Nie jestem taki zły
Wyszłam ze szkoły, samotnie. Chłopaki przygruchali sobie dziewczyny i zapomnieli o swojej przyjaciółce. Postanowiłam, że pójdę do kawiarni, wypiję kawę i wrócę do domu. Kiedy przechodziłam przez parking, znów zauważyłam Borisa, który obściskiwał się jakąś lalą. Czemu się tak czułam? Byliśmy tylko przyjaciółmi, a każdy nasz pocałunek był bez jakichkolwiek uczuć. Przynajmniej z jego strony. Byłam obok samochodu Oscara, który też gadał z jakąś laską, ale kazał jej się zmyć, po czym podbiegł do mnie. Złapał mnie za rękę, zmuszając, abym się zatrzymała.
― Nie mam humoru na Twoje głupie gierki. ― powiedziałam od razu. On spojrzał w stronę bruneta, po czym puścił moją rękę.
― Na pewno Cię nie zawieźć do domu? ― popatrzyłam na niego wymownie. ― Wiem, gdzie mieszkasz. ― uniosłam brew. ― Nie skreślaj mnie tylko dlatego, że mam spine z Twoim bratem. Daj mi szansę. ― westchnęłam.
― Jeśli mnie porwiesz, to chyba Cię zabiję. ― zaśmiał się, po czym otworzył mi drzwi od strony pasażera. Wsiadłam do auta, kątem oka widziałam, jak Boris i Dean patrzą w moją stronę. Gdyby mnie nie ignorowali przez cały dzień, to Oscar by mi niczego nie proponował. ― Możesz mnie zawieźć do jakieś kawiarni, nie mam ochoty wracać do domu.
― Będzie Ci przeszkadzało moje towarzystwo? ― spojrzałam na niego, po czym pokręciłam głową, dając mu do zrozumienia, że nie będzie mi przeszkadzać.
Na miejscu byliśmy kilka minut później. Weszliśmy do kawiarni i usiedliśmy na samym końcu lokalu. Oparłam głowę o rękę i zaczęłam przeglądać menu. Czułam wzrok szatyna na sobie, intensywnie wpatrywał się w moją twarz. Zignorowałam to i wciąż myślałam, co zamówić. Po kilku minutach zdecydowałam się na latte macchiato i tort bezowy. Chłopak zamówił mokkę i szarlotkę. Siedzieliśmy w ciszy i czekaliśmy na zamówienie, cały czas myślałam o tym, czy czułam coś więcej do Borisa. Może to było tylko zauroczenie, a jak nie? To miałam problem, wielki problem.
― Stało się coś? ― spojrzałam w ciemne tęczówki chłopaka i mruknęłam cicho, że nic. ― Chodzi o tego chłopaka? Podoba Ci się? ― wzruszyłam ramionami. ― Siedziałaś sama, bo Twoi kumple Cię olali. Mam rację?
― Do czego zmierzasz? ― uniosłam brew. ― Chcesz mnie wkurzyć, czy jak? ― zaprzeczył, dotknął mojej dłoni, mówiąc, że chciał mi pomóc. ― Znaleźli sobie dziewczyny, jak im się znudzą, to przylecą z podkulonymi ogonami. ― zarechotał.
― Nie jestem Twoim wrogiem, nigdy nie chciałem nim być. Nie obchodzi mnie to, kto jest Twoim biologicznym ojcem. Chciałem się z Tobą umówić, od czasu, kiedy zobaczyłem Cię w tej knajpie. ― westchnęłam. ― Możemy zapomnieć o tym, czego ja się dowiedziałem i o czym Ty już wiesz? ― zastanowiłam się chwilę.
― W sumie, można spróbować. ― na jego twarzy pojawił się uśmiech, który chwilę później zniknął. Do kawiarni weszli moi przyjaciele ze swoimi laluniami. ― Uwzięli się, czy co?
Czarnowłosy cały czas trzymał mnie za rękę, spojrzałam mu w oczy i uśmiechnęłam się, co odwzajemnił. Był cholernie przystojny, mocno zarysowana szczęka, duże prawie czarne oczy i pełne malinowe usta. Wyglądał jak jakiś bóg.
― Możemy Cię porwać na chwilę? ― spojrzałam na Deana i Borisa. Pokręciłam głową i powiedziałam, że byłam zajęta, po czym zaczęłam prowadzić normalną rozmowę z Oscarem. ― Ostatnio jeszcze panikowałaś, jak był w pobliżu, a teraz siedzisz sobie z nim w kawiarni i trzymacie się za rączki? ― Boris prychnął, po czym poszedł w stronę stolika, gdzie siedziała jego dziewczyna. Dean chwilę mi się przyglądał i też wrócił do stolika.
― Nie przejmuj się nimi. Gadają tak, bo są zazdrośni. ― pokiwałam głową i poprosiłam, abyśmy już poszli. Kiedy wychodziliśmy z lokalu, czułam wzrok całej piątki na sobie. Wiedziałam jedno, telefonu od nich nie odbiorę ani nie wpuszczę ich do domu. Niech zajmą się swoimi laluniami.
#########
Lepiej Wam się czyta dłuższe rozdziały (800+) czy krótsze (500-800)?
^Miło by mi było, jakbyście mi odpowiedzieli^.
Miłego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro