To jest...?
Tak jak myślałam, Olivier ucieszył się, że będzie miał mnie kto pilnować. Jednak powiedział, że już w piątek po lekcjach ma go nie być, bo coś tam. Nie zrozumiałam dokładnie, o co chodziło, ale kazał mi na razie nie wnikać. Całe popołudnie spędzałam na tym, aby pomagać Deanowi w nauce, bo co chwilę czegoś nie rozumiał. W końcu skończyło się tak, że wywaliłam go z pokoju, mówiąc, żeby się ogarnął, bo mu więcej nie pomogę. Kiedy on był w szkole, ja siedziałam nad książkami. Uczyłam się wszystkiego, co było na lekcjach i nawet trochę więcej, by tylko nie mieć zaległości. Wiedziałam, że już wszyscy nazywali mnie kujonkom, ale olałam to totalnie. Miałam ważniejsze sprawy na głowie.
Co takiego mogłam mieć na głowie prócz nauki? Nie wiedziałam skąd i jak, ale Oscar zdobył mój nowy numer i wypisywał do mnie. Pytał, czy wszystko ze mną w porządku i czy nie zatrzymano mnie w szpitalu. Nie odpowiadałam na żadnego SMS-a, ignorowałam, kiedy do mnie dzwonił. Olivier nic o tym nie wiedział, jak na tamten moment nie widziałam sensu, aby o tym wspominać, w końcu nic takiego nie robił.
Była druga po południu, Olivier wpadł do domu, jak burza i kazał mi się ogarnąć, bo mieliśmy gdzieś jechać. Niechętnie oderwałam się od telefonu i poszłam na górę, aby się przebrać. Cały dzień paradowałam w piżamie, nie widząc sensu, by się stroić. Po pierwsze, nie miałam dla kogo, po drugie, po co? Nigdzie nie wychodziłam. Olivier łeb by mi urwał. Ubrałam na siebie jasne jeansy i czarną bluzę, która sięgała mi do pępka. Włosy rozpuściłam i rozczesałam. Makijażem się aż tak nie bawiłam. Pomalowałam brwi, rzęsy i usta bezbarwnym błyszczykiem. Wzięłam swój telefon i poszłam na dół, gdzie czekał Olivier. Po jego minie wywnioskowałam, że był zdenerwowany.
― Wkładaj buty i jedziemy. Nie ma czasu. ― całkowicie zdezorientowana włożyłam buty i poszłam za bratem.
Całą drogę mu się przyglądałam, miał napięte mięśnie i co chwilę zerkał w lusterko. Miałam wrażenie, że się bał, tylko czego? To pytanie utknęło mi w głowie do momentu, aż zatrzymaliśmy się przed willą, wokół której kręcili się uzbrojeni, zamaskowani mężczyźni. Z przerażeniem wymalowanym na twarzy spojrzałam w piwne tęczówki swojego brata. Tuż przed tym, jak wysiadł, powiedział, że nie miałam się czego bać. W tym miejscu nikt nie mógł zrobić mi krzywdy.
― Czemu tu jesteśmy? ― zapytałam, kiedy podeszliśmy do drzwi. Brunet nic nie odpowiedział, tylko wszedł do środka, ciągnąc mnie ze sobą.
Weszliśmy po schodach na górę, szliśmy korytarzem, aż w końcu zatrzymaliśmy się przed wielkimi, dębowymi drzwiami. Olivier zapukał, po czym wszedł. W środku było trzech mężczyzn, w tym Sergio. Przy wielkim biurku siedział równie wielki, brodaty mężczyzna, który uważnie mi się przyglądał. Na szyi miał sporą ilość tatuaży, na odkrytych rękach również. Jego wzrok nie był wcale niepokojący, mroził krew w żyłach.
― To ona? ― powiedział niskim, zachrypniętym głosem. Spięłam się jeszcze bardziej w obawie, że mój własny brat sprzedał mnie w burdelu. Olivier kiwnął tylko głową. ― Wyjdźcie stąd. ― spojrzał na Sergio i tego drugiego, który cały czas wlepiał we mnie gały spod kominiarki. ― Usiądźcie. ― powiedział od razu, gdy drzwi się zamknęły.
Niepewnie usiadłam na jednym z dwóch foteli, naprzeciwko tego mężczyzny. Mój brat zajął miejsce obok, kątem oka spojrzałam na niego, mięśnie miał napięte. Przeszło mi przez myśl, że jeszcze chwila, a odgryzie sobie język, bo miał tak mocno zaciśniętą szczękę. Zaczęłam bawić się palcami, w myślach klęłam na samą siebie, że telefon zostawiłam w samochodzie, w końcu, jeśli coś poszłoby nie tak, mogłabym po kogoś zadzwonić, spróbować uciec albo coś. Chociaż biorąc pod uwagę to, że na zewnątrz i w całym domu kręciło się mnóstwo zamaskowanych i uzbrojonych ludzi, daleko bym nie uciekła.
― Ostatni raz, jak Cię widziałem, miałaś może z cztery, pięć dni. ― spojrzałam na mężczyznę. Opierał się łokciami i dokładnie analizował moją twarz.
― Co proszę? ― zapytałam cicho i spojrzałam na brata, oczekując wyjaśnień.
― To nasz ojciec. ― już całkowicie musiałam zbierać szczękę z podłogi. Facet, który wywołał u mnie paniczny strach, miał być moim ojcem? Nie byłam nawet do niego podobna! Prawda?
Nie wiedziałam, co mną zaczęło kierować, strach, który dopiero mnie trzymał, zwiał. Nie wiedziałam, czy miałam się zacząć śmiać, czy płakać. Halo! Możecie wyjść z tą ukrytą kamerą, to wcale mnie nie śmieszy! Czułam, że robię się czerwona na twarzy, zacisnęłam pięści, zamknęłam na chwilę oczy, aby się uspokoić.
― Żartujesz sobie ze mnie?― prychnęłam. ― To ewentualnie może być Twój ojciec. Mój ojciec od kilku lat nie żyje. ― wstałam. ― Po co mnie tu przywiozłeś? Może wypadałoby się zapytać mnie o zdanie, czy chcę poznać tego człowieka. ― wskazałam ręką na mężczyznę.
― Nie myślałbym o tym, gdyby Hall się nie zaczął koło Ciebie kręcić. ― nie rozumiałam, co Oscar miał z tym wspólnego. ― Zrozum w końcu, że on jest niebezpieczny!
― Mam to w dupie. ― powiedziałam poważnie, po czym podeszłam do drzwi. ― Będę spała dzisiaj u Deana. ― po tych słowach wyszłam.
####
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro