Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Mama

Wróciłam do domu z wielkim uśmiechem, co dziwiło Mansona. Zawsze wracałam z obojętnym wyrazem twarzy, byłam zmęczona albo po prostu nie miałam humoru. Najbardziej go zdziwiło to, że przyszłam z kwiatami. Każdy pachołek mojego ojca, uważnie mi się przyglądał i między sobą komentowali mój wygląd. Zapytałam "ojca", czy ma jakiś wazon, a kiedy mi wyciągnął z szafki kufel po piwie, zaśmiałam się, kręcąc głową. Cały czas myślałam o tym, co tego dnia się wydarzyło i mówiąc szczerze, byłam szczęśliwa. Miałam nadzieję, że to wszystko będzie trwało i nie przejadę się na nim. 

― Dużo masz dzisiaj do zrobienia? ― zapytał Manson. Odwróciłam się do niego i zaczęłam wymieniać, co musiałam zrobić. ― Jak skończysz, przyjdź do mojego biura. Musimy pogadać. ― kiwnęłam głową, po czym zrobiłam sobie ogromny kubek gorącej czekolady i poszłam do pokoju.

Nauka nie zajęła mi wiele czasu, większość tych rzeczy już potrafiłam, więc zostało mi tylko powtórzyć. Większość czasu pisałam z chłopakami i Oscarem, który marudził mi, że Ernest  Ethan truli mu tyłek o to, gdzie był, z kim i po co. Byli jego przyjaciółmi i to normalne, że się o niego martwili. Fakt, że był gangsterem, nie robił z niego nieśmiertelnego. Byłam bardziej niż pewna, że nawet ktoś z "żołnierzy" Mansona, zobaczyłoby nas razem albo nawet jego samego na ulicy, bez mrugnięcia okiem, zamordowaliby go. Nie chciałam tego, zwłaszcza że zaczął się nowy epizod w moim, jak i zapewne w jego życiu. 

Poszłam do garderoby, podłączyłam tam telefon i przebrałam się w legginsy i koszulkę Deana. Miałam dosyć niewygodnych jeansów. Związałam włosy i wyszłam z pokoju, zamykając go na klucz. Nie ufałam tu nikomu i nie chciałabym sytuacji, w której ktokolwiek grzebałby mi w rzeczach. Nieopodal moich drzwi stał Sergio i jakiś chłopak, który wyjątkowo nie miał kominiarki na twarzy. Miał busz brązowych loczków i ciemne wielkie oczy. Był bardzo przystojny, a jego uśmiech powalał na kolana. 

― Co tam młoda? Gdzie się wybierasz? ― zapytał Sergio, chłopak obok był widocznie zdziwiony tym, że na luzie się do mnie odezwał. Rozśmieszyło mnie to i gdyby nie kultura osobista, zaczęłabym się śmiać jak wariatka. 

― Do Mansona. Nie wiesz, co może ode mnie chcieć? ― zaprzeczył. ― Olivier przyjechał? Albo coś? ― znów zaprzeczył. ― Nie pomagasz. ― powiedziałam ze zrezygnowaniem. ― Powiedz, chociaż, że koleś ma dobry humor. 

― Masz na myśli szefa? ― odezwał się ten brunet. Kiwnęłam głową, a oni na siebie spojrzeli. Sergio miał bekę, a jego kolega był w szoku. ― Nigdy nie widziałem, aby szef miał dobry humor. Tak samo nie wiedziałem, że ma córkę. 

― No widzisz, codziennie dowiadujemy się czegoś nowego. ― westchnęłam. ― Trzymajcie się! ― poszłam w stronę biura Mansona. Nim zapukałam, wzięłam dwa głębokie wdechy. ― Chciał mnie Pan widzieć. ― powiedziałam, jak weszłam do pomieszczenia. Manson wskazał na fotel naprzeciwko niego, na którym chwilę później usiadłam. 

― Nie mów tak do mnie. ― mruknął w końcu. ― Wiem, że nie powiesz do mnie "tato", sam bym się dziwnie z tym czuł, ale po imieniu możesz się do mnie zwracać. Świat się nie zawali. ― kiwnęłam głową i zapytałam, czy tylko o tym chciał ze mną pogadać. ― Nie, chciałbym, abyś ze mną gdzieś pojechała. Nie musisz się bać, muszę po prostu Ci kogoś przedstawić. 

Kilka minut później siedzieliśmy już w samochodzie. Nie zdziwiło mnie to, że Manson nie kierował, tylko miał od tego człowieka. Jak się okazało, kierowcą był ten sam brunet, z którym rozmawiałam chwilę wcześniej. Droga trwała dobre dwadzieścia minut, zaniepokoiłam się, kiedy zatrzymaliśmy się pod cmentarzem.  Spojrzałam na Mansona, ale on wysiadł z samochodu i poszedł w stronę bramy wejściowej. Nie wiedząc, o co chodziło, zrobiłam to samo. Mężczyzna zatrzymał się na drugim końcu cmentarza, przy kaplicy. 

― Co tu robimy? Miałeś mi kogoś przedstawić. ― on spojrzał na mnie, po czym otworzył kaplicę. Wszedł do środka, a ja podążyłam za nim. 

― Poznałaś już mnie, nadszedł czas na Twoją matkę. ― spojrzałam na grób, który był jak z bajki. Nie mówię tu o pięknych zdobieniach, a o tym, że trumna była szklana, a moją matkę było widać. Nie były to kości, ona była cała, jakby dopiero umarła. To było przerażające. ― Co jakiś czas przyjeżdża tu pewien mężczyzna, który zajmuje się Twoją matką. ― westchnął. ― Jesteście do siebie takie podobne. Już wtedy byłaś podobna, jak się urodziłaś. ― nie wiedziałam, co miałam powiedzieć. Kompletnie mnie zatkało. 

― Przepraszam, ale nie wiem co powiedzieć. ― odezwałam się po kilku minutach. ― Z lekka mnie to przeraża, ale potrafię Cię zrozumieć. ― podniósł głowę. ― Wiem, że nie chciałeś mieć ze mną nic wspólnego, a gdyby nie Oli, do tej pory nie wiedziałabym o tym, że byłam adoptowana. 

― Byłem kilka razy w Polsce i spotykałem się z Twoimi rodzicami. To wspaniali ludzie, dobrze Cię wychowali. Sam pewnie bym to spieprzył. ― westchnął. 

― Oliviera Ci się udało wychować. ― powiedziałam od razu. ― Osiągnął tak wiele, nawet jeśli miał nieciekawe epizody w życiu. Każdy jakieś ma, ale czy to coś zmienia? 

― Nawet mówisz, jak ona. ― powiedział, po czym dotknął szkła na wysokości jej czoła. ― Byłabyś z niej dumna. ― zwrócił się tym razem do mojej matki. 

#######

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro