Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

•5• Bo po prostu cię kocham

Kolejny tydzień miał jak kilkanaście poprzednich, mijaliśmy się. Chociaż więcej prawdy mogło być w unikaniu. Wracałam do domu dopiero gdy on wychodził. Wychodziłam gdy on miał wrócić. Czułam się zdradzona. Jakbym była tylko żoną, nikim więcej. Nie byliśmy dłużej przyjaciółmi, byliśmy statusem, zakreślonym kołkiem w ankiecie czy umówię o prace. W jego słowach nie chodziło o seks, on był mną rozczarowany, że nie potrafię z nim tego dzielić. Ja byłam rozczarowana nim i tym jak bardzo poddaje się swojej pracy.

Jednak dzisiaj odwiedziłam go w biurze. Szklane szyby jako ściany to największe przekleństwo do zdradzania. A ja właśnie patrzyłam na mojego męża, gdy nie znana mi dotąd szatynka siedziała z nogą na nogę na jego biurku. Ponownie przyglądałam mu się z zainteresowaniem. Patrzył na nią, ale jej nie widział,  gdy nerwowo potarł swoją szczękę, po prostu weszłam do środka.

- Cześć - jest zaskoczony, ale wyglada na zadowolonego.

- O ty jesteś... - jest młodsza ode mnie, ale ja nie jestem stara, więc nie zamierzam sobie na to pozwolić.

- Wiem kim ty jesteś - uśmiecham się do Luka - Kristina pracujecie z Lukiem w jednym dziale - nie rzucam się na nią, ani nie przywieram na sile do mojego męża, wręcz się do niej uśmiecham - Miło cię w końcu poznać - a także wyciągam do niej rękę.

- Ty musisz być jego żoną - jestem pewna, że wiedziała to wcześniej. Na biurku stoi nasze zdjęcie. Piszczę palcami jego policzek gdy on ociera się ustami o moje, oboje szeroko się uśmiechamy. Jest stare. Może powinnismy je zaktualizować. Gdy dziewczyna podaje mi dłoń, pochylam się do jej ucha - Obejrzeliśmy z Lukiem tego całego Greya, muszę przyznać, że to nic w porównaniu z moim mężem - widzę jak on kręci głową z niedowierzaniem.

- Na ciebie już pora Kristina - ona wychodzi, a ja siadam na przeciwko mojego męża.

-  Cześć - znowu jesteśmy sami w swoim syfie.

- Cześć - odpowiada - Co cię tu sprowadza?

- Na pewno nie cyferki - wysila się na uśmiech.

-Nic między nami nie zaszło - kiwam głową.

- Chciałam zapytać czy zjesz ze mną lunch - wzdycha.

- Nie mogę, Nikki. Za chwile mamy zebranie, to nie jest praca u siebie - jestem rozczarowana.

- Jasne - wstaje i zbieram się do wyjścia.

- Tylko po to tu przyszłaś?

- Nie wiem, co sobie wyobrażałam - Luke wstaje z fotela i podchodzi do mnie.

- Między nami w porządku? - kiwam głową. Jak może być w porządku? Podrywają go dwudziesto cztero letnie laski, które chcą się dobrać do jego nieistniejącej kasy, nie ma czasu na lunch ze mną, nie spędzamy razem w ogóle czasu. Jesteśmy jak współlokatorzy, którzy nie mają nic wspólnego.

- Do zobaczenia - ale nawet nie wiem kiedy.

- Nie wpuszczę jej tu więcej - wzruszam ramionami.

- Ona dalej chce cię przelecieć - a tobie to pochlebia, że nawet jako facet po trzydziestce masz to coś.

- Nikki - kiwam głową.

- Wszystko wiem. Rób co musisz, żeby zdobyć awans - albo rzuć tę prace w cholerę i rób to co zawsze chciałeś.

- Nie chce, żebyś myślała, że jej chce - jej może nie.

- Powiedz jej coś, bo gdy tylko wyjdę ona wróci, wiesz to - cmokam go w policzek - Jesteś moim mężem - to wszystko, co mówię za nim wychodzę.

Chciał mieć z kim porozmawiać ona mu to daje.
Chciał mieć z kim pieprzyć się w łazience, ona też może mu to dać.
Chciał, żeby ktoś go wspierał ona na pewno to zrobi.

Zawracam.

Wchodzę z powrotem do jego gabinetu i biorę jego twarz w dłonie.

- Jesteś mój - szepcze, a potem rzucam się na jego usta. On reaguje od razu. Łapie mnie mocno za biodra i przyciąga bliżej do siebie. Jego ręce trzymają mnie w bolesnym uścisku, gdy mój język wkrada się do jego ust i zaczyna go pieścić. Luke długo nie pozwala mi utrzymać kontroli i już po chwili mocniej napiera na moje usta, w idealnie gorączkowym rytmie. Nasze języki szaleją ze sobą, a ja nie jestem w stanie powiedzieć kiedy to miało miejsce po raz ostatni.

- Kocham cię - gdy jesteś małżeństwem te słowa przestają mieć tak wielkie znaczenie. Teraz nagle chodzi o coś innego.

- Ja ciebie też - muska moje usta jeszcze raz swoimi, a potem drzwi od jego gabinetu się otwierają.

- Wyjść! - krzyczy, a potem jeszcze raz dopada moje usta. Ten pocałunek jest delikatniejszy, precyzyjniejszy. Ogień gdzieś zniknął została czysta miłość, zapewnienie.

W końcu wychodzę z jego gabinetu, ale wtedy dopada mnie Kristina.

- Widziałaś tutaj chociażby jednego faceta po czterdziestce ze starą żona? Twój czas ucieka - a potem odchodzi, nie dając powiedzieć mi słowa.

Co jeśli to jakiś warunek tej firmy?
Jeśli normalni mężczyźni to nie to czego tu poszukują?
Rozglądam się dookoła.
Paru facetów w Luka wieku, pare starszych i cala masa młodych kobiet.

Czy to bank czy to burdel?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro