•22• To mi się podoba
- Tak mamo, wszystko u nas w porządku - rozmawiamy często. Tęsknie za nimi, ale to też sprawia, że nie musza się o mnie martwić. No i na dodatek mój brat nie chce zabić Luka. Faceci są w tym samym wieku. Mój brat w wieku trzydziestu dwóch lat ma dwójkę dzieci i żonę.
- Kiedy nas odwiedzicie? - wzdycham.
- Na twoje urodziny będzie w porządku? - wycieram blat w kuchni w pracy.
- To za trzy miesiące! - trzy miesiące. Tyle nam daje.
- Mamy dużo pracy. Mam dużo zleceń, Luke właśnie dostał awans - dlaczego się nie uśmiecham?
- No dobrze, pozdrów swojego męża i zadzwoń do brata.
- Dobrze, mamo. Kocham cię, pa - odpowiada tym samym.
Do kuchni wchodzi Damon.
- Czyli nie jestem jedyny, który rozmawia tak z mamą - patrzę na niego pytająco.
- Kochasz ją, więc mówisz to co chce usłyszeć - nie odpowiadam - Podsłuchiwałem.
- Zdajesz sobie sprawę, że jesteś moim pracownikiem i mogę cię za to zwolnić? - mówię już z uśmiechem.
- Nawiązuje tylko więź z szefową - kręcę głową z niedowierzaniem.
- Kampania przygotowana?
- Tak wszystko gotowe, Nikki - zabieram swoją kawę i jestem gotowa do wyjścia z kuchni - Idziesz z nami świętować do klubu?
- Nie tym razem. Czuje się przy was stara - Damon wybucha śmiechem.
- Zdecydowanie ci daleko do bycia starą jak i nudną - jako szefowa ignoruje go i idę do swojego gabinetu.
Wyciągam telefon i sprawdzam czy może moja mama nie dała znać mojemu bratu, że dzwoniłam. Zazwyczaj wtedy on dzwoni do mnie, ale na ekranu znajduje tylko wiadomość.
Luke: Spacer po parku?
Ja: Zależy w co jesteś ubrany
Luke: To jakaś gra, tak? Chcesz wyobrazić sobie, że po stroju masz rozpoznać swojego tajemniczego mężczyznę?
Ja: Idealnego mężczyznę
Luke: Nie mam dzisiaj krawatu
Ja: Kiedy i gdzie?
Luke: Czekam na dole :)
Więc zabieram telefon i schodzę na dół.
- Hej - chowa telefon do kieszeni i obraca głowę w moją stronę - Znudziła ci się praca przy cyferkach?
- Mam przerwę na lunch - nie wiem kiedy ostatni raz spędził ją ze mną. Mógł minąć rok albo i więcej.
Idziemy obok siebie przez chwile w ciszy, ale dzisiaj coś nas do siebie przyciąga i dzisiaj zmniejsza się odległość między nami. Jego palce muskają moje, a my przez chwile udajemy, że to się nie dzieje. Jednak gdy nasze ramiona się stykają, krzyżują się i nasze spojrzenia. Nasze palce ocierają się przez chwile o siebie, a potem czuje jak jego wielka dłoń wślizguje się w moją małą. Nasze palce w końcu są splątane. Przebiega mnie dreszcz podniecenia. Przysuwam się jeszcze bliżej. Czuje zapach wody kolońskiej, którą wybrałam dla niego na ostatnie urodziny. On o moich nie pamiętał. Luke całuje mnie w skroń. To tak jakby to był pierwszy raz. Muszę na nowo uczyć czucia jego dłoni w swojej. Jego zapachu przy moim ciele..
- Czy ty mnie powąchałaś? - tak myśle, że nieświadomie to zrobiłam.
- Ładnie pachniesz - czuje się jak głupia zakochana nastolatka. To uczucie jest dobre, ale nie wieczne. Czuje jak bardzo ulotne to jest w tej chwili.
- Pusto jest bez ciebie w mieszkaniu.
- Zauważyłeś w ogóle, że mnie nie ma? - to sukces.
- Tak, Nikki, wyobraź sobie, że zauważyłem - mówi trochę oschło.
- Chce, żebyś za mną zatęsknił, żebyś zrozumiał, że nie możesz be ze mnie żyć - Luke wybucha radosnym śmiechem.
- Nie uważasz, że nie powinnaś mi zdradzać swojego planu?
- Ups? - znajdujemy wolną kawkę i siadamy na niej.
Siadam na ławce okrakiem, a Luke robi to samo. Nasze twarze są blisko, ale nie za blisko.
- Powinieneś siedzieć z nogą na nogę, a nie okrakiem na ławce w tym szalenie drogim garniturze - przewraca oczami, a ja robię to samo - Nie rób tak, Luke - wyciąga dłoń i zakłada mi kosmyk włosów za ucho.
- Wróć do brązu, Nikki - chce wrócić do brązu - Lubię twój naturalny kolor z refleksami.
- Wiesz co to refleksy? - Luke nie zabiera dłoni, a ja nie odchylam głowę, żeby wtulić się w jego policzek. Po prostu pozwalam sobie czuć uczucie jego rąk na swojej skórze - Jestem zaskoczona - jego kciuk pieści moją kość policzkową, a potem przejeżdża po moich brwiach.
- Wróć do brązu - kiwam głową.
- I tak chciałam to zrobić, gdzie masz krawat?
- Potrzebuje trochę buntowniczego nastroju, wiesz? - w sobotę wysłał mi zdjęcie w jednej ze starych koszulek. Poszedł w niej na golfa. Na zdjęciu wyglądał na szczerze zadowolonego.
Dotykam jego kołnierzyka.
- Ta śnieżnobiała koszula jest mało buntownicza - jego kciuk przesuwa się na moje usta. Jakby badał moja twarz od nowa. Nasze spojrzenia krzyżują się. Moja dłoń jest na jego szyi i delikatnie pieści ją opuszkami palców. Wolna dłoń mojego męża przenosi się na moje kolano i ściska. Odruchowo przysuwam się do niego i zahaczam swoimi stopami o jego.
- Myślałem o tobie - to głupie jak takie proste słowa mogą działać - pierwszy raz od dawna tęskniłem za moją upierdliwą żoną - wszystko co mówi powoduje łzy, ale przy tym też się uśmiecham - Ale wiesz za czym tęskniłem bardziej? - kręcę głową - Za Nikki, za tą dziewczyną, która siedzi przede mną i widzi mnie - nie chce oderwać od niego wzroku - Ja też cię widzę - i gdy myśle, że on mnie pocałuje, on całuje mnie, ale w czoło.
Potrzebuje czegoś innego. Moja dłoń przenosi się z jego szyjna jego koszulkę i ściskam ją mocno w pięści przyciągając do siebie.
- Pocałuj mnie - szepcze - Pocałuj mnie, Luke - on kręci głową, co cholernie mnie wkurza.
- Gdy ponownie cię pocałuje będziemy oboje umierać z pragnienia - nie jest mi do śmiechu.
- Ja już to robię - Luke ściera mi łzę.
- Czekanie jest dobre - czasem możesz się nie doczekać - Zaufaj mi - i o to prawdziwy powód braku pocałunku.
- Prawie oszalałam gdy dziewięć lat temu tak długo się powstrzymywałeś.
- A pamiętasz jak dobrze było? - kiwam głową - Powiedz to - uśmiecham się.
- Czekam za hollywoodzkim pocałunkiem, Luke - ściska moje kolano.
- Wrócisz do domu? - pyta znowu.
- Jeszcze nie.
Rozmawiamy jeszcze trochę, a potem odprowadza mnie do firmy i wraca do siebie do pracy.
Po woli zdaje sobie sprawę, że to co robimy nie będzie codziennością. To jest jak zabawa, a my jesteśmy małżeństwem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro