⁴ - ɪ ᴡɪꜱʜ ɪ ᴄᴏᴜʟᴅ ᴅᴏ ᴇᴠᴇʀyᴛʜɪɴɢ ᴏɴ ᴇᴀʀᴛʜ ᴡɪᴛʜ yᴏᴜ
↷ 나는 진실을 숨
기고 미소 지었다
─── ・ 。゚☆: *.☆ .* :☆゚. ───
Pomógł mu zjeść obiad, chociaż zajęło to im zbyt dużo czasu.
Nie miał wprawy w karmieniu drugiej osoby, więc szło mu to dość opornie.
Samo jedzenie, które przypominało papkę, śmierdziało okropnie, powodując u niego odruch wymiotny i łzawienie oczu.
Raz przez przypadek trącił talerz łokciem i jego częściowa zawartość wylądowała na swetrze nastolatka, który nie odezwał się ani jednym słowem, jednak Kihyun czuł, że jest on na niego w pewnym sensie zły.
Mowa milczenia w jego wykonaniu była dość silna i przez to zrobiło mu sie głupio.
Nie potrafił się nim zająć, tak, jak robiła to do tej pory jego matka.
Trochę odpychała go świadomość, że jest on niewidomy i zdany na niego.
Nie żeby mu to przeszkadzało.
Po prostu nie mógł się w tym odnaleźć.
Posprzątał, najlepiej jak umiał, prawie tłukąc talerz przy wsadzaniu go do zmywarki.
Wziął chłopaka pod rękę, gdzie udali się do łazienki.
Posadził go na brzegu wanny, odkręcając wodę w umywalce i palcem sprawdzając jej temperaturę.
Była dosyć ciepła i nie powinna go poparzyć.
— Jeszcze raz przepraszam cię za ten sweter — Zaczął niepewnie, podwijając rękawy swojej bluzy — Wezmę go do domu i mama go odplami. Powinien jutro być jak nowy
— Nie musisz go prać, mam pralkę w domu — Odpowiedział bez emocji, ściągając swój sweter i rzucając go przed siebie.
Pech chciał, że trafił on prosto w twarz Kihyuna, który z niedowierzaniem kręcił głową.
— Dobrze, niech będzie w takim razie
Był przekonany, że pod grubym materiałem swetra nic nie będzie, dlatego lekko się zdziwił, gdy zobaczył czerwony podkoszulek na długi rękaw, który kontrastował z mleczno-białą skórą Mina.
Nie komentując tego, pomógł mu wstać i ustawił go centralnie przed lustrem, samemu opierając się o framugę drzwi, by kontrolować to, co robi.
— Wiem, że znowu o tym myślisz — Powiedział cicho, zakręcając wodę.
Trzymając się ściany, podszedł do niego, kładąc mu rękę na policzku, by sprawdzić, czy to na pewno przy nim stoi.
Mimo, że woda była ciepła, jego dłonie były zimne.
Tak, jak kilka minut temu.
— O czym myślę? — Pokręcił głową, odchylając się lekko do tyłu, gdy para brązowych oczu, spojrzała prosto na niego.
To spojrzenie go przerażało.
Było puste, jakby patrzył w nicość.
— Dlaczego noszę tyle ubrań, mimo, iż w domu jest ciepło
— Nie myślę o tym wcale, zapewniam cię
— A ja zapewniam cię, że wiem, kiedy ludzie kłamią. Boją się powiedzieć mi prawdę, by przypadkiem nie wywołać u mnie płaczu, kłamiąc i kręcąc. Jestem ślepy, nie głupi
— Dobrze, jestem ciekawy, dlaczego jesteś poubierany, jak na wyprawę na sybierię — Przyznał po chwili, wypuszczając głośno powietrze z płuc.
Ciekawiło go to, nie powie, że nie.
Ludzką naturą było zaspokajanie swojej ciekawości.
Każdy z nas ma jakieś słabości, prawda?
— Powiem ci, jak wrócimy do pokoju, bo tutaj naprawdę jest chłodno — Obiecał, łapiąc go za rękę i czekając, aż ten w końcu ruszy się z miejsca.
Siedział z nim na jednym łóżku, ciężko oddychając.
Minęło dziesięć minut, a on nadal nie dowiedział się tego, co chciał.
Powoli zastanawiał się, czy w ogóle dostanie odpowiedź na swoje pytanie i czy to wszystko ma sens.
Postanowił go więc zapytać.
— To jak, powiesz mi?
— Tak, ale najpierw muszę z tobą porozmawiać
— O czym niby?
— O tym, dlaczego przyszedłeś tutaj, mimo, iż powiedziałem, że nie chce cię widzieć — Powiedział, przez co Kihyun musiał zastanowić się przez kilka chwil, zanim mu odpowiedział.
Bo sam do końca nie wiedział.
Niby jego mama mu kazała, ale prawda była taka, że nigdy go na nic nie naciskała i dawała możliwość wyboru.
Powiedziała mu, że może zrezygnować, jeśli naprawdę nie chce.
Może chciał jej coś udowodnić?
Albo udowodnić sobie?
— Mama mi kazała, nic więcej — Postanowił powiedzieć tą wersję, która była według najbardziej bezpieczna.
— A nie szukasz przypadkiem przyjaciół, którzy zaczną cię rozumieć?
Śmiech, który wydobył się z jego ust przypominał bardziej histeryczny krzyk, niż luźną relację na jego słowa.
— Mam przyjaciół... przyjaciela i tyle mi wystarczy — Burknął, przenosząc swoje spojrzenie na dłonie Lee, które lekko drżały.
— Też tak myślałem, dopóki nie zostałem sam — Odpowiedział, kładąc mu rękę na ramieniu i poklepując pocieszająco.
— Nie bardzo rozumiem
— Już spieszę ci z pomocą — Odkaszlnął, podwijając rękawy swojego podkoszulka, podsuwając mu je bliżej twarzy — Dwa lata temu byłem najszczęśliwym człowiekiem, jakiego mogłeś sobie wyobrazić. Promienie słońca przyprawiały mnie l szeroki uśmiech, śpiew ptaków mnie relaksował, a kwiaty zawsze gościły na moim parapecie....
Bandaże były pierwszą rzeczą, która przyciągnęła jego wzrok.
Od nadgarstka, aż po łokieć.
Prawie wyglądał jak mumia, której przygody oglądał w serialu animowanym jako dziecko.
Do głowy przychodziła mu tylko jedna myśl.
— Co się zmieniło, że chciałeś popełnić samobójstwo?
Nie był gotowy, by powiedzieć mu to na tym etapie ich znajomości.
Łzy, które płynęły z jego oczu były wyznacznikiem jego strachu.
Nie ufał mu, nawet w małym procencie.
Śmiał się z jego ślepoty i czuł do niego w pewnym sensie odrazę.
Potrafił to rozpoznać, mimo, iż ten próbował się z tym kryć.
Jego zmysły były wyostrzone i bardziej rozwinięte, niż u normalnej osoby.
Czuł to, czego ten nie potrafił, a mimo tego nie pisnął ani słowa.
Nie komentował niczego, nawet poplamienia jego ulubionego swetra.
Nie narzekał też na posiłki, których nie lubił i przez które chciało mu się wymiotować.
— Może kiedyś powiem ci, jak będę bardziej ci ufał — Obiecał, mimo, że nie będzie miało to żadnego pokrycia w rzeczywistości.
Nie zaufa mu, nawet jeśli będzie tego chciał.
Yoo pokręcił głową z niedowierzaniem, kolejny raz w ciągu godziny, wycierając jego twarz swoim rękawem od bluzy.
Zawsze było mu nieswojo, gdy ktoś przy nim płakał, czy też pokazywał smutne i negatywne emocje.
Wciąż jednak pewna rzecz nie dawała mu spokoju, dlatego postanowił zapytać drugi raz, licząc tym razem na odpowiedź.
— Skoro chciałeś się zabić dwa lata temu, to dlaczego te bandaże są wciąż świeże?
— Kto powiedział, że chciałem to zrobić tylko raz? — Szepnął, przytulając się do jego boku, będąc niepewnym tego, czy Kihyun go nie odtrąci.
Ale tego nie zrobił.
Przejeżdżając palcem po bandażu, jego umysł przeszła myśl, że powstały one zaraz po tym, jak ten odwiedził go po raz pierwszy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro