Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Jeden spokojny dzień, proszę o tak wiele?

Kiedy się obudziłam, Alan już był. Spał odwrócony do mnie twarzą, dotknęłam jego policzka, które było sine. Chłopak, chyba pod wpływem bólu, obudził się i spojrzał na mnie. Nic nie powiedział, tylko wstał i poszedł do łazienki. Sama też podniosłam tyłek i poszłam do kuchni, zrobiłam nam po kawie i czekałam, aż przyjdzie. Nie minęło nawet pięć minut, a chłopak już był obok mnie. Popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem, ale on dalej nic nie mówił. Wziął kawę i chciał pójść do salonu, ale złapałam go za rękę. 

― Co się stało? ― zapytałam  w końcu, on westchnął i oparł się o blat. ― Alan, powiedz mi. ― poprosiłam. ― Dobrze wiesz, że nie odpuszczę. 

― Bo jesteś bardziej uparta od osła. ― powiedział z lekkim uśmiechem. ― To nic takiego, nie musisz się martwić. ― cmoknął mnie w skroń, ale po chwili skrzywił się, prawdopodobnie z bólu. ― Kurwa. 

― Martwię się o Ciebie, dobrze wiesz. ― kiwnął głową. ― Kto Ci to zrobił? ― spuścił głowę, byłam pewna, że nie chciał patrzeć mi w oczy. ― Twój kumpel? ― zaprzeczył.  ― Oscar? ― spojrzał na mnie. Już wiedziałam, że to on. 

― Był pod naszym domem, jak wróciłem. Zaczepił mnie, powiedział, żebym się Tobą nacieszył, póki mogę. ― uniosłem brew. ― Powiedziałem mu kilka słów, doskoczył do mnie i się pobiliśmy. 

― Świetnie kurwa. ― powiedziałam. ― Zajebie gnoja, jak go spotkam. ― pokręciłam głową, a mój chłopak patrzył na mnie z uniesioną brwią. ― Nie patrz się tak na mnie, on nie ma prawa się do Ciebie rzucać. Sam powiedział mi wczoraj, że nic nie pamięta. Czemu on musi być takim dupkiem. ― uderzyłam w stół. 

― Kochanie, spokojnie. ― powiedział. ― Sama mówiłaś, że jest niebezpieczny, nie narażaj się. Mnie nic nie będzie. Na pewno. ― pocałował mnie w czoło, a ja się w niego wtuliłam. ― Mamy lód? Przyłożyłbym coś do tego policzka. ― kiwnęłam głową i wyciągnęłam worek z kostkami lodu z zamrażarki. 

Trzy godziny później wsiadałam do mojego samochodu, miałam odwiedzić matkę Alana, bo czegoś potrzebowała. Uwielbiałam tę kobietę, wiekowo była zbliżona do mojego ojca, ale w przeciwieństwie do niego, ona nie byłaby w stanie zrobić krzywdy innym. Swojemu synowi uchyliłaby nieba, gdyby tylko mogła. Jej mąż zmarł rok przed ich wyprowadzką. Kobieta nie mogła dłużej zostać w miasteczku, które przypominało jej ukochanego męża. Zbyt bolesne to było.  

Rozumiałam ją, sama dusiłam się w mieście, gdzie się wychowałam i w którym umarli moi rodzice. Przeprowadzka do Stanów byłam dla mnie wybawieniem i nawet po tym wszystkim, wciąż byłam tego zdania. W tym mieście miałam wszystkich, rodzinę, przyjaciół, chłopaka i nic innego nie było mi potrzebne. 

― O Lara! Kochanie, jesteś już. ― powiedziała ucieszona kobieta, wyrywając mnie z ciągu myślowego. ― Cieszę się, że Cię widzę. ― kobieta mnie przytuliła. ― Miałam nadzieję, że to właśnie Ty przyjedziesz. 

― Coś się stało? ― zapytałam, a ona pokiwała głową, po czym zaprosiła mnie do domu. Mieszkała ona w małym domku na przedmieściach, było tam bardzo spokojnie i nawet, razem z Alanem, myśleliśmy, aby w przyszłości przeprowadzić się niedaleko niej. ― To, o co chodzi? ― usiadłam na krześle przy stole w kuchni.

― Pewnie pamiętasz, że Alan ma urodziny za dwa tygodnie. ― kiwnęłam głową. ― Chciałam mu zrobić niespodziankę, pomogłabyś mi z tym? ― od razu się zgodziłam. ― Świetnie, pomyślałam, że zaproszę naszą najbliższą rodzinę, on zawsze był ze wszystkimi zżyty i nawet jeśli się do tego nie przyznaje, to wiem, że tęskni za miastem, w którym mieszkaliśmy. 

Przez ponad cztery godziny rozmawiałyśmy o tym, co przygotujemy na urodziny mojego chłopaka. Każda z nas miała coś do roboty, przykładowo, ja miałam wybrać i kupić zaproszenia, po czym razem z Panią Woods miałyśmy je wypisać, a następnie wysłać. Co do miejsca, w którym wszystko się odbędzie, kobieta miała "odwiedzić" kilka restauracji i sal. Miałam nadzieję, że wszystko będzie szło po naszej myśli, bo nie chciałam, aby urodziny Alana były do kitu. 

― Dobra, mam dosyć. ― powiedziałam sama do siebie, kiedy przed moim domem znowu był Oscar. Wjechałam do garażu, po czym ruszyłam w stronę chłopaka, który widząc moją wściekłą minę, zaczął się śmiać. ― Co Ty tutaj znowu robisz?! 

― Podziwiam widoki. ― prychnął. ― A Ty? Co tutaj robisz? Nie powinnaś opatrywać swojego chłoptasia? ― zacisnęłam pięści, co ponownie go rozśmieszyło. ― Próbujesz mnie przestraszyć, czy chcesz rozśmieszyć, bo nie kumam?

― O co Ci znowu chodzi? Zostaw nas w spokoju, zajmij się swoim życiem do cholery. ― cały czas patrzył na mnie z cwanym uśmieszkiem wymalowanym na twarzy. 

― Z tego, co wiem, to Ty byłaś częścią mojego życia. ― uniosłam brew. ― A ja nie lubię się dzielić tym, co moje. ― chłopak docisnął mnie do siebie i znów zgniótł mój pośladek. Odsunęłam się od niego i uderzyłam chłopaka w twarz. ― Co tak ostro słoneczko. 

― Nie obchodzi mnie to, że nie pamiętasz, co się wydarzyło. Kazałeś mi ułożyć sobie życie z kimś innym, jak Ty to powiedziałeś? ― udałam, że się zastanawiałam. ― "Jeśli przeżyje, to chciałbym, abyś wróciła do domu. Zapomniała o mnie i była szczęśliwa. Nie chcę Cię już skrzywdzić. " Więc z łaski swojej dostosuj się do własnych słów. 

― Jeśli myślisz, że sobie tak łatwo odpuszczę, to jesteś w błędzie. ― wsiadł do samochodu i jak gdyby nic, odjechał. Stałam przez chwilę w osłupieniu, w jego oczach był błysk, który widywałam jeszcze, kiedy byliśmy razem. 

###########


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro