•51• Temat tabu
Nadszedł ten dzień gdy musiałam zmierzyć się z pracą.
Zrobił to.
On naprawdę rzucił swoją robotę w cholerę.
Miałam nadzieje, że nie zniszczy nas szukanie przez niego pracy albo trudność w znalezieniu jej.
Jest tu ze mną, bo dalej mi nie ufa. Siedzi w moim gabinecie czekając na mnie. Przyszliśmy przed moimi pracownikami, wcale nie po to, żeby kochać się w moim gabinecie. No dobrze, po to też.
Teraz znajduje się w pracowni, gdzie tworzymy i dzielimy się pomysłami.
- Wróciłaś - moje koleżanki z pracy mnie przytulają. Może powinnam stworzyć z nimi inną więź? Łatwiej było by to zrobić.
- I jesteś w ciąży - to mówi już Damon.
- Wróciłam i jestem w ciąży i chce zobaczyć co zrobiliście pod moją nieobecność - buzie się im nie zamykają, ale ja czuje cały czas wzrok Damona na sobie.
- Zostawiłaś męża? - szepcze do mojego ucha - I wpadłaś? Cholera, jak dobrze, że to nie byłem ja - mam ochotę go uderzyć.
- Możemy porozmawiać w twoim biurze? - zgadza się.
- O czym chcesz porozmawiać?
- Damon, nasza współpraca musi się zakończyć.
- Co do cholery? Niby dlaczego? Przecież nic się nie stało! - a wtedy drzwi od jego gabinetu się otwierają - Jeszcze tylko go tu brakowało. Ciesz się koleś, że cię nie pozwałem!
- Damon dostaniesz wynagrodzenie za ten miesiąc i porządną odprawę. Rozmawiałam też z ludźmi z branży...
- To bezpodstawne zwolnienie!
- Nie mogę ci ufać, Damon - czuje się pewniej gdy Luke tu jest.
- Głupia suka z ciebie - widzę jak Luke unosi już rękę.
- Nigdy nie mów tak do mojej żony, ani do innej kobiety. A teraz wynoś się gówniarzu - Luke otwiera mu drzwi, a ja opieram czoło o klatkę piersiową mojego męża - Dziękuje, Nikki.
- Przepraszam - szepcze w jego pierś.
- Mogło być gorzej - ten dzień postanawiam zrobić sobie jeszcze wolnym od pracy, więc wracamy do domu.
Gdy wracamy do mieszkania, Luke siada z laptopem na kolanach, a ja oglądam jakiś głupi program w telewizji.
- Kiedy masz wizytę u lekarza? - mówi tak po prostu.
- Co?
- Chciałbym pójść z tobą - nawet na mnie nie patrzy.
- Luke - siadam ze skrzyżowanymi nogami przodem do niego - Czy ty w ogóle chcesz tego dziecka?
- Kochanie, chce wszystkiego co dotyczy ciebie - obraca komputer w moją stronę - Oglądam właśnie różne pokoje dziecięce, ale chyba chciałbym sam pomalować ściany. Nie wiem, co o tym myślisz? Ale nie mówię tu o kolorze, a o jakiś wzorach, no wiesz - dotykam jego policzka.
- Tak po prostu przeszedłeś nad tym do porządku dziennego?
- Boje się, że skończymy tak jak twój brat i Lisa. Boje się, że będę złym ojcem. Boje się, że dziecko nas zmieni, dlatego staram się o tym nie myśleć, Nikki.
- Co to znaczy?
- Przeraża mnie to, co zrobi z nami dziecko. W szczególności gdy będziemy oboje mieli prace.
Pocieram swój mały brzuszek dłońmi.
- Kocham gdy to robisz, gdy dbasz o tę małą fasolkę w sobie. Potrzebujesz czegoś?
- Ciebie - opieram głowę o jego ramie i zabieram jedną jego dłoń, żeby ułożyć ją na moim brzuchu.
- Będziesz dobrą mamą - zatacza kółka kciukiem na moim brzuchu.
- Nie nienawidzisz mnie?
- Jesteś moją żoną, Nikki.
- Czy chcesz tego dziecka? - pytam ponownie.
- Nikki...
- Prosta odpowiedź, Luke - nasze dłonie się zatrzymują.
- Będę dobrym tatą - obraca moją głowę w swoją stronę - Ale na początek chce być dobrym mężem, dobrze? - on się boi i to nas może zniszczyć - No i muszę znaleźć prace, żeby utrzymać moje dziewczyny - całuje mnie w czubek głowy - Wszystko będzie dobrze, Nikki - obejmuje go w pasie i wierze mu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro