•30• Mój malarz
Pojechaliśmy do sklepu meblowego od razu po pracy. Właściwie to spotkaliśmy się na miejscu, bo każdy z nas ma swój samochód.
- Hej - czasem nie wiem jak powinnam witać się z moim mężem. Czy skoro jesteśmy tak długo razem to wystarczy 'hej' czy może tęskny pocałunek? Czy zależy od sytuacji? W filmach wszystko jest proste.
- Dzień dobry, pani - Luke rozwiewa moje wątpliwości. Dotyka czule mojego policzka, a potem całuje mnie z doskonałym wyczuciem. Tak było kiedy zawsze. Pierwsze dwa lata po ślubie były jak bajka.
- Jaka kanapa będzie pasować? - pewnie wybierzemy coś szarego.
- Może ma być po prostu wygodne? - patrzę na mojego męża, który rozgląda się po sklepie. Jest znaczenie wyższy od każdego kogo znam. Jego szerokie barki wyróżniają się na tle innych, a idealnie ułożone włosy podkreślają jego rysy twarzy.
- Co myślisz o tej? - Luke siada na szarej kanapie - Chodź tu i sprawdź - siadam obok niego i zaczynam podskakiwać.
- Nie jest źle - nasze spojrzenia się krzyżują - Ale czy nie potrzebujemy czegoś większego?
- Wiesz, że nie zamierzam na niej spać, Nikki? - kiwam głową - Możemy zasnąć robiąc coś razem, ale nie...
- Dobra, dobra - nie wiem dlaczego ale do moich myśli wkrada się nagle Kate.
- Chcesz usłyszeć tajemnice? - Luke z zainteresowaniem patrzy na mnie - Ale musisz przysięgać, że nikomu nie powiesz - marszczy czoło, a potem nerwowo pociera brodę - Muszę o tym komuś powiedzieć - kiwa głową.
- Obiecuje.
- Nie powiesz Mikowi - Luke się trochę krzywi.
- Mam też innych przyjaciół, Nikki - chwile zajmuje mu zrozumienie tego - O nie.
- Kate jest w ciąży - Luke wstaje z kanapy.
- Czy mówisz mi o tym, bo to nie dziecko Mika?
- Czyś ty oszalał? - i nagle się uśmiecha.
- Więc w czym problem? - tak właśnie zawsze myśli on.
- Nie mają zbyt dużego stażu.
- Kochanie, Mike będzie prze szczęśliwy mając dziecko z Kate. On planuje się jej oświadczyć - teraz on wydał tajemnice - Nie mów Kate - kiwam głową - Przysięgnij.
- Przysięgam.
- Czy my mówimy sobie wszystko? - pyta nagle.
- Chyba na nowo zaczynamy - cmokam go w policzek i idę do kolejnej kanapy.
W końcu wybieramy granatową kanapę i wracamy do domu.
- Chodź - Luke ciągnie mnie za rękę - Miałem dłużą przerwę na lunch - wszystko już jest przygotowane. Jego sztalugi, farby...
Luke zaczyna zdejmować z siebie garnitur.
- Leć się przebrać, jesteś dzisiaj moją modelką - wspominał o niespodziankach?
- Co? Nie!
- Tak, Nikki. Dzisiaj namaluje ciebie - zostaje w samych spodniach od garnituru, ale je też szybko ściąga i zamienia na dresy.
- A koszula?
- Wiesz, że nie lubię w nich malować - mój artysta.
Więc biegnę się przebrać po to, żeby szybko wrócić do faceta w którym byłam zakochana. Ubieram na siebie tylko jego koszulkę. Znowu mogę poczuć się zakochana. To głupie, że to uczucie nie jest wieczne.
- Jestem - obejmuje go od tylu w pasie.
- Tak myślałem - chichocze w jego plecy, a potem staje przodem do niego.
- Może być? - Luke niewinne ściska mój pośladek.
- Wiedziałem, że wybierzesz tę koszulkę - całuje mnie w czoło.
- Gdzie mam pozować? - to nie tak, że jestem modelką, ale w sumie to wiecie. Po prostu chce z nim spędzić jak najwięcej czasu gdy jest w takim humorze.
- Usiądź na parapecie - więc tak robię - noga na nogę, Nikki.
- Wiesz, że zawsze kręciła mnie ta twoja władcza strona? - uśmiecham się do niego głupio, a on to odwzajemnia.
- Tak? Lubisz gdy mówię ci co masz robisz?
- Nie zawsze. Tylko wtedy kiedy wiem, że to jest dla nas, że to jesteśmy my. Nienawidzę gdy karcisz mnie za przewracanie oczami - właśnie to teraz robię - Nie jesteś moim ojcem czy nauczycielem.
- Wiem kim jestem dla ciebie, Nikki - widzicie?
- To dobrze, maluj mój artysto - jednak on podchodzi do mnie i łapie moją brodę między palce.
- Powiedz kim dla ciebie jestem - czy to głupie, że się uśmiecham?
- Kolesiem, który uratował mnie przed ulewą - pochyla się do moich ust - Jesteś mój - nie czekam aż on mnie pocałuje sama to robię - I kocham to co teraz robisz - całuje mnie po raz ostatni, a potem staje za sztalugą.
Właśnie tę stronę kocham tak cholernie mocno. Rzadko mogłam podziwiać go w pracy, ale gdy już to robiłam to były najlepsze dni. Teraz ma własną pracownie w domu. Może to nas uratuje. Może to kim byliśmy uratuje to kim jesteśmy. Taką mam nadzieje.
Po godzinie siedzenia w ciszy i wpatrywania się w mojego faceta zaczynam się nudzić, więc zaczynam mówić wszystko o o czym marże.
- Chciałam się z tobą kochać u mnie w pracy - zaskakuje go tak jak i siebie - Wiesz jak w tych głupich romansach. Wiem, że ostatnio nie byłam zbyt chętna na cokolwiek i nawet się o to kłóciliśmy, ale chciałabym...
- Dobrze, więc że masz własną firmę - mówi przez śmiech - Czego jeszcze pragniesz?
- Żebym zawsze była ponad twoją prace, żebym zawsze była twoim marzeniem nigdy odpowiedzialnością, żebyś mówił dumnie 'to jest Nikki moja zona' i żebyś nigdy się mnie nie wstydził.
- Wow, to naprawdę skryte myśli.
- Chciałabym, żebyś trzymał mnie całe noce i często całował - Luke przysuwa się do mnie.
- Kochanie, nie da się tak spać całą noc.
- Chce czuć twoje ciepło wokół mnie.
- Myślałaś, żeby pisać romanse? - uderzam go w pierś - Chciałbym, żebyś była dumna z mojej pracy i chodziła ze mną na te spotkania i szczerze się uśmiechała.
- Zawsze interesowny, panie Hemmings - Luke wraca do obrazu i robi te swoje miny pełne skupienia gdy maluje.
- Brakowało mi malowania - wiem o tym dłużej od niego - Wszyscy powtarzają, że dorosłość to sama odpowiedzialność, ale tylko raz mogę przeżyć moje życie. Mogę połączyć odpowiedzialność z tym - w końcu to zrozumiał!
- Co w pracy to w pracy?
- Zarabiam tyle, że nie muszę walczyć już w tym wyścigu szczurów.
- Ludzie w firmie dzisiaj plotkowali o zmianach szefa mojego działu i pierwsza myślą było, jeśli więcej przysłużę się firmie może to będę ja. A potem zobaczyłem spojrzenia moich kolegów i wiedziałem, że miałem szanse. Tylko, że to nie było moje marzenie, wiesz? Zarabiam porządne pieniądze. Moja praca trwa od ósmej do szesnastej, a potem po prostu z niej wychodzę i zapominam i wydaje pieniądze zarobione na coś innego. Mogę tak żyć, prawda?
- Co to właściwie znaczy?
- Mogę być odpowiedzialny i wykorzystywać odpowiedzialne pieniądze na marzenia? - nie usiedzę dłużej na miejscu. Dlatego podchodzę do niego i mocno go przytulam.
- To idealne rozwiązanie, kochanie. Jeśli wtedy będziesz czuł się lepiej, jeśli dzięki temu...
- Tak, Nikki, dzięki temu będę lepiej widział nas - kiwam głową - A co z tobą?
- Kocham moją prace, ale nie mam problemu z pracowaniem w takich godzinach jak ty. Tylko, że czasem będę musiała coś zrobić w domu, wiesz mi wpadnie pomysł co do reklamy, tobie co do obrazu - wtedy sobie coś przypominam - Koniec z golfem? - i moja bańka prysła.
- Nie muszę awansować, ale nie mogę stracić pracy, wiesz jak ważne...
- Czyli żyjesz marzeniami - ściska moją talie.
- Raz w tygodniu, pare godzin, to nic takiego - przeboleję to.
- Chce to zobaczyć w praktyce - kiwa głową, a potem klepie mnie po tyłku.
- Wracaj na miejsce, modelko - trzydziestu dwu letni malarz, bankowiec i mój facet. To wszystko jest w nim, a ja muszę zacząć go doceniać.
- Wiesz - nie słucham go, nie muszę o to w tym chodzi - Wystarczy tego malowania - zabieram mu pędzel z ręki - Czas, żebyś zajął się swoją dziewczyną - nie trzeba mu dwa razy powtarzać nie teraz.
Żyje w bańce, która może pęknąć każdego dnia, w każdej minucie. Zamierzam cieszyć się każda możliwie ostatnią chwilą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro