Mama
Wróciłam do domu z wielkim uśmiechem, co dziwiło Mansona. Zawsze wracałam z obojętnym wyrazem twarzy, byłam zmęczona albo po prostu nie miałam humoru. Najbardziej go zdziwiło to, że przyszłam z kwiatami. Każdy pachołek mojego ojca, uważnie mi się przyglądał i między sobą komentowali mój wygląd. Zapytałam "ojca", czy ma jakiś wazon, a kiedy mi wyciągnął z szafki kufel po piwie, zaśmiałam się, kręcąc głową. Cały czas myślałam o tym, co tego dnia się wydarzyło i mówiąc szczerze, byłam szczęśliwa. Miałam nadzieję, że to wszystko będzie trwało i nie przejadę się na nim.
― Dużo masz dzisiaj do zrobienia? ― zapytał Manson. Odwróciłam się do niego i zaczęłam wymieniać, co musiałam zrobić. ― Jak skończysz, przyjdź do mojego biura. Musimy pogadać. ― kiwnęłam głową, po czym zrobiłam sobie ogromny kubek gorącej czekolady i poszłam do pokoju.
Nauka nie zajęła mi wiele czasu, większość tych rzeczy już potrafiłam, więc zostało mi tylko powtórzyć. Większość czasu pisałam z chłopakami i Oscarem, który marudził mi, że Ernest Ethan truli mu tyłek o to, gdzie był, z kim i po co. Byli jego przyjaciółmi i to normalne, że się o niego martwili. Fakt, że był gangsterem, nie robił z niego nieśmiertelnego. Byłam bardziej niż pewna, że nawet ktoś z "żołnierzy" Mansona, zobaczyłoby nas razem albo nawet jego samego na ulicy, bez mrugnięcia okiem, zamordowaliby go. Nie chciałam tego, zwłaszcza że zaczął się nowy epizod w moim, jak i zapewne w jego życiu.
Poszłam do garderoby, podłączyłam tam telefon i przebrałam się w legginsy i koszulkę Deana. Miałam dosyć niewygodnych jeansów. Związałam włosy i wyszłam z pokoju, zamykając go na klucz. Nie ufałam tu nikomu i nie chciałabym sytuacji, w której ktokolwiek grzebałby mi w rzeczach. Nieopodal moich drzwi stał Sergio i jakiś chłopak, który wyjątkowo nie miał kominiarki na twarzy. Miał busz brązowych loczków i ciemne wielkie oczy. Był bardzo przystojny, a jego uśmiech powalał na kolana.
― Co tam młoda? Gdzie się wybierasz? ― zapytał Sergio, chłopak obok był widocznie zdziwiony tym, że na luzie się do mnie odezwał. Rozśmieszyło mnie to i gdyby nie kultura osobista, zaczęłabym się śmiać jak wariatka.
― Do Mansona. Nie wiesz, co może ode mnie chcieć? ― zaprzeczył. ― Olivier przyjechał? Albo coś? ― znów zaprzeczył. ― Nie pomagasz. ― powiedziałam ze zrezygnowaniem. ― Powiedz, chociaż, że koleś ma dobry humor.
― Masz na myśli szefa? ― odezwał się ten brunet. Kiwnęłam głową, a oni na siebie spojrzeli. Sergio miał bekę, a jego kolega był w szoku. ― Nigdy nie widziałem, aby szef miał dobry humor. Tak samo nie wiedziałem, że ma córkę.
― No widzisz, codziennie dowiadujemy się czegoś nowego. ― westchnęłam. ― Trzymajcie się! ― poszłam w stronę biura Mansona. Nim zapukałam, wzięłam dwa głębokie wdechy. ― Chciał mnie Pan widzieć. ― powiedziałam, jak weszłam do pomieszczenia. Manson wskazał na fotel naprzeciwko niego, na którym chwilę później usiadłam.
― Nie mów tak do mnie. ― mruknął w końcu. ― Wiem, że nie powiesz do mnie "tato", sam bym się dziwnie z tym czuł, ale po imieniu możesz się do mnie zwracać. Świat się nie zawali. ― kiwnęłam głową i zapytałam, czy tylko o tym chciał ze mną pogadać. ― Nie, chciałbym, abyś ze mną gdzieś pojechała. Nie musisz się bać, muszę po prostu Ci kogoś przedstawić.
Kilka minut później siedzieliśmy już w samochodzie. Nie zdziwiło mnie to, że Manson nie kierował, tylko miał od tego człowieka. Jak się okazało, kierowcą był ten sam brunet, z którym rozmawiałam chwilę wcześniej. Droga trwała dobre dwadzieścia minut, zaniepokoiłam się, kiedy zatrzymaliśmy się pod cmentarzem. Spojrzałam na Mansona, ale on wysiadł z samochodu i poszedł w stronę bramy wejściowej. Nie wiedząc, o co chodziło, zrobiłam to samo. Mężczyzna zatrzymał się na drugim końcu cmentarza, przy kaplicy.
― Co tu robimy? Miałeś mi kogoś przedstawić. ― on spojrzał na mnie, po czym otworzył kaplicę. Wszedł do środka, a ja podążyłam za nim.
― Poznałaś już mnie, nadszedł czas na Twoją matkę. ― spojrzałam na grób, który był jak z bajki. Nie mówię tu o pięknych zdobieniach, a o tym, że trumna była szklana, a moją matkę było widać. Nie były to kości, ona była cała, jakby dopiero umarła. To było przerażające. ― Co jakiś czas przyjeżdża tu pewien mężczyzna, który zajmuje się Twoją matką. ― westchnął. ― Jesteście do siebie takie podobne. Już wtedy byłaś podobna, jak się urodziłaś. ― nie wiedziałam, co miałam powiedzieć. Kompletnie mnie zatkało.
― Przepraszam, ale nie wiem co powiedzieć. ― odezwałam się po kilku minutach. ― Z lekka mnie to przeraża, ale potrafię Cię zrozumieć. ― podniósł głowę. ― Wiem, że nie chciałeś mieć ze mną nic wspólnego, a gdyby nie Oli, do tej pory nie wiedziałabym o tym, że byłam adoptowana.
― Byłem kilka razy w Polsce i spotykałem się z Twoimi rodzicami. To wspaniali ludzie, dobrze Cię wychowali. Sam pewnie bym to spieprzył. ― westchnął.
― Oliviera Ci się udało wychować. ― powiedziałam od razu. ― Osiągnął tak wiele, nawet jeśli miał nieciekawe epizody w życiu. Każdy jakieś ma, ale czy to coś zmienia?
― Nawet mówisz, jak ona. ― powiedział, po czym dotknął szkła na wysokości jej czoła. ― Byłabyś z niej dumna. ― zwrócił się tym razem do mojej matki.
#######
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro