Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Córka?

Obudziłam się o szóstej rano. Poszłam do łazienki się ogarnąć, po czym przeszłam do garderoby. Przez ponad piętnaście minut zastanawiałam się co ubrać. W końcu doszłam do wniosku, że nikogo z pachołków ojca nie powinno interesować to, jak wyglądałam. Nie mogli się do mnie zbliżyć, więc co to za różnica. Żadna, właśnie. Tego dnia postawiłam na  różowy top bez ramiączek i bez dekoltu oraz białe jeansy i tego samego koloru trampki. Spakowałam książki, wzięłam portfel i telefon, po czym zeszłam na dół. 

Pierwsze co mnie przywitało, to głośny gwizd. Odwróciłam się i spojrzałam na czterech facetów, którzy nie dość, że mieli kominiarki na mordach, to jeszcze mieli zawieszone karabiny. Każdy z nich zaczął komentować mój tyłek, co mnie strasznie speszyło. Jeszcze mieli coś powiedzieć, ale do pomieszczenia wszedł Manson. 

― Jeszcze macie jakieś uwagi do mojej córki? ― powiedział spokojnie. Każdemu z nich zszedł cwany uśmieszek z twarzy i po kilku sekundach nie było ich w pomieszczeniu. ― Ile masz dzisiaj lekcji?

― Do piątej. Mam zawodowe. ― kiwnął głową, pytając, na jakim kierunku byłam. ― Technik ekonomista. ― spojrzał na mnie i chwilę milczał, ale w końcu zapytał, jak mi szło. ― Mam miano kujona, więc całkiem nieźle. 

― Dobrze Cię wychowali. ― powiedział w końcu. ― Jesteś głodna? ― kiwnęłam głową, a on wyciągnął z lodówki jajka i bekon, po czym zaczął robić śniadanie. ― Do szkoły zawiezie Cię Sergio, wiem, że się poznaliście. Nie powinnaś się już tak źle przy nim czuć. 

Nie wiedziałam, co miałam o tym wszystkim myśleć. Jeszcze dzień wcześniej, był wrednym chujem, a w tamtej chwili nazwał mnie swoją córką i jeszcze wypytywał o szkołę. Było coś nie tak albo robił to dla własnego spokoju. Olivier był bardzo uparty i dążył do tego, aby było po jego myśli. 

Zjadłam śniadanie w towarzystwie ojca. Na szczęście wszystko przebiegło w milczeniu i mogłam zająć się własnymi myślami. Kiedy próbowałam sobie odpowiedzieć na pytania, dotyczące jego zachowania, do pomieszczenia wpadł Sergio, który przywitał się z Mansonem. Przywitanie, mam na myśli zasalutowanie, oddanie honoru i stanie na baczność? On zrobił z nich żołnierzy?

Wsiadłam do samochodu Sergio i napisałam do chłopaków, że musiałam z nimi pogadać. To znaczy, bez Maksa i innych osób trzecich. Sergio podczas jazdy co chwilę na mnie zerkał, miałam wrażenie, że chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział, od czego zacząć. Nie zachęcałam go do tego, jeszcze bardziej go ignorowałam. 

― Jak będziesz miała zamiar wrócić do domu, to masz dać znać szefowi. Wtedy ktoś po Ciebie przyjedzie. ― kiwnęłam głową i wysiadłam z samochodu, żegnając się z nim. 

Przeszłam kilka kroków, do momentu aż nie zostałam zatrzymana przez Elkę. Ona zaczęła drzeć ryja, że wokół mnie kręciło się za dużo mężczyzn, którym pewnie dawałam dupy. W innym wypadku nigdy żaden z nich nie zbliżyłby się do mnie, bo "byłam szkaradna". Naśmiewała się, że w Polsce robiłam z siebie wielką cnotkę, a tu nawet nie kryłam się ze swoim kurewstwem. Jak zwykle w takich sytuacjach bywało, do moich oczu napłynęły łzy i gdyby nie reakcja moich przyjaciół, rozbeczałabym się na oczach całej szkoły. Chłopaki zaczęli po niej jechać, że jedyną kurwą, była ona i pewnie, gdyby nie ojebała gały komuś w szkole, to nie byłoby jej w Los Angeles.

Kilku chłopaków zaczęło się naśmiewać, że już im proponowała numerek w kiblu. Wbiła sobie samobója. W końcu, komu mieli wierzyć? Lasce, która od tygodnia chodziła do tej szkoły i chciała się pieprzyć ze wszystkim, co się ruszało? Czy reprezentantom szkoły? Odpowiedź była jasna. 

― O czym chciałaś pogadać? ― zapytali, kiedy wszystko się uspokoiło i byliśmy sami. ― Mała, nie płacz. Nie warto, to ona została pośmiewiskiem, nie Ty. ― wytarłam łzy. 

― Wiem, wiem. ― powiedziała po cichu. ― Od wczoraj mieszkam u ojca. ― nie owijałam w bawełnę. ― Nie możecie do mnie przyjeżdżać, mogę się spotykać poza domem. 

Przez cały dzień chłopaki wypytywali mnie o powód. Nie mogłam im powiedzieć o prawdziwej przyczynie, dlatego wymyśliłam, że miał wiele pracy i chciał mieć absolutną ciszę. Dodałam, że ja również miałam zakaz wydawania jakiś za głośnych dźwięków, co ich nieco rozśmieszyło. Zboczuchy! 

Martwiło mnie to, że Oscar nie odezwał się do mnie ani razu tego dnia. Czasami na mnie spoglądał, ale nawet się nie uśmiechał. Ostatnio pytał mnie o szansę, ale to chyba byłoby na tyle. Wyszłam ze szkoły kilka minut po piątej. Wyciągnęłam telefon i miałam zadzwonić do Mansona, aby ktoś po mnie przyjechał, ale nim to zrobiłam, zostałam przyciśnięta do bardzo umięśnionej klatki piersiowej. 

― Musimy pogadać. ― spojrzałam na Oscara jak na debila. ― Pojedziemy na kawę? ― kiwnęłam głową, po czym wsiadłam do jego wozu. On, zanim ruszył, nachylił się i cmoknął mnie w policzek. Uśmiechnęłam się lekko, co odwzajemnił. 

Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Usiadłam do stolika i od razu wzięłam się za przeglądanie menu. Wzięłam sobie tort bezowy i kawę z lodami i bitą śmietaną. Chłopak wziął zwyczajne latte, bez ciasta. Przez dobre kilka minut, tylko się we mnie wpatrywał. Czułam, że próbował coś ze mnie wyczytać, ale nie szło mu to najlepiej. Gdy kelner przyniósł nam zamówienie, dopiero zaczął mówić. Początkowo pytał, jak minął mi zeszły tydzień, bo nie widzieliśmy się ani razu. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że nie miałam zbyt wiele czasu, po czym poprosiłam, aby przeszedł do rzeczy. 

― Od jutra nie będę chodził do szkoły. Mój szef kazał mi się zawinąć i nie zwracać na siebie więcej uwagi. ― kiwnęłam głową ze zrozumieniem. ― Spójrz na mnie. ― poprosił. ― Mimo to, chciałbym, abyśmy nie zrywali kontaktu. Wszystko, co mówiłem, było prawdą. Podobasz mi się i chciałbym, aby to wszystko poszło naprzód. 

########

Na 1000 gwiazdek robię maraton!

Rozdziały od teraz będą albo codziennie, albo co dwa dni

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro