•8• Na złość drugiemu
Odkładanie rzeczy na miejsce zawsze było jego problemem. Gdy pierwszy raz weszłam do jego pokoju nie miałam pewności gdzie jest łóżko z wiekiem mu się to nie zmieniło. Gdy wracam do mieszkania jego kije do golfa stoją tak, że potykam się o nie i upadam.
- Co do cholery? - wchodzi do przed pokoju z telefonem przy uchu. Podnoszę się szybko i rzucam na niego.
- Zawsze! - warczę - Zawsze wszystko zostawiasz tak, że robisz z tego tor przeszkód! Wszędzie zostawiasz swoje brudne skarpety! Wszędzie są twoje koszulki polo! - uderzam go w pierś - Co nawet nie przeprosisz za swój syf?!
- Przestań mnie bić, Nikki - łapie mnie za nadgarstki i zablokowuje dalsze ruchy.
- Powiedz coś! - łapie mnie za tył głowy i opiera o swoją klatkę piersiową, jednak szybko mu się wyrywam - Posprzątaj to! - zamykam się w łazience. To miejsce w, którym nawzajem ukrywamy się przed sobą.
On nie przychodzi, żeby mnie przeprosić, a gdy uspokajam się na tyle, żeby wrócić czuje smród spalonego. Wyjmuje z mikrofali spalone jedzenie i wykrzywia twarz w grymasie.
- Przerasta cię to? - zabieram jabłko z miski.
- Wolałbym zjeść coś ugotowanego, ale nie gotuje - prycham.
- Poddałeś się po dwóch próbach - kiedyś zrobiłabym obiad, dzisiaj nie zamierzam kiwnąć palcem.
- Idę zobaczyć się z kumplami - raz zachowuje się jak stary dziad, a przy innym razie ma 'kumpli'.
Nic nie odpowiadam. On idzie na mnie narzekać i zjeść ciepły, niespalony posiłek, a ja posprzątam resztę jego syfu. Ewentualnie ugotuje ciepły posiłek dla siebie, robiąc mu po prostu na złość. Może on też specjalnie zostawił tam te kije?
Zbieram jego skarpety i przy okazji znajduje też swój stanik. Potem podnoszę jego koszulkę polo i nie wytrzymuje dużej. Siadam za kanapą z nogami podkulonymi pod brodę, zaczynam płakać. Zagniatam w ręce tę głupią koszulkę i przysuwam do nosa wdychając zapach mojego męża.
Głupie kije. On nawet nie lubi golfa!
Głupia dorosłość.
Głupie małżeństwo.
Głupi Luke.
Cholerny mężuś.
Nigdy nie byliśmy idealni. Kłóciliśmy się o różne rzeczy jak każda normalna para. Ale ostatnimi czasy nawet się nie kłóciliśmy. Unikaliśmy siebie, a gdy jednak już na siebie wpadamy jest między nami takie napięcie, że schodzimy sobie po chwili z drogi. Z resztą doskonale to widzicie. Wrzucam koszulkę do miski i zbieram resztę rzeczy. Jego przeważają nad moimi, ale jednak dalej jest tu kilka moich. To pokazuje, że ja też nie jestem bez winy.
Wraca kilka godzin później, kompletnie pijany w niedzielne popołudnie. Tak łatwo zapomnieć dlaczego go kocham. On też o tym zapomina.
- Wróciłem! - krzyczy i opada na kanapę. Zdejmuje buty, a potem skarpety. Nasze spojrzenia się krzyżują - Oh, przepraszam - ustawia je na złość mi równiutko na stoliku do kawy, a potem wkłada do nich skarpety - Zapomniałem jak dbasz o porządek - nie mam siły reagować - Gotowałaś? Ktoś cię odwiedził czy zrobiłaś to dla siebie, nie dla mnie, nie dla nas, dla siebie? - układa się bokiem na kanapie - Wszystko robisz dla siebie! - też czasem mi się tak wydaje. Oboje tak robimy.
- Wytrzeźwiej.
- Mam dosyć tego gówna. Mam dosyć ciebie! - stawiam przed nim tabletki i szklankę wody.
- Ja też mam cię dosyć, mój mężu - jest niedzielne popołudnie. On jest pijany, ja jestem załamana. Kiedy to się stało? Kiedy przestaliśmy być dla siebie dobrzy?
- Mężu - prycha - Żono - kolejne prychnięcie - co to gówno znaczy?
- Jesteś pijany.
- Jestem często pijany, ale ty tego nie zauważasz! - oboje zachowujemy się źle.
- Porozmawiamy rano - ponownie znikam w łazience. Potrzebuje długiej kąpieli. Na początku uznawałam tę wannę za zbędna, ostatnimi czasy często jej używam. Kąpiel z bąbelkami dobrze mi zrobi.
Jesteśmy w tym razem, ale tak naprawdę osobno, żadne z nas nie wie kiedy to się stało i zasnę z nas nie stara się tego naprawić. Po prostu jesteśmy małżeństwem.
Czasem myśle, że jedyne uczucie, które nas łączy to nienawiść. Chociaż może jeszcze pare umów takich jak umowa najmu czy konto bankowe. Gdy wracam on jest jakiś cudem rozebrany i leży w łóżku. Nie chce z nim dzisiaj spać, więc przebieram się i wychodzę do pracy.
- Cześć - o dziwo ktoś jest w biurze. Właściwie to tutaj zawsze ktoś jest. Moja firma liczy dziesięciu pracowników. Większość z nas jest pracoholikami. Co noc pracujemy nas nową kampanią, żeby w dzień pozyskiwać nowe pomysły. Mamy otwarte, kreatywne umysły.
- Dzień dobry, szefowo - Damon jest ode mnie młodszy o dwa lata, ale zdecydowanie jak na dwudziesto sześciu latka jest zdefiniowanym pracoholikiem - Roznosi cię energia, więc musiałaś przyjść aż do biura?
- Zrób mi kawę, Damon - idę do swojego biura. Nienawidzę biura Luka, dlatego u mnie nie ma szklanych szyb, a jest prywatność. Siadam na fotelu, który dostałam od mojego męża.
'Każdy szanujący się dyrektor ma wielki, skórzany fotel'
Nie kłóciłam się z nim o to. To był dopiero początek oddalania się od siebie.
Chwilę później Damon wraca z kawą i siada naprzeciwko mojego biurka.
- Myślałem o tej najnowszej kampanii...
- Co tutaj robisz w niedziele popołudnie? -pytam go w końcu.
- Dziewczyna mnie rzuciła, nagle miałem kulka drastycznych pomysłów na reklamy - wysilam się na uśmiech, a potem upijam łyk kawy.
- Mmm, pyszna - mówię zachwycając się nad smakiem i zapachem - Mój mąż pije mocną, ja raczej wole mleko z kawą - Damon się uśmiecha.
- Wiem, powinniśmy kupić ekspres - zgadzam się z nim.
- Tak, kawy nigdy nie dosyć, chociaż Luke mówi, że gdybym piła jedną mocną, nie musiałabym, co chwile pić kolejnej - dlaczego stale gadam o moim mężu? Z resztą to tylko wspomnienia, już go nie obchodzi jaką kawę pije.
- Pokłóciliście się? - przewracam oczami, tutaj nikt mnie za to nie karci.
- Myślałeś kiedy o małżeństwie, Damon?
- To duża odpowiedzialność. W szczególni gdy pojawiają się dzieci. Zrobisz dla nich wszystko i nie odejdziesz nawet gdy ta była nieszczęśliwa. Zawsze coś stoi ponad tobą w małżeństwie - ma racje - Ale jeśli się wie, że to ta jedyna to warto zaryzykować - uśmiechamy się do siebie.
- Co z tą dziewczyną?
- Na pewno nie była odpowiednią do małżeństwa - śmieje się pod nosem.
- Jesteś typem podrywacza?
- Wyjdź z nami kiedyś do klubu i się przekonaj - moja firma składa się z młodych ludzi. Właściwie to ja jako szefowa jestem najstarsza, więc gdy mój mąż obraca się wśród starych finansistów, ja mam wokół siebie ludzi, którzy co noc śpią z kimś innym.
Nigdy nie próbowałam jedno nocnych przygód. Luke pojawił się za szybko na robienie szalonych rzeczy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro