Rozdział 8 ~ Decisions...decisions.. ~
| Jungkook |
Jungkook pozwolił swojej dłoni przesunąć się po miękkim pysku konia przed nim. Czarny koń zarżał cicho, pochylając głowę głębiej w dłoń Jungkooka.
Oczy Jungkooka błyszczały ze zdumienia, a jego usta ułożyły się w krótki króliczy uśmiech.
— Wyglądasz, jakbyś dobrze się bawił. — Maggie parsknęła, napełniając sianem podajnik siana.
Odpowiadając, chłopak nawet nie odwrócił wzroku od konia, nie przestając przesuwać dłonią po jego szyi.
— Minęło dużo czasu, odkąd widziałem konia. — Jungkook odetchnął ze zdumienia, a jego oczy świeciły się z podniecenia.
Maggie zamruczała i odwróciła się, żeby spojrzeć na młodszego. Na widok, jaki miała przed sobą, na jej ustach pojawił się lekki uśmiech. Jungkook wyglądał na spokojnego i zadowolonego, gdy patrzył na konia szeroko otwartymi oczami. Jego usta wykrzywiły się w lekkim uśmiechu, odsłaniając dwa przednie królicze zęby, przez co Maggie przygryzła wargę, powstrzymując się od skomentowania tego.
— Więc poprosiłaś mnie, żebym tu przyszedł razem z to ą, żeby wzbudzić zazdrość Glenna? — Jungkook w końcu odsunął się od konia i odwrócił się, by spojrzeć na Maggie.
Wspomniana dziewczyna uniosła brwi, krzyżując ramiona na piersi i opierając się o stodołę.
— Dlaczego tak myślisz?
— Może jestem trochę powolny w swoich myślach, ale nie przegapiłbym w żadnym wypadku spojrzeń, które między sobą wymieniliście. — Jungkook uśmiechnął się nieznacznie, obserwując, jak koń podszedł do siana i zaczął je przeżuwać.
Maggie żartobliwie przewróciła oczami i wyprostowała się.
— Odkąd wrócił z miasta, jest jakiś taki zdystansowany. Może wiesz dlaczego tak się dzieje?
Jungkook zmarszczył brwi w zamyśleniu, po czym potrząsnął głową.
— Nie wiem, ale myślę, że rozmowa z nim byłaby lepsza niż wzbudzanie w nim zazdrości. — Gguk posłał jej nieśmiały uśmiech, czując się przy niej o wiele bardziej komfortowo po spędzeniu razem kilku godzin na opiece nad końmi.
— Nie wiedziałam, że płód taki jak ty będzie wiedział tak dużo o związkach — zażartowała Maggie, a na jej twarzy pojawił się figlarny uśmiech.
Rumieniec pokrył blady policzek Jungkooka, po czym zmrużył oczy i posłał jej piorunujące spojrzenie.
— Zamknij się — wymamrotał chłopak, powodując, że Maggie zaśmiała się cicho.
Jungkook zmrużył oczy z niewielkim uśmiechem, czując mrowienie w żołądku ze szczęścia. Chyba nikt nie mógłby znieść tej samotności, którą czuł każdej nocy. Jednak teraz czuł po prostu szczęście.
Gguk uśmiechnął się na tę myśl, zanim odpowiedział.
— Wiek nie ma z tym nic wspólnego. Jestem po prostu mądry. — Maggie przestała się śmiać i spojrzała na niego, a jej twarz była nieco poważniejsza niż wcześniej.
— Nie byłoby cię tutaj, gdybyś nie był kiedyś płodem. — Jungkook przygryzł wargę i odwrócił wzrok, pogrążając się głębiej w swoich myślach.
Dźwięk otwieranych drzwi stajni sprawił, że Gguk podniósł głowę i odwrócił się w stronę wejścia. Dale wszedł do środka, jego oczy skakały po całym pomieszczeniu, zanim osiedliły się na Jungkooku.
Podszedł do pary z determinacją, co spowodowało, że Jungkook zmarszczył brwi ze zdziwienia.
— Maggie, czy możesz nas na chwilę zostawić samych? — Dale odwrócił się do Maggie, a jego oczy błagały ją w milczeniu.
Wspomniana dziewczyna spojrzała między nimi, zanim westchnęła i lekko kiwnęła głową. Odwróciła się w stronę Jungkooka i skinęła głową w stronę wanny z wodą, dając mu znać żeby przypilnował aby konie się napiły.
— Czy możesz je napełnić wodą?
— Tak — wymamrotał Jungkook, otrzymując lekki uśmiech od Maggie.
Oczy Gguka przemknęły do Dale'a, gdy Maggie opuściła stajnię. Chłopiec czekał cierpliwie, aż Dale westchnął i zrobił kilka kroków do przodu.
— Wiem , że jesteś dobrym dzieckiem, nie jesteś mordercą, widzę to w twoich oczach. — Jungkook zmarszczył brwi w zdumieniu i skrzyżował ramiona na piersi.
— O czym ty mówisz?
— Randall. Zamierzamy głosować, czy go zabić, czy nie. — Dale poinformował Jungkooka, otrzymując w zamian uniesione brwi.
Dale oblizał wargi, a jego miłe, ale pełne determinacji oczy prawie przygwoździłyby go do ściany, gdyby tylko mogły.
— Nie jesteśmy tymi, którzy mogą decydować o tym, kto będzie żył, a kto umrze. Na tym świecie jest wystarczająco dużo umarłych, żywi muszą trzymać się razem. — Jungkook wciąż był zdezorientowany, dlaczego Dale zdecydował się zwrócić do niego w tej sprawie.
— Dlaczego mi to mówisz?
— Jesteś częścią tej grupy, ty też będziesz musiał głosować. — Jungkook uniósł brwi, gdy usłyszał tę wiadomość, zanim Dale mówił dalej – Wiem , jaki będzie twój głos i chcę zmienić twoją decyzję.
Jungkook patrzył na Dale'a z niedowierzaniem, po czym mały szyderczy uśmiech przemknął przez jego usta. Gguk zacisnął szczękę i odwrócił się, chwytając wąż z wodą i celując nim prosto w pustą wannę.
— Ten gościu do nas strzelał, próbował nas zabić. —Jungkook mówił w napięciu, starając się nie stracić panowania nad sobą, kiedy odkręcił wąż z wodą i zaczął napełniać wannę wodą.
Dale zmarszczył brwi i pokręcił głową w zaprzeczeniu.
— To jest tylko dziecko, tak samo jak ty.
— Nie porównuj mnie do niego! — Jungkook odwrócił głowę w stronę Dale'a i posłał mu lekkie spojrzenie.
Chłopak westchnął i potarł spocone czoło .
— Nie zabijam niewinnych ludzi, Dale, to wiele mówi o mojej decyzji.
— Nie jesteś mordercą, Jungkook, nie chcesz tego, żeby jego życie spadło na twoje sumienie. — Dale mówił ciszej i spokojniej niż wcześnie , patrząc na chłopaka błagalnym wzrokiem. Jungkook potrząsnął głową i spojrzał na niego marszcząc brwi.
— Nie, ale zdecydowanie wolałbym to zrobić. Jedno życie na sumieniu niż życie całej tej grupy.
— Po co w ogóle dawać komuś życie? — Dale zastanawiał się, podchodząc bliżej Jungkooka, aż ten stanął obok niego.
— Jesteś dobrym człowiekiem, Dale, ale musisz zrozumieć, że nikt na tym świecie nie jest taki jak ty. Świat się zmienił, ale ludzie nie zrobią tego nigdy. Różnica między teraźniejszością a tamtymi czasami jest taka, że teraz ludzie nie boją się pokazać, kim naprawdę są — mówił cicho Jungkook, obserwując wodę wlewającą się do wanny. Chłopak zakręcił wąż i spojrzał w smutne oczy Dale'a. — Chcę tobie powiedzieć, że możesz być miły, ale nigdy nie bądź głupi. Ludzie nie udają już niewinnych. Pierwszym odruchem Randalla był plan zabicia nas, oto kim on jest. I taką właśnie osobę chciałbyś zaprosić do swojej grupy.
***
Jungkook oparł się o framugę drzwi do salonu w domu Hershela. Cała grupa ludzi siedziała lub stała i cierpliwie czekała, aż Rick i Lori wrócą w końcu do środka.
Drzwi otworzyły się z głośnym skrzypienięciem, przez co Gguk przestał przygryzać dolną wargę i spojrzał w górę. Rick i Lori weszli do środka, ta ostatnia zatrzymała się w drzwiach, podczas gdy Rick podszedł bliżej środka pokoju.
Carl wyszedł zza ściany, przykuwając uwagę wszystkich. Rick rzucił mu ostre spojrzenie, przez co chłopak skrzywił się ze złością i odszedł. Wszyscy w pomieszczeniu odwrócili się i spojrzeli po sobie.
— Co mamy zrobić? Po prostu zagłosujemy? —Glenn przerwał ciszę, siedział przy pianinie po lewej stronie Jungkooka.
— Czy to musi być anonimowe? — zapytała Andrea, rozglądając się po pomieszczeniu. Opierała się o kominek , który znajdował się po przeciwnej stronie Jungkooka, stała tuż obok Shane'a.
Jungkook skrzyżował ramiona na piersi i milczał, obserwując rozwój sytuacji. Chłopak wiedział, jaki będzie jego głos i nie obchodziło go, co myśleli o tym inni. Wiedział, co było w tej sytuacji najbezpieczniejsze.
— Zobaczmy, co na to wszyscy tutaj zgromadzeni, a dopiero potem omówimy opcje. — Rick odezwał się, pocierając czoło ze stresu, po czym położył ręce na biodrach.
Wzrok Jungkooka przeniósł się na Shane'a i mały grymas pojawił się na jego ustach, kiedy usłyszał, jak to on pierwszy się odzywa.
— Ja to widzę tylko w jeden możliwy sposób, abyśmy mogli pójść dalej.
— Chcesz go zabić? Prawda? — Jungkook przesunął językiem po dolnej wardze i skierował swoją uwagę na Dale'a. — Po co w ogóle zawracać sobie głowę głosowaniem, jasne jest, w którą stronę to wszystko pójdzie. — Starszy mężczyzna odszedł ze swojego miejsca stojąc w drugich drzwiach, po lewej stronie Glenna.
Rick potrząsnął głową i odezwał się, opierając się o jedną z kanap.
— Jeśli ludzie uważają, że powinniśmy go oszczędzić, chcę o tym wiedzieć.
— Cóż, mogę ci powiedzieć, że to będzie mała grupa. Może tylko... ja i Glenn. — Dale wymamrotał z porażką wypisaną w głosie.
Jungkook spojrzał na Glenna, unosząc brwi w jego stronę. Chłopiec podążał za swoimi myślami, gdy zauważył, że Glenn przełknął ślinę i spojrzał na Dale'a z przepraszającym wyrazem twarzy.
Dale zobaczył to spojrzenie i jego twarz stężała, gdy Glenn zaczął mówić.
— Słuchaj, ja... myślę, że we wszystkim masz rację. Przez ten cały czas. Ale to...
— Zastraszyli cię! — wykrzyknął Dale, wskazując na pozostałych członków grupy.
— On nie jest jednym z nas... straciliśmy już zbyt wielu ludzi. — Glenn stwierdził nieco spokojniej niż wcześniej, nie odwracając wzroku od Dale'a.
Dale zmarszczył brwi i wskazał na Jungkooka , zaskakując chłopaka.
— On też nie jest jednym z nas.
Wszyscy w pomieszczeniu spojrzeli na Gguka, który spojrzał na nich z pustym wyrazem twarzy. W środku czuł się zdenerwowany i nieco zdradzony tym, co powiedział Dale, ale nie chciał, żeby inni też to zobaczyli, jak bardzo był niespokojny, gdy cała uwaga skupiała się na nim.
Gguk przełknął ślinę, ignorując swoje spocone dłonie i szybko bijące serce.
— On nie próbował nas zabić! — Glenn szybko dodał, sprawiając, że ramiona Jungkooka nieco się rozluźniły. Był wdzięczny, że Glenn go obronił i sprawił, że grupa odwróciła od niego wzrok.
Dale westchnął głęboko przez nos i skupił swoją uwagę na Maggie.
— A ty? Zgadzasz się z tym?
— Czy nie moglibyśmy dalej przetrzymywać go w niewoli? — Maggie spojrzała na Ricka, unosząc jedną brew.
Daryl, który opierał się po drugiej stronie drzwi, o które opierał się również Gguk, poruszył się i wymamrotał szorstkim głosem.
— To będą kolejne zbędne usta do nakarmienia.
— To może być naprawdę sroga zima —dodał Hershel ze swojego miejsca na kanapie.
Jungkook potrząsnął głową w stronę grupy i odgarnął włosy z czoła. Chłopiec nie mógł uwierzyć, że faktycznie rozważali pozwolenie Randallowi na dalszy pobyt w tym miejscu.
Lori odezwała się, patrząc na wszystkich.
— Moglibyśmy lepiej racjonować żywność.
— Mógłby nam pomagać w zdobywaniu pożywienia. — Dale kontynuował głosem ociekającym determinacją i pewnością siebie. —Daj mu szansę wykazania się.
— Chcecie go zaangażować do pracy? — Glenn zastanawiał się, marszcząc brwi.
Jungkook zrozumiał, że Randall nie był jedynym nieznajomym w grupie. Ale różnica między nimi była taka, że Jungkook nie próbował ich zabić, podczas gdy Randall najwyraźniej to zrobił. Nie mógł więc zrozumieć, dlaczego o tym debatowali– facet próbował ich zabić i koniec!
Rick potrząsnął głową i przerwał im.
— Nie pozwolimy mu chodzić swobodnie po tym domu. — Jego głos był surowy, gdy odrzucił argument Dale'a.
Jungkook westchnął, sfrustrowany tym, co działo się tuż przed nim. Zamknął oczy i oparł głowę o framugę drzwi. Jeśli nie pozwolili mu odejść, nie będą mogli go zatrzymać jako niewolnika na zawsze.
— Wyślij razem z nim eskortę. — zasugerowała Maggie, próbując zachować resztki nadzieji.
Shane zadrwił, przykuwając uwagę wszystkich obecnych.
— Kto chce zgłosić się na ochotnika do tego obowiązku?
— Ja. — Dale skorzystał z okazji, mając nadzieję że to wystarczy, aby wszystkich przekonać. Rick westchnął i podniósł rękę.
— Nie sądzę, że ktokolwiek z nas powinien zbliżać się do tego gościa.
— On ma rację — wymamrotała Lori, zwracając na siebie uwagę wszystkich i powodując, że Jungkook otworzył oczy, by na nią spojrzeć. — Nie czułabym się bezpiecznie, gdyby nie był niczym związany.
— Nie możemy zakuć mu łańcuchów na kostkach i skazać go na ciężką pracę. — Andrea wyśmiała grupę, wyrażając swoją opinię.
— Spójrzcie — powiedział Shane, prostując się, gdy oczy wszystkich skierowały się na niego. Jungkook podniósł głowę i patrzył na Shane'a z ciekawością, chcąc usłyszeć, co zamierza im powiedzieć. — Powiedzmy, że pozwolimy mu do nas dołączyć. Prawda? Może... może jest pomocny, może jest miły. — Shane zahaczył kciukiem o swój pasek i kontynuował przemówienie. — Spuścimy z niego wzrok, a on może w każdej chwili uciec i sprowadzić do nas swoich trzydziestu ludzi.
Shane miał rację i Jungkook musiał się z nim zgodzić. Nie mogli ryzykować życia, żeby dać szansę mężczyźnie, który już próbował ich zabić.
— Więc odpowiedzią na to wszystko jest zabicie go, aby zapobiec przestępstwu, którego być może nawet nie będzie? — Dale zapytał z niedowierzaniem, podnosząc nieco głos. —Jeśli to zrobimy, uratujemy go, on nie ma już nadziei, rządy prawa umarły, nie ma już cywilizacji.
Jungkook wypuścił niepotrzebne powietrze przez nos i odwrócił się.
— O mój Boże. —Shane mruknął, odwracając się tyłem do Dale'a.
— Czy mógłbyś go wypędzić stąd? Zostawić go gdzieś tak, jak planowałeś? —Hershel odezwał się, patrząc na Ricka, szukając odpowiedzi. Lori natychmiast wtrąciła się, ze zmartwieniem pocierając klatkę piersiową.
— Ledwo udało ci się wrócić. Ty... ty... możesz się zgubić...
— Możesz wpaść w zasadzkę. — Daryl przerwał jej głupią wypowiedź swoją bardziej realistyczną wypowiedzią.
Szczerze mówiąc, Jungkook nie rozumiał, dlaczego w ogóle głosowali, wiedział, jaki będzie osąd. Ci ludzie nie chcieliby mieszkać obok kogoś, kto może ich w każdej chwili zabić we śnie.
Nie musieli sami zabijać Randalla, Jungkook założyłby się, że nawet nie byłoby ich tam, oni nie byliby świadkami jego śmierci.
Jedyną osobą, która czułaby się winna, byłaby ta, która pociągnęłaby za spust.
A ludzie, którzy głosowali za śmiercią Randalla, wymietliby go ze swoich umysłów jak niepotrzebny nikomu pyłek kurzu.
— Nie powinniśmy narażać naszych ludzi na ryzyko. — Glenn mruknął pod nosem, przeczesując dłonią włosy.
Blondynka, Patricia, odezwała się ze swojego miejsca przy jednym z okien.
— Gdybyśmy to zrobili, jak byś to zrobił? Czy on by ... cierpiał? — Jungkook podniósł głowę znad ziemi, również zaciekawiony tym faktem.
Sądząc po charakterze Ricka, użycie broni to byłby najszybszy i najbardziej humanitarny sposób.
Rick i Shane odwrócili się, żeby na siebie spojrzeć, zanim ten ostatni się odezwał.
— Moglibyśmy go powiesić, prawda? Skręcić mu kark? — Shane powiedział to tak lekko, jakby właśnie leżał na plaży i się opalał.
Brwi Jungkooka uniosły się i jego usta rozchyliły się w lekkim zaskoczeniu. Z całą pewnością nie spodziewał się czegoś tak barbarzyńskiego.
Gguk zgodził się, z Shanem też nie pozwoliłby Randallowi żyć, ale powieszenie go zabijanie go powoli i boleśnie, to było za dużo.
Nawet nieostrożny ton Shane'a i brak empatii w jego oczach, spowodowały, że Jungkook zerwał się na nogi i zwrócił na siebie uwagę.
— Myślałem o tym. — Rick skinął głową i zerknął na Patricię, po czym ponownie spojrzał na swojego najlepszego przyjaciela. — Zastrzelnie go mogłoby być bardziej humanitarne.
Sądząc po ciszy w pomieszczeniu, wszyscy zgodzili się z wypowiedzią Ricka. Jungkook pozwolił sobie na skinienie głową na jego słowa, rozluźniając ramiona i odpychając się od framugi drzwi. Jego mięśnie sztywniały od zbyt długiego przebywania w tej pozycji.
— Więc... — Jungkook spojrzał na ciemnoskórą mamę, o której Maggie mówiła, że to była T-Dog we własnej osobie. — Co z ciałem? Czy w-
— Ho... Ho... Zważ na słowa! Zważ na słowa! — Dale szybko jej przerwał, patrząc na nią z zawstydzoną twarzą i oczami pełnymi niedowierzania. — Mówisz o tym tak, jakby to było już postanowione!
Jungkook westchnął jeszcze raz i uszczypnął się w nasadę nosa. Prawdę mówiąc, ten proces „głosowania" sprawił, że miał ochotę chwycić za broń i sam zastrzelić Randalla.
Ale Gguk wiedział, że nie będzie w stanie pociągnąć za spust. Tony był pierwszym człowiekiem, którego zabił, a to dlatego, że on sam próbował zabić Gguka.
Randall do niego strzelał, ale w tej chwili był zupełnie bezbronny, a Jungkook nie mógł zabić kogoś bezbronnego.
Im więcej o tym myślał, tym bardziej zdawał sobie sprawę, jak bardzo był hipokrytą. Jungkook głosował na kogoś, kto zabije Randalla, podczas gdy on sam nie byłby w stanie go zabić. Podobnie jak ci ludzie, odejdzie od tematu śmierci Randalla i zapomni o niej tylko dlatego, że to nie on będzie stał za spustem.
— To jest życie młodego człowieka! — Jungkook podskoczył lekko, wyrwany z myśli. Gdy Dale zaczął swoje przemówienie, jego ciemne oczy skierowały się w stronę Dale'a. — A to jest warte więcej niż pięciominutowa rozmowa! — Dale podniósł głos, a jego słowa były pełne złości i frustracji. — Czy o to właśnie chodzi?! Zabijamy kogoś, bo nie możemy zdecydować, co jeszcze z nim możemy zrobić?! —woła starszy mężczyzna, przenosząc wzrok z osoby na osobę.
Jungkook poruszył się na swoim nogach, krzyżując ręce na piersi. Jego wzrok powędrował w stronę Daryla, który stał obok niego.
Gguk spojrzał na jego minę, próbując zobaczyć, o czym myślał. Jednak wyraz twarzy Daryla był zamknięty, a jego oczy zmrużone i skupione na Dale'u, gdy ten mówił.
Jungkook odwrócił wzrok i odwrócił się z powrotem do Dale'a, słuchając każdego jego słowa. Starzec zwrócił się do Ricka.
— Uratowałeś go! A teraz spójrz na nas... był torturowany, zostanie stracony! W czym jesteśmy lepsi od tych ludzi, których tak się boimy? — Dale umilkł, mówiąc ciszej niż wcześniej.
Odwrócił się, żeby spojrzeć na wszystkich w pokoju, ale ludzie odwrócili wzrok i unikali jego wzroku, łącznie z Rickiem, który zacisnął swoją szczękę. —Wszyscy wiemy, co należy zrobić.
Gguk spojrzał na Shane'a, jego twarz była stoicka, a w jego oczach nie było widać żadnych wyrzutów sumienia. Mały dreszcz przebiegł po kręgosłupie Jungkooka, powodując, że przygryzł wargę, aby powstrzymać od ich drżenia z dyskomfortu.
— Nie, Dale ma rację. — Chłopak wyglądający jak królik odwrócił głowę w stronę Ricka i ponownie został mile zaskoczony przez lidera. — Nie możemy pozostawić tego bez zmian, jesteśmy odpowiedzialni...
— Jakie jest zatem na to inne rozwiązanie? — Andrea przerwała mu, zanim przerwała jej Lori i jej spojrzenie.
— Pozwól Rickowi dokończyć. — Andrea zignorowała ją i mówiła dalej, jakby słowa Lori były irytującą muchą, którą odtrąciła.
— Nie znaleźliśmy ani jednego odpowiedzialnego weterynarza. Szkoda, że nie mogliśmy, ale...
— Więc popracujmy nad tym! —Dale jej przerwał. Jego głos był donośny i pełen frustracji, a jego słowa leciały jak naboje.
Głowa Jungkooka zaczynała go boleć od tych krzyków i podnoszenia głosu. Nie było tajemnicą, że był wrażliwy na głośne dźwięki, zwłaszcza krzyki.
Gguk absolutnie nienawidził, gdy ludzie krzyczeli. Zawsze powodowało to u niego wzdrygnięcie się i skrzywienie. Jego rodzice starali się nie podnosić głosu, ale oni też musieli czasem sobie pozwolić, by ich emocje opadły.
— Przestańcie. —Jungkook przestał pocierać swoją bolącą skroń i spojrzał w stronę miękkiego głosu odbijającego się echem po całym pomieszczeniu.
Carol, która opierała się o drewniane drzwi frontowego domu, spojrzała na Dale'a, po czym przeniosła wzrok na nich wszystkich.
— Po prostu przestańcie. Mam dość tego, że wszyscy się kłócą i walczą o coś między sobą. Nie prosiłam o to. Nie możesz nas prosić o podjęcie takiej decyzji. —Carol powiedziała cicho, patrząc Dale'owi w oczy.
— Niech ktoś z waszej dwójki podejmie decyzję — spojrzała pomiędzy Shane'em i Rickiem, zanim kontynuowała — Ale mnie zostawcie w spokoju.
Carol wzruszyła ramionami i nadal opierała się o drzwi. Jungkook odetchnął głęboko, kładąc ręce na swojej talii, po czym spojrzał na Dale'a. Wiedział , że mężczyzna na pewno coś jeszcze powie. I miał rację,
— Nie wypowiadanie się na ten temat lub zabijanie go – nie ma w tym żadnej różnicy. —Dale odpowiedział, jego oddech był drżący z powodu nagromadzonych w nim emocji.
Jungkook czuł się, jakby był z powrotem w szkole i słuchał wykładu na temat byków. Przesunął się z nogi na nogę i przygryzł wargę, by powstrzymać mały uśmiech pojawiający się na jego twarzy.
— W porządku, wystarczy. — Rick podniósł rękę, powstrzymując Dale'a od dalszego mówienia.
Jungkook był zadowolony, że Rick nie podniósł głosu, a raczej jego ton był – ostrzejszy i stanowczy. Mały ból głowy stał się już na tyle irytujący, że miał wrażenie, jakby irytujący bachor szturchał go kijem prosto w czaszkę, przez co poczuł lekki ból i irytację.
Jungkook chciał, aby ta debata się już skończyła, ponieważ wiedział, że nie było sensu jej dalej prowadzić, ci ludzie już dawno zdecydowali o jego losie.
— Każdy, kto chce zabrać głos, zanim podejmiemy ostateczną decyzję, ma na to jeszcze szansę. —Rick zakończył, cofając się i pozwalając komuś innemu wystąpić naprzód.
Napięta cisza okryła pokój jak koc. Hershel patrzył na podłogę z twarzą pokrytą poczuciem winy. Maggie i Patricia usiadły na kanapach i ani jedno słowo nie wypłynęło z ich ust.
T-dog, Andrea i Shane nic nie powiedzieli, wpatrując się w podłogę lub w górę na wszystkich znajdujących się w pokoju.
Rick spojrzał na Lori, w odpowiedzi potrząsając głową. Spojrzał na Daryla, ale mężczyzna nic nie powiedział, dając mu odpowiedź, której potrzebował. W końcu oczy Ricka padły na Jungkooka, który przygryzał wargę i patrzył w podłogę.
Chłopak poczuł na sobie wzrok Ricka, przez co podniósł głowę i ledwo zauważalnie potrząsnął głową.
Dale z niepokojem dotykał swój kapelusz, a jego twarz opadła, gdy zobaczył brak odpowiedzi od swoich ludzi. Odetchnął głęboko, zanim spojrzał na Ricka.
— Ty... kiedyś powiedziałeś, że nie zabijamy żywych!
— Tak, to było zanim żywi próbowali nas zabić. — Rick odpowiedział spokojnie, niewzruszony słowami Dale'a.
— Ale myśl, że jeśli to zrobimy, ludzie, którzy byli,.. świat, który znaliśmy, całkowicie umrze ! — wykrzyknął Dale głosem drżącym z bólu jego oczy płonęły niewylanymi łzami.
— Ten nowy świat jest brzydki, jest... surowy. To... to... to przetrwanie jest tylko dla najsilniejszych! —Dale przesunął dłonią po swoje twarzy, po czym obrócił się i spojrzał na wszystkich. — To nie jest świat, w którym chcę żyć. Ja nie... Nie wierzę, że ktokolwiek z was by to zrobił! Nie mogę.
Dale'owi zalał się łzami, a głos mu drżał.
— Proszę, zróbmy po prostu to, co jest słuszne.
Oczy Jungkooka były przyklejone do ziemi. Poczucie winy i wyrzuty sumienia przesunęły się po jego kręgosłupie i owinęły się wokół jego gardła, ściskając go mocno.
Przez sekundę Gguk miał ochotę wrócić do swoich słów i zagłosować na życie Randalla. Takie decyzje uświadomiły Jungkookowi, jak bardzo się zmienił. Stary on nigdy nie zagłosowałby za śmiercią Randalla, ale ten teraźniejszy Jungkook myślał o przetrwaniu, bez względu na cenę.
Napięcie i cisza w pomieszczeniu wzrosły, gdy nikt nic nie powiedział. Wszyscy unikali patrzenia na Dale'a i jego przenikliwego spojrzenia, zamiast tego patrzyli w dół, na ziemię.
Twarz Dale'a opuściła się jeszcze bardziej, jeśli to było możliwe, i pozwolił, by jego ramiona opadły mu w obliczu porażki.
— Czy jest ktoś jeszcze, kto stanąłby za mną? —Jungkook zacisnął oczy i wziął głęboki oddech , po czym je otworzył i spojrzał na Dale'a.
Jeśli miał zamiar głosować za śmiercią Randalla, musiał być pewien swojej decyzji i musiał się jej trzymać. Nie mógł ze wstydem patrzeć na podłogę, musiał stać prosto.
Cisza w pokoju została zakłócona i Jungkook był pewien, że tak pozostanie. Dopóki Andrea nie odezwała się, patrząc na Dale'a.
— On ma rację. — Oczy Dale'a skierowały się na nią, a cała jego twarz rozjaśniła się ulgą. Patrzyli na siebie łagodnym wzrokiem , zanim Andrea odwróciła wzrok i zwróciła się do grupy.
— Powinniśmy znaleźć inny sposób.
Jungkook nie zgadzał się z ich głosami, ale szanował ich zdanie na ten temat. Skrzyżował ramiona na piersi i rozejrzał się dookoła czekając, aż kogoś jeszcze poprze pełne pasji przemówienie Dale'a na temat ludzkości.
— Ktoś jeszcze? — zapytał Rick, rozglądając się po pokoju, tylko po to, by w zamian otrzymać ciszę.
Rick skinął głową, po czym odwrócił się do Dale'a. Oczy tego ostatniego zebrały jeszcze więcej łez, a na jego twarzy pojawił się gorzki uśmiech.
Dale zadrwił, po czym spojrzał na grupę, a jego oczy płonęły nieokiełznanym ogniem.
— Czy wy też będziecie się temu przyglądać? — Dale kpił, po czym znowu zaczął kpić. — Nie, chowajcie głowy w namiotach i nie zapomnijcie, że mordujemy człowieka.
Dale wziął głęboki wdech i głośno sapnął, gorączkowo potrząsając głową.
— Nie będę tego częścią. — Dale odwrócił się i zaczął wychodzić z pokoju.
Jungkook zobaczył, jak idzie w stronę jego i Daryla, co sprawiło, że odsunął się na bok, aby mógł wyjść. Gdy Dale przechodził obok Daryla, zatrzymał się i położył dłoń na ramieniu Daryla.
— Ta grupa upada.
***
Notatka od tłumaczki:
Gdzie do jasnej cholery podziewa się Taehyung? Może jest zainfekowanym, który zakocha się w Jungkooku i będzie chciał przy okazji odgryźć mu rękę?
Ciekawe, co się wydarzy w dalszych rozdziałach.
Ten rozdział sama czytałam z zapartym tchem. Sama nie wiedziałabym, co zrobić. Czy pozwolić żyć takiemu człowiekowi, czy pozwolić na to, aby umarł?
Jaką byście podjęli decyzję na miejscu tych ludzi?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro