Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

21. Twardy orzech

– Przestań się gapić – wydyszała obok mnie, Kira.

– Nie gapię się – spojrzałam na kroplę potu, spływającą po jej nosie, przyklejone do czoła wypłowiałe kosmyki włosów i zaczerwienione policzki.

Zrobiłam kolejną pompkę, ignorując kolejne słowa krytyki wypływające z ust, stojącego tuż nade mną Dayo. Ponownie przeniosłam wzrok nad głowę Kiry.

– Wcale. – Zrobiła kolejne dwie pompki. Zdecydowanie była w lepszej formie ode mnie. – Zaraz wypalisz mu dziurę w koszulce.

Gdybym miała na tyle siły, przewróciłabym oczami. W tamtym momencie, chciałam skupić się jedynie na oddychaniu i zachowaniu przytomności. Mięśnie ramion i brzucha piekły niemiłosiernie. Miałam wrażenie, że ktoś przykłada mi rozżarzony węgiel do skóry. Miałam wrażenie, że ta agonia trwa godziny, choć w rzeczywistości minęło parę minut.

Gdy Dayo zarządził przerwę, padłam na podłogę, chłonąc całą sobą jej chłód.

– Przesadzasz – odpowiedziałam, tym razem zerkając na biegającego Dylana, tylko kątem oka, aby nie mojej towarzyszce niedoli, kolejnego dowodu, że faktycznie się gapiłam. Nie wyszło.

– Wiesz, że ty lub ja nie powinnyśmy się interesować kimś takim, jak Dylan czy James.

– Nie interesuję się nim – zaprzeczyłam gwałtownie. – A Jamsem wzgardziłby nawet ślepy i głuchy.

– Chcę powiedzieć tylko, że powinnaś sobie uważać. Byłaś jego właścicielką. Dosłownie.

Podniosłam się do klęku, odgarniając z twarzy luźne kosmyki włosów, które wypadły z pośpiesznie zaplecionego warkocza.

– Nie mam zamiaru... No wiesz... – Speszyłam się, gdyż przez chwilę do mojej głowy wpadł obraz mnie i Dylana siedzącego przy ognisku, gdy ten gładził moje udo. – Po prostu staram się go rozgryźć.

– Po prostu uważaj. To może być bolesne.

Zmarszczyłam brwi w konsternacji, nie rozumiejąc, co niebiesko włosa miała na myśli.

– Co... – zaczęłam, ale do rozmowy wtrącił się Dayo.

– Zaraz, to ja boleśnie skopię wam tyłki, jeśli nie podniesiecie się w przeciągu trzech sekund i nie zrobicie serii okrążeń. Spojrzał w kierunku Dylana, który od pół godziny biegał w koło, nie zwracając uwagi na nikogo. – W przeciwnym kierunku.

Z wysiłkiem podniosłam się do pozycji stojącej. Miała być to trzecia seria okrążeń tego dnia, a ja nie doszłam do siebie jeszcze po ostatnich.

– Może pobiegałbyś z nami? Nie boisz się utraty tych swoich przerysowanych mięśni? – zapytałam, nim pomyślałam. Ugryzłam się w język dopiero po fakcie. Nawet Kira spojrzała na mnie z uniesionymi brwiami.

– Dodatkowych pięć kółek. A za każde otwarcie ust, będzie dodatkowe.

Zmrużyłam oczy, ale zmusiłam swoje ciało do biegu.

– Palant – powiedziała Kira, gdy myślała, że jesteśmy poza zasięgiem Dayo.

– Słyszałem! Za obelgę będą dwa dodatkowe.

Kira podniosła rękę, aby zapewne pokazać mu środkowy palec, ale chwyciłam ją, powstrzymując śmiech i kręcąc głową.

Dylan minął nas, tworząc lekki podmuch o zapachu cytrusów i czegoś przypominającego anyż. Wzrok miał skupiony i wbity ciągle przed siebie. Nie było w nim śladu Dylana z wieczoru w kuchni. Zastanawiało mnie, dlaczego za każdym razem był inny. W przeciwieństwie do Dayo, który zawsze krzyczał i narzekał, bez względu na to z kim rozmawiał. Kira tego nie wiedziała, dlatego dla niej, moje zainteresowanie było bezsensowne. Ja natomiast spędziłam dużo czasu w towarzystwie Dylana. Czasem miałam wrażenie, że po dotarciu do bazy, otoczył się jeszcze grubszym murem, niż podczas naszej podróży. Co było dla mnie niezrozumiałe, gdy określał to miejsce, jak swój dom, a ludzi tu jako przyjaciół.

***

Tym razem uwinęłam się o prawie godzinę szybciej, pomimo obolałego ciała. Właśnie kończyłam ścierać blaty, gdy drzwi do kuchni stanęły otworem, a moim oczom ukazał się Dylan. Miał tę samą minę, co rankiem na treningu. Nie wiedziałam, jak dużo czasu spędził na sali treningowej, ale gdy ja wraz z Kirą szłyśmy na śniadanie, on nadal tam był. Zatrzymałam się na chwilę, wpatrując się w sylwetkę mężczyzny przede mną. Nie wyglądał, jakby wrócił z powierzchni, więc tym bardziej zdziwiła mnie jego obecność w kuchni o tej porze.

– Już kończę. W lodówce widziałam resztki z obiadu. Jest też niedopite wino, za którego musiałam się tłumaczyć. – Spojrzałam na niego wymownie.

Uniósł ramię i podrapał się za uchem, chyba zakłopotany. W moje oczy rzucił brązowy rzemień zawiązany na niego szyi, częściowo ukryty pod koszulką. Wydawało mi się, że wczoraj go nie miał.

– Faktycznie, mogłem zabrać je ze sobą. Nie pomyślałem, że mogą zrzucić winę na ciebie. Przepraszam.

Powróciłam do ścierania okruchów.

– W porządku. Musiałeś je kiedyś często podkradać, bo bardzo szybko mi uwierzyły.

– Zdarzało się – uniósł usta w lekko zakłopotanym uśmiechu.

– Pójdę już – powiedziałam, odkładając szmatkę. – Nie nabrudź za bardzo.

– Chyba zaprzyjaźniłaś się z Kirą – zagadnął.

Zmarszczyłam brwi w konsternacji.

– Jest w porządku. Chyba jako jedna z nielicznych nie jest do mnie wrogo nastawiona i nie uważa mnie za szpiega – odpowiedziałam, wciągając przesz głowę sweter, ponieważ mokra koszulka sprawiała, że na moim ciele pojawiły się dreszcze.

– Cóż, jest poniekąd z twojego otoczenia. – Wyjął z lodówki garnek z zupą oraz niedokończoną butelkę wina.

– Więc? Jakie to ma znaczenie? – Skrzyżowałam ramiona gotowa do konfrontacji.

– Po prostu chyba lepiej rozumiecie siebie nawzajem? Kira też nie jest tu długo z tego, co wiem, więc nie musisz się czuć tak odosobniona.

Zmrużyłam podejrzliwie oczy.

– Specjalnie kazałeś nam razem trenować? Żeby kobieta z miasta, która jest nielubiona w minimalnie podobnym stopniu, co ja, się mną zajęła.

Nalał zimnej zupy do miski i usiadł przy stole.

– To coś złego?

Rozluźniłam mięśnie i potarłam nasadę nosa.

– W zasadzie, to nie. Kira jest w porządku. A ty, dlaczego znów jesz po nocach, zamiast jak każdy przyjść na kolację? – zapytałam i nie wiedząc czemu, usiadłam na krześle obok niego.

– Cóż, miałem nadzieję na kolejny wieczór przy garach, ale zniweczyłaś moje plany. – Uśmiechnął się głupkowato.

Wpatrywałam się w niego z poważną miną, aż sam spoważniał.

– Czyli nie masz nastroju na żarty.

– Niekoniecznie. Ledwo stoję na nogach. – Chwyciłam jego kieliszek z winem i przechyliłam.

– Jak zaczynasz mieć wszystko gdzieś, zaczynam widzieć w tobie dawną Melanie.

Odłożyłam pusty kieliszek, a ciepło alkoholu rozpłynęło się po moim ciele.

– Cały czas jestem tą samą Melanie.

– Chcesz mi powiedzieć, że też kazałabyś mi zrobić coś pod groźbą zakucia w kajdanki? I to na oczach innych?

Miałam ochotę rozbić mu kieliszek na głowie, byleby pozbyć się tego głupiego uśmiechu błąkającego się na jego ustach.

– Idę się położyć. – Podniosłam się z miejsca. Może Kira miała rację, powinnam trzymać się od niego z daleka.

– Dobranoc, słońce.

***

Każdy kolejny dzień wyglądał tak samo. Po nocnych koszmarach, w których nadal główną rolę odgrywał martwy Dean lub moja matka, z trudem zmuszałam się do podniesienia na nogi. Dayo nie odpuszczał na treningach. Przynajmniej moje mięśnie zaczynały akceptować stan rzeczy i nie bolały, aż tak bardzo. Z dobrych rzeczy nasz treningowy tyran, wprowadził nam lekcje ze znajomości i składania broni, ówcześnie powtarzając każdemu, że danie mi broni jest okropnym pomysłem. Dylan ciągle przychodził wieczorami do kuchni, aż w końcu przestało być to czymś zaskakującym, a stało się codziennością. Wyrobiłam sobie coś na wzór monotonii, co zaczęło mnie do reszty dobijać. Zaczęłam tęsknić za Lizzy i jej nieustannymi próbami namawiania mnie na poranne przebieżki, które teraz odbiłyby się zbawiennie na mojej kondycji.

Byłam w połowie jedzenia niezwykle bezsmakowej potrawki z kurczaka, gdy prawie straciłam życie zadławiając się kawałkiem papryki. Na telewizorze wiszącym w samym centrum stołówki, pojawiła się moja twarz. Nie byłoby to niczym dziwnym, ponieważ telewizja nieustannie nadaje o moim zaginięciu, a dokładniej uprowadzeniu przez Wybranego. Zaskoczyła mnie natomiast zapłakana twarz Gii, która zrozpaczona wpatrywała się w moje zdjęcie, siedząc na kanapie plotkarskiego programu. Jej pstrokata, cekinowa sukienka, która ledwie osłaniała, to co miała osłaniać, raziła w oczy. Tak samo, jak jej przerysowane zachowanie.

– Witaj, Gia. Wiem, że ten czas jest dla ciebie trudny. Możesz opowiedzieć nam, jakie relacje łączyły cię z Melanie?

Ciasno upięte, niemal białe włosy Gii, lśniły w świetle reflektorów. Wykorzystałam chwile ciszy, żeby spojrzeć na ludzi wokół. Każdy wpatrywał się w milczeniu w ekran, ktoś zwiększył głośność, a ja wiedziałam, że właśnie zakończył się krótki okres względnego spokoju. Nie wiedziałam, co zamierzała powiedzieć Gia, ale domyślałam się, że nie będzie to nic mądrego ani zgodnego z prawdą.

– Nasza relacja nie była oficjalna. Miałyśmy ogłosić nasz związek, po jej pierwszym Wybranym. – Pociągnęła nosem, a ja ukryłam twarz w dłoniach chcąc się zapaść pod ziemię z zażenowania. Gia właśnie rozdawała amunicję wszystkim wokół mnie. – Bardzo długo zabiegałam o względy Melanie, w końcu jest piękna i mądra, a gdy w końcu zaczęło nam się układać, wszystko się posypało. – Prowadząca, która była koleżanką po fachu matki Gii, podała dziewczynie pudełko chusteczek.

– Widzę, że mówisz o niej ciągle w formie teraźniejszej. Wierzysz, że ona nadal żyje? Od zaginięcia upłynęły już prawie trzy tygodnie – powiedziała prowadząca, a ja w rzeczywistości uświadomiłam sobie, jak sporo czasu upłynęło od opuszczenia Waszyngtonu. Wszyscy musieli myśleć, że nie żyję, ponieważ co innego miało się ze mną stać.

– Wiara, to ostatnie, co mi pozostało, nie mogę dopuścić do siebie myśli, że ona... – Jasnowłosa zawyła przeraźliwie, a tusz zaczął rozlewać się po jej policzkach. Musiałam przyznać, że aktorstwo miała na wysokim poziomie. Każdy, kto jej nie znał, uzna całą tę szopkę za prawdę, w tym cała baza. – Nie wyobrażam sobie życia bez niej. Mam nadzieję, że pani Becard wraz ze strażniczkami zrobią wszystko, aby jak najszybciej ją odnaleźć.

Kira zachichotała obok mnie, a ja jęknęła czując, że moja twarz jest czerwona, jak kanapa, na której siedziała Gia.

– Więc zostawiłaś w domu zrozpaczoną narzeczoną? – Zakręciła łyżką tuż przed moim nosem. Miała niezły ubaw.

– Daj spokój. Daje jej kosza od kilku lat, w końcu wykorzystała okazję. – Skrzywiłam się na zbliżenie zrozpaczonej twarzy Gii. – Chyba wolałabym Kayę od niej. – Powędrowałam wzrokiem w kierunku Dylana, który jako jedyny nie wpatrywał się w ekran, tylko jadł swój posiłek. Kaya szczebiotała coś podekscytowana i nawet mina Dayo wyrażała zirytowanie.

– Jaki ma cel w kłamaniu na wasz temat? – zapytał Luke, który do tej pory siedział cicho. Rzadko odzywał się, gdy jego ojca nie było w pobliżu.

– Bo chce zaistnieć w świetle reflektorów – odpowiedziała Rosie, wyjątkowo jadła lunch na stołówce, a nie w gabinecie.

– Ale po co? Płacą jej za to?

Kira westchnęła.

– Nie zrozumiesz. Takie jak ona lubią po prostu zwracać na siebie uwagę. Nie ważne jak, byleby o tobie mówiono.

– Teraz będą mówić też o mnie – powiedziałam napotykając kilka spojrzeń skierowanych w naszą stronę. Znów stałam się tematem numer jeden.

– Przynajmniej będziecie mogli sobie nawzajem z Dylanem wypłakiwać w ramię – zażartowała Kira, a ja wbiłam w nią niezrozumiały wzrok.

– No co? – Spojrzała na resztę towarzyszy. – Ona nie wie?

Niewidzialna ręka ścisnęła mój żołądek.

– Czego nie wiem?

Zapadła cisza. Przyglądałam się każdemu po kolei.

– W sumie, dlaczego mielibyśmy jej nie powiedzieć. W końcu, to żadna tajemnica, nie? – powiedział Luke, wpatrując się w Rosie pytająco. Ta tylko przytaknęła i przełknęła kęs potrawki.

– Powie mi ktoś w końcu?

– Ale poważnie ci nie powiedział? – Kira wydawała się zaskoczona. – Nawet ja wiem, a jestem tu od niedawna.

– Czego do cholery? – podniosłam głos poirytowana. Kilka głów obróciło się w moją stronę, w tym Dylan, który przyglądał mi się uważnie przez parę sekund, nim Seth zajął go rozmową.

– Dylan poszedł do Waszyngtonu po swoją dziewczynę. Dlatego go złapali.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro