Jeden spokojny dzień, proszę o tak wiele?
Kiedy się obudziłam, Alan już był. Spał odwrócony do mnie twarzą, dotknęłam jego policzka, które było sine. Chłopak, chyba pod wpływem bólu, obudził się i spojrzał na mnie. Nic nie powiedział, tylko wstał i poszedł do łazienki. Sama też podniosłam tyłek i poszłam do kuchni, zrobiłam nam po kawie i czekałam, aż przyjdzie. Nie minęło nawet pięć minut, a chłopak już był obok mnie. Popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem, ale on dalej nic nie mówił. Wziął kawę i chciał pójść do salonu, ale złapałam go za rękę.
― Co się stało? ― zapytałam w końcu, on westchnął i oparł się o blat. ― Alan, powiedz mi. ― poprosiłam. ― Dobrze wiesz, że nie odpuszczę.
― Bo jesteś bardziej uparta od osła. ― powiedział z lekkim uśmiechem. ― To nic takiego, nie musisz się martwić. ― cmoknął mnie w skroń, ale po chwili skrzywił się, prawdopodobnie z bólu. ― Kurwa.
― Martwię się o Ciebie, dobrze wiesz. ― kiwnął głową. ― Kto Ci to zrobił? ― spuścił głowę, byłam pewna, że nie chciał patrzeć mi w oczy. ― Twój kumpel? ― zaprzeczył. ― Oscar? ― spojrzał na mnie. Już wiedziałam, że to on.
― Był pod naszym domem, jak wróciłem. Zaczepił mnie, powiedział, żebym się Tobą nacieszył, póki mogę. ― uniosłem brew. ― Powiedziałem mu kilka słów, doskoczył do mnie i się pobiliśmy.
― Świetnie kurwa. ― powiedziałam. ― Zajebie gnoja, jak go spotkam. ― pokręciłam głową, a mój chłopak patrzył na mnie z uniesioną brwią. ― Nie patrz się tak na mnie, on nie ma prawa się do Ciebie rzucać. Sam powiedział mi wczoraj, że nic nie pamięta. Czemu on musi być takim dupkiem. ― uderzyłam w stół.
― Kochanie, spokojnie. ― powiedział. ― Sama mówiłaś, że jest niebezpieczny, nie narażaj się. Mnie nic nie będzie. Na pewno. ― pocałował mnie w czoło, a ja się w niego wtuliłam. ― Mamy lód? Przyłożyłbym coś do tego policzka. ― kiwnęłam głową i wyciągnęłam worek z kostkami lodu z zamrażarki.
Trzy godziny później wsiadałam do mojego samochodu, miałam odwiedzić matkę Alana, bo czegoś potrzebowała. Uwielbiałam tę kobietę, wiekowo była zbliżona do mojego ojca, ale w przeciwieństwie do niego, ona nie byłaby w stanie zrobić krzywdy innym. Swojemu synowi uchyliłaby nieba, gdyby tylko mogła. Jej mąż zmarł rok przed ich wyprowadzką. Kobieta nie mogła dłużej zostać w miasteczku, które przypominało jej ukochanego męża. Zbyt bolesne to było.
Rozumiałam ją, sama dusiłam się w mieście, gdzie się wychowałam i w którym umarli moi rodzice. Przeprowadzka do Stanów byłam dla mnie wybawieniem i nawet po tym wszystkim, wciąż byłam tego zdania. W tym mieście miałam wszystkich, rodzinę, przyjaciół, chłopaka i nic innego nie było mi potrzebne.
― O Lara! Kochanie, jesteś już. ― powiedziała ucieszona kobieta, wyrywając mnie z ciągu myślowego. ― Cieszę się, że Cię widzę. ― kobieta mnie przytuliła. ― Miałam nadzieję, że to właśnie Ty przyjedziesz.
― Coś się stało? ― zapytałam, a ona pokiwała głową, po czym zaprosiła mnie do domu. Mieszkała ona w małym domku na przedmieściach, było tam bardzo spokojnie i nawet, razem z Alanem, myśleliśmy, aby w przyszłości przeprowadzić się niedaleko niej. ― To, o co chodzi? ― usiadłam na krześle przy stole w kuchni.
― Pewnie pamiętasz, że Alan ma urodziny za dwa tygodnie. ― kiwnęłam głową. ― Chciałam mu zrobić niespodziankę, pomogłabyś mi z tym? ― od razu się zgodziłam. ― Świetnie, pomyślałam, że zaproszę naszą najbliższą rodzinę, on zawsze był ze wszystkimi zżyty i nawet jeśli się do tego nie przyznaje, to wiem, że tęskni za miastem, w którym mieszkaliśmy.
Przez ponad cztery godziny rozmawiałyśmy o tym, co przygotujemy na urodziny mojego chłopaka. Każda z nas miała coś do roboty, przykładowo, ja miałam wybrać i kupić zaproszenia, po czym razem z Panią Woods miałyśmy je wypisać, a następnie wysłać. Co do miejsca, w którym wszystko się odbędzie, kobieta miała "odwiedzić" kilka restauracji i sal. Miałam nadzieję, że wszystko będzie szło po naszej myśli, bo nie chciałam, aby urodziny Alana były do kitu.
― Dobra, mam dosyć. ― powiedziałam sama do siebie, kiedy przed moim domem znowu był Oscar. Wjechałam do garażu, po czym ruszyłam w stronę chłopaka, który widząc moją wściekłą minę, zaczął się śmiać. ― Co Ty tutaj znowu robisz?!
― Podziwiam widoki. ― prychnął. ― A Ty? Co tutaj robisz? Nie powinnaś opatrywać swojego chłoptasia? ― zacisnęłam pięści, co ponownie go rozśmieszyło. ― Próbujesz mnie przestraszyć, czy chcesz rozśmieszyć, bo nie kumam?
― O co Ci znowu chodzi? Zostaw nas w spokoju, zajmij się swoim życiem do cholery. ― cały czas patrzył na mnie z cwanym uśmieszkiem wymalowanym na twarzy.
― Z tego, co wiem, to Ty byłaś częścią mojego życia. ― uniosłam brew. ― A ja nie lubię się dzielić tym, co moje. ― chłopak docisnął mnie do siebie i znów zgniótł mój pośladek. Odsunęłam się od niego i uderzyłam chłopaka w twarz. ― Co tak ostro słoneczko.
― Nie obchodzi mnie to, że nie pamiętasz, co się wydarzyło. Kazałeś mi ułożyć sobie życie z kimś innym, jak Ty to powiedziałeś? ― udałam, że się zastanawiałam. ― "Jeśli przeżyje, to chciałbym, abyś wróciła do domu. Zapomniała o mnie i była szczęśliwa. Nie chcę Cię już skrzywdzić. " Więc z łaski swojej dostosuj się do własnych słów.
― Jeśli myślisz, że sobie tak łatwo odpuszczę, to jesteś w błędzie. ― wsiadł do samochodu i jak gdyby nic, odjechał. Stałam przez chwilę w osłupieniu, w jego oczach był błysk, który widywałam jeszcze, kiedy byliśmy razem.
###########
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro