.

Chciał wpuścić trochę świeżego powietrza, a przynajmniej taki miał zamiar.

— Po co przyszedłeś? Gdzie twoja mama? — Nie przywitał się z nim, ignorując jego przyjście.

— Moja mama już tu nie przyjdzie, teraz to ja będę się tobą zajmował — Niechętnie przeszło mu to przez gardło i sam do końca nie wierzył, że będzie musiał zajmować się osobą niewidomą.

Próbował sie jakoś do tego przygotować, ale nie miał bladego pojęcia, od czego ma zacząć.

Nikt nie pisał poradników, w których znajdowały się wskazówki co do opieki nad ślepymi.

— Nie chcę, byś tu przychodził

— To jest nas dwoje, więc sobie nie schlebiaj — Burknął, wyjmując z plecaka kartkę, na której jego rodzicielka wypisała mu, co ma robić.

Punktem pierwszym było zabranie go do kuchni, gdzie trzeba było dać mu jedzenie.

Jak się domyślał, to on musiał go nakarmić.

Oczywiście innej opcji nie ma.

— Wstawaj, musisz zjeść śniadanie — Powiedział, chowając kartkę do tylnej kieszeni swoich spodni, poprawiając przy okazji swoje nogawki.

Mimo, iż było bardzo zimno na dworze, on nie rezygnował z noszenia cienkich jeansów z przetarciami na kolanach.

Jego babcia nie pochwalała jego stylu, krzycząc na niego, by ubierał się cieplej, bo na starość będzie tego żałował.

— Sam nie mogę wstać, potrzebuje do tego laski, by nie wpaść na meble — Wyjaśnił, wskazując palcem w miejsce, gdzie miała się znajdować rzecz, o której mówił.

Poszedł we wskazane mu miejsce, jednak nic tam nie było.

Żadnej laski, tylko pusta ściana.

— Nie ma tego

— Musi być — Upierał się przy swoim, dalej pokazując palcem na miejsce, gdzie stał.

—— Skoro mówię, że nie ma, to nie ma. Ja wiem lepiej, tak?

— To jak mam wstać? — Zapytał sarkastycznie.

— Pójdziesz ze mną. Będziesz trzymał mnie za rękę i wtedy może się nie wywrócisz, okay?

— Eh, no niech będzie — Pokiwał niechętnie głową na to niezbyt wygodne rozwiązanie.

Nie lubił być od nikogo zależnym.

Chciał robić wszystko sam, tak, jak kiedyś.

Zanim zapomniał, jak wygląda świat.

Szli powoli, stawiając małe kroki.

Minhyul kurczowo trzymał się ręki Kihyuna, dając mu się poprowadzić do jadalni.

Pierwsza myśl, jaka wpadła mu do głow była taka, iż Lee był bardzo słaby, jeśli chodzi o siłę.

Jego ręka nie zaciskała się jakoś strasznie mocno, a sam uścisk przypominał swoją siłą ten należący do kilku latka.

Po tym, jak wydawało mu się, że idą już całe wieki, posadził go na krześle, samemu zaglądając do lodówki, gdzie było pełno pudełek, o jednakowym kolorze i cała półka napoi o smaku pomarańczowym.

— Czy wszystkie pudełka są takie same? — Zapytał, przeglądając jeszcze raz zawartość lodówki.

— Nie, musisz czytać etykiety pod spodem

Podążył za jego wskazówką i spojrzał pod spód, gdzie było napisane
"obiad Minhyuka".

Idąc tym tropem szukał tej z napisem "śniadanie", dopóki nie znalazł jej na samym dole półki.

Otworzył je i zobaczył pełno warzyw w dziwnym sosie, o zapachu przypominającym ugotowaną dynię.

— Chcesz to zjeść? — Zapytał, podtykając mu pudełko pod nos, by ten je powąhał.

— Tak, tylko podgrzej w mikrofali i wyłóż na talerz

Przewrócił oczami, jednak zrobił tak, jak mu kazał.

Nie był dobrym kucharzem, jednak miał nadzieję, że go nie otruje.

Nie ważne, że było to gotowe jedzenie.

Strasznie namęczył się, by go nakarmić.

Czuł się niezręcznie, jakby opiekował się dużym dzieckiem.

Jego oczy patrzyły wprost na niego, jakby zaglądał mu w głąb duszy.

Z jednym wyjątkiem.

Jego spojrzenie było puste i niewyraźne, jakby zza mgły.

To nie było zwykle spojrzenie.

Może miał urojenia, jednak wydawało mu się, jakby sam chłopak dużo przeżył.

Było to widać tak wyraźnie, jakby przeglądał wyraźną fotografię.

Chciał się tego dowiedzieć.

Bardzo męczyła go kwestia noszenia tych swetrów i nie spocznie, dopóki nie dowie się, jaka jest tego przyczyna.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro