Rozdział 5 ~ Guns, bullets and idiots ~
| Jungkook |
Kilka godzin, które Jungkook spędził w pokoju pełnym napięcia i whisky, zakończyło się wraz ze zniknięciem światła dnia i przejęciem ciemności.
Pierwotnie bar był ciemny, co wynikało z brudnych okien i zasłon uniemożliwiających wnikanie do pomieszczenia światła. Ale kiedy słońce zaszło, Gguk musiał pozwolić swoim oczom przyzwyczaić się, aby mógł widzieć prawidłowo.
— Jasna cholera. — odparł Glenn, przechodząc obok Gguka i spojrzał na martwe ciało Tony'ego. Rick spojrzał na Glenna, jego usta ułożyły się w prostą linię.
— Miałeś rację. — Jungkook patrzył na nich, zastanawiając się, czy coś przeoczyli.
Chłopak nie był aż tak głupi, no cóż, jego oceny nie były najlepsze, co najwyżej przeciętne. Jednak zdaniem Gguka oceny nie determinowały w żaden sposób inteligencji.
Może to była tylko wymówka, ale zawsze był lepszy w robieniu rzeczy, które dotyczyły bardziej rzeczywistych sytuacji, aniżeli rozwiązywanie problemów matematycznych.
Więc kiedy ci dwaj mężczyźni, których spotkał kilka godzin wcześniej, wymienili ze sobą kilka zdań, których nie zrozumiał, sprawiło to, że poczuł się głupio i musiał zaczekać.
A co, jeśli nie usłyszał, co powiedział Rick?
Ale co powiedział Rick?
Jungkook nie był zadowolony z tej myśli, zastanawiał się jednocześnie, co policjant mógł powiedzieć. Jego ciemne oczy nie były skupione, gdy patrzył w przestrzeń, zupełnie nieświadomy otoczenia.
Mężczyźni zakończyli rozmowę i już mieli wyjść, aż w końcu zauważyli rozmarzonego chłopca.
— Jungkook, chodźmy. — Rick delikatnie go szturchnął, gdy mijał chłopca w kierunku wyjścia.
Wspomniany chłopak wyrwał się z zamyśleń i spojrzał w górę sowimi oczami. Szybko dogonił pozostałą trójkę i ruszył obok Glenna, który posłał mu drżący uśmiech.
Zanim zdążyli zbliżyć się do drzwi, nad budynkiem rozbłysły światła samochodu, po czym rozległ się dźwięk silnika.
— Samochód samochód! — szepnął RICK, stwierdzając oczywistość.
Gguk wraz z resztą szybko pobiegł w stronę drzwi i schował się za jedną z sąsiednich ścian. Chłopiec wypuścił niepotrzebny oddech irytacji, po czym przewrócił oczami i posłał Rickowi spojrzenie, które brzmiało: Naprawdę? Nie zauważyłem żadnego samochodu.
Napięta cisza ogarnęła całe pomieszczenie, gdy usłyszeli, jak samochód zawraca i zatrzymuje się tuż przed barem. Dłoń Jungkooka powoli przesunęła się w stronę pistoletu i ostrożnie go wyciągnął spod paska, starając się przy tym robić jak najmniej hałasu.
Chociaż nienawidził marnować kul i używać broni, zrobi to, jeśli sytuacja będzie tego wymagała. Nie wda się w bójkę z nożem. Nie mógł jednak zaprzeczyć, że ręce mu się trzęsły, gdy trzymał w nich broń. Jego palce zacisnęły się na broni, aż zbielały mu kostki.
Silnik samochodu zgasł, zanim wysiadło z niego kilku mężczyzn, Gguk nie był pewien ilu ich było. Jedynym dźwiękiem, który docierał do jego uszu, był drżący oddech Glenna i bicie jego serca w klatce piersiowej. Jungkook przełknął głośno ślinę i przy tym oblizał dolną wargę – nerwowy nawyk, który nabył w ciągu ostatnich kilku miesięcy.
— Dave? Tony? — zawołał cicho mężczyzna, starając się nie zwrócić na siebie uwagi.
Ramiona Gguka napięły się, słysząc te imiona, a jego oczy powędrowały po dwóch martwych ciałach leżących we własnej kałuży krwi. Jungkook zacisnął oczy na kilka sekund, po czym je otworzył i spojrzał na Ricka w celu uzyskania instrukcji, co miał dalej robić.
Rick ponownie spojrzał na Gguka i powoli uniósł palec do ust, gestem nakazując mu zachowanie ciszy. Jungkook odwzajemnił jego gest szybkim skinieniem głowy, po czym odwrócił wzrok.
— Mówię ci, stary, słyszałem strzały. — stwierdził inny mężczyzna, jego głos brzmiał młodziej i jaśniej.
Jungkook westchnął cicho, blokując szepty nieznajomych, podczas gdy jego sztywne palce zaciskały się i rozluźniały wokół pistoletu w jego dłoni. Gguk przesunął językiem po dwóch przednich zębach i sapnął przez sekundę, gdy przypomniał sobie o swoich dwóch przednich króliczych zębach.
Jego myśli szybko zmieniły swój tor i zaczął się zastanawiać, kiedy ostatni raz mył zęby.
A co by było, gdyby były żółte, całkowicie brązowe albo miały dziury? A co jeśli jego oddech zawsze śmierdział, kiedy mówił?
Myśli Jungkooka zostały tak szybko odpędzone jak irytująca mucha, która pełzała po twojej skórze, gdy próbowałeś zasnąć.
Gdy usłyszał kroki zbliżające się do baru, jego głowa podskoczyła do góry, a oddech uwiązł mu w gardle. Oczy Jungkooka zatrzymały się na sylwetce mężczyzny przy drzwiach.
— Stary, mówiłem, trzymaj się blisko mnie! — Ktoś syknął, przez co mężczyzna cofnął rękę i odwrócił się.
Mężczyzna szybko dogonił swojego przyjaciela, znikając Jungkookowi z pola widzenia. Ramiona Gguka opadły z chwilową ulgą. Był w stanie prawidłowo oddychać, nie obawiając się, że tamci go usłyszą.
Po niezliczonych minutach kucania pod ścianą z obolałymi udami i zastanawiania się, kiedy mężczyźni wyjdą, Rick wstał. Jungkook patrzył, jak odsłania zasłony i spogląda na zewnątrz. Gguk uniósł brwi, gdy Rick przykucnął i przysunął się bliżej grupy.
— Dlaczego nie odejdą stąd? — Glenn szepnął cicho, a jego brwi zmarszczyły się w zdumieniu. Hershel uniósł brwi.
— Czy zrobiłbyś to na ich miejscu?
— Nie możemy tu dłużej zostać, jeśli przeszukują każdy sklep, w końcu nas znajdą — odezwał się Gguk, przykuwając na siebie uwagę wszystkich trzech mężczyzn.
Rick patrzył na niego przez chwilę, po czym zwrócił się do niego:
— Czy byłeś już kiedyś w tym mieście?
— NIE? — Gguk odpowiedział pytająco, zanim jego oczy się zaświeciły i sięgnął ręką do kieszeni kurtki. — Ale za to mam mapę! — szepnął z szeroko otwartymi oczami, wyciągając z kieszeni zmiętą mapę.
Rick posłał mu krótkie skinienie głową, gdy wziął od niego mapę i ją otworzył. Oczy Ricka przesunęły się po mapie i znakach pozostawionych na niej przez Gguka, zanim spojrzał na to, gdzie znajdował się bar.
Rick próbował sprawdzić, czy było gdzieś tutaj ukryte tylne wyjście, mimo że każdy budynek powinien je mieć.
Gguk patrzył, jak Rick zastanawia się, co zrobić, zanim zamyka mapę i oddaje mu ją. Jungkook wziął mapę i włożył ją z powrotem do kieszeni, marszcząc nos, słysząc trzeszczący dźwięk. Hershel uniósł wargi, widząc wyraźne oznaki niewinności chłopca.
Mógł mieć tylko nadzieję, że ten świat nie zniszczy go tak bardzo, jak innych.
Łagodny wyraz twarzy Jungkooka zmienił się w pusty, gdy usłyszał dźwięk wystrzałów niedaleko baru. Niedługo potem usłyszał cichy odgłos kroków, zanim do jego uszu dotarły głosy.
— Co się stało?
— Wędrowcy, zlokalizowałem ich.
— Zniknęli, ale ich samochód nadal tam jest .
— Byłem w tamtych budynkach, sprawdziliście ten?
— NIE.
— Ja też nie.
— Szukamy Dave'a i Tony'ego i nikt nawet nie sprawdził tego cholernego baru? — Jungkook wciągnął gwałtownie powietrze i mocniej ścisnął broń.
Przygryzł wargę, słuchając, jak trzech mężczyzn szybko zbliża się do baru. Kiedy byli już blisko, mocniej przycisnął plecy do ściany za sobą i wycelował pistolet w drzwi, gotowy do strzału. Kiedy klamka przekręciła się i drzwi skrzypnęły, Gguk miał już strzelić. Ale w ostatniej chwili Glenn skoczył do przodu i zatrzasnął drzwi, opierając się o nie plecami.
Ramiona Jungkooka opadły, a jego twarz wykrzywiła się pod wpływem tego ruchu. Opuścił pistolet i wolną ręką przesunął po spoconej twarzy, pocierając przez chwilę czoło.
— Ktoś zamknął drzwi, ktoś tam jest. — Gguk podniósł wzrok, wiedząc, że ci ludzie nie pozwolą im odejść.
Nie, kiedy dowiedzą się, co stało się z Dave'em i Tonym.
— Ej, jest tam ktoś? — Zawołał jeden z nich.
Rick przygryzł wargę, skupienie na jego czole wzrosło, gdy jego twarz wykrzywiła się z frustracji.
— Jeśli ktoś tam jest, nie chcemy żadnych kłopotów! Szukamy tylko naszych przyjaciół! — Rick nadal nic nie powiedział, zastanawiając się, jak lepiej podejść do sytuacji.
Ramiona Glenna były napięte, a z jego ust wydobywał się płytki oddech, gdy z całej siły przyciskał swoje ciało do drzwi. Hershel mocniej ścisnął pistolet, jego wzrok skakał po każdej osobie w pomieszczeniu, ale głównie skupił się na Ricku.
Jungkook wziął spokojne, długie oddechy, próbując odepchnąć strach pełzający po jego kręgosłupie i owijający się wokół jego umysłu. Język wysunął mu się z ust i zwilżył swoje suche wargi.
— Nie chcemy żadnych kłopotów! Szukamy tylko naszych przyjaciół, gdyby coś im się stało, powiedz nam. — Głos umilkł, po czym kontynuował. — To miejsce jest pełne trupów, jeśli pomożesz nam nie zginąć, będziemy wdzięczni!
Nie było mowy, żeby tak po prostu pozwolili im odejść, nawet jeśli nie mieliby nic wspólnego z Dave'em i Tonym. Gguk znał ludzi takich jak Dave i Tony i jeśli ci mężczyźni byli w grupie z Dave'em i Tonym, oznaczało to, że byli tacy sami jak oni. Oznaczało to, że ich broń zostanie podniesiona i wystrzelone zostaną z niej kule.
Onyksowe oczy Gguka powędrowały w stronę Ricka i zobaczył, jak ten przesuwa dłonią po swojej twarzy. Potarł nos, po czym wyraźnie się skrzywił.
— Stary, posłuchaj, nikogo tam nie ma.
— Są tam jacyś ludzie, mogą wiedzieć, gdzie są Dave i Tony.
Gguk oparł się o ścianę, jego wzrok skupiał się na pokrytych kurzem kafelkach. Zastanawiał się, co się zaraz stanie, jak wyjdą z tej sytuacji? Ale jeszcze bardziej ciekawiło go, co stanie się po rozwiązaniu tej sprawy.
— Wykorzystali nas! — Głowa Jungkooka gwałtownie podniosła się i praktycznie od razu spojrzał na Ricka w całkowitym szoku. Jego wydęte wargi rozchyliły się lekko, a z jego gardła wydobył się cichy odgłos szoku.
Jego nos szybko się zmarszczył. Ciało Gguka leniwie oparło się o ścianę, a jego pistolet wisiał między jego palcami.
— Dave i Tony tam są? Żyją?
Na pewno nie! Ci idioci już nie żyją. Ale dla dobra ogółu powiedz tak.
— NIE!
Gguk prawie chwycił butelkę whisky mając chęć wepchnięcia jej prosto do jego gardła uderzając jego głową prosto w drewniany stół.
— Chodźmy stąd.
— Nie, nie wyjdę stąd. Nie mam zamiaru wracać tam i mówić im, że Dave i Tony zostali postrzeleni przez jakiś dupków w barze!
— TWOI ZNAJOMI LICZYLI NA NAS! Dali nam wybór! — Rick odkrzyknął, gdy tylko usłyszał, jak facet mówi. W jego głosie wyraźnie słychać było gniew i frustrację , ale chciał użyć tego jako taktyki.
— Myślę, że wszyscy straciliśmy wystarczająco dużo ludzi! Zrobiłem ... zrobiłem rzeczy, o których chciałbyś nie wiedzieć ... ale. ...ale teraz tak musiało być, wiesz o tym ... — Zanim Rick zdążył dokończyć przemowę, na zewnątrz ktoś zaczął strzelać w stronę baru.
Aby uniknąć postrzelenia, Jungkook szybko uchylił się jak najbliżej ziemi. Hałas wystrzałów przedarł się przez uszy Gguka i dźgnął go w czaszkę, powodując, że się skrzywił.
Spocone kosmyki brązowych włosów opadły mu na twarz, gdy cofnął się , by spojrzeć na drzwi. Widział, jak kule przebijają się przez ściany i drzwi baru, tworząc trwałe dziury. Szkło w drzwiach zostało w parę sekund roztrzaskane, w wyniku czego odłamki szkła spadły i rozsypały się po podłodze.
Rick podniósł się z klęczek i zaczął strzelać z pistoletu, strzelając przez rozbite okno. Skierował swój wzrok w stronę pozostałych trzech ludzi i krzyknął na nich.
— Idźcie stąd! Wynoście się! — Uścisk Jungkooka na broni zacieśnił się, zanim odepchnął się od brudnej podłogi i wstał. Glenn i Hershel zerwali się i pobiegli dalej w stronę baru, jednocześnie próbując uniknąć kul. Gguk ruszył za nimi. jego ramiona były zgarbione, a głowa pochylona w dół.
Glenn schował się za starym pianinem z szeroko otwartymi oczami i płytkim oddechem. Nogi Glenna zostały przyciśnięte do klatki piersiowej , a plecy dociśnięte do boku fortepianu. Biedak wyglądał, jakby miał dostać ataku paniki.
Hershel natomiast starał się nieco bardziej panować nad emocjami. Oczywiście, że się bał. Szybko znalazł kryjówkę za małym, drewnianym stołem. Jungkook szybko zanurkował za ścianą. Przywarł mocno plecami do ściany i oparł o nią głowę. Uścisk na jego pistolecie wzmocnił się, a małe kropelki potu spłynęły po jego skroni, gdy słuchał strzałów odbijających się echem w powietrzu.
Głowa Hershela wyłoniła się znad stołu i przesunął broń po podłodze w stronę Glenna.
Glenn szybko chwycił broń i przycisnął ją do piersi. Ku wielkiej uldze Gguka, strzały ucichły, powodując, że nad barem zapadła niesamowita cisza niczym warstwa śniegu pokrywająca ziemię. Jungkook rozejrzał się po ścianie i jego wzrok wędrował od Ricka, przez Glenna, po Hershela, po czym zatrzymał się z powrotem na Ricku. Patrzył, jak szeryf opróżnia broń, powodując, że łuski pustych kul spadają na ziemię.
— Wszyscy wiemy, że to się nie skończy dobrze! Dla nas nie ma w tym nic złego! — krzyknął Rick. zwracając się do mężczyzn na zewnątrz, gdy to robił, szybko przeładowywał swoją pustą broń. – Po prostu... po prostu się wycofajcie, nikt inny nie zostanie ranny.
Gdy Rick skończył mówić i przeładował broń, od tylnych drzwi baru dobiegło warczenie. Głowa Jungkooka odwróciła się w odpowiednim kierunku i instynktownie uniósł broń. Jego różowy język wysunął się z ust i musnął wargi, podczas gdy jego oczy się mrużyły, wpatrując się w drzwi.
Glenn poderwał się z ziemi i pobiegł przez pokój w stronę tylnych drzwi. Pchnął drzwi i wsunął pistolet w szczelinę.
— Kurwa! — Jungkook przeklął pod nosem, po czym odepchnął się od ściany i pomaszerował w stronę tylnych drzwi. Przeszedł przez drzwi, po czym je otworzył i wśliznął się do środka.
Duży pokój, pełen dekoracji , zapasowych stolików i innych niepotrzebnych rzeczy przywitał go. Oczy Gguka błądziły po ciemności, zmrużył je lekko, żeby lepiej widzieć, a nos zmarszczył się , gdy do jego nozdrzy dostał się kurz, niemal powodując kichnięcie.
Wzrok Jungkooka skupiał się na Glennie, który skradał się po pokoju z podniesioną bronią gotową do strzału. Gguk ostrożnie postawił stopę na drewnianych schodach przed sobą, wyraźnie wzdrygając się na dźwięk głośnego skrzypnięcia, które dobiegło spod niego.
Jego oczy w kolorze zieleni przez cały czas skupiały się na tylnych drzwiach. Ramiona Gguka napięły się jeszcze bardziej, a jego usta wykrzywiły się w warknięcie, gdy usłyszał dźwięk przypadkowego kopnięcia szklanej butelki.
Jungkook stał za Glennem, trzymając broń w dłoniach i skupiając wzrok na tylnych drzwiach. Pot wkradł mu się na czoło, nawilżając włosy i sprawiając, że wydawały się ciemniejsze niż w rzeczywistości. Ramiona bolały go od napięcia mięśni.
Oddech w gardle Jungkooka uwiązł, gdy zobaczył , jak klamka w drzwiach się obraca. Glenn bez zastanowienia podniósł broń i strzelił w drzwi , skutecznie rozbijając szybę.
— Glenn?! Jungkook? — krzyknął Rick z drugiego pokoju głosem pełnym paniki i zmartwienia.
Emocje w tonie Ricka, gdy wypowiadał imię Jungkooka , sprawiły, że chłopak na chwilę zamarł. Minęło dużo czasu, odkąd ktoś okazywał mu troskę. Poczuł się dziwnie i niecodziennie, ale nie mógł powstrzymać uczucia, kiedy uderzyło go ukłucie samotności i nostalgii, gdy przypomniał sobie rodzinę, która zwykle wypowiadała jego imię z ciepłem i miłością.
— N....Nic nam nie jest! Nic nam nie jest! — Odległy głos Glenna dotarł do jego wrażliwych uszu, powodując, że mrugnął i odwrócił wzrok od rozbitej szyby w drzwiach. Onyksowe oczy Jungkooka spojrzały na Glenna, na wszelki wypadek patrzył, jak mężczyzna przyciskał się plecami do ściany.
Gguk westchnął, opuszczając broń i przecierając piekące oczy. Biedny chłopak nie spał porządnie od tygodni, ostatni raz spał, kiedy był w zaniedbanym motelu, bezpiecznie zamknięty w szafie w jednym z pokoi.
Jungkook zamrugał kilka razy, po czym leniwie pociągnął ich w stronę Glenna, który praktycznie drżał, gdy celował pistoletem w drzwi.
Gguk westchnął, wiedząc, że mężczyzn już tam nie ma, cóż, może byli, ale nie atakowali. Nie bezpośrednio. Przynajmniej miał taką nadzieję. Deska podłogowa za Jungkookiem zaskrzypiała, zanim jakaś dłoń dotknęła jego ramienia.
Wspomniany chłopak podskoczył, wolną ręką szybko wyciągnął sztylet i zamachnął się.
Hershel, który podszedł do nic, miał szczęście. Odsunął głowę do tyłu, zanim Gguk zdążył wbić w nią sztylet. Hershel uniósł brwi, a jego oczy rozszerzyły się, zanim otrząsnął się z szoku i ponownie przyjął neutralność.
Na małych wargach Jungkooka pojawił się zakłopotany uśmiech, gdy chłopak odłożył sztylet i zakaszlał niezdarnie.
— Przepraszam. — Jungkook pozwolił ledwo słyszalnemu szeptowi prześlizgnąć się przez jego usta, mając nadzieję, że pozostanie on niezauważony.
I tak się stało.
Hershel odwrócił się do Glenna, dotykając jego spocone i drżące ciało, po czym zwrócił się do niego.
— Rick chce, żebyś spróbował dostać się do samochodu.
— Spróbować? — Glenn posłał mu spojrzenie pełne niedowierzania.
Gguk spojrzał pomiędzy tę dwójkę, nieco zdezorientowany. Trzeba było przyznać, że Jungkook nie był najbystrzejszy i zajęło mu trochę więcej czasu, zanim poskładał elementy w całość, ale to było w porządku.
— Spróbuj i na pewno odniesiesz sukces. — Hershel skinął głową. Determinacja czaiła się w jego oczach.
Odwrócił głowę w stronę zdezorientowanego Jungkooka, co spowodowało, że chłopa ukrył swój wyraz twarzy i wyprostował się, jakby wiedział, co się dział. Kiedy w rzeczywistości był naprawdę, naprawdę zdezorientowany.
— Będziemy cię chronić. — Jungkook nie wierzył w to, co słyszał. Osłaniać go? Cym? Kocem? Koszem na śmieci, żeby mógł stąd uciec?
Jednak kiedy oczy Glenna przeniosły się na niego, wyraz zmieszania na jego twarzy zniknął, a Jungkook kilka razy gorączkowo pokiwał głową.
— To świetny plan. — Glenn mruknął sarkastycznie, a jego oddech był wciąż nieco szybki i niemiarowy.
Odwrócił się i ruszył do tylnych drzwi, stawiając kroki nieco powoli i niezgrabnie. Jungkook ostrożnie ruszył za Glennem, jego oczy były szeroko otwarte i zaniepokojone. Podszedł bliżej ściany obok drzwi i oparł się o nie plecami.
Gguk przygryzł wargę, obserwując, jak Glenn z głośnym piskiem otwiera podwójne drzwi.
Hershel i Jungkook podnieśli broń, gotowi podnoeść ogień, gdy ktoś nagle wyskoczył i strzelił do Glenna. Ten ostatni wystawił głowę przez drzwi, rozglądając się w obie strony, po czym przeszedł przez nie i przykucnął.
Jungkook wszedł do pomieszczenia, a jego oczy podążały za Glennem, gdy ten stopniowo oddalał się od baru.
Hershel podszedł o krok bliżej drzwi, zerkając na Glenna z uniesioną bronią, gotową do strzału.
Bang!
Bang!
Dwie kule przeleciały w powietrze, jedna skierowana w stronę Glenna, a druga w stronę Jungkooka, który był odwrócony tyłem. Gdy do uszu Gguka dotarł odgłos wystrzału, rzucił się w stronę baru, pozwalając, by kula otarła się o ścianę, w której stał, zanim odskoczył.
Hershel nie zastanawiał się ani chwili, podniósł broń i strzelił do mężczyzny, skutecznie trafiając go w klatkę piersiową.
Jungkook zamrugał zszokowany, a jego umysł pogrążył się w zawrotnym chaosie. Przełknął głośno ślinę, po czym wstał i spojrzał na Hershela z wykrzywionym wyrazem twarzy.
— Cholera Hershel. — skomentował pod nosem, wychylając się zza baru, aby spojrzeć na osobę, której się dostało.
Facet leżał na ziemi, a głośne jęki wydobywały się z jego ust, gdy tarzał się z bólu. Oczy Jungkooka powędrowały na drugą stronę. Chciał sprawdzić, czy z Glennem było wszystko w porządku.
Gdy zauważył, że leży za śmietnikiem, nieruchomy, panika uderzyła w Gguka.
Oczy Hershela zerknęły na Glenna, po czym ponownie spojrzał na przybysza, zbyt zmartwiony, że zaatakuje ponownie, gdy odwrócą wzrok.
— Glenn? — zawołał Jungkook, a w jego słowach pojawiła się nuta zmartwienia.
Chłopak spojrzał na Hershela, po czym wyszedł z baru i skulił się. Hershel oddychał ciężko, rzucając chłopcu krótkie spojrzenie, po czym ponownie spojrzał na jęczącego faceta.
Jungkook rozglądał się w obie strony, biegnąc do Glenna. Im bardziej zbliżał się do śmietnika, tym zwalniał.
Jego umysł powoli przygotowywał się na najgorsze, przez co jego twarz zastygła w pustym wyrazie.
Jednak kiedy Jungkook spojrzał na ciało Glenna, zauważył, że wpatrywał się w niego. Jego oczy były rozszerzone z szoku, a ręce drżały, gdy przyciskał pistolet do piersi.
Glenn zamrugał, podczas gdy Jungkook spojrzał w ziemię i odetchnął z ulgą.
— Trafili cię? — szepnął Jungkook, podnosząc głowę i wpatrując się w oczy Glenna.
Glenn przełknął ciężko ślinę, a jego twarz przybrała nierozpoznawalny wyraz. Powoli pokiwał przecząco głową.
— Nie, nic mi nie jest. — Jungkook ostrożnie pokiwał głową, zastanawiając się, dlaczego wyglądał na tak przerażonego.
To była apokalipsa, takie rzeczy zdarzały się już wiele razy.
Prawdopodobnie.
Chłopiec przesunął się i usiadł obok Glenna, chowając się za śmietnikiem. Jungkook podniósł głowę , po czym cicho zawołał.
— Wszystko w porządku! — Wkrótce oboje usłyszeli odgłos stóp zbliżających się do kontenera na śmieci, głowa Ricka wyłoniła się z ciemności.
Jego oczy na chwilę zostały skierowane w stronę Jungkooka, a potem skupiły się na Glennie, który wciąż wpatrywał się w przestrzeń.
— Wszystko w porządku, samochód jest na miejscu. Jesteśmy już prawie w domu. — Rick szepnął pewnie, Glenn tylko skinął mu głową.
Rick odwrócił się, żeby spojrzeć na Gguka, kwestionując jego postawę, ale chłopiec jedynie podniósł ramiona w szybkim wzruszeniu.
Rick oblizał wargi, wydając głębokie westchnienie przez nos.
— Dobrze się czujesz? — Zapytał Glenna, w końcu zwracając na siebie jego uwagę. Glenn spojrzał na nich obu, po czym skinął głową.
— Dobry.
— W porządku. Odpuście. — Rick spojrzał im w oczy i wstał, gotowy do wyjścia.
Jungkook miał właśnie wstać, ale gdy tylko Rick zaczął się ruszać, aby się wydostać z tej cholernej ulicy, padły strzały.
Głośny hałas spowodował, że Jungkook się skrzywił, podczas gdy kule trafiały prosto w kosz na śmieci i odbiły się od niego.
— Cofnąć się. — Rick syknął, nurkując z powrotem za kosze na śmieci.
Język Jungkooka wysunął się z ust, przesunął się po kąciku jego wargi, zanim zaczął ją skubać zębami.
Jego brwi zmarszczyły się w frustracji, zastanawiał się, jak sobie z tym wszystkim poradzą.
Dźwięk pisku opon wyrwał Gguka z zamyśleń i sprawił, że wyjrzał ponad krawędź śmietnika. Jego wzrok natychmiast spoczął na samochodzie zatrzymującym się przed budynkiem.
— Wynośmy się stąd! Wędrowcy są już tutaj wszędzie, uciekajmy!
— A co z Shawnem?
— Zastrzelili go! Musimy się stąd wydostać, wędrowcy są wszędzie!
— Wychodzimy stąd?
— Skacz! — Mężczyzna spojrzał w dół, na krawędź budynku, trochę się wahając, czy to zrobić.
To spowodowało, że mężczyzna w samochodzie stracił cierpliwość.
— Pospiesz się i skacz! — Oczy Jungkooka rozszerzyły się z niedowierzaniem, gdy patrzył, jak mężczyzna wyskakuje z wysokiego budynku w stronę dachu sąsiedniego budynku. Jednak wszystko poszło niezaprzeczalne w złą stronę, gdy uderzył w dach, odbijając się od niego i całkowicie upadając.
— Co za idiota. — Twarz Jungkooka wykrzywiła się w grymasie, gdy do jego uszu dotarł mrożący krew w żyłach krzyk.
Wyprostował się, próbując zobaczyć, co się działo z chłopakiem, że zaczął tak krzyczeć, ale nie mógł go zobaczyć przez białą ciężarówkę stojącą tuż przed nim.
— Pomóż mi! — Mężczyzna wrzasnął z bólu, zwracając się do tego siedzącego w samochodzie.
— Przykro mi. Musimy już jechać!
— Nie! Pomóż mi!
— Przepraszam! — I po tym ostatnim komentarzu mężczyzna szybko odjechał, zostawiając wrzeszczącego przyjaciela na pastwę losu.
— Cholera. — Jungkook mruknął pod nosem, po czym wstał ostrożnie, trochę przestraszony, że ktoś do niego zaraz strzeli.
Na szczęście druga grupa odjechała, zostawiając za sobą chłopaka, którego postrzelił Hershel oraz tego, który z nieznanych powodów krzyczał teraz z bólu.
— Sprowadź Hershela. — rozkazał Rick, po czym wstał i pobiegł w stronę krzyczącego mężczyzny.
Jungkook patrzył ze zmarszczonymi brwiami, dopóki nie usłyszał odległego warczenia, sygnalizującego przybycie zainfekowanych.
Gguk przełknął głośno ślinę i pobiegł za Rickiem. Kiedy zbliżył się do Ricka i krzyczącego chłopaka, zauważył mężczyznę leżącego na śmietniku, ostry pręt przebił mu nogę podczas upadku.
Brwi Ricka zmarszczyły się z frustracji, gdy patrzył na jego nogę, najwyraźniej zamyślony.
— My... musimy iść. — Jungkook wymamrotał do Ricka, wzdrygając się na jęki wydobywające się z ust chłopaka.
Rick nie patrzył na Jungkooka, zaprzeczenie było wyraźnie widoczne na jego twarzy, gdy próbował pomóc kontuzjowanemu mężczyźnie.
Gguk westchnął z frustracji, pocierając spocone czoło i odgarniając swoje włosy z twarzy.
— Rick! — zawołał Hershel, gdy on i Glenn biegli w stronę trójki.
— Musimy już iść. — Hershel mówił spokojnie, nawet nie rzucając okiem na chłopaka, który krzyczał z bólu.
— Nie, nie, aaachhhh. — Chłopak potrząsnął głową, patrząc na grupę błagalnym wzrokiem.
— Przykro mi, synu, musimy już iść.
— Nie, nie, nie zostawiajcie mnie. Proszę... — Hershel zignorował prośby i krzyki chłopaka i zwrócił się do Ricka.
—Musimy iść.
—Nie możemy. — Rick warknął, lekko kręcąc głową. Jungkook patrzył na Ricka z frustracją, podnosząc lekko głos i wykrzykując.
— To on do nas strzelał!
— To dzieciak! — Rick opadł na plecy, a jego twarz była twarda i zimna.
— Proszę, nie odchodź- — Glenn przyłączył się do kłótni, podnosząc głos.
— W tym miejscu roi się od zainfekowanych.
— Nie możemy go zostawić! — Rick był wściekły, nie chciał się wycofać dodając kolejnego życia do swojego sumienia.
Zwłaszcza nastolatka.
Hershel podszedł do chłopaka i uważnie przyjrzał się jego nodze.
— Nie ma mow, abyśmy odcięli mu nogę jednym cięciem. — Jungkook podszedł do prętu i ostro nim potrząsnął, przewracając oczami, gdy chłopak zaczął krzyczeć głośniej.
— To głupie, musimy się stąd wynosić, zanim dotrą tu zarażeni.
Głośne krzyki bólu i napięcie na jego ramionach spowodowały, że Rick wsadził pistolet prosto w twarz nastolatkowi i krzyknął.
— Zamknij się! Zamknij się, bo cię zastrzelę! —
— Matko bosko — mruknął Hershel, odciągając Ricka na bok. Jungkook i Glenn podeszli bliżej chłopaka, obserwując jego nogę.
Glenn wyciągnął rękę i próbował go podnieść, co spowodowało, że chłopak znów zaczął krzyczeć i jęczeć. Jungkook spojrzał przez ramię na Ricka i Hershela, gdy o czymś rozmawiali.
— Nie chcę widzieć więcej jak ktoś kogoś zabija, to jest okrutne. — Hershel powiedział Rickowi, podczas gdy ten spoglądał w dal i głęboko się nad czymś zastanawiał.
Glenn był pod wrażeniem wcześniejszego pomysłu, przez co zaczął mówić.
— Czy nie możemy po prostu usunąć mu tej nogi — Rick i Hershel spojrzeli, zanim skierowali swój wzrok na dyszącego chłopaka.
Nos Jungkooka zmarszczył się tą myśl zanim zaśmiał się pod nosem. Nienawidził tego, że musieli pomóc komuś, kto próbował ich zabić.
— Ten topór nadal jest w naszym samochodzie? —Rick zapytał Glenna.
Oczy chłopca rozszerzyły się, gdy usłyszał, co będzie się działo z jego cenną nogą, co spowodowało, że zaprotestował.
— Nie, nie, nie, nie, proszę, nie odcinajcie mi nogi. Proszę. — Jungkook westchnął, szczypiąc
z frustracji nasadę swojego nosa.
Jego palce wciąż się napinały, gdy podnosił się na nogach, chcąc zrobić coś produktywnego, przy całej adrenalinie krążącej w jego żyłach. Jednak on tylko stał w pobliżu, a już jego instynkt kazał mu uciekać.
Rick wyciągnął mały nóż i pokazał go Hershelowi.
— Czy to przebije kość?
— Będę musiał odciąć nogę poniżej rzepki... —Hershel zaczął wyjaśniać, rozpinając swoją białą koszulę.
Jungkook zacisnął szczękę w gniewie. Nie chciał pomagać chłopakowi, który kilka minut wcześniej próbował ich zabić. A jeśli rzeczywiście zabiłby jednego z nich?
Chłopak by się tym nie przejmował! Nie spałby z tego powodu i nie czułby ani grama winy! Jedynym powodem, dla którego teraz do nich nie strzelał była kontuzja i to, że jego grupa go opuściła.
Zamiast patrzeć, jak zawiązują koszulę Hershela wokół nogi chłopaka i przytrzymują go, Jungkook rozglądał się po ulicach.
Mocniej zacisnął broń, gdy zobaczył zbliżającą się w ich stronę hordę zainfekowanych, warczących i jęczących.
Ktoś wpadł na jego ramię, przez co odwrócił głowę w stronę tej osoby i rzucił mu lekkie spojrzenie. Glenn posłał mu zakłopotane spojrzenie, po czym wyprostował się i spojrzał w stronę nadchodzącego zarażonego.
— Zainfekowani! — Glenn krzyknął, przez co Jungkook westchnął i przetarł oczy ze złości.
To cud, że przetrwali tak długo.
Jungkook odwrócił się i pomaszerował w stronę Ricka i Hershela. Jego onyksowe oczy spojrzały pomiędzy tą trójką, po czym zatrzymały się na Ricku .
— To głupie, on nas wszystkich zabije! Musimy stąd odjechać, póki możemy! — Uwaga Ricka skupiła się na Jungkooku, jego szczęka zacisnęła się, a jego oczy zmrużyły się.
— Nie zostawimy go.
Jungkook wściekł się, gdy podszedł bliżej Ricka, wchodząc w jego osobistą przestrzeń. Młody chłopak patrzył prosto w oczy Ricka, nie chcąc umierać z powodu jakiegoś idioty skaczącego z dachu.
— Co planujesz z nim zrobić, Rick? Zabierzesz go z powrotem na farmę, na której mieszka twoja grupa? Gdzie śpi twoja rodzina? — Jungkook mówił cicho, jego oczy wirowały ze złości i cienia strachu.
Rick odwzajemnił jego spojrzenie, zaciskając szczękę i zaciskając dłoń na ustach wrzeszczącego chłopca.
— On próbował nas zabić, nie wiesz, czy jest dobrym człowiekiem czy nie! Nie możesz zabrać go do swojej grupy i narazić ich na niebezpieczeństwo. Nie możesz też go puścić wolno, bo wróci i zabije twoją grupę! — Jungkook zakończył swoją tyradę, jego klatka piersiowa unosiła się i opadała, gdy ciężko oddychał.
Twarz Ricka rozluźniła się, gdy patrzył chłodno na Jungkooka.
— Ty też nie jesteś częścią naszej grupy i nie znam cię, ale zabieram cię do mojej grupy. — Jungkook cofnął się, jakby właśnie został uderzony.
Rzeczywistość wylała się na niego jak wiadro zimnej wody. Nie był częścią jego grupy, dlaczego nagle tak bardzo przejmował się tym, czy przeżyją?
Zawsze mógł zawrócić i odejść, gdy sprawy się za bardzo skomplikują. To nie tak, że nie mógł sam przetrwać.
Warczenie i jęk wdarły się do jego uszu, przykuwając jego uwagę, sprawiając, że odwrócił wzrok od Ricka i skierował go na zakażonego za nim.
Gguk zacisnął szczękę i uniósł broń, przez co Rick lekko się spiął. Wycelował w zarażonych, po czym strzelił z pistoletu, strzelając im prosto w głowę, skutecznie ich zabijając.
Rick obejrzał się przez ramię, w końcu zauważając zarażonego za sobą. Szybko oderwał rękę od ust wrzeszczącego chłopca i wyciągnął własny pistolet.
Jungkook ominął Ricka i poszedł dalej, strzelając z pistoletu i zabijając kolejnych zainfekowanych.
Nieważne, ilu zabił, oni zawsze wypełzali znikąd i atakowały ponownie. Rick dołączył do Gguka i zaczął strzelać z pistoletu, strzelając do zarażonych. Jungkook słyszał odgłosy Glenna strzelającego z pistoletu, odgłosy warczenia i jęków zarażonych, odgłosy płaczu i jęku chłopaka, gdy Hershel miał zamiar obciąć mu nogę.
Jungkookowi zakręciło się w głowie, gdy strzelał dalej, a potem nagle jego broń przestała działać. Jego onyksowe oczy spojrzały na pusty pistolet w jego dłoni, po czym zacisnął szczękę i podniósł wzrok.
Pusty.
— Chodź! Musimy iść! Wszędzie pełno zainfekowanych! — krzyknął Glenn gdzieś za nim, przerywając strzelanie.
Jungkook wciągnął głęboko powietrze, jego oczy migotały wokół zgniłych twarzy zarażonych, zanim podszedł do Ricka, który do nich strzelał.
Gguk zerknął przez ramię, jego wzrok skupił się na Glennie, próbującym odciągnąć Hershela od szlochającego chłopca.
Jungkookowi kręciło się w głowie od otaczającego go hałasu, jego umysł był lekko oszołomiony, gdy włożył pistolet za spodnie i pomaszerował w stronę chłopca.
Widział, jak poruszają się usta Glenna, gdy próbował odciągnąć Hershela w stronę samochodu. Jungkook fizycznie skrzywił się, słysząc prośby wydobywające się z ust rannego chłopca i strzały rozbrzmiewające w powietrzu.
Rick przestał strzelać i odwrócił się, biegnąc w stronę Hershela i chłopaka. Nadal wyglądał, jakby nie chciał go opuścić, zupełnie jak Hershel.
Jungkook miał dość, złość, frustracja i strach zaćmiły jego umysł, powodując, że działał zgodnie ze swoimi impulsami. Przepchnął się obok Ricka i Hershela, przez co cofnęli się i spojrzeli na chłopca z dezorientacją.
Jungkook zignorował ich spojrzenia i mocno chwycił nogę faceta. Zignorował głośne krzyki wydobywające się z jego ust, po czym brutalnie pociągnął za jego nogę wyjmując ją z prętu.
Głośny krzyk rozniósł się echem po całym mieście, ale Jungkook zignorował go i cofnął się o krok. Glenn i Rick szybko złapali łkającego chłopca i pociągnęli go w stronę samochodu. Jungkook i Hershel pobiegli za nimi i wskoczyli do ciężarówki.
Jungkook zamknął drzwi i oddychał ciężko, gdy samochód ruszył do przodu.
Odchylił się na fotelu i wyjrzał przez okno, obserwując wszystkich mijanych zarażonych. Onyksowe oczy Gguka spojrzały na jego ręce pokrytej krwią. Chłopak wypuścił głęboki oddech i pochylił się.
Oparł głowę o siedzenie, ignorując spojrzenia, które otrzymał od osób w samochodzie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro