•21• Bez cofnięcia czasu
- Gdzie masz tampony, Kate? - krzyczę do niej przez zamknięte drzwi.
- Szafka pod zlewem! - słyszę chichoty i dopiero teraz zdaje sobie sprawę, że nie jest sama.
- Kate - milkną - Mike - mówię krótko.
- Co - słyszę jak Kate go karci.
- Cześć! Wyjdźcie na śniadanie! - znikam w łazience, a po piętnastu minutach dołączam do nich w kuchni. Nie mogą oderwać od się od rąk. Cieszę się szczęściem mojej przyjaciółki to pierwszy jej poważny chłopak.
- Jajecznica to według ciebie śniadanie, Nikki? - sięgam do ekspresu i włączam go.
- Zjesz wszystko, Mike - klepie go po ramieniu, a potem czekam aż moja kawa. Razie gotowa. Muszę w końcu zainwestować w taki do firmy i mam nadzieje, że w przyszłości do domu.
- Byłem wczoraj z twoim mężem po farby i inne gówna do malowania - nie wiedziałam tego - Żałuj, że nie widziałaś jaki był podekscytowany - domyślam się - Maluje znowu?
- Chce spróbować - zabieram moją kawę i odruchowo chce sprzątnąć rozsypaną kawę, ale jej nie ma.
- Namów go, żeby namalował coś więcej. Mam taką koleżankę w galerii...
- Koleżankę? - Kate jest urocza kiedy jest zazdrosna. Mike obejmuje ją w tali.
- Tak kochanie koleżankę. Ona może pomoc Lukowi. Może nie będzie wielkim artystą, ale od czasu do czasu mogłoby się udać coś sprzedać.
- Artyści lubią mieć wiele kochanek - zaciskam dłonie mocno na kubku - Przepraszam, Nikki, ja..
- Cokolwiek nie robisz czekają na ciebie pokusy.
Słyszę mój telefon, więc od razu wyjmuje go z tylnej kieszeni. Na ekranie pojawia się jego zdjęcie gdzie jeszcze ma na twarzy zarost
- Hej, właśnie o tobie rozmawialiśmy.
- Cześć, powiedz Mikowi, że ma przed tobą nie latać samych gaciach - Mike go słyszy i pokazuje środkowy palec.
- Wiesz, że on tego nie widzi? - nie odpowiada mi, bo zajmuje się całowaniem Kate.
- Kto, czego?
- Niczego, o co chodzi?
- Co do dzisiejszego spotkania... - zaraz je odwoła i powie, że musi iść na golfa. Czułam to.
- Co?
- Nie wiem co mam kupić. Lodówka jest pełna wódki i mrożonek - przechodzi przeze mnie fala ulgi.
- Zrobię zakupy.
- Widzimy się o siódmej? - słyszę alarm od samochodu.
- Tak - uśmiecham się jak głupia nastolatka.
- Nikki - milczy chwile - nie mogę się doczekać tych frytek - w takich chwilach łatwo jest go kochać.
- Do zobaczenia - małe kroczki, bez nadmiernego podekscytowania, bo to grozi rozczarowaniem.
Wchodzę do swojego mieszkania jak do siebie. Gdy tylko zamyka drzwi dostrzegam na nich koszulkę polo. Napis na niej głosi: 'idź według wskazówek' strzałka wskazuje w prawo. Na wieszaku wisi kolejna koszulka. W między czasie pozbywam się płaszcza i butów i zrywam kolejną karteczkę 'wyglądam w nich aż tak, źle?' Na kartce jest jego karykatura ubrana właśnie w tę koszulkę. Ostatecznie ścieżka koszulek polo doprowadza mnie do łazienki z która nie mam za mich wspomnień od kilku miesięcy.
- Pomyślałem, że zamiast je palić przerobimy je. Lubiłaś to ze mną robić - stos koszulek polo leży prosto przede mną, a ja zamiast się śmiać mam ochotę płakać - Zostawiłem trzy jeśli wiesz to jakiś wymóg klubu do, którego chodzę, ale z resztą możemy zrobić cokolwiek.
- Błagam pozbądźmy się tych kołnierzyków i guziczków. Nienawidzę gdy nosisz go jeszcze podniesionego.
- Wiedziałem o tym, więc cię prowokowałem.
- Co się zmieniło?
- Byłem trochę żałosny. Za nim przeczytałem twój notes, płakałem chłopakom do butelki - aż przez chwile się śmieje.
Przez następne trzy godziny przerabiamy znienawidzone przez niego koszulki.
- Może otworzymy sklep - mówi gdy po prostu ściąga z siebie koszule. Nie wiem kiedy ostatni raz widziałam go bez koszuli. Ten jeden raz w Napa się nie liczy, nawet mu się nie przyjrzałem. Nawet do łóżka chodzimy w pełni ubrani. Przyglądam się mężczyźnie z którym kiedyś spędzałam weekendy nago w łóżku i czuje się jakbym patrzyła na kogoś obcego. Luke nie zauważa mojego spojrzenia gdy wciąga na siebie jedną z koszulek z wyciętymi bokami i dużym dekoltem - Jak wyglądam?
- Jak prosto z wybiegu - posyła mi mały uśmiech.
- Teraz ty - kiwam głową i zsuwam z siebie koszulkę. Teraz jest jego chwila. Wodzi po mnie wzrokiem, a ja zdaje sobie sprawę, że mam na sobie brzydki, stary stanik. Nie planowałam się przed nim rozbierać. Ale nie ubrałam się też ładnie dla siebie. To jest kolejny problem małżeństwa stawiasz na wygodę. Zarzucam na siebie koszulkę z wyciętymi plecami.
- Cóż chyba nie pójdziemy tak na miasto - jak zawsze Luke nie jest fanem sprzątania, więc zostawiamy nasz syf w łazience i idziemy do kuchni. Luke idzie po siatki, które zostawiłam w salonie.
- Kupiłam na wszelki wypadek gotowe, ale w tym nie ma zabawy - opiera się tyłkiem o blat.
- Pójdź ze mną jutro na golfa - opieram się tyłkiem o blat naprzeciw jego.
- Nie - mówię krótko.
- To moje życie - znowu zaczynamy?
- Za jakiś czas jestem w stanie to zrobić, ale teraz wrócimy do punktu wyjścia - nasze stopy ocierają się o siebie. On ma na sobie skarpety, których Calum kupił mu cały karton na dwudzieste szóste urodziny, a ja krótkie stópki. Ociera swoją stopę o moją.
- Gotujmy.
- Co mam zrobić, szefowo? - wyciągam telefon z kieszeni i pokazuje mu nieziemsko trudny przepis.
- Głęboki olej? Fuj - rzucam w niego ziemniakiem.
- Dzisiaj nie chodzi o smak, ty kretynie - kiwa głową.
- Lubię smacznie zjeść, Nikki - pojawia się obok mnie i wyjmuje dwie deski i podaje mi jedną - Kroimy to w paski? Bo wiesz w sunie możemy to pokroić w jakieś dziwne wzory. Najpierw plastry, a potem...
- Kochanie, jesteśmy początkującymi kucharzami - właśnie zdaje sobie sprawę co powiedziałam. Nasze spojrzenia się krzyżują.
- Trudno jest robić małe kroczki, co? - mówi, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Gotuj - szturcha mnie lekko biodrem.
- Dobrze, kochanie - uśmiecham się pod nosem. On kroi ziemniaki gdy ja zabieram się za przygotowywanie różnych sosów. Po chwili ciszy Luke sięga do kieszeni i wyjmuje telefon z, którego puszą muzykę. Od razu zaczynamy śpiewać pod nosem. Nie mogę się powstrzymać przed lekkim kręcenie biodrami i głupimi usmiechami - Myślisz, że serduszka jako frytki będą dobre? - patrzę na wycięte ziemniaki - No co? Chciałem być romantyczny - wracam do śpiewania pod nosem, gdy on robi dokładanie to samo.
Pół godziny później stoimy przed wielkim garnkiem.
- No dobrze teraz wielka chwila - każde z nas trzyma trochę frytek w ręce - Na trzy - Luke wybucha śmiechem.
- Trzy - i nie czeka na mnie po prostu wrzuca je do środka, a ja po chwili go doganiam - Nie zauważyłaś - mówi nagle.
- Czego? - pokazuje za mnie.
- Kupiłem ekspres - nie sprawdzam jego wydatków na koncie.
- Wow, koniec z rozsypaną kawą?
- Staram się - siadam na blacie.
- Zrób mi kawę, sprawdzę - najpierw jednak wyjmuje frytki.
- Myślisz, że sprzedałabyś walentynkowe frytki w kształcie serduszek? - nasza rozmowa się nie klei. W kółko wirujemy wokół bezpiecznych tematów, które nie mają nas ranić.
- Pewnie tak - Luke podaje mi kawę. Faktycznie nic nie rozsypał.
- Czas spróbować nasze dzieło, Nikki - macza frytkę w jednym z moich sosów, które wcześniej spróbował i wyciąga do mnie rękę - Otwórz buzie - nie zrywamy kontaktu wzrokowego - Sprawdź czy z moich rąk smakuje lepiej - to jest coś co kochałam. Ta stanowczość, jego pewność do tego jak bardzo jak bardzo go pragnę. Otwieram usta i wsuwa mi do ust frytkę. Nie chodzi o smak. Chodzi o niego gdy macza resztę i wkłada do swoich ust - Lepsze od tych z Kate?
- Frytkowate - Luke parska śmiechem.
- Frytkowate - potwierdza i zabiera kolejne kilka.
Następne kilka godzin spędzamy na nijakiej rozmowie w kuchni, więcej jedząc niż rozmawiając, a potem się żegnamy.
- Miło było spędzić z tobą czas - mówi przy drzwiach. Nie jestem pewna czy jest do tego przekonany.
- Zadzwonisz? - kiwam głową i znikam za drzwiami w śmiesznie wyciętej koszulce polo i torebką na ramieniu.
Chciałabym, żebyśmy znowu nie mogli przestać się dotykać. A rozmowa toczyła się gładko, żebyśmy byli aż za blisko, żeby nie wypuścił mnie z mieszkania. Jednak to są małe kroczki.
Tylko czy to małe kroczki prowadzą do zakochania? Czy te niespodziewane. Te chęci z poczucia pustki gdy twojego ukochanego nie ma obok ciebie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro