Wszystkiego najlepszego skarbie!
Te dwa tygodnie minęły w zastraszającym tempie, nim się obejrzałam, zostało niecałe osiem godzin do imprezy urodzinowej mojego chłopaka. Musiałam go zmusić, aby nie szedł tego dnia do pracy i ubrał się bardziej elegancko, niż zazwyczaj. Od samego rana musiałam go czymś zając, bo ten cholerny pracuś od szóstej był na nogach. Nim się zdołałam obudzić, zrobił przegląd w moim aucie i wymienił coś w swoim. Jak go na tym przyłapałam, zaczęłam się wydzierać, że zamiast pracować, powinien leżeć ze mną w łóżku. Od razu po tym, chłopak wstał i wysmarowany jakimś olejem, podniósł mnie i zaniósł do sypialni. Położył nas, uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch, po czym zaczął całować moją szyję.
― Może być kochanie? ― pytał w przerwach od pocałunków. Kiwnęłam głową, po czym oplotłam go z każdej strony, chcąc uniemożliwić mu ucieczkę. ― I teraz będziesz musiała wyprać pościel i wziąć ze mną prysznic. ― powiedział rozbawiony i ponownie złączył nasze usta.
― Dzisiaj nie pracujesz. ― powiedziałam poważnie. ― Spędzamy ten dzień razem, czy tego chcesz, czy nie. ― zaśmiał się, ale kiwnął głową.
Ponad dwie godziny później, po prysznicu, wkładałam poplamioną pościel do pralki, po czym udałam się do salonu, gdzie siedział mój chłopak. Usiadłam obok niego i od razu wtuliłam się w jego ramie, co skomentowałam śmiechem. Lekko wbiłam mu palca w bok, przez co zaczął mnie łaskotać, a bądźmy szczerze, to nie jest nic przyjemnego. Kiedy w końcu się ogarnęliśmy, zamówiliśmy sushi i rozmawialiśmy o tym, co będziemy robić tego dnia. Ja miałam zaplanowane wszystko od A do Z, na co nie był zbytnio chętny, zwłaszcza że to były jego urodziny i ja miałam spełniać każdą jego zachciankę. Humor poprawił mu się, dopiero kiedy obiecałam, że w moje urodziny będziemy robić, co on będzie chciał.
― Gdzie idziemy? ― zapytał, ubierając się w zwyczajne czarne dresy i koszulkę koloru czerwonego. Przyjrzałam mu się i po raz kolejny tego dnia zaczęłam się śmiać. Chłopak był ubrudzony na buzi wasabi, aż dziwne, że go nie piekło. ― Dziękuje kochanie. ― mruknął, kiedy mu to wytarłam.
― Na zakupy, potem do kina, a na wieczór na coś specjalnego. ― uniósł brew i od razu kazał mi powiedzieć o wszystkim. ― Nie ma takiej opcji. ― powiedziałam i spojrzałam w lustro. Miałam na sobie jeansowe szorty i zwyczajną bokserkę, włosy, które znów sięgały mi prawie do tyłka, związane miałam w dwa dobierane warkocze. ― Idziemy?
― Jedziemy. ― powiedział. ― Nie chcę mi się iść aż do centrum. Nogi mi odpadną. ― pokręciłam głową. ― Ja prowadzę blondi. ― cmoknął mnie w skroń i zabrał kluczyki do mojego auta. ― Swojego nie skończyłem naprawiać. ― mruknął z wyrzutem.
Minęło kilka godzin, cały czas chodziłam po sklepach i wybierałam chłopakowi strój na wieczór. Chciałam go zmusić, aby włożył garnitur, ale uparł się, jak małe dziecko i musiałam znaleźć coś innego. W końcu zdecydowałam się na zwyczajne czarne jeansy, które swoim krojem bardzo przypominały rurki, białą koszulkę i tego samego koloru co spodnie, ramoneskę. Chłopak kręcił głową, co do spodni, ale w końcu odpuścił. Oczywiście nie obyło się bez warunku, w którym chodziło o to, że on wybiera mi strój na wieczór. Śmiał się, że ubierze mnie w strój różowej świnki albo w onesie ze scooby doo.
Jednak mimo wszystko, Alan kupił mi sukienkę, która jego zdaniem idealnie pasowała do mojej figury i do tego, nie wyglądałam w niej, jak grzeczna dziewczynka. Chłopak wybrał dla mnie czarną, mocno przylegającą sukienkę, która nie dość, że miała całe odkryte plecy, to jeszcze ledwo co zakrywała mi tyłek. Tym razem ja kręciłam głową, ale widząc, jak on patrzył na mnie, zgodziłam się i już bez żadnego "ale", poszliśmy do kina.
― Głodny jestem. ― mruknął, kiedy wyszliśmy z seansu. ― Idziemy na jakiś obiad? ― kiwnęłam głową, co wywołało u niego uśmiech. Czasami mnie śmieszyło, jak szybko można było go uszczęśliwić. Przeważnie wystarczyło tylko dobre jedzenie, piwo i przytulenie się do cycków. Facet zawsze będzie facetem.
Po powrocie do domu, znowu poszliśmy pod prysznic, po czym całkowicie zajęliśmy się przygotowaniem do imprezy, którą zorganizowałam z jego matką. Byłam pewna, że domyślał się, że coś knuje i to nie będzie zwykły wypad do klubu, bo nie pozwoliłby mi ubrać tam takiej kiecki. Kiedy byłam uczesana i pomalowana, włożyłam sukienkę i stanik samonośny, abym nie wyglądała, jak przygłup. Alan, kiedy był gotowy, usiadł na naszym łóżku i dokładnie mi się przyglądał.
― Może darujemy sobie to wyjście? ― zagadał. ― Zostaniemy w domu, zjemy romantyczną kolację i...
― Nie. ― powiedziałam od razu i usiadłam obok niego. ― Zobaczysz, że będzie fajnie. ― uśmiechnęłam się. ― Gotowy? ― kiwnął głową z westchnięciem.
Tym razem ja prowadziłam, aby nie wygadać się chłopakowi, gdzie jechaliśmy. Związałam mu oczy i ręce, aby go czasem ciekawość nie zżarła, po czym ruszyłam w drogę. Cała impreza miała odbyć się w typowo teksańskiej knajpie, gdzie wszystko miało mu przypominać rodzinne miasteczko. Cała jego najbliższa rodzina już przyjechała, więc nie było żadnego problemu. W duchu, cieszyłam się, że inną sukienkę miała mi przywieść jego mama, bo nie bardzo pasowałam do tamtego otoczenia. Poza tym nie chciałam, aby ktokolwiek miał mnie za latawicę, czy coś w tym guście.
― Jesteśmy na miejscu. ― powiedziałam, po czym wysiadłam i obeszłam samochód, aby pomóc mu wyjść. Zaprowadziłam go do knajpy i poprosiłam, aby na chwilę usiadł i nic nie kombinował, a sama poszłam się przebrać. Jego mama i kilka ciotek przyglądały mi się, z nie małym szokiem. ― To pomysł Alana. ― wyjaśniłam, po czym poszłam się przebrać w również czarną sukienkę, ale tym razem w stylu boho. Nałożyłam kowbojski kapelusz i wróciłam do swojego chłopaka z takim samym. ― Możesz ściągnąć opaskę. ― powiedziałam, wkładając mu kapelusz na głowę. ― Wszystkiego najlepszego! ― krzyknął każdy.
― Ty mała podstępna. ― zaczął, ale przerwała mu jego matka, tłumacząc, że to był nasz wspólny pomysł. ― Kocham Was. ― powiedział, obejmując nas w pasie. ― Ale Ty miałaś mieć inną sukienkę. ― powiedział naburmuszony.
― Włożę ją na tę romantyczną kolację, którą mi dzisiaj proponowałeś. ― chłopak szeroko się uśmiechnął i poszedł się witać ze swoją rodziną.
#########
Nie mam weny, na żadną książkę...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro