Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

•30• Mój malarz

Pojechaliśmy do sklepu meblowego od razu po pracy. Właściwie to spotkaliśmy się na miejscu, bo każdy z nas ma swój samochód.

- Hej - czasem nie wiem jak powinnam witać się z moim mężem. Czy skoro jesteśmy tak długo razem to wystarczy 'hej' czy może tęskny pocałunek? Czy zależy od sytuacji? W filmach wszystko jest proste.

- Dzień dobry, pani - Luke rozwiewa moje wątpliwości. Dotyka czule mojego policzka, a potem całuje mnie z doskonałym wyczuciem. Tak było kiedy zawsze. Pierwsze dwa lata po ślubie były jak bajka.

- Jaka kanapa będzie pasować? - pewnie wybierzemy coś szarego.

- Może ma być po prostu wygodne? - patrzę na mojego męża, który rozgląda się po sklepie. Jest znaczenie wyższy od każdego kogo znam. Jego szerokie barki wyróżniają się na tle innych, a idealnie ułożone włosy podkreślają jego rysy twarzy.

- Co myślisz o tej? - Luke siada na szarej kanapie - Chodź tu i sprawdź - siadam obok niego i zaczynam podskakiwać.

- Nie jest źle - nasze spojrzenia się krzyżują - Ale czy nie potrzebujemy czegoś większego?

- Wiesz, że nie zamierzam na niej spać, Nikki? - kiwam głową - Możemy zasnąć robiąc coś razem, ale nie...

- Dobra, dobra - nie wiem dlaczego ale do moich myśli wkrada się nagle Kate.

- Chcesz usłyszeć tajemnice? - Luke z zainteresowaniem patrzy na mnie - Ale musisz przysięgać, że nikomu nie powiesz - marszczy czoło, a potem nerwowo pociera brodę - Muszę o tym komuś powiedzieć - kiwa głową.

- Obiecuje.

- Nie powiesz Mikowi - Luke się trochę krzywi.

- Mam też innych przyjaciół, Nikki - chwile zajmuje mu zrozumienie tego - O nie.

- Kate jest w ciąży - Luke wstaje z kanapy.

- Czy mówisz mi o tym, bo to nie dziecko Mika?

- Czyś ty oszalał? - i nagle się uśmiecha.

- Więc w czym problem? - tak właśnie zawsze myśli on.

- Nie mają zbyt dużego stażu.

- Kochanie, Mike będzie prze szczęśliwy mając dziecko z Kate. On planuje się jej oświadczyć - teraz on wydał tajemnice - Nie mów Kate - kiwam głową - Przysięgnij.
 
- Przysięgam.

- Czy my mówimy sobie wszystko? - pyta nagle.

- Chyba na nowo zaczynamy - cmokam go w policzek i idę do kolejnej kanapy.

W końcu wybieramy granatową kanapę i wracamy do domu.

- Chodź - Luke ciągnie mnie za rękę - Miałem dłużą przerwę na lunch - wszystko już jest przygotowane. Jego sztalugi, farby...

Luke zaczyna zdejmować z siebie garnitur.

- Leć się przebrać, jesteś dzisiaj moją modelką - wspominał o niespodziankach?

- Co? Nie!

- Tak, Nikki. Dzisiaj namaluje ciebie - zostaje w samych spodniach od garnituru, ale je też szybko ściąga i zamienia na dresy.

- A koszula?

- Wiesz, że nie lubię w nich malować - mój artysta.

Więc biegnę się przebrać po to, żeby szybko wrócić do faceta w którym byłam zakochana. Ubieram na siebie tylko jego koszulkę. Znowu mogę poczuć się zakochana. To głupie, że to uczucie nie jest wieczne.

- Jestem - obejmuje go od tylu w pasie.

- Tak myślałem - chichocze w jego plecy, a potem staje przodem do niego.

- Może być? - Luke niewinne ściska mój pośladek.

- Wiedziałem, że wybierzesz tę koszulkę - całuje mnie w czoło.

- Gdzie mam pozować? - to nie tak, że jestem modelką, ale w sumie to wiecie. Po prostu chce z nim spędzić jak najwięcej czasu gdy jest w takim humorze.

- Usiądź na parapecie - więc tak robię - noga na nogę, Nikki.

- Wiesz, że zawsze kręciła mnie ta twoja władcza strona? - uśmiecham się do niego głupio, a on to odwzajemnia.

- Tak? Lubisz gdy mówię ci co masz robisz?

- Nie zawsze. Tylko wtedy kiedy wiem, że to jest dla nas, że to jesteśmy my. Nienawidzę gdy karcisz mnie za przewracanie oczami - właśnie to teraz robię - Nie jesteś moim ojcem czy nauczycielem.

- Wiem kim jestem dla ciebie, Nikki - widzicie?

- To dobrze, maluj mój artysto - jednak on podchodzi do mnie i łapie moją brodę między palce.

- Powiedz kim dla ciebie jestem - czy to głupie, że się uśmiecham?

- Kolesiem, który uratował mnie przed ulewą - pochyla się do moich ust - Jesteś mój - nie czekam aż on mnie pocałuje sama to robię - I kocham to co teraz robisz - całuje mnie po raz ostatni, a potem staje za sztalugą.

Właśnie tę stronę kocham tak cholernie mocno. Rzadko mogłam podziwiać go w pracy, ale gdy już to robiłam to były najlepsze dni. Teraz ma własną pracownie w domu. Może to nas uratuje. Może to kim byliśmy uratuje to kim jesteśmy. Taką mam nadzieje.

Po godzinie siedzenia w ciszy i wpatrywania się w mojego faceta zaczynam się nudzić, więc zaczynam mówić wszystko o o czym marże.

- Chciałam się z tobą kochać u mnie w pracy - zaskakuje go tak jak i siebie - Wiesz jak w tych głupich romansach. Wiem, że ostatnio nie byłam zbyt chętna na cokolwiek i nawet się o to kłóciliśmy, ale chciałabym...

- Dobrze, więc że masz własną firmę - mówi przez śmiech - Czego jeszcze pragniesz?

- Żebym zawsze była ponad twoją prace, żebym zawsze była twoim marzeniem nigdy odpowiedzialnością, żebyś mówił dumnie 'to jest Nikki moja zona' i żebyś nigdy się mnie nie wstydził.

- Wow, to naprawdę skryte myśli.

- Chciałabym, żebyś trzymał mnie całe noce i często całował - Luke przysuwa się do mnie.

- Kochanie, nie da się tak spać całą noc.

- Chce czuć twoje ciepło wokół mnie.

- Myślałaś, żeby pisać romanse? - uderzam go w pierś - Chciałbym, żebyś była dumna z mojej pracy i chodziła ze mną na te spotkania i szczerze się uśmiechała.

- Zawsze interesowny, panie Hemmings - Luke wraca do obrazu i robi te swoje miny pełne skupienia gdy maluje.

- Brakowało mi malowania - wiem o tym dłużej od niego - Wszyscy powtarzają, że dorosłość to sama odpowiedzialność, ale tylko raz mogę przeżyć moje życie. Mogę połączyć odpowiedzialność z tym - w końcu to zrozumiał!

- Co w pracy to w pracy?

- Zarabiam tyle, że nie muszę walczyć już w tym wyścigu szczurów.

- Ludzie w firmie dzisiaj plotkowali o zmianach szefa mojego działu i pierwsza myślą było, jeśli więcej przysłużę się firmie może to będę ja. A potem zobaczyłem spojrzenia moich kolegów i wiedziałem, że miałem szanse. Tylko, że to nie było moje marzenie, wiesz? Zarabiam porządne pieniądze. Moja praca trwa od ósmej do szesnastej, a potem po prostu z niej wychodzę i zapominam i wydaje pieniądze zarobione na coś innego. Mogę tak żyć, prawda?

- Co to właściwie znaczy?

- Mogę być odpowiedzialny i wykorzystywać odpowiedzialne pieniądze na marzenia? - nie usiedzę dłużej na miejscu. Dlatego podchodzę do niego i mocno go przytulam.

- To idealne rozwiązanie, kochanie. Jeśli wtedy będziesz czuł się lepiej, jeśli dzięki temu...

- Tak, Nikki, dzięki temu będę lepiej widział nas - kiwam głową - A co z tobą?

- Kocham moją prace, ale nie mam problemu z pracowaniem w takich godzinach jak ty. Tylko, że czasem będę musiała coś zrobić w domu, wiesz mi wpadnie pomysł co do reklamy, tobie co do obrazu - wtedy sobie coś przypominam - Koniec z golfem? - i moja bańka prysła.

- Nie muszę awansować, ale nie mogę stracić pracy, wiesz jak ważne...

- Czyli żyjesz marzeniami - ściska moją talie.

- Raz w tygodniu, pare godzin, to nic takiego - przeboleję to.

- Chce to zobaczyć w praktyce - kiwa głową, a potem klepie mnie po tyłku.

- Wracaj na miejsce, modelko - trzydziestu dwu letni malarz, bankowiec i mój facet. To wszystko jest w nim, a ja muszę zacząć go doceniać.

- Wiesz - nie słucham go, nie muszę o to w tym chodzi - Wystarczy tego malowania - zabieram mu pędzel z ręki - Czas, żebyś zajął się swoją dziewczyną - nie trzeba mu dwa razy powtarzać nie teraz.

Żyje w bańce, która może pęknąć każdego dnia, w każdej minucie. Zamierzam cieszyć się każda możliwie ostatnią chwilą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro