•19• Zapada wyrok
Wielka prawda o naszym małżeństwie? Chciałem tego, cholernie tego chciałem. Byłaś jedyną dziewczyną z jaką kiedykolwiek chciałem spędzić życie, ale nigdy nie jest tak cukierkowo, prawda? Myślę, ze to zaczęło się w trzecim roku małżeństwa. Nie chodziło o duze rzeczy, ale o to jak rożni się nasze postrzeganie świata.
Ja uważałem, ze jestem tym, który musi o ciebie dbać. Ty uważałaś, ze mam po prostu spełniać marzenia. Tak się nie da wiesz? Co gdyby twoja firma to była porazka? Albo gdybym ja nie sprzedawał obrazów? Rozumiesz o co chodzi, prawda? Marzenia nie zapewnią ci utrzymania. Spełniasz swoje i to nie kosztem moich, ale czułem jakbym ci to umozliwiał, wiesz?
Mogę winić ciebie za to co się stało, ale to nie prawda. Jestem odpowiedzialny za to w duzo większej mierze od ciebie. Praca mnie zmieniła, ale to już wiesz. Biegnę za pieniędzmi, biegnę za uznaniem. Ty? Biegniesz za marzeniami i to mnie cholernie wkurzało. Jesteś trochę jak Piotruś Pan, który nie chce dorosnąć. Wiesz dlaczego, prawda? Żyłaś jak w bańce do, której mnie nie dopuściłaś, a ja ją przerwałem.
Czasem w głowie powtarzałem jakim jesteś gówniarzem, a potem przypominam sobie, że tu nie chodzi o wiek.
Zazdrościłem ci bycia marzycielem, więc dążyłem do sukcesu w firmie i straciłem ciebie. Czujesz jak twoja bańka pęka? Zrozumiałem to jakiś czas temu gdy ty przestałaś wracać do domu i stałaś się kimś podobnym do mnie. To głupie, ale wtedy jeszcze bardziej mnie wkurzyłaś.
Nie rozmawiamy. To nasz problem.
Nie dotykam cię, ale przysięgam, że nie dotykam też nikogo innego. Chciałbym znowu czuć tę potrzebę. Chciałbym czuć miłość do ciebie, a nie zazdrość czy rozczarowanie. Samolubny ze mnie gnojek, co?
Nie wiem czy to da się naprawić. Nie wiem czy miłość może wrócić, ale wiem jedno musielibyśmy przewartościować nasze życie. To ja muszę być gotowy to zrobić.
Pomożesz mi odnaleźć siebie, Nikki?
Nie mogę ci nic obiecać, ale możemy razem zniszczyć wszystkie koszulki polo. To już coś, prawda?
Jestem twój.
To normalne, że płacze prawda? On pewnie też płacze. Mam nadzieje, że też to robi. Stałam się koszmarem własnego męża czy może być coś gorszego? Gdy on nie chce cię dotykać, bo ci zazdrości. Gdy on nie chce cię dotykać, ale zarabia dla ciebie. Gdzie tu jest sens? Miłość nie ma sensu.
Nie zrezygnuje z pracy, ale mogę mu pomoc. Pomogę nam. On też tego chce, wierze w to.
Wybieram jego numer.
Odbiera po drugim sygnale.
- Hej - milczy chwile.
- Cześć - słyszę szumy i głosy innych ludzi. Musi być w pracy. To normalne - Przeczytałem.
- Ja też - znowu milczenie.
- Mogę przyjść do ciebie do pracy? Możesz ty mi zrobić kawę, żebym jej nie wysypał.
- Nigdy tu nie byłeś... - wzdycha.
- Wiem i chyba teraz lepiej rozumiesz dlaczego - on mnie nie obwinia, on obwinia siebie.
- Jesteś tu zawsze miłe widziany. Przedstaw się po nazwisku tylko - znowu cisza.
- Nikki? - mówi niepewnie.
- Tak?
- Przepraszam za wszystko - zdrapuje czarny lakier z paznokci.
- Damy radę, Luke, ale musimy tego chcieć, a nie być zobowiązani - znowu wzdycha.
- Myślisz, że można się w kimś zakochać na nowo?
- Chyba będziemy musieli przekonać się na własnej skórze.
- Czekaj na mnie, będę po szesnastej - gdzie indziej miałabym być?
Chodzę nerwowo z miejsca w miejsce. Projektuje nowe pomysły, rozdzielać zadania. Nie jestem dzisiaj ubrana w seksowną sukienkę. Mam na sobie zwykle jeansy i sweter i moje blond włosy spięte w kucyk. Może to też coś co muszę zmienić? Bardziej zadbać o to, że muszę się podobać.
- Cześć - aż podskakuje - Nie chciałem cię wystraszyć - czy to źle, że chce go przytulić?
- Nie chodźmy wokół siebie na paluszkach - kiwa głową i staje przy oknie.
- Jestem tu pierwszy raz odkąd to biuro zostało skończone - opiera dłonie o szybę - Chyba mam poważny problem. Osiągnęłaś sukces.
- Ty też.
- Dostałem awans - opiera czoło o szybę.
- To chyba dobrze, prawda? - kiwa głową.
- Pamiętasz jak świętowaliśmy pierwszy? Bo ja szczerze zapomniałem, do póki nie przeczytałem twojego notesu.
- Pamiętam wszystko, Luke - stoję obok niego u gapie się na jego przystojną twarz. Na jego szczęce wyjątkowo można zobaczyć cień zarostu, o dziwo nie ma krawatu.
- To tak jakbym chciał coś na śmieciach - mówi - Prawie cię zdradziłem - wbijam paznokcie w dłonie - Raz, prawie kogoś pocałowałem.
- Prawie? - obraca głowę w moją stronę.
- Odwróciłem głowę, więcej nie byłem nawet blisko.
- Chciałeś jej? - waham się - Pożądałeś jej?
- Oboje mieliśmy problemy w małzeństwie. Bardziej była takim dobrym duchem - jeszcze nigdy tak dużo nie płakałam. Łzy lecą same. On mnie nie dotyka, bo wie, że to by nie było prawdziwe.
- Kim ona jest?
- Żoną innego pracownika - przechodzą mnie ciarki po ciele.
- Żałujesz? - pytam cicho. Chyba boje się odpowiedzi.
- Marnowania czasu na pogaduszki z nią zamiast dogadać się z tobą? Tak. Że chciałem pocałować ją, a nie ciebie? Tak - nic nie odpowiadam -Chodźmy na kolacje - patrzę na niego pytająco - Na co masz ochotę? A może chcesz iść do pubu? Upijemy się w swoim towarzystwie i zaplanujemy przyszłość.
- Nie masz jutro pracy? Jest środa.
- Dostałem awans. Niech uzna to za świętowanie zwycięstwa.
- Chodźmy do pubu - kolejne skinienie głowy.
- Możesz tak po prostu wyjść? - moje kąciki ust minimalnie unoszą się ku górze.
- Tak, jestem u siebie - bycie artystą jest o wiele trudniejsze i oboje zdajemy sobie z tego sprawę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro