3.
Harry przez cały dzień starał się nie myśleć o nadchodzącym wieczornym spotkaniu.
Do śniadania szło mu nawet nieźle.
Skupił się na rozmowie z Ronem na temat wygranego meczu, potem przedyskutował z Hermioną kwestię ich wspólnego projektu z transmutacji, a na koniec po prostu zajął się jedzeniem.
Jednak już na pierwszej lekcji, to jest zaklęciach, jego plan szlag trafił.
Tuż przed zajęciami stał pod klasą wraz z innymi Gryfonami, gdy nagle pod salę podeszła grupka Ślizgonów z Malfoyem na czele.
Harry zamarł i przypomniał sobie, że przecież tę lekcję mieli właśnie z nimi.
No i tyle by było z jego postanowienia o niemyśleniu o Draco.
Oparł się plecami o ścianę, nagle z wielkim zainteresowaniem kontemplując zakurzoną ławkę, będąc gotowym zrobić wszystko, byle tylko nie nawiązać z blondynem kontaktu wzrokowego.
Spodziewał się jakichś aluzji ze strony Malfoya, w ogóle jakiejkolwiek reakcji, jednak Draco minął go, nie zaszczycając nawet spojrzeniem.
Zatrzymał się wraz z innymi Ślizgonami po przeciwnej stronie niż Gryfoni i po prostu zaczął rozmawiać z Blaisem.
Harry zaniemówił.
Najwyraźniej Draco zamierzał go ignorować.
Szczerze mówiąc, Potterowi to odpowiadało.
Wolał, żeby Malfoy nie zmuszał go do ponownego rozważania jego propozycji.
Nie dane mu było jednak obserwować Ślizgona zbyt długo, ponieważ pojawił się Flitwick i wpuścił wszystkich do klasy.
Harry pogrążony w myślach usiadł w swojej ławce, a miejsce obok niego zajęła Hermiona.
Potter zaczął z roztargnieniem wyjmować książki z torby i trzy razy musiał je zamieniać, ponieważ najpierw wyjął te od transmutacji, a później eliksirów.
Zirytowany wyciągnął właściwy podręcznik i otworzył go na wskazanej przez Flitwicka stronie.
Hermiona już zawzięcie notowała, ale on nawet nie słyszał wykładu profesora.
Oparł podbródek na dłoni, starając się chociaż udawać, że słuchał.
Tak naprawdę coś wciąż nie pozwalało mu się skupić.
Przeleciał wzrokiem klasę. W tym roku dość mało osób zapisało się na zaklęcia. Oprócz niego i Hermiony z Gryffindoru był tylko Dean, Neville i Parvati. W sali dominował Slytherin.
Co najmniej dziesięcioro Ślizgonów i jedynie pięcioro Gryfonów.
Harry na chwilę zawiesił wzrok na Malfoyu, który zapisywał coś na pergaminie.
Grzywka zsunęła mu się na czoło, ale on najwyraźniej nie zwracał na to uwagi.
Obok niego siedziała Pansy, najwyraźniej średnio zainteresowana słowami nauczyciela.
Piłowała sobie paznokcie, co jakiś czas dmuchając na nie, by sprawdzić, czy mają odpowiednią długość.
Nagle Draco przestał pisać i podniósł wzrok. Ich spojrzenia spotkały się.
Ślizgon uniósł kąciki ust w kpiącym uśmiechu, a brunet zarumienił się i szybko zwrócił głowę w drugą stronę, skupiając się na tablicy.
Nie odwrócił się do końca lekcji.
* * *
Gdy zadzwonił upragniony dzwonek, Harry szybko wepchnął swoje rzeczy do torby i pierwszy opuścił salę.
Dopiero Kiedy był już dobre kilka korytarzy od klasy, odetchnął z ulgą i zwolnił.
Nie sądził, że przebywanie z Malfoyem w jednym pomieszczeniu będzie aż takie trudne.
Na szczęście miał jeszcze dziś tylko trzy lekcje, w tym dwie z Krukonami i jedną z Puchonami, więc nie musiał się martwić obecnością Draco. Przynajmniej do wieczora.
Szybkim krokiem skierował się do Wielkiej Sali. Zbliżała się pora lunchu.
Dotarłszy pod drzwi, wszedł do pomieszczenia i zajął miejsce przy stole Gryffindoru.
Osób jak narazie było niewiele, większość dopiero wchodziła.
Oprócz niego zauważył tylko kilkoro Gryfonów, z czego żaden nie był z jego klasy.
Nałożył sobie trochę ziemniaków i jakiegoś gulaszu i zabrał się do jedzenia, mimo że niezbyt miał na to ochotę.
Uczniowie stopniowo pojawiali się i już po chwili Wielką Salę wypełnił gwar prowadzonych rozmów, odsuwanych krzeseł i brzdęk sztućców.
Obok Harry'ego usiedli jacyś piątoklasiści, których imion nie pamiętał, zaś naprzeciwko niego nikt nie zajął miejsca. Potter miał dzięki temu idealny widok na stół Slytherinu, gdzie już prawie wszystkie krzesła były zajęte.
To należące do Malfoya również.
Chłopak nie jadł, jedynie rozmawiał z Parkinson i Zabinim, co chwilę popijając coś ze swojego pucharu. Gryfon nawet z tej odległości widział permanentny sarkastyczny uśmieszek blondyna.
Nagle Draco odwrócił wzrok od przyjaciół i ich spojrzenia spotkały się.
Uśmiech Ślizgona poszerzył się, a Malfoy dodatkowo okrasił go odrobiną drwiny.
Harry nie wytrzymał presji i nerwowo przełknął ostatni kęs, gwałtownym ruchem odsunął od siebie talerz i szybkim krokiem opuścił pomieszczenie. Nawet nie zastanawiał się, gdzie byli Ron z Hermioną.
Chciał po prostu jak najszybciej zejść Malfoyowi z oczu.
Dlaczego, do cholery, to akurat on musiał tak nieziemsko obciągać?
Nie mogła to być jakakolwiek dziewczyna? Lub przynajmniej nie on?
Potter westchnął. Najwyraźniej pech wciąż kurczowo się go trzymał, zmuszając do podejmowania coraz trudniejszych decyzji.
Gdyby to nie z Malfoyem zaszła ta sytuacja, Harry nawet by się nie wahał i natychmiast przystał na tę propozycję. Nawet z chłopakiem. W końcu to tylko seks, nic więcej. To nie czyniło z niego geja! Chyba...
Potrząsnął głową, nie chcąc się nad tym zastanawiać i narażać się na kolejne rozterki.
Postanowił, iż narazie wróci do wieży.
Do wieczora nie miał zamiaru myśleć o Malfoyu ani o ich układzie. Miał nadzieję, że to rzeczywiście okaże się takie proste.
* * *
Mijały najpierw minuty, potem godziny.
Czas płynął nieubłaganie, a Harry coraz bardziej się denerwował.
Czy podjął dobrą dezycję? A co jeśli Malfoy to zaplanował i teraz razem z innymi Ślizgonami tylko czeka, aż Gryfon do niego przyjdzie, żeby móc rozpowiedzieć całej szkole, że Harry Potter był gotów przystać na taką propozycję i to od Draco Malfoya?
Brunet odetchnął głęboko, starając się uspokoić swój oddech.
Stwierdził, że pójdzie pod peleryną niewidką i jeśli Ślizgoni będą tam na niego czekali, wycofa się niezauważony.
Zerknął na zegar, nerwowo bębniąc palcami w podłokietnik fotela.
Do umówionej godziny zostało tylko piętnaście minut.
Harry uznał, że to już czas iść po pelerynę. Podniósł się i ruszył po schodach do dormitorium.
Gdzieś w głębi miał nadzieję, że Draco wcale nie planuje żadnej Ślizgońskiej sztuczki i to go zaniepokoiło.
Wszedł do sypialni i otworzył swój kufer, wyciągając z niego swoją pelerynę i zignorował spojrzenia współlokatorów, kierując się do wyjścia.
– Wow, stary – usłyszał głos Rona i zatrzymał się. – O tej godzinie przechadzki sobie urządzać? Niedługo cisza nocna.
Potter spojrzał na przyjaciela przez ramię, po czym odwrócił wzrok.
Weasley najwyraźniej wychwycił coś w jego spojrzeniu, bo już po chwili wykrzyknął:
– Wiem! Wiem! – chyba był z siebie bardzo zadowolony. – Harry ma randkę!
Brunet spiął się. Teraz już spojrzenia wszystkich chłopców były skierowane na niego.
Gryfon chciał coś powiedzieć, wyjaśnić, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język. Szczerze mówiąc, może to i lepiej.
Niech sobie myślą, że ma jakąś dziewczynę, wtedy nie będą próbować przeszkadzać mu w opuszczaniu dormitorium o późnej porze.
Brunet uśmiechnął się sztucznie w odpowiedzi, a Weasley zagwizdał.
– No, Harry, kto to jest? – zapytał Seamus. – Z którego domu?
– Nie mogę wam jeszcze powiedzieć. A teraz już muszę lecieć, cześć. – Odparł brunet, szybko opuszczając pokój, zanim przyjaciele zalaliby go falą pytań.
* * *
Pod peleryną niewidką szybko pokonał korytarze.
Dotarł do lochów w niecałe dziesięć minut.
Stanął pod wejściem do pokoju wspólnego, właśnie uświadamiając sobie, że nie zna hasła.
Uderzył dłonią w czoło.
I jak teraz wejdzie do środka?
Westchnął i oparł się plecami o kamienną ścianę. Nie pozostało mu nic innego, niż czekać na jakiegoś Ślizgona, który mógłby o tej godzinie wracać do dormitorium.
Nagle Potter wpadł na trochę niedorzeczny pomysł. Wątpił, aby to zadziałało, ale tak naprawdę nie miał nic do stracenia, więc postanowił chociaż spróbować.
– Otwórz się – syknął w języku węży.
Ku jego zdziwieniu, mur rozsunął się, ukazując wejście do dormitoriów Slytherinu.
Gryfon zachichotał pod nosem i wszedł po kamiennych schodkach, starając się zachowywać jak najciszej.
Przeszedł przez krótki, ciemny korytarz i wślizgnął się do jasnego pomieszczenia.
Był tu tylko raz w życiu, ale nadal pokój wspólny Ślizgonów robił na nim wrażenie. Wielkie kominki, w których buchał ogień.
Skórzane kanapy i fotele oraz rzeźbione hebanowe krzesła stojące przy długim stole. To wszystko naprawdę mogło zaskoczyć.
Harry rozejrzał się uważniej.
W pomieszczeniu siedziało jeszcze wiele osób, ale nie było ani śladu Malfoya.
Serce bruneta zabiło szybciej, kiedy zobaczył wiele drzwi, prowadzących prawdopodobnie do sypialni.
Skąd ma wiedzieć, która z nich należy do Draco?
Jak miał tam trafić, kiedy nawet nigdzie nie widział blondyna?
Już był gotów panikować, gdy nagle zobaczył Zabiniego.
Przecież Blaise był przyjacielem Malfoya!
Może chłopak zaprowadzi go do Draco?
Harry szybko ruszył za ciemnoskórym, który szedł wzdłuż szeregu identycznych drzwi.
Zabini podszedł do tych czwartych od prawej i nacisnął klamkę, nawet nie pukając.
Harry wsunął się za Blaisem, zanim ten zamknął za sobą drzwi, i rozejrzał się po pomieszczeniu.
Panował tu nastrój podobny do tego w pokoju wspólnym.
Jedynym źródłem światła były pochodnie oraz ogień z kominka.
Gryfon zauważył Malfoya, który siedział na jednej z trzech kanap przy niskim stoliku.
Chłopak Do dwóch szklanek nalewał brązowego płynu, prawdopodobnie whiskey.
Blaise opadł na sofę i rozparł się na niej. Najwyraźniej czuł się tu jak u siebie.
Draco tylko zerknął na niego, po czym odstawił karafkę z alkoholem i podniósł się.
– Czekasz na kogoś? – zapytał ciemnoskóry.
– Nie. – Odparł krótko blondyn, spoglądając na zegar wiszący na ścianie.
Blaise uniósł jedną brew, sugestywnie spoglądając z ironicznym uśmiechem na dwie szklanki wypełnione trunkiem.
Draco zignorował jego wzrok i odezwał się:
– Wyjdź stąd, Zabini. – Warknął. – Nie mam dla ciebie czasu.
Brunet zaśmiał się, ale posłusznie wstał z kanapy i ruszył do wyjścia.
Harry szybko przesunął się w bok, schodząc Ślizgonowi z drogi.
– Rozumiem. Masz dziś kolejnego gościa w łóżku – stwierdził Blaise, po czym natychmiast zamknął za sobą drzwi, zanim uderzyła go poduszka rzucona przez Malfoya.
Paradoksalnie, kiedy Zabini wyszedł, Potter poczuł się o wiele mniej pewnie.
Coraz bardziej miał ochotę nie zdejmować peleryny i po prostu wyślizgnąć się stąd, jednak jakieś przeczucie kazało mu zostać.
Draco ze zniecierpliwieniem zerknął na zegarek. To samo zrobił Gryfon.
Za dwie dziewiąta.
Brunet przełknął ślinę. Nie chciał ujawniać swojej obecności przy Ślizgonie, ponieważ wolał, aby ten nie wiedział, że Harry posiada pelerynę niewidkę.
Na szczęście nagle blondyn wyszedł z pomieszczenia, przechodząc przez drzwi na równoległej do wejścia ścianie, prowadzące chyba do łazienki.
Harry szybko ściągnął z siebie materiał i upchnął go do kieszeni.
Oparł się plecami o mur, nie za bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić.
Przez chwilę przyszło mu do głowy, żeby z powrotem zakryć się niewidką, ale to zachowanie godne tchórza, a on nim nie był.
Tak przynajmniej myślał, dopóki nie zobaczył jak drzwi od łazienki otwierają się.
Z pomieszczenia wyszedł Malfoy, ale zauważywszy Gryfona, natychmiast znieruchomiał. Na jego usta wstąpił malfoyowski uśmieszek.
– Potter – Draco wyglądał na o wiele pewniejszego siebie, niż zanim dowiedział się o obecności Harry'ego. – Rozgość się.
Cała odwaga i brawura opuściła bruneta w momencie, gdy zdjął pelerynę. Teraz jej resztki właśnie uciekały mu przez palce.
– Ja... – zająknął się, nagle oblany falą strachu. Po jaką cholerę tu przychodził? Po co mu to było?
Już miał powiedzieć, że jednak zmienił zdanie i wyjść, ale niespodziewanie Ślizgon złagodniał.
Jego uśmiech stracił odrobinę złośliwości i stał się jakby... Przyjacielski?
– Za chwilę wrócę – powiedział, podchodząc do stolika i odkręcając karafkę z whisky. – Ty w tym czasie czuj się jak u siebie, napij się i rób, co chcesz. – Nalawszy alkoholu do obu szklanek, odstawił naczynia i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro