Boję się
Zadzwoniłam do Deana i powiedziałam, że jeszcze tego samego dnia będę u niego. Chłopak się ucieszył i nawet chciał po mnie przyjechać, ale Manson powiedział, że zrobi to Sergio, w razie, gdyby rzeczywiście musiał do nas przyjeżdżać. Spakowanie się, nie zajęło mi dużo czasu, wiedziałam, że mogłabym poprosić brata albo nawet Sergio, aby mi dowieźli potrzebne rzeczy.
Kiedy byłam na miejscu, od razu przedstawiłam sytuację Deanowi, który zadzwonił do Tobiasa i Matta, w trakcie, kiedy ja rozmawiałam z pozostałą trójką. Chłopaki byli już po dwóch godzinach i kazali mi streścić, czym podpadłam Oscarowi. Oczywiście nie obyło się bez kąśliwych uwag Borisa, który robił mi wyrzuty o to, z kim się spotykałam. Twierdził, że sama sobie narobiłam kłopotów, jednocześnie wciągając ich w to wszystko.
― Gdybyście mnie nie olewali, to bym nie zaczęła z nim nawet gadać. ― powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Boris prychnął pod nosem i widać było, że chciał coś powiedzieć. ― No wyduś to z siebie...
― Ty nie miałaś problemu z olewaniem mnie, po tym, jak się całowaliśmy! ― warknął, a wszystkich wzrok padł na niego, a po chwili znalazł na się na mnie. ― I co? Nic nie powiesz? Może się popłaczesz?
― Dobra, koniec tego! ― warknął Dean. ― Kiedy się całowaliście? ― zapytał, zaciskając szczękę i jednocześnie pięści. ― Dlaczego do kurwy nędzy nie powiedzieliście o tym?! Lara!
― Właśnie dlatego. ― wskazałam na niego. ― Skoro ten debil już się wygadał, to chyba nie ma potrzeby ukrywania czegokolwiek. ― westchnęłam. ― Na tej domówce z początku wakacji. Wy byliście zalani w trupa, a my poszliśmy do mojego pokoju i dalej piliśmy...
― Jest styczeń do kurwy! ― wrzasnął, przerywając mi. ― Mieliście zamiar nam o tym kiedykolwiek powiedzieć? ― Boris zaprzeczył. ― Zajebiście. ― zanim się obejrzałam, jego już nie było w domu.
Nie czekając ani minuty dłużej pobiegłam za nim, chłopak szedł w stronę wyjścia z posesji. Dobiegłam do niego, łapiąc go za rękę. On odwrócił się do mnie i mierzył wzrokiem, nic nie mówiąc. Był wkurzony, od razu wiedziałam, że tak będzie, ale to nie dlatego, że był zazdrosny, ale że nic mu nie powiedzieliśmy. Dean był pierwszą osobą, do jakiej się zbliżyłam i zaufałam, a z tego, co wiele razy mi powtarzał, to również ufał bardziej mi niż pozostałym.
― Zamierzasz coś powiedzieć? ― odezwał się w końcu. ― Czy będziesz tak na mnie patrzeć do momentu, aż mi przejdzie? ― uniósł brew.
― Przepraszam, okej? Obiecałam Borisowi, że nikomu o tym nie powiem, miałam złamać obietnicę? Byłabym wtedy warta zaufania? ― westchnął. ― Może lepiej by było, żebym była pieprzoną plotkarą i gadała o wszystkim, co mi mówicie? Każdy z Was ma jakieś tajemnice, które tylko ja wiem. Z Borisem głupio wyszło, ale czasu nie cofnę, zdaję sobie sprawę, że tym Cię zraniliśmy, ale pomyśl o Tobiasie, Samie, Mattowi i Jasonowi też nic nie powiedzieliśmy. A przynajmniej ja. ― chłopak bez słowa mnie przytulił. ― Chodźmy po nich i może wyjdźmy gdzieś.
Dean miał coś już powiedzieć, ale widząc mój przerażony wzrok, odwrócił się, łapiąc mnie za rękę. Przed nami stał Oscar, który mierzył do nas z pistoletu. Chciałam coś powiedzieć, ale gula w gardle mi to uniemożliwiała. Pierwszy raz byłam przerażona, a do tego nogi zrobiły mi się jak z waty. Czarnowłosy widząc moją reakcję, uśmiechnął się zwycięsko, bo wiedział, że już nie ucieknę. Kazał się cofnąć Deanowi, a mi do niego podejść. Gdy to zrobiłam, schował broń, po czym zabrał mi telefon, który wyrzucił i przerzucił mnie przez ramię. Zaczęłam krzyczeć, prosiłam, aby mnie postawił na ziemię, próbowałam się nawet wyrwać i kiedy byłam prawie na wolności, bo leżałam, jak długa na ziemi, to mnie podniósł i mocno ściskając za ramię, szedł w stronę swojego samochodu. Mój przyjaciel chciał mi pomóc, ale Oscar znów wyciągnął broń i zagroził, że zrobi jeszcze jeden krok, to nie dość, że postrzeli jego, to jeszcze powybija jego najbliższych, a on musiałby patrzeć na ich śmierć.
Nie miałam mu za złe tego, że się cofnął, sama pewnie bym tak postąpiła. W końcu chciałam, aby oni wszyscy byli u Deana, abym miała pewność, że z nimi wszystko w porządku. Popatrzyłam na niego i chciałam krzyknąć, aby zadzwonił do mojego brata, ale zostałam wepchnięta do samochodu, a po chwili moje ręce były skute. Czarnowłosy sam wsiadł do auta i odjechał z piskiem opon.
― Sama sobie na to zapracowałaś aniołku. ― powiedział w końcu. ― Chciałem z Tobą pogadać normalnie, ale Ty zwiałaś. ― spojrzał na mnie. ― Teraz już nie uciekniesz. ― przełknęłam ślinę.
― Gdzie jedziemy? ― zapytałam drżącym głosem. Chłopak dotknął mojej nogi, na co się cała spięłam. Jemu to nie umknęło, ale nic sobie z tego nie robił, głaskał mnie po nodze, zastanawiając się nad odpowiedzią.
― Dowiesz się w swoim czasie. ― mruknął w końcu. ― Nie chcę tego robić, ale nie możesz widzieć wszystkiego. ― zatrzymał się na poboczu. Ze schowka wyciągnął jakąś buteleczkę i szmatkę, nasączył ją i spojrzał na mnie. ― Jak się obudzisz, to będzie bolała Cię głowa. ― zaczęłam się wycofywać do tyłu, nawet próbowałam wyjść, ale szatyn zablokował drzwi od środka. ― Aniołku, nie utrudniaj. ― pociągnął mnie za przedramię, tak, że nasze ramiona się stykały. Jego ręka znalazła się na mojej talii, a szmatka na mojej twarzy przykrywając nos i usta. Próbowałam się jeszcze wyrywać, ale każda kolejna sekunda była coraz cięższa.
#######
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro